Noc (IRONDAD/STARKER)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noc. Piękna gwieździsta noc. Hm...zawsze jest tak, że w nocy rozmawia się łatwiej. Można wyrzucić z siebie wszystko albo rzucić się w przepaść, gdy nikt nie widzi...Spaść w dół i spaść w lepsze miejsce. Czasami ktoś może nas złapać, ale czy ktoś złapie mnie, gdy będę stał nad przepaścią? Mogę na kogoś liczyć? Zaufać? Ja? Tony Stark i zaufanie komuś? Poddanie się emocjom i wyrzucenie z siebie wszystkiego? Czy jest taka osoba na świecie, która zatrzyma mnie, gdy będę stawiał ten ostatni krok? Czy komuś będzie na mnie na tyle zależało, aby rzucić się za mną? Czy ktoś mnie złapie i uratuje? Ktoś w ogóle wie, że mam taki ciężki czas i myślę jakby to było, tam gdzieś daleko, gdzie wszystko niby jest lepsze? Czy ktoś wie, że w każdą noc, staję na krawędzi dachu i waham się między wyborem życia, a śmierci? Co będzie jak to zrobię? Zapomną o mnie? Tak po prostu pogodzą się z tym, że mnie już nie ma, aby na drugi dzień robić już huczne imprezy, ale tym razem beze mnie? Może tak będzie lepiej? Może tego właśnie chcą? Chcą mojej śmierci, aby było lepiej. Jestem dla kogoś ważny? Czy ktoś mnie potrzebuje? Wiem tylko to, że ja potrzebuję kogoś kto uratuje mnie, gdy będę już bliski przepaści. Czy mogę liczyć na to, że w moim nędznym życiu pojawi się osoba, która wyciągnie mnie z tego i wysłucha?

***

Noc. Jak zawsze piękna, a ja siedzę na krawędzi dachu i myślę. Czy komuś na mnie zależy? Czy ktoś mnie kiedyś pokocha? Zaakceptuje? Pomimo wszystkiego będzie przy mnie? Czy ja, Peter Parker zasługuję na lepsze życie z kimś komu będzie na mnie zależało? Czy ktoś wysłucha moich błagań i uśmierzy ból psychiczny jak i ten fizyczny? Tyle blizn na kostkach, brzuchu, a teraz jeszcze na nadgarstkach. Może powinienem to zakończyć? Może dla wszystkich wtedy będzie łatwiej? Nie będę już dla nikogo ciężarem, a moja ciocia będzie w końcu szczęśliwa. Zawsze wszystkich krzywdzę. Nawet w moim stroju nie czuję się bohaterem. Czy ktoś powstrzyma mnie przed ostatnim głębszym cięciem? Czy mogę liczyć na poznanie kogoś kto wyciągnie mnie z tego natłoku myśli? Czy warto angażować się w ogóle w głębszą relacje, aby ta po pewnym czasie się skruszyła niczym lustro w mojej łazience? Czy warto krzywdzić się tymi kawałeczkami szkła, ale tym razem w serce? Czy warto żyć i czekać na tą osobę? Czy mogę liczyć na ratunek?

***

Noc. Stark jak zawsze siedzi na dachu i rozmyśla. Peter w samej masce i dresie, szybuje między budynkami szukając idealnego miejsca do podziwiania miasta z góry. Dach wieży Avengers wydaje się najlepszym miejscem, ale czy nie uruchomi przypadkiem jakiegoś alarmu? Czy może po prostu wspiąć się na górę i podziwiać miasto z tak wysoka? I tak niedługo to ma się wszystko skończyć, więc co ma do stracenia? Chłopak po chwili zastanowienia wspiął się na dach i usiadł na krawędzi. Nie zauważył mężczyzny siedzącego po drugiej stronie. Może to i dobrze?

-Panie Stark, ktoś oprócz pana przebywa na dachu.-oznajmił cicho JARVIS. Tony starł szybko łzy cieknące po policzkach i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu intruza. Zauważył drobną postać siedzącą na skraju budynku. Osoba ta miała na sobie kaptur i nie wyglądała na kogoś, kto miałby zrobić mu krzywdę. Przyglądał się jeszcze chwile i postanowił podejść. Gdy był już dosyć blisko, chłopak spiął się lekko, ale się nie odwrócił. Wyczuł, że Tony płacze. Słyszał jak łzy spadają na brudny beton.

Pov.Peter

Tony Stark i problemy? Dlaczego płacze? Od zawsze miał wszystko, a ja zazdrościłem mu tak idealnie ułożonego życia. Czy to wszystko było tylko śpiewką, którą wciskał dla wielu reporterów? Jego życie jednak nie jest tak kolorowe? Nie może zobaczyć Spidermana w takim stanie. Co mam teraz zrobić?

-Cześć, młody. Co tu robisz i kim jesteś?-zapytał starszy, siadając obok dziewiętnastolatka. Nie popatrzył nawet w jego stronę. Bardzo chciał dowiedzieć się kim jest ten młody człowiek, ale czy powinien? Powinien wiedzieć już wszystko i potem niepotrzebnie się przejmować? Przecież i tak już niedługo miało się to wszystko skończyć. Po co zawracać sobie głowę jakimś chłopakiem? Co miał wnieść do jego życia? Może to tylko natrętny fan, który poświęcił się tu wchodząc na sam szczyt wieży, by tylko spotkać się z idolem?

-Lubię oglądać piękne widoki. Stąd jest najpiękniejszy.-odpowiedział po chwili ciszy młodszy.

-Mogę wiedzieć jak się tu dostałeś? Jeśli zwykły nastolatek mógł się tu dostać to chyba pora na wymienienie alarmów czy coś.-zaśmiał się cicho chociaż w głębi krzyczał.

-Em...Ma Pan najlepsze zabezpieczenia. Nie musi Pan nic zmieniać. To jak się tu dostałem, to...długa historia.-co miał powiedzieć? Że wszedł tu po ścianie? Wszedł tu, aby kaleczyć ponownie swoje nadgarstki? Chłopak lekko naciągnął rękawy na dłonie, aby Stark nie zauważył blizn.

-Mhm...Czyli przyszedłeś tu tylko po to, aby podziwiać widoki?

-W zasadzie to tak. Ostatni raz chciałem zobaczyć ten piękny widok.-odpowiedział smutno. Ostatni raz? Czyżby Peter właśnie dzisiaj miał skończyć swój żywot, nie czekając aż pojawi się osoba, która mu pomoże? Czy było to dobre wyjście?

-Ostatni raz? Masz na myśli...

-Zapomnij... I tak zapomnisz, jak wszyscy.-Tony zaczął się poważnie zastanawiać nad sytuacją. Co miał zrobić? Jakiś chłopak wszedł na dach wieży i myśli nad tym jak to wszystko zakończyć. Dokładnie jak on sam.

-Mogę wiedzieć co się stało?

-A ma to jakiś sens? Obchodzi cię to w ogóle? Obchodzi cie jakiś zwykły nastolatek z problemami? Warto jest się w to angażować? Widzę, że sam masz problemy, więc po co masz sobie ich dokładać, słuchając mnie?-zadawał pytania niczym karabin maszynowy, nawet nie odwracając twarzy ku Starkowi.

-Rozmowa czasami pomaga.

-A tobie pomogła?

-Nie...

-No właśnie...

-No to jeśli nie chcesz rozmawiać, to ja już pójdę...-mężczyzna wstał powoli, przyglądając się nadal nieznajomemu chłopakowi. W duchu miał nadzieję, że nastolatek go zatrzyma. Nie zawiódł się. Chyba pierwszy raz w życiu się nie zawiódł i poczuł lekkie szczęście, którego nie czuł od tak dawna.

-Poczekaj...Rozmowa chyba nikogo jeszcze nie zabiła.-Tony ponownie usiadł przy chłopaku. Tym razem trochę bliżej. Zauważył czerwoną maskę na twarzy młodszego. Nie skomentował tego, ponieważ wiedział, że to nie czas i miejsce na to.

-Chcesz zacząć rozmowę od nowa?

-Tak.

-Cześć, jestem Tony, ale to już wiesz. Jak więc ty się nazywasz?

-Muszę mówić? Przecież i tak zapomnisz.-Peter powstrzymywał się, aby jego wzrok nie spojrzał na postać siedzącą obok niego. Nie chciał pokazywać kim jest. Nie wiedział, że Tony już wie.

-Może chociaż imię?-Co mu szkodzi powiedzieć jak się nazywa?

-Peter. Jestem Peter.

-Ładne imię. Peter, Peter, Peter... Nie obrazisz się jak będę mówił do ciebie Pete?-w tym momencie złe wspomnienia wzięły nad chłopakiem górę. W jego oczach pojawiły się łzy, aby po chwili spłynęły po jego policzkach i lekko zwilżyły maskę, aby ta stała się ciemniejsza. W jego głowie był teraz istny harmider i bolesne wspomnienia z dzieciństwa.

-Rozbieraj się, Pete!

-Nie chcę!

-Jak mówię, że masz się rozbierać, to to robisz, jasne?

-Prze-Przepraszam...

-No już, Pete!

-Proszę, nie...

-Proszę nie...-powiedział młodszy i skulił się lekko. Atak paniki zbliżał się wielkimi krokami. Powinien pójść? Powinien zeskoczyć z dachu i uciec od jedynego człowieka, który chce z nim rozmawiać? Jego oddech przyspieszył. Zaciskał swoje dłonie i starał się uspokoić. Zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać. Nie pomogło. Nie potrzebował głębokiego oddechu. Potrzebował drugiego człowieka, który mu pomoże. Nie wiedział co się dzieje. Czuł jak spada. Jego ciało bezwładnie opadło. Oddech Petera zwolnił. Otworzył powoli oczy i nie wiedział gdzie się znajduje. Na swojej twarzy nie czuł maski. Leżał na plecach, a nad sobą ujrzał twarz Pana Starka trzymającego jego własność w ręce. Wyglądał na zmartwionego. Czyżby komuś zależało na chłopaku? Może po prostu Stark nie miał serca, aby zostawić go na dachu, a jak się upewni, że wszystko jest w porządku, po prostu odejdzie? Zostawi chłopaka samego, aby tamten utopił się we własnej krwi? Po co było to wszystko? Po co w ogóle Peter przychodził na ten dach? Pozwolił na to, aby Tony widział jego słabą stronę. Stark już wie jak wygląda chłopak. Widział już jego piękne czekoladowe oczy. Czy młodszy powinien teraz już pójść? Podziękować i odejść? Za co miał dziękować? Przecież nawet nic o sobie nie wiedzą. Dlaczego Peter chce to wszystko skończyć? A dlaczego chce to zrobić również Stark? Niczego nawet nie wynieśli z tej rozmowy. Nie wnieśli nic do życia. Po co mają to ciągnąć i udawać, że chcą ze sobą rozmawiać?
Ponieważ w głębi wierzyli, że znaleźli w sobie ratunek.

***

Peter nadal leżał na zimnym betonie.

-Wstań, przeziębisz się.-zaśmiał się lekko Stark. W jego głosie można było jeszcze wyczuć troskę.

-To i tak nie ma znaczenia.-odpowiedział smutno.

-Ej, Peter. Nie mów tak...

-A co mam ci powiedzieć? I tak to niedługo się skończy, więc po co mam się przejmować jakimś przeziębieniem?-powiedział i odwrócił wzrok od mężczyzny. Ten jednak zamiast nadal kazać mu wstać, położył się obok.

-W takim razie to, że się przeziębię, również nie ma znaczenia.-Peter spojrzał na leżącą obok postać. Jego wzrok zatrzymał się na pięknych brązowych oczach. Ich twarze były odwrócone ku sobie. Oboje patrzyli sobie głęboko w oczy, jakby chcieli zajrzeć w głąb swoich dusz. Oprócz cierpienia, bólu i współczucia, oboje ujrzeli kapkę radości i tą iskierkę szczęścia, której bardzo potrzebowali. Wzrok chłopaka z oczu starszego powędrował na jego dłoń, w której ciągle usilnie trzymał czerwony materiał. Stark natomiast, nadal patrzył na młodą twarz dziewiętnastolatka. Gdy zobaczył, gdzie patrzy Peter, od razu jego dłoń, rozluźniła się, by chłopak na spokojnie mógł wziąć swoją własność. Chłopak wziął materiał do ręki i smutno na niego się popatrzył. Stark zauważając to, wstał do siadu tak jak Peter.

-To nie ja powinienem być Spidermanem. Nie zasługuję na to. Nie jestem bohaterem.-powiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy.

-Peter...Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak dużo zrobiłeś dla tego miasta.-uśmiechnął się i objął go ramieniem. Chłopak przysunął się do mężczyzny i wtulił w tors. Opadli na beton. Leżeli w szczelnym uścisku przez dłuższy czas.

***

-Tony?-mruknął lekko zaspany Peter.

-Hm?

-Po co żyjemy?-tym pytaniem zdziwił starszego, ale potrzebował na nie odpowiedzi. Przecież musiał mieć dobry argument, aby nie zrobić ostatniego cięcia. Młodszy odkleił się od mężczyzny i wstał, aby podejść do barierki. Pustym wzrokiem patrzył w dal.

-Wiesz, Peter...Nie jestem odpowiednią osobą do udzielenia odpowiedzi na te pytanie.-mężczyzna wstał i podszedł do chłopaka.-Zbyt wiele razy stałem tu i zastanawiałem się czy zrobić ten jeden znaczący krok. Zastanawiałem się czy ktoś mnie złapie. Czy poda mi pomocną dłoń.-spojrzał w dal, a z jego oczu popłynęły łzy.

-Ja zbyt wiele razy robiłem nowe rany. Nikt o nich nie wie. Jesteś jedyną osobą, Tony. I myślę, że tylko TY będziesz o nich wiedzieć.-młodszy podkreślił mocniej słowo TY i wlepił swoje przemęczone oczy w te zalane łzami Starka. Znali się zaledwie parę godzin, a wiedzieli o sobie więcej niż ktokolwiek inny. Oboje potrzebowali pomocy. Oboje byli już przemęczeni i potrzebowali odpoczynku. Różnili się w każdym aspekcie, ale w jednym byli podobni. Oboje chcieli śmierci, ale nadal czekali na ratunek.

Przy sobie czuli się dobrze. Czuli ciepło, którego nie czuli od dawna. Chcieli być na dachu jeszcze dłużej, ale przywitał ich świt. Rozmawiali o wszystkim, ale nie o problemach. Omijali ten temat szerokim łukiem. Nadal nie wiedzieli dlaczego drugi chce skończyć. Może to i lepiej? Może nie powinni wiedzieć? Żaden z nich nie chciał mówić o tym, co go trapi. Bo po co obarczać tym inne osoby, a tym bardziej jedyne, które chcą rozmawiać?

W ich głowach zagościło pytanie: Co teraz zrobić?
Peter ma zeskoczyć z dachu i nie wrócić? Stark ma zapomnieć i wrócić do swoich obowiązków? Nie znaleźli ratunku. Mieli więc skończyć?

-Tony?

-Tak?

-Dziękuję.-Peter podziękował. Po paru godzinach rozmowy, podziękował. Zawsze tylko przepraszał. Nigdy nie dziękował. Za co więc to zrobił?

Za pomoc. Odnalazł ją. Teraz miał pewność.

-Peter?

-Tak?

-Dziękuję.-powiedział starszy, a odpowiedź jaką dostał to ciepły uścisk ze strony Parkera.-Może nie uważasz się za bohatera, ale dla mnie zawsze nim będziesz.-mężczyzna przysunął chłopaka bliżej i zamknął w szczelnym uścisku.

Stark również odnalazł ratunek. Czekał, błagał i go dostał. Ratunek, którego tak bardzo potrzebował. Ratunek w postaci Petera. Oboje sobie pomogą. Wierzą w to. Po tych paru godzinach pokochali siebie takimi jakimi są. Z problemami, bolesnymi wspomnieniami i na pewno bolesną przyszłością. Nie wiedzą co ich czeka, ale będą wiedzieć, gdy nie zrobią kroku ku przepaści. W nocy przecież wszystko przychodzi tak łatwo...

***

2076 słów (razem z notką)

Hejka! ✨❤️

Oto one shot, z którego na prawdę jestem dumna i pisałam go dłuuugo, ponieważ przez większość czasu nie miałam weny. Wiem, że to taki bardziej Irondad, ale jakoś naszło mnie na takie coś XD🤷‍♀️

Mam nadzieję, że się spodobał!❤️✨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro