Zen x Reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamówienie dla Yuuki_Nightmare i VeronikaStarlight

*********************

-(Reader) choć, mieliśmy jechać do lasu! - Zen stał pod moim oknem czekając na odpowiedź.
Wychyliłam się i odkrzyknęłam.

-Zen, chwileczkę, już jestem prawie gotowa. - usiłowałam w biegu założyć spodnie lecz nogi zaplątały mi się i runęłam jak długa na podłogę.

-Karzę przygotować ci konia. - oznajmił książe i ruszył w kierunku stajni. 

Zen i ja jesteśmy przyjaciółmi od dzieciństwa.  Nie jestem księżniczką ale jemu to nie przeszkadza. Wiem to, wiele razy mi mówił. Jest to bardzo miły chłopak. Wiem, że pewnego dnia będzie wspaniałym królem.
Często wybieraliśmy się na konne przejażdżki. Szczerzę to chyba bardziej traktuje mnie jak przyjaciela niż przyjaciółkę. Nie przeszkadza mi to. Od dziecka byłam wychowywana wśród braci, więc tak też mi zostało.

Otrząsnęłam się, biegiem wsunęłam buty i wybiegłam z mieszkania chwytając torebkę z lunchem leżącą na komodzie. 

Gdy dotarłam do stajni stały tam już dwa pięknie wyszykowane konie.  Jeden śnieżnobiały a drugi (jaki tylko chcesz, wybierz sobie maść).

-Jedziemy?- Spytał białowłosy i podał mi rękę.  Skinęłam głową.

-Księciu nie wypada odmawiać. - uśmiechnęłam się a chłopak pomógł mi wejść na konia. Wzięłam wodze w ręce , lekko stuknęłam konia w boki i ruszyliśmy. Jechaliśmy bardzo wolno, aż za wolno. Kopyta koni uderzały w równym tempie.
Zaczęłam przyspieszać. 

-(Reader) co ty robisz? Damie tak nie wypada. - wołał niebieskooki.

-Boisz się, że cię pokonam? - zaśmiałam się i przeszłam w galop.

-Nigdy mnie nie przegonisz. - zawzięcie Zen próbował mnie wyprzedzić. Pędziliśmy bardzo szybko w stronę lasu. Piękna polana i strumyk otaczały nas z dwóch stron. Wkroczyliśmy w strefę drzew.  Książe był coraz bliżej jednak nadal wyprzedzałam go o łeb. W jednej chwili przez dróżkę przebiegła sarna i wystraszyła mojego konia. Ten podniósł się na tylnych kopytach i zrzucił mnie z grzbietu. Boleśnie upadłam na ziemię. 

-Prrr- mruknął Zen, zszedł z konia i szybko podbiegł do mnie. Nachylił się nade mną łapiąc odruchowo moją dłoń.

-(Reader) nic ci nie jest? - wysapał. Podniosłam się masując lewą ręką po obolałej głowie.

-Nie, wszystko gra. - ubrudzona uśmiechnęłam się do chłopaka. Ten opadł na ziemię z ulgą.

-Już myślałem, że straciłaś przytomność. Długo się nie ruszałaś.

-Nie no co ty, ja? - jego dłoń nadal ściskała moją. Nie zwracałam na to uwagi, wkońcu to nic nie znaczy. Martwił się, to wszystko.
Czułam tam przyjemne ciepło, mimowolnie spojrzałam się w tamto miejsce. 

-Yyy... Przepraszam. - Zen zorientowawszy się, że jego dłoń nadal ściska moją, speszony odskoczył z burakiem na twarzy.

-Nic nie szkodzi. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. - uśmiechnęłam się szeroko.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i sam pierwszy wstał ,by pomóc mi. 

-Dziękuję.- otrzepałam się i zaraz dodałam. - Jedziemy? 

-Może odpocznijmy, tu obok jest polanka, pamiętasz?  - spytał białowłosy prowadząc konie.

-Tak! To tam się poznaliśmy! - krzyknęłam uradowana. To było tak dawno lecz pamiętam to jak dziś.

Mała ja wyszła sobie do lasu z mamą nazbierać jagód do ciasta. Na samym brzegu tej polanki w środku lasu były bardzo smaczne. W pewnym momencie odłączyłam się od rodzicielki i straciłam z nią kontakt. Nie przejmowałam się tym tylko usiadłam wśród krzaczków i zamiast zbierać do koszyczka, wpakowywałam je sobie do buzi. Nagle obok mnie usłyszałam szmer. Cała umorusana odwróciłam głowę. 
Stał tam mały chłopczyk z śnieżnobiałymi włosami i niebieskimi jak ocean oczami.

-Mitsuhide, patrz co znalazłem! - pisnął chłopczyk. Podszedł do mnie drugi chłopak, starszy z turkusowymi włosami i brązowymi oczami. Uśmiechnął się do mnie i powiedział łagodnym głosem.

-Cześć, zgubiłaś się? - wyciągnął chusteczkę i otarł mi brudną buzię.

-Nie, mama tam gdzieś jest. - nie byłam dzieckiem bojaźliwym.

-Książe,choćmy poszukać tej damy jej mamy. - chłopak uśmiechnął się a Mitsuhide wziął mnie na ręce. Po krótkim czasie oddali mnie mojej mamie.

-Nic się tu nie zmieniło. - uśmiechnął się Zen.

Przywiązawszy konie usiedliśmy na trawie. Był słoneczny i ciepły dzień. Lekki wiatr szumiał w trawie i porywał nasze włosy a zapach rosnących tu kwiatów był cudowny.

-(Reader)?- spojrzał na mnie Zen.

-Tak panie? - zachichotałam.

-Mówiłem ci żebyś mnie tak nie nazywała. - zaczerwienił się.

-Przepraszam ale tak słodko wyglądasz ,gdy się denerwujesz. - wypaliłam na co zrobił większego
buraka.  Wybuchłam śmiechem.
Chłopak wpatrywał się we mnie uważnie po czym niepewnie zaczął.

-Wiesz...ja...

-Książe! - przerwał mu głos wybiegający z lasu wprost na polanę. Zdyszany Mitsuhide stanął obok nas.

-Co się stało? - spytał zdezorientowany Zen.

-Twój brat przyjechał, i... I.. Chciał... Cię... Widzieć... - wysapał.

-Akurat w tym momencie... - mruknął wkurzony.

-Pannę (Reader) też- dodał brązowooki.

-Słucham? Mnie? - zmarszczyłam brwi z niedowierzania.

-Tak.

Zen odwiązał konie.

-Mitsuhide a gdzie twój? - spytał Zen. 

-Ja, ten...śpieszyłem się i...- tłumaczył się.

-Pojedź na moim ja pojadę z Zenem, to znaczy z księciem.- wtrąciłam się. Brązowooki popatrzył się na mnie a potem na chłopaka a ten skinął głową.

*W zamku*

Weszliśmy do ogromnego pokoju.
Ukłoniłam się widząc starszego brata Zena.

-Witaj bracie, po co nas chciałeś widzieć?

-Mitsuhide mówił, że wybrałeś się na przejażdżkę ze swoją dziewczyną. Chciałem ją poznać.

-yy, to nie,... Ona... My... Nie... Jeszcze...to znaczy- zaczerwienił się Zen i warknął po cichu.
"zabije cię Mitsuhide".

-Nazywam się (imię i nazwisko) panie. - ukłoniłam się. Blondyn podszedł do mnie i uważnie obejrzał. No tak, nie zdążyłam się nawet przebrać, brudna, w spodniach jeździeckich i rozczochranych włosach.

-Przepraszam za mój karygodny wygląd panie ,ale nie zdążyłam się przebrać.

-Muszę bracie przyznać, że niezły masz gust do kobiet. - uśmiechną się blondyn.

-Dziękuję panie. - ukłoniłam się. Zen szybko chwycił mnie za ręke i wyprowadził z sali. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy zatrzasnął drzwi. Przyparł mnie do ściany i wpił się w moje usta. Rozszerzyłam oczy. Byłam zaskoczona. Po chwili jednak odwzajemniłam miły gest. Zamknęłam łagodnie oczy i oddałam się chwili.

-Kocham cię- wyszeptał Zen.

-To mi usiłowałeś powiedzieć dziś na polanie? - uśmiechnęłam się.

-T-Tak jakby... Ale tak jakoś nie wyszło, bo ten jakże głupi osobnik musiał...

-Oj cicho już bądź tylko mnie pocałuj jeszcze raz. - odparłam i ponownie złączyliśmy nasze usta.

-A nie mówiłem! - wychylił się zza drzwi blondyn wraz z niebieskowłosym. Odskoczyliśmy od siebie spalając buraki.

-Ty! - wskazał Zen na Mitsuhide. - Ty to wszystko uknułeś!

-Ale...- zaczął.

-To ja, wiedziałem o was i widziałem jak się zachowywałeś przy niej. Chcieliśmy wam pomóc. - uśmiechnął się blondyn.

-Wy...! - Zen wściekł się a wszyscy wybuchli śmiechem.

*********************
Jest ponad 1000 słów!  No to się rozpisałam. Mam nadzieję, że się podobało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro