🦇Thank you🦇

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Madison

Jak wszyscy przyszłam na pogrzeb naszego „kochanego" burmistrza, złożyłam kondolencje wdowie oraz jej synowi, pomodliłam się i starałam się nie myśleć o tajemniczym, psychopatycznym mordercy grasującym w naszym zjebanym mieście.

Nagle przed nami postawili barierki, nie mogliśmy nawet przejść, już wiem dlaczego.
Grube ryby zawitały w naszym kościele.
Wszyscy wyglądali elegancko i luksusowo tylko nie on.
Nie ten jeden mężczyzna który wyglądał jak bogaty narkoman.
Bruce Wayne.

Przez chwilę nasze spojrzenia spotkały się, wcześniej nigdy czegoś takiego nie czułam.
pTo pewnie przez ten cholerny chłód przecież jedno spojrzenie nic nie zrobi.

Wayne poszedł dalej, nagle przyłączyła się do niego przyszła pani burmistrz, zaczęli rozmawiać po czym kobieta poszła złożyć kondolencje, a jej towarzysz został sam.

Wtem usłyszałam warkot samochodu.
No chyba kurwa nie..
Tego się jeszcze nie spodziewałam.

Przez główne wejście do kościoła wjechała uzbrojona furgonetka obmalowana przeróżnymi napisami.
Nagle z przerażeniem spojrzałam na syna burmistrza, stał bezczynnie i patrzył się na nadjeżdżający samochód.
Na szczęście uratował go Bruce Wayne.

Ten to ma jakiś syndrom ratowania..
Chwila.
Przyjrzałam się mu, wyglądał bardzo podobnie do..
Japierdziele.
On jest Batmanem..

Kurwa..

- Wysiadaj z samochodu! – to były ostatnie słowa jakie zdążyłam usłyszeć ponieważ funkcjonariusze kazali nam wyjść

No zajebiście.
Ja tu chciałam zobaczyć akcje i dupa.
No dobra czas wrócić do domu, wypić kawę, nachlać się, pobić się z kimś..

——/

Wróciłam do mieszkania i włączyłam wiadomości.

- W kościele świętego Antoniego wybuchła bomba znajdująca się na szyi funkcjonariusza GCPD Gila Colsona. Podejrzewamy, że wybuch był spowodowany przez tak zwanego „Riddlera" który na chwilę przed wybuchem nagrał filmik na YouTube w którym zadawał mężczyźnie trzy zagadki. Jak wiadomo nie ma żadnych innych ofiar śmiertelnych- – wyłączyłam telewizor i poszłam zrobić sobie herbatę

Czemu nie powiedzieli nic o Batmanie?
Włączyłam YouTube'a i wyszukałam kanał o którym mówili w telewizji.

Ostatni film. 1h temu

Weszłam w wideo, wyglądało conajmniej przerażająco.
Było to nagranie wideo rozmowy między Riddlerem a Batmanem i Colsonem.

Bruce patrzył się w kamerę bezemocyjnym wzrokiem podczas gdy psychol zadawał zagadki przerażonemu funkcjonariuszowi z pikającą bombą na szyi.

Gdy padła ostatnia zagadka bomba wybuchła niszcząc telefon i kończąc nagranie.

Japierdole..
Ten człowiek jest nienormalny..

Rzuciłam telefon na kanapę i wlałam gorącą wodę do kubka.
A właściwie..
Po co ja piję tandetną herbatę skoro mogę się nachlać, pójść do klubu i może przy okazji okraść jakiegoś bogatego naiwniaka?

Poczekałam aż herbata wystygnie i wypiłam ją na raz.
Następnie poszłam do szafy i wybrałam jakąś obcisłą, czerwoną sukienkę z wycięciem na udzie i dużym dekoltem.

Dodałam jeszcze czerwony naszyjnik oraz kolczyki i byłam gotowa.
Umalowałam się, wzięłam torebkę, szpilki i wyszłam.

Było już dosyć ciemno. W takim mieście trzeba uważać na to gdzie i kiedy chodzisz dlatego starałam się unikać ciasnych uliczek mimo iż znałam sztuki walki.

Dotarłam do klubu Iceberg Lounge. Byłam tam już, mnóstwo kroplarzy i bogatych prawników lub prokuratorów którzy prowadzą układy z właścicielem.

- A ty co tu robisz niunia? Wstęp wzbroniony. – powiedział do mnie ochroniarz, już miałam coś odpowiedzieć gdy od tyłu zaszedł mnie Pingwin

- Spokojnie ona jest ze mną. – poklepał go po ramieniu i uśmiechnął się w moją stronę odsłaniając mi drogę do windy – Panie przodem

Nacisnęłam przycisk z wygrawerowanym numerem piętra i pojechaliśmy.

- Powiedz mi Madi. Co dokładnie tutaj robisz? – spytał mnie właściciel

- Nie twoja sprawa. – warknęłam na co ten rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie

- Pamiętaj, że beze mnie nie weszłabyś do Minus 44. – powiedział

- Przyszłam się nachlać ok? Nudziło mi się i miałam ochotę się zabawić. – westchnęłam, nie miałam zamiaru mówić mu o kradzieży, nie chciałam robić sobie kłopotów

Gdy drzwi się otworzyły, podeszłam do baru wcześniej lekceważąc spojrzenia i teksty jakiś pijanych mężczyzn.
Większość z nich to prokuratorzy, prawnicy albo gliny.

- Najmocniejsze co macie – powiedziałam do barmana który od razu wykonał moje polecenie

- Proszę bardzo – podał mi drinka, a ja mu podziękowałam

- Dzięki – puściłam mu oczko i wypiłam połowę

Dobra, wypiłam już z cztery drinki.
Czas na zabawę.

- Hej kotku.. co tam? – spytałam jakiegoś wysokiego, czarnowłosego mężczyznę

- Cześć.. – uśmiechnął się, usiadłam mu na kolanach i niespodziewanie wyciągnęłam portfel z kieszeni, wymacałam banknoty i włożyłam je sobie do torebki

Nie minęło dwadzieścia minut, a ja już obrabowałam parę osób.

Myślę, że chyba starczy na dzisiaj.
Podeszłam do windy, ostatni raz obróciłam się twarzą do klubu i ujrzałam jakiegoś mężczyznę który się na mnie gapił.
Nieświadoma i pijana uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko po czym wsiadłam do windy.

- Do zobaczenia. – pożegnałam się z bliźniakami stojącymi przy drzwiach i wyszłam na powietrze

Świat cholernie się chwiał i falował.
I jak ja tu kurwa mam dojść do domu?

Nagle za sobą usłyszałam szczęk metalu, to drzwi się zamknęły, ktoś właśnie wszedł albo wyszedł.
Obróciłam się i ujrzałam tego samego mężczyznę, podszedł do mnie i złapał mnie za udo.

- Hej maleńka.. chcesz się zabawić? – spytał przesuwając rękę coraz wyżej

- Ne dzuięki – odparłam i chciałam się odsunąć lecz oczywiście byłam bardzo pijana

Mężczyzna chyba się wkurzył bo walnął mnie z całej siły pięścią, kurwa ale to bolało, uchyliłam się przed następnym ciosem lecz potem się nie udało, wylądowałam na ziemi, napastnik właśnie zamachnął się na moje żebra i zdążył w nie nawet uderzyć co sprawiło mi ogromny ból.

Czułam jakbym wykrwawiała się coraz bardziej, moje powieki stały się ciężkie, już miałam odlecieć gdy nagle mężczyzna upadł na ziemię, ktoś zaczął z nim walczyć.

Z tego co udało mi się ledwo zobaczyć, był to Batman.
Gdy „Pan Zemsta" powalił napastnika wyciągnął rękę w moją stronę.
Chciałam ją chwycić lecz nie zdążyłam ponieważ moje powieki same się zamknęły.

Jedyne co dalej pamiętam to warkot motoru.
Potem była tylko ciemność.

Pov. Bruce

Byłem na pogrzebie burmistrza.
Musiałem pójść.

Nagle wśród tłumu zauważyłem kogoś, była to wysoka, szczupła dziewczyna o ciemnobrązowych włosach które, można było powiedzieć, że wchodziły w czerń, jej przenikliwe, szaro - zielone oczy patrzyły teraz na mnie. Gdy nasze spojrzenia przez chwilę się spotkały, poczułem jakieś dziwne uczucie.
Jakby.. nagle poczułem, że moje cierpienie i smutek zniknęły przez sekundę.

To pewnie jakiś.. zbieg okoliczności...

Po chwili przyłączyła się do mnie pani burmistrz, poczekałem aż złoży kondolencje wdowie i jej synowi.
Nagle z daleka usłyszałem pisk opon i krzyki ludzi.
Riddler.

Do kościoła wjechała opancerzona furgonetka, pokryta była różnymi napisami.
Nagle mały chłopczyk wyszedł prosto na furgonetkę.
Rzuciłem się na niego i odepchnąłem żeby nic mu się nie stało.

- Wysiadaj do cholery! – usłyszałem krzyk Gordona który razem z innymi policjantami celował w samochód

Nagle drzwi otworzyły się i wyszedł z nich przerażony Colson, miał usta zaklejone taśmą klejącą, a na szyi pikała mu bomba.
Ludzie zaczęli uciekać, wkrótce budynek był już opróżniony.

Kurwa..
Spojrzałem na karteczkę na jego klatce piersiowej.

„Do Batmana"

Wyszedłem za tłumem i pobiegłem się przebrać.

Gdy wróciłem, komandosi byli schowani za tarczami, a Gordon stał wyprostowany i patrzył na kamerkę robota którego posłali do przerażonego Colsona.

Okazało się, że ten psychol cały czas do mnie dzwonił.
Powoli odebrałem i moim oczom ukazał się Riddler we własnej osobie.

Time skip

- On maluje oczy?

- Dawajcie ściągamy- – policjant nie zdążył dokończyć ponieważ zerwałem się i walnąłem go w twarz

- Ej ej! Uspokójcie się wszyscy! – krzyknął Gordon

- I ty go jeszcze bronisz? – spytał jakiś ważniak

Nie słuchałem za bardzo, odpowiadałem co popadnie po czym zostałem sam na sam w sali z moim sprzymierzeńcem.

Dał mi klucz, miałem uderzyć go w twarz i uciec.
Udało się, chwilę później zleciałem na dół i skierowałem się do Iceberg Lounge żeby pogadać z pingwinem.

Gdy wszedłem do środka powitała mnie głośna muzyka i okrzyki ludzi.
Wdałem się w bójkę z ochroniarzami, lecz po chwili zjawił się mężczyzna z którym chciałem podyskutować.

—-
Gdy skończyłem rozmawiać zacząłem iść w stronę wyjścia z klubu. I zauważyłem jakąś dziewczynę, wyglądała podobnie do tej którą spotkałem na pogrzebie, za nią szedł jakiś gość.
Nie wyglądał jakby miał wobec niej dobre zamiary.

Postanowiłem ich śledzić, nie dotarli za daleko, gdy dziewczyna zatrzymała się i zaczęła czekać na taksówkę, ten podszedł do niej i zaczął rozmawiać przy okazji wkładając jej rękę po sukienkę.

Dziewczyna przywaliła mu, i zdążyła uchylić się przed jednym atakiem lecz była chyba za bardzo pijana żeby dalej walczyć dlatego poddała się i mężczyzna zaczął ją bić.

Zainterweniowałem.
Gdy już uporałem się z nim podałem jej rękę żeby pomoc wstać lecz ona zdążyła już zemdleć.

Ugh..
Nie mam wyboru..
Muszę zabrać ją do siebie.

Wziąłem ją na ręce i posadziłem na motorze po czym odpaliłem silnik i pojechałem do kryjówki.

- Kim ona jest? – spytał Alfred gdy położyłem dziewczynę na moim łóżku

- Nie wiem. – odparłem szczerze

- Nigdy nie sprowadzałeś obcych do domu Bruce. Widzę jak na nią patrzysz. – starszy mężczyzna usiadł na fotelu

- Musimy ją opatrzyć. – oznajmiłem ignorując to co powiedział

Wziąłem bandaże który podał mi Alfred i owinąłem nim jej żebra i ramię.
Przykryłem ją kołdrą i usiadłem na fotelu czekając aż się obudzi.

Nie trwało to długo.
Ciemnowłosa otworzyła powieki i rozejrzała się po pokoju.

- Gdzie ja.. jestem? – spytała szeptem

- W wieży Wayne'ów. – odparł mój przyjaciel

- Alfred! – syknąłem

- Spokojnie. I tak wiem kim jesteś pod tą
maską Bruce. – powiedziała dziewczyna co bardzo mnie zdziwiło

- Jak? – spytałem

- Umiem słuchać, i potrafię łączyć kropki. Wzrok też mam niezły – uśmiechnęła się przez chwilę po czym jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu

- Spokojnie. Musisz odpocząć. – powiedziałem do niej i poszedłem się przebrać

- Jak masz na imię? – spytał ją Alfred robiąc jej śniadanie

- Madison. – odparła

Śliczne imię..

- Strasznie tu ponuro. Przydałoby się więcej światła, kolorów. Kurde ile lat wy tu mieszkacie? – odezwała się „pani architekt"

Uśmiechnąłem się lekko.

- Dosyć długo.

Poszedłem do Alfreda żeby uzgodnić z nim kiedy odwieziemy Madison do domu.

- Nie może zostać tu wiecznie, ale ty chyba nie chcesz żeby zniknęła. – kurwa jak, on czyta w myślach czy co? – Potrzebujesz kogoś kto odgoni od ciebie ten cały mrok i cierpienie. I uważasz, że ona jest tą osobą. – on za dobrze mnie zna

- Może i masz rację.. – przyznałem i wróciłem do pokoju w którym leżała Madison

- Mogłabym się przebrać? Ta sukienka nie jest do końca wygodna – mruknęła

- Tam masz garderobę, weź co chcesz. – wskazałem na ogromne pomieszczenie

- Dzięki. – odparła i poszła się przebrać

Usiadłem na fotelu i patrzyłem na zamknięte drzwi tylko po to żeby zobaczyć jak zaraz stamtąd wyjdzie.

- Podoba ci się. – powiedział Alfred z uśmiechem na twarzy

- Wcale nie. – upierałem się

- Wcale tak.

- Nie. – w sumie, kogo ja oszukuję? Oczywiście, że mi się podoba, jest ładna i miła..

- Wiem, że tak.

- Nie. Naprawdę nie. – nie chciałem żeby się dowiedziała, mógłbym narazić ją na niebezpieczeństwo, nie przeżyłbym straty kolejnej ukochanej osoby

- Uwierz mi. Trzymanie takich uczuć w sobie może się źle skończyć. – powiedział i poszedł do kuchni

Gdy Madison wyszła z garderoby miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, pierwszy raz od dawna ktoś tak na mnie zadziałał.

- Co? Nie było nic w moim rozmiarze. – prychnęła jednak widziałem, że pod nosem uśmiechnęła się lekko

Miała na sobie moją szarą koszulkę oraz czarne dresy które nosiłem jak byłem nastolatkiem.
Tylko, że to wszystko było na nią za duże przez co wyglądała jakby nałożyła na siebie worki na śmieci.
Do tego były jeszcze moje stare tenisówki, mówiąc stare mam na myśli kilkunastoletnie których nie nosiłem od dawna, a ostatni raz miałem je na sobie gdy kończyłem dziesięć lat.

- Ale serio możesz zdjąć już ten kostium. – powiedziała do mnie unosząc brwi do góry

- To nie jest kostium. – odparłem

- To co niby? Zbroja to to napewno nie jest. – zaśmiała się, a ja się uśmiechnąłem

Ta dziewczyna naprawdę mocno na mnie działa.

Pov. Madison

Wyglądałam komicznie w jego ciuchach, ale lepsze to niż moja obcisła sukienka.

Spojrzałam na niego, widziałam, że powstrzymywał się od śmiechu.

- Co? Nie było nic w moim rozmiarze. – prychnęłam uśmiechając się pod nosem, kurna chyba to zauważył

Usiadłam z powrotem na łóżku i spojrzałam na Bruce'a, wciąż miał na sobie ten strój.

- Ale serio możesz zdjąć już ten kostium. – powiedziałam do niego unosząc brwi do góry

- To nie jest kostium. – odparł

- To co niby? Zbroja to to napewno nie jest. – zaśmiałam się na co on odpowiedział mi uśmiechem

Ciemnowłosy wstał i poszedł do łazienki która znajdowała się blisko sypialni. 
Czy akurat wtedy musiało mi się zachcieć siku?

Wstałam powoli krzywiąc się z bólu i poszłam w stronę łazienki.

Zapukałam i weszłam do środka.
Zastałam Bruce'a w samych dresach, gdy spojrzałam przez przypadek na jego klatkę piersiową serce mi przyspieszyło, a policzki zrobiły się całe czerwone.

- Um.. sory ja- – nie zdążyłam dokończyć gdyż on tak po prostu mnie pocałował

Nie chciałam przerywać tej chwili.
Chciałam żeby trwała wiecznie, ale on chyba pomyślał, że źle zrobił bo po chwili oderwał się ode mnie i chciał wyjść z łazienki.

- Eee ja w sensie.. może ja już pójdę- – prawie złapał za klamkę lecz powstrzymałam go

- Czekaj. – złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie

- Madison, ale- – nie zdążył dokończyć gdyż tym razem ja delikatnie wbiłam się w jego usta

Zdziwiony Bruce oddał pocałunek i przyciągnął mnie jeszcze bliżej.

Nigdy nie czułam czegoś takiego.
To było wspaniałe uczucie.
Byłam tak szczęśliwa jak nigdy dotąd.

Chciałam położyć mu ręce na szyi lecz gdy to zrobiłam moje ramię zaczęło cholernie boleć.

- Kurwa- – przeklęłam przez co oboje zachichotaliśmy

- Chyba powinniśmy już wyjść z łazienki.. – zasugerował ciemnowłosy

- Wciąż mi się chce siku – zaśmiałam się

Spojrzałam na niego znacząco. Zrozumiał, że ma wyjść i po chwili zostawił mnie samą zabierając swoje rzeczy.

Pov. Bruce

Gdy wyszedłem z łazienki byłem przepełniony szczęściem. Naprawdę nigdy się tak nie czułem. Teraz już wiem, że to takiej osoby szukałem przez całe życie.

- Dosyć długo siedzieliście w tej łazience. – Alfred uśmiechnął się do mnie – Czemu panicz taki uśmiechnięty?

- Chyba właśnie znalazłem kogoś kogo szukałem całe życie. – odparłem i poszedłem do sypialni

Pov. Madison

Minął dzień od kiedy Bruce przywiózł mnie do siebie.

Uznali, że już wydobrzałam więc mogę wrócić do domu lecz nie powinnam nadwyrężać brzucha ani ramienia.

- Dzięki za gościnę. – uśmiechnęłam się do mężczyzny i zamknęłam drzwi

Dokładnie w tamtej chwili zrozumiałam jak bardzo nie chcę go opuszczać.

Ale nie mogę tak po prostu wparować im do domu i powiedzieć, że zostaję.
Dlatego poszłam do windy i nacisnęłam parter.

Time skip

Byłam już bardzo blisko mojego mieszkania, gdy nagle usłyszałam syreny, zauważyłam straż pożarną, a mój nos wypełnił zapach dymu.

Nie nie nie..
Błagam tylko nie-
Mój dom..

W moich oczach pojawiły się łzy.
Moja matka była w środku..
Co jeśli ona?
Nie.
Nie mogę nawet o tym myśleć..

Podbiegłam do strażaków i spytałam co się stało.

- Prawdopodobnie to przez kuchenkę, ale nie jesteśmy pewni.

Wbiegłam na górę nie zważając na okrzyki mężczyzn, musiałam zobaczyć co z moją mamą.

I wtedy ją zauważyłam.
Leżała na ziemi, jej ciało nie było spalone, prawdopodobnie zatruła się dymem.

- Mamo! Nie! Nie nie nie proszę nie błagam tylko nie to.. – pod koniec zdania mój głos się załamał, a łzy spłynęły po moich policzkach

- Bardzo mi przykro, ale nie może pani tu zostać. Dym wciąż jest w powietrzu i może się pani zatruć. – powiedział jeden ze strażaków

- To moja matka idioto! Nie mogę jej zostawić! – krzyknęłam przez łzy

- Bardzo mi przykro lecz naprawdę to niebezpieczne tutaj zostać.. – wiedziałam, że on nie miał nic złego na myśli, po prostu nie chciałam zostawiać mojej matki

Nie miałam z rodziny nikogo poza nią..

Z bólem w sercu wyszłam z mieszkania i wsiadłam do taksówki podając adres który jako pierwszy wpadł mi do głowy.
Gdy wysiadłam pobiegłam natychmiast do windy i wcisnęłam odpowiednie piętro.

Drzwi windy się otworzyły, a ja wybiegłam z niej jak szalona i weszłam do mieszkania.

- Madison? Już wróciłaś?- – Bruce nie zdążył dokończyć gdyż ja upadłam na kolana zalewając się łzami

Natychmiast podbiegł do mnie i objął rękoma.

- Co się stało? – spytał zaniepokojony

- Moje mieszkanie- pożar- moja matka ona.. umarła.. – przerywałam słowa gdyż zaczęłam krztusić się łzami gdy je wypowiadałam

- Tak bardzo mi przykro.. – wiedziałam, że akurat on mnie zrozumie, stracił oboje rodziców, ja też

- Bruce.. ja.. – chciałam coś powiedzieć lecz zabrakło mi słów

- Cśśś.. już dobrze.. jesteś bezpieczna.. – pocałował mnie w czoło i mocniej przycisnął do siebie

Udało mi się wyszeptać jeszcze ciche „dziękuje" zanim zamknęłam oczy i wtuliłam się w ukochanego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro