🦇You saved me🦇

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Akcja dzieje się po Riddlerze i po zalaniu miasta.
Pojawia się nowy gang który poluje na ludzi z Midnight Snakes.
Oraz Batmana.

Pov. Bruce

- Panie Wayne! Prosimy o wywiad! – dziennikarze nie dawali mi spokoju, wyjście z wieży bez stroju Batmana jednak nie było dobrym pomysłem

Zacząłem cofać się coraz bardziej, nie miałem jak przecisnąć się przez tłum więc tylko to mi pozostawało.

Nagle w tłumie pojawiła się dziewczyna, nie wyglądała na dziennikarkę nie miała żadnego sprzętu, ubrana była w czarne, obcisłe spodnie, czerwony top, bejsbolówkę i tenisówki.

- Ej! Patrzcie! Czy to nie Batman? – krzyknęła wskazując na jakiś dach, co ona do cholery odwala?

Wszyscy dziennikarze odwrócili się w tamtą stronę, zrozumiałem o co chodzi bo spojrzałem na nią, a ta pociągnęła mnie za sobą.

Za sobą słyszeliśmy jeszcze krzyki dziennikarze lecz dziewczyna nie zwracała na nie uwagi.
Zatrzymała się dopiero kiedy znaleźliśmy się w jakimś opuszczonym magazynie.

- Nie ma za co. – powiedziała gdy uspokoiła oddech

Teraz, gdy usiadła na ziemi i spojrzała na mnie, mogłem się jej lepiej przyjrzeć.
Miała długie, ciemne blond włosy i ślicznie, niebieskie oczy.

- Czemu to zrobiłaś? – spytałem nie odrywając od niej wzroki

- Wyglądałeś jakby zaraz miał cię zjeść jakiś tygrys. Więc postanowiłam się zlitować. – uśmiechnęła się, wyciągnęła z torebki papierosa i zapaliła go

- Kim ty tak w ogóle jesteś? – zadałem kolejne pytanie

- Elena Juarez. Nadkomisarz GCPD. – pokazała odznakę po czym z jej ust wyleciał biały dym powodując na mojej twarzy grymas obrzydzenia

- Palenie szkodzi. – mruknąłem na co ona tylko zaśmiała się i wciągnęła nikotynę po raz kolejny

- Mam na to wyjebane. – prychnęła i już chciała wyjść lecz ja ją zatrzymałem

- Takim podejściem możesz sobie zaszkodzić. I nie mówię tylko o paleniu. Bycie gliną w tym mieście to trudna robota. – warknąłem

- Wiem. Nie musisz mnie pouczać. – wypuściła z ust kolejny kłąb dymu i ruszyła w stronę jakiegoś samochodu który zapewne należał do niej

Najpierw mnie ratuje, a teraz zachowuje się jak nastolatka w okresie buntu.
Zanim wsiadła zauważyłem na jej nadgarstku jakiś symbol.

Podszedłem do niej i złapałem za rękę po czym przyjrzałem się tatuażowi.

- Puść mnie! – wyrwała się i wycelowała do mnie z broni

- Spokojnie. Chcę tylko zobaczyć ten symbol. – powiedziałem na co ona niechętnie oddała mi rękę

Był na niej wytatuowany wąż na tle księżyca otoczony gwiazdami. Dobrze znam ten znak.

- Moonlight Snakes... nie wiedziałem, że przyjmują gangsterki do policji- – po tym słowie dostałem w twarz z prawego sierpowego – To bolało.

- Tak samo jak to co powiedziałeś. – warknęła i wsiadła do samochodu

Gdy odjechała z piskiem opon dotknąłem miejsca w które mnie uderzyła.

Niezła jest.

Pov. Elena

Przechadzałam się spokojnie ulicami Gotham, co jakiś czas ujrzałam kroplarzy, jakieś dziwki, pijaków.
Nagle jednak moją uwagę przykuło jakieś zbiorowisko.
Jebane paparazzi.
Nienawidzę ich.
Zauważyłam, że chcieli się rzucić na tego świętoszka, „niewychodzącego z jaskini, sierotę" Bruce'a Wayne'a.

Wyglądał jakby zaraz miał wejść prosto w paszczę ogromnego tygrysa z płonącymi zębami.
Przyjrzałam mu się, miał ciemne włosy, sięgające do uszu oraz zielone oczy które z przerażeniem patrzyły się na paparazzi.
Uśmiechnęłam się i postanowiłam go uratować.

„Mężczyzna w opałach".
To aż zbyt śmieszne żeby było prawdziwe.

- Ej! Patrzcie! Czy to nie Batman? – krzyknęłam i wskazałam na jakiś dach

Wszyscy jak jakieś sępy zlecieli się pod miejsce które pokazałam, a ja odwróciłam się w stronę Wayne'a.
Pociągnęłam go i zaczęliśmy biec, po drodze słychać było jeszcze krzyki dziennikarzy lecz ani ja ani on nie zwracaliśmy na to uwagi.

Zatrzymałam się dopiero pod moim opuszczonym magazynem.
Usiadłam na chwilę żeby uspokoić oddech.

- Nie ma za co. – powiedziałam dysząc

Spojrzałam na niego, widziałam, że nie odrywa ode mnie wzroku.
Pewnie analizuje czy nie stanowię zagrożenia.

- Czemu to zrobiłaś? – spytał wciąż zachowując kamienną twarz

- Wyglądałeś jakby zaraz miał cię zjeść jakiś tygrys. Więc postanowiłam się zlitować. – uśmiechnęłam się wyciągając z kieszeni papierosa i zapalając go

- Kim ty tak w ogóle jesteś? – kolejne pytanie ja nie mogę

Na chuj mu to.

- Elena Juarez. Nadkomisarz GCPD. – pokazałam odznakę, po czym wypuściłam z ust biały dym przez co wywołałam na jego twarzy grymas obrzydzenia

- Palenie szkodzi. – mruknął, i co z tego, pomagają mi umorzyć ból, i zapomnieć na chwilę o tym pojebanym mieście

- Mam na to wyjebane. – prychnęłam

Po naszej małej konwersacji skierowałam się do wyjścia lecz oczywiście „pan biznesmen" musiał mnie zatrzymać.

- Takim podejściem możesz sobie zaszkodzić. I nie mówię tylko o paleniu. Bycie gliną w tym mieście to trudna robota. – warknął

Mam to głęboko gdzieś.
Lubię swoją robotę, nieważne jakim kosztem muszę ją wykonywać.

- Wiem. Nie musisz mnie pouczać. – syknęłam i ruszyłam w stronę swojego czarnego BMW

Co za natrętny gość.
Prawie wsiadłam już do auta kiedy on nagle złapał mnie za nadgarstek z całej siły.

- Puść mnie! – od razu wyrwałam się i wyjęłam broń

- Spokojnie. Chcę tylko zobaczyć ten symbol. – odparł, a ja dałam mu rękę

Dobrze wiem co teraz będzie.
Nie lubię kiedy ludzie dowiadują się o mojej przeszłości.

- Moonlight Snakes... nie wiedziałem, że przyjmują gangsterki do policji- – nie zdążył dokończyć gdyż przywaliłam mu w twarz z całej siły – To bolało.

- Tak samo jak to co powiedziałeś. – warknęłam i wsiadła do samochodu odjeżdżając z piskiem opon

Mam nadzieję, że więcej go nie spotkam.
Tak, należałam kiedyś do gangu, i to nie byle jakiego.
Moonlight snakes był jednym z najniebezpieczniejszych organizacji w mieście.
Przemycaliśmy i handlowaniśmy wszystkim czym mogliśmy.
Jak ktoś nie zgadzał na nasze oferty, zabijaliśmy, jak się zgadzał, też zabijaliśmy, ale potem żeby nie stracić towaru.
Ludzie na samą myśl o nas drżeli ze strachu, nosiliśmy przydomek „bezlitośni" i dobrze nam było z tym, nikt nie odważył się nam sprzeciwiać.
Wiedział czym to się kończy.
Niczym dobrym.

- Cześć Mila. – przywitałam się z moim owczarkiem niemieckim i poszłam zrobić sobie kawę

Nagle usłyszałam skrzypienie desek, a następnie czyiś głos.

- Policjantka tak słabo chroni swojego domu? A może cały czas myślisz, że skoro byłaś kiedyś w Midnight Snakes to wciąż jesteś bezpieczna? – zajebię go

Wyjęłam broń i przyłożyłam mu do czoła.

- Posłuchaj uważnie Wayne. Nic o mnie nie wiesz. Rozumiesz? Myślisz, że to było łatwe? Tak po prostu przyszłam sobie do policji, na luzie opuściłam najniebezpieczniejszy gang. Myślisz, że łatwo było mi na to zapracować? – pokazałam mu przed nosem odznakę – Nie. Bo kurwa harowałam codziennie żeby pokazać, że nawet gangsterka może zostać dobrym gliną. Do dzisiaj dużo ludzi mnie nie szanuje. Więc jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego. Odstrzelę ci ten zakuty łeb. – chyba trochę mnie poniosło, chociaż w sumie, niech się boi

- Chciałem powiedzieć, że w mieście pojawił się nowy gang. – odparł jakby to co powiedziałam wcześniej w ogóle go nie ruszyło

- I? Czemu ma mnie to obchodzić? – spytałam pijąc łyk kawy

- Ponieważ. Po pierwsze, jesteś gliną. Po drugie, oni polują, na takich jak ty. – warknął i spojrzał na mnie, gdy nasze spojrzenia się spotkały poczułam dreszcz na całym ciele

Powoli odsunęłam się od niego, przy okazji chowając pistolet do szafki.

- Wciąż nie wiem czemu mi to mówisz. – przeczesałam palcami swoje ciemne, blond włosy

Mężczyzna na chwilę zamilkł po czym odpowiedział mi ostrym tonem.

- Uratowałaś mnie. Teraz ja się odwdzięczam. –  głupie wytłumaczenie, ale dobra

- Będę uważać. A teraz wynoś się z mojego mieszkania. – wskazałam ręką drzwi i usiadłam na kanapie

Oglądałam przez chwilę wiadomości, były dosyć nudne, jakieś zjawiska pogodowe, wieści o kradzieżach itp.
Nagle jednak z mojej kurtki policyjnej usłyszałam jakiś dźwięk.
Było to pikanie, a następnie jakieś głosy.

- 25 do 77, zgłoś się. 25 do 77, zgłoś się mamy problem na Red Street. – leniwym krokiem wstałam z kanapy i drżącą ręką wzięłam do ręki krótkofalówkę

- 77 do 25, zgłaszam się, już jadę. – przebrałam się w mundur i wybiegłam z mieszkania biorąc pistolet

Wsiadłam do auta, zapaliłam silnik i pojechałam na Red Street.
Problem to mało powiedziane.
Na samym środku ulicy toczyła się strzelanina, gangi i policja celowały do siebie.
Wydawało mi się, że znam te osoby-

- Sánchez? – krzyknęłam, a wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o zielonych oczach spojrzał na mnie, jego lekko wyraźne kości policzkowe idealnie pasowały do piegów które gdzieniegdzie zdobiły jego opaloną skórę

- ¿Elena? ¿Querida qué haces aquí? – spytał otwierając szeroko oczy za zdziwienia

//Elena? Kochanie co ty tu robisz?//

Wskazałam głową na policjantów stojących za mną.

- Carlos.. tenia que.. – utkwiłam smutne spojrzenie w jego ślicznych oczach

//tłumaczenie; musiałam//

- Nie. Nie musiałaś. – syknął i strzelił w jednego z policjantów

- Carlos przestań! Albo będę musiała cię zaaresztować. – warknęłam

- Nie możesz. Nie zrobisz tego. – widziałam, że się boi, nie chce mnie stracić, wciąż mu na mnie zależy

Nagle z jednego z dachów zeskoczył on.
Batman.
Podszedł do ludzi z „mojego" gangu i zaczął się z nimi bić, gdy prawie wszyscy leżeli na ziemi nieprzytomni został tylko Carlos.

- Nie! Nie rób tego! – wrzasnęłam przez co oboje odwrócili się w moją stronę

- On jest kryminalistą. – warknął „Pan Zemsta" i przygotował się do ciosu

- Proszę.. pozwól mi go aresztować. Przytomnego. – spojrzałam głęboko w jego oczy, wydawały misie znajome...

Wyglądały trochę jak tego idioty, Bruce'a Wayne'a.
Mój błagalny wzrok chyba na niego zadziałał, bo chwilę po tym rozluźnił pięść i westchnął.
Nic nie odpowiedział tylko posłał mi ostre spojrzenie, a chwilę później, już go nie było.
Świetnie.

- Elena.. – Carlos spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem

- Lo siento Carlos.. – szepnęłam, po czym podniosłam głos żeby wszyscy mnie słyszeli – Jesteście aresztowani za rozpoczęcie strzelaniny oraz za morderstwo policjantów. – moja twarz zrobiła się poważna, a ja sama założyłam mu kajdanki

- Elena. ¡Elena! ¡No puedes hacerlo! Elena! – krzyczał lecz ja nie odpowiedziałam, odwróciłam się w stronę samochodu i ruszyłam do niego

- Znałaś ich. Byli w twoim gangu prawda? – spytała mnie moja najlepsza przyjaciółka, Agnes

- Oni.. tak. – odparłam i wsiadłam lecz ona złapała mnie za rękę

- Wyglądasz na zmęczoną. Chodźmy na jakąś imprezę. – uśmiechnęła się diabelsko i przeczesała ręką swoje ciemne, blond włosy podobne do moich

- Agnes proszę cię. Nie mam na to siły. Możemy się napić, ale u mnie. Ok? – spytałam z nadzieją w głosie

- Eh.. dobra. U ciebie na 20. – odparła i odeszła, jak zwykle nie mam nic do gadania

Z uśmiechem na ustach pojechałam do domu, mijając okolicę zwróciłam uwagę na pewien napis na jednym z budynków.

„Moonlight Snakes znajdziemy was."
Kurwa Wayne miał rację..

Gdy zaparkowałam na swoim miejscu w garażu, wyszłam z samochodu i wsiadłam do windy.
Na jednej ze ścian był taki sam napis.
Czyli ten „gang" na serio poluje na nas wszystkich...
Jeśli tak, to naprawdę muszę uważać.

- Gdzie jesteś? – spytałam przez telefon Agnes siedząc na kanapie z butelką wina w ręku

- Już zaraz będę. Tylko nie pij beze mnie! – krzyknęła po czym się rozłączyła

Nagle za sobą usłyszałam jakiś głos.
Męski.
Nieznany mi dotąd.

- Mówiłem, że was znajdziemy. I to zrobiliśmy. – odwróciłam się i ujrzałam jakiegoś mężczyznę w czarnej masce, nic więcej nie zapamiętałam gdyż zdążył mnie ogłuszyć

Cholera jasna no.
Obudziłam się związana, w jakimś starym, opuszczonym budynku, gdy próbowałam wyostrzyć wzrok ktoś uderzył mnie w policzek z całej siły.

- Wstajemy! – syknął do mnie jakiś niski brunet o srebrnych zębach

- Wal się – warknęłam przez co oberwałam drugi raz

- Jeszcze raz tak do mnie powiedz. A w- – nie zdążył dokończyć gdyż reszta jego kumpli upadła na ziemię

Jeden z nich wyciągnął broń i strzelił najpierw do mnie, a potem w stronę dachu.
Kula która wbiła mi się w ramię na szczęście przeleciała na drugą stronę więc nie trzeba będzie jej usuwać.
Jednak zadała mi ogromny ból który kiedy zmieszał się z ogólnym bólem całego ciała, stał się nie do zniesienia.
Powieki same mi się zamykały, moje serce zaczynało zwalniać, oddech robił się trudniejszy, płuca jakby się zamykały.
Spojrzałam na osobę która mnie uratowała.

Batman.
Właśnie zabił ostatniego przeciwnika skręcając mu kark.
Spojrzał na mnie, dostrzegłam na jego twarzy błysk przerażenia.
Podbiegł do mnie i rozciął sznury którymi byłam związana po czym spojrzał mi w oczy.

- Do jasnej cholery mówiłem ci Juarez, żebyś uważała. – nie wiem dlaczego te słowa wprawiły mnie w lekkie poczucie winy

Nic nie odpowiedziałam tylko pokręciłam głową.
Mężczyzna wziął mnie na ręce i położył na kolanach po czym usiadł na ziemi.

- Muszę to opatrzeć. Potrzebujesz pomocy- – w tym momencie przerwałam mu

- Nie. Już za późno na to. Jedyne co muszę, to spojrzeć w oczy mojemu prawdziwemu wybawcy. – powiedziałam ostro

Po moich słowach zawahał się na chwilę, spojrzał to na mnie to na siebie.
Zrozumiał, że nie ma dla mnie już nic co mogłoby mnie uratować więc powoli zdjął maskę.

- Bruce Wayne.. kto by się spodziewał – uśmiechnęłam się lekko powodując na jego twarzy ten sam wyraz

- Elena przecież nie mogę cię tu zostawić- – dlaczego tak bardzo mu na mnie zależy?

- Musisz. – odparłam po czym ujęłam jego twarz w dłonie – Ja.. dziękuje ci za to co zrobiłeś Bruce. Uratowałeś mnie... – to były ostatnie słowa jakie zdążyłam wypowiedzieć zanim wzięłam ostatni oddech

Potem nastała ciemność.

Pov. Bruce

Wiem, że nie powinienem tego robić, ale musiałem.
Okazało się to skuteczne.
Musiałem ją śledzić.
Spojrzałem w jej okno przez lornetkę, zauważyłem jak wchodzi do domu, zdjęła kurtkę i przebrała w obcisłe, czarne spodnie i czerwoną koszulkę.

Wzięła do ręki butelkę wina po czym nalała do kieliszka tak jakby na kogoś czekała.
Po chwili jednak zauważyłem jak jakiś mężczyzna podchodzi ją od tyłu, po chwili Elena odwróciła się, a ten ją ogłuszył.
Wziął ją na ręce, przełożył przez ramię i zszedł na dół po czym włożył do jakiegoś czarnego mini vana.
Odjechali.
Zacząłem ich śledzić.
Z tego co zauważyłem, jechali w stronę jakiegoś opuszczonego magazynu.

Gdy wreszcie dotarli na miejsce, zaczaiłem się na dachu, widziałem jak przywiązują ją do krzesła po czym zaczynają przesłuchiwać.
Po pewnym czasie zauważyłem jak chcieli ją zastrzelić, musiałem zainterweniować.
Jeden z nich mimo to oddał do niej strzał, nie mogłem teraz się nią zająć ponieważ musiałem walczyć, gdy skończyłem było za późno.

Podbiegłem do niej i rozciąłem sznur.

- Do jasnej cholery mówiłem ci Juarez, żebyś uważała. – powiedziałem do niej na co ona nie odpowiedziała tylko pokręciła głową

Wziąłem ją na ręce, po czym położyłem na kolanach i usiadłem na ziemi.

- Muszę to opatrzeć. Potrzebujesz pomocy- – nie zdążyłem dokończyć gdyż ona mi przerwała

- Nie. Już za późno na to. Jedyne co muszę, to spojrzeć w oczy mojemu prawdziwemu wybawcy. – po tych słowach zawahałem się chwilę po czym zdjąłem maskę, wiedziałem, że już nic jej nie uratuje

- Bruce Wayne.. kto by się spodziewał – uśmiechnęła się co zrobiłem też ja

- Elena przecież nie mogę cię tu zostawić. – mam nadzieję, że nie zauważyła rozpaczy jaka malowała się na mojej twarzy

- Musisz. – odparła i ujęła moją twarz w dłonie – Ja.. dziękuje ci za to co zrobiłeś Bruce. Uratowałeś mnie... – to były ostatnie słowa jakie zdążyła wypowiedzieć zanim jej powieki powoli zamknęły się

Po moich oczach powoli spłynęły łzy.
Prawie jej nie znałem, a mimo to bardzo mi na niej zależało.
W mojej głowie wciąż pojawiały się te same słowa.

„Uratowałeś mnie"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro