"Komplikacje" Blairon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uniwersum: Harry Potter

Ship: Blairon (Blaise Zabini x Ronald Weasley)

Zamówienie: 

Au: Brak

Pokolenie: Golden Trio

Słów: 4278 (Bez Notki)

! Rozdział zawiera !: wspomnienia depresjii, kłótnie, dużo ANGST

Info: W jaki sposób napisałem tyle słów- 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Ronald plątał się korytarzami Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart rozmyślając o wszystkim co go dręczyło przez ostatnie miesiące; a mianowicie dwójka ślizgonów którzy prześladowali go praktycznie codziennie.

Szedł właśnie na spotkanie z nimi, mimo że nie chciał tego robić wiedział że jeśliby tam nie poszedł zostałby zabity na miejscu.

Kiedy wreszcie dotarł na szóste piętro, podszedł do pokoju życzeń, mimo tego jak bardzo nie chciał, musiał to zrobić dla własnego dobra. Otworzył wielkie zdobione drzwi i wszedł do przystrojonego pokoju który w tamtym momencie był ciemniejszy niż najczarniejsza noc, gdy Ronald z głośnym przełknięciem śliny zamknął skrzypiące drzwi, stracił całkowicie wizję na cokolwiek co mogło go otaczać.

Po chwili stania w całkowitej ciszy i ciemności poczuł mocne uderzenie w tył głowy. Poczuł się słaby i zanim zdążył cokolwiek zrobić bezwładnie upadł na ziemię i zemdlał.

Kilka godzin później Blaise Zabini szedł na nocną wyprawę przez Hogwart do pokoju życzeń - jedynego cichego miejsca w którym mógł spokojnie pomyśleć i nie przejmować się wszystkim co go otaczało.

Jednak jakże się zdziwił gdy na ziemii w jego zwykle spokojnym miejscu zobaczył swojego pobitego i nieprzytomnego wroga.

Kiedy Blaise nareszcie przyswoił do siebie to co przed sobą ujrzał, postanowił że musi coś z tym zrobić nie ważne jaką miał relację z chłopakiem przed nim. Chłopak wyczuł że Ronald bardzo płytko oddycha tak że prawie nie można wyczuć jego oddechu; następnie zajął się jego ranami, użył zaklęcia episkey na powierzchowne rany a potem vulnera sanetur na te większe.

Gdy rudowłosy przestał broczyć krwią, Blaise postanowił zanieść go do swojego prywatnego dormitorium, chciał ominąć zbędnych i niezręcznych pytań od Pani Pomfrey gdyby zaniósł go do skrzydła szpitalnego.

Położył rudowłosego na łóżku i poszedł do łazienki aby samemu się umyć i ogarnąć. Gdy wyszedł był wyczerpany zdarzeniami z całego dnia więc tylko zdjął powierzchnią warstwę szat z Rona aby nie było mu zbyt gorąco i położył się spać obok niego.

Następnego dnia Ronald obudził się z mocnym bólem głowy, nie wiedział gdzie jest ani jak się tutaj znalazł i nie wiedział co z tym zrobić. Powziął decyzję że na razie poczeka aż ból głowy przejdzie i dopiero potem będzie myśleć co robić dalej.

Po około dziesięciu minutach gdy ból w głównej mierze przeszedł, Ronald zobaczył że znajduje się w dużym pokoju z prozaicznymi szarymi ścianami na których były powieszone ciemnozielone kurtyny z nadrukiem godła wężowego domu. Na podłodze leżał dywan o tym samym kolorze. Ronald był skonfundowany nie wiedząc czemu znajduje się w jednym z dormitorium Slytherinu. Po chwili odnotował obok siebie swojego wroga, Blaise'a Zabini, spokojnie śpiącego obok niego. Gryfon zaniemówił, nie wiedział w jaki sposób się znalazł obok jednego ze swoich największych wrogów ale domyślał się najgorszego.

Szybko zebrał wszystkie swoje rzeczy, ubrał się i uciekł z lochów. Na zegarze znajdującym się w pokoju ślizgona spostrzegł że jest akurat godzina śniadaniowa; dlatego właśnie skierował prosto do dużej sali gdzie zobaczył swoich przyjaciół czekających tam na niego.

- Ronaldzie Weasley, można łaskawie wiedzieć gdzie byłeś przez ten cały czas? Martwiliśmy się o ciebie a nie można było cię zlokalizować nawet na mapie Huncwotów - zaatakowała bezzwłocznie Hermiona

- Przepraszam, usnąłem w pokoju życzeń i tak jakoś wyszło - skłamał śmigle Ron, samemu niezupełnie wiedząc co się wydarzyło

- Przestań kłamać, specjalnie sprawdziliśmy pokój życzeń lecz ciebie tam nie było - burknął Harry czując się źle wiedząc że jego najlepszy przyjaciel od kilku lat coś przed nim ukrywa.

- Słuchajcie, to wszystko jest skomplikowane, obiecuję wam że opowiem wam wszystko jak tylko wrócimy do dormitorium - powiedział niebieskooki nakładając sobie jajecznicę na talerz, chciał już po prostu mieć to wszystko z głowy.

W tym czasie Blaise zdążył już się obudzić i zobaczyć że Ron obudził się wcześniej od niego i już wyszedł, żałował tego że nie zdążył złapać Gryfona, chciał się dowiedzieć dlaczego wczoraj był w tak opłakanym stanie.

Zbierając się, zobaczył że gryfon zostawił swój krawat, postanowił dać go właścicielowi i przy okazji wykorzystać go jako pretekst do rozmowy z nim.

Po chwili, Blaise znalazł się w wielkiej sali szukając wzrokiem rudowłosego Gryfona starając się nie wyglądać przy tym podejrzanie, miał jednak nadal swoją reputację której nie planował zepsuć w najbliższym czasie.

Odnalazłszy swoją zgubę, Zabini podszedł do stołu Gryffindoru i odchrząknął stając za Ronem który zamroził się na kilka sekund po czym się odwrócił patrząc w górę na stojącego za nim chłopaka.

- Zapomniałeś swojego durnego krawatu... - wymamrotał Blaise wyciągając do gryfona rękę z jego paskiem materiału.

- Rzeczywiście, dzięki... - powiedział cicho Ronald biorąc od ślizgona swój krawat, chwilę stali w kompletnej ciszy czując na sobie wzrok wszystkich.

- Przyjdź o osiemnastej nad jezioro, myślę że obydwoje mamy coś sobie to wytłumaczenia - Zabini pochylił się w stronę gryfona po czym odszedł w stronę drzwi zostawiając Rona samego.

- Ron, o co mu chodziło, co się dzieje? - spytała Hermiona nie wiedząc czy być zła czy zmartwiona.

- Jesteśmy przecież przyjaciółmi, wiesz że możesz zawsze z nami o wszystkim porozmawiać, prawda?... - popatrzył się na przyjaciela zmartwionym wzrokiem Harry który przez ostatnie dni zauważył że jego przyjaciela coś gnębi ale nie wiedział w jaki sposób mu pomóc.

- Ta, dzięki... Wiecie co? Nie jestem już głodny, zobaczymy się później i wtedy wam wszystko wytłumaczę - powiedział natychmiast po czym wyszedł z sali i skierował się do swojego dormitorium żeby wszystko na spokojnie przemyśleć jeszcze przed spotkaniem z Blaisem.

Czas w dormitorium minął mu szybko, próbował się nie skupiać na całej tej sytuacji, a na pracy domowej której miał nadzwyczaj dużo, lub na książkach które Hermiona cały czas mu polecała lecz nie wychodziło mu to. Cały czas jego głowę zaprzątał ten jeden ślizgon, przystojny, wysoki oraz z ostrą żuchwą i wysokimi kośćmi policzkowymi... Nawet jeśli nie chciał tego przyznawać, ostatnio dużo o nim myślał i szczerze nie wiedział dlaczego tak się działo zarówno jak nie wiedział czy mu się to podobało. Z jednej strony zawsze gdy myślał o Zabinim czuł się jakby miał zaraz odlecieć przez wszystkie motylki które czuł w okolicach żołądka lecz z drugiej strony monety, wiedział że nie powinien się w ten sposób czuć w stosunku do mężczyzny który w dodatku jest ślizgonem.

Zwykle nie okazujący emocji Blaise również czuł się dziwnie, nie rozumiał dlaczego doznawał tego typu czułości w stosunku do rudowłosego gryfona, nie chciał tego czuć, ich grona przyjaciół znane także jako Golden Trio oraz Slytherin trio nienawidziły się bardziej niż nienawidzi się sam Godryk Gryffindor oraz Salazar Slytherin co oznaczało że jakikolwiek typ więzi między nimi byłby niedopuszczalny. Każde kółko plotkarskie miałoby materiał na następne pięć miesięcy.

Zanim obaj chłopcy się obejrzeli już była godzina szósta i musieli zbierać się na niezręczne dla nich spotkanie. Blaise pojawił się pierwszy, mimo że się wysoce stresował musiał zachować spokój jak przystało na potomka rodziny Zabini. Ronald w przeciwieństwie do Blaise'a nie chciał się spieszyć, czuł że to jedno spotkanie zmieni wiele w jego relacji z ślizgonem i nie wiedział czy chciał żeby się cokolwiek zmieniało, racja miał dość tej ciągłej rywalizacji między ich domami ale jednak ta rywalizacja rozgrywała się od dosłownych wieków i stała się już tradycją a tradycji się nie łamie.

Około pięć minut po Zabinim Ron przyszedł na miejsce spotkania, przez chwilę się oboje nie odzywali aż Blaise się odezwał.

- Więc, możesz mi wyjaśnić dlaczego znalazłem cię całego we krwi i poobijanego w pokoju życzeń?

- To nie jest twój interes. Dlaczego mi pomogłeś? Myślałem że mnie nienawidzisz... - stwierdził cicho Ronald patrząc się wszędzie tylko nie w oczy Blaise'a który intensywnie próbował nawiązać z nim kontakt wzrokowy.

- Może i to nie jest moja sprawa jednak mimo tego że cię nie znoszę wiem że sam nie wprowadziłeś się w ten stan co oznacza że zrobił to ktoś, kto cię najwyraźniej nienawidzi więc byłbym niezmiernie wdzięczny gdybyś mi powiedział o co chodziło - rzekł poważnie Blaise kierując na siebie wzrok Gryfona.

- Nie powinno cię to obchodzić, ale proszę bardzo. - zaczął Ron zbierając myśli tak żeby dokładnie wiedzieć co powiedzieć a co ukryć - zwyczajnie narobiłem sobie kilku wrogów którzy mnie mocno nienawidzą i powiedzieli że jeśli komukolwiek powiem to będzie to mój koniec a wiem że oni zawsze mówią poważnie...

Blaise zamarł nie wiedząc co powiedzieć, miał świadomość tego że właśnie taka będzie odpowiedź Rona ale nie spodziewał się dostać jej aż tak szybko. Kierując swój wzrok ponownie swój wzrok na chłopaka przed nim zobaczył że ten był na skraju łez. Podszedł do niego i z braku pomysłów co zrobić przytulił go starając się stworzyć dla niego jak najwięcej komfortu. Rudowłosy nie wiedząc co się dzieje przez kilka sekund stał bez ruchu nie wiedząc co zrobić po czym wtulił się w ślizgona, nie chciał się do tego nigdy przyznawać ale czuł się przyjemnie w jego ramionach.

- Dobra, wystarczy tego - powiedział Blaise odpychając gryfona od siebie chcąc zachować swoją reputację na wypadek gdyby ktoś ich zobaczył

- Słuchaj może chciałbyś się jeszcze kiedyś spotkać? Wydajesz się całkiem fajny gdy nie jesteś dupkiem - powiedział żartobliwie Ronald na co Blaise się lekko uśmiechnął pod nosem.

- Oczywiście Królewno, jutro o siedemnastej w Herbaciarni u pani Puddifoot, nie spóźnij się - powiedział Blaise po czym udał się w stronę zamku zostawiając z tyłu sfrustrowanego Rona chowającego twarz w swoich dłoniach.

W ten właśnie sposób rozpoczęła się przyjaźń pomiędzy zaciętym Gryfonem oraz zimnym Ślizgonem, pomimo wielu przeciwności i konieczności ukrywania swojej relacji, nadal ją kontynuowali.

Po kilku miesiącach obydwaj chłopcy zauważyli że ich uczucia do siebie wzrastają coraz bardziej z każdym dniem czego nie chcieli, to by było zbyt wiele. Poza tym obydwoje myśleli że drugi czuje do niego tylko platoniczną przyjaźń i nic więcej.

W końcu Blaise miał dość i musiał się o tym komuś wygadać, a nie znał lepszych osób do tego niż jego dwójka przyjaciół, Draco Malfoy oraz Pansy Parkinson. mimo że czasem byli nie do zniesienia to nadal dało się z nimi normalnie porozmawiać i zapytać o radę.

- Ej, mógłbym się zapytać was o poradę? - zapytał Blaise cicho nie chcąc zepsuć swojej nielitościwej i kamiennej natury.

- Ty? Prosisz nas o radę? Jesteśmy zaszczyceni - powiedział prześmiewczo Draco patrząc na przyjaciela z rozbawieniem.

- Przestań się z niego śmiać, może ten jeden raz w życiu powie coś mądrego - powiedziała z tym samym wrednym uśmiechem Pansy - o co chodzi, Blaise?

- Bardzo śmieszne, wiecie? Mówię poważnie - powiedział Zabini odwracając wzrok od dwójki przyjaciół którzy zamilkli widząc że sprawa jest rzeczywiście poważna.

- Możliwe jest że złapałem romantyczne uczucia do kogoś i całkowicie nie wiem co z tym zrobić - powiedział cicho ale słyszalnie zaskakując swoich przyjaciół, pierwszy raz powiedział im o tym jak naprawdę się czuje.

- Jakie masz relacje z tą osobą? Będzie nam łatwiej ustalić czy masz z nią potencjalne szanse - powiedziała zaintrygowana Pansy.

Podczas gdy Blaise opowiadał o wszystkim co się stało w ostatnich miesiącach między nim a Ronem (oczywiście bez wspominania o tym że to on), Draco popijał swoją herbatę do której zwykł był dodawać trzy łyżki stołowe cukru, jego herbata zawsze musiała mieć ciemny miodowy kolor, tak żeby nie była za ciemna co by oznaczało że jest zbyt mocna, lub za nadto jasna i bez koloru co by symbolizowało że jest zbyt słaba na kubki smakowe takiego arystokraty jak on.

Gdy Blaise skończył opowiadać o wszystkim co go męczyło przez ostatnie dni, Draco wreszcie się odezwał po całkowitej ciszy picia wywaru z liści.

- Jeśli chcesz żeby się też w tobie zakochała - ponieważ z twojej wypowiedzi uznaję że tak jest - musisz być dla niej jak najmilszy, jednak nie będzie cię lubić jeśli będziesz dla niej całkowitym dupkiem. Chociaż muszę przyznać że niektóre na to lecą - wywrócił oczami - W każdym razie, nie obsypuj jej jak na razie prezentami, po prostu postaraj się być dla niej jak najmilszy i od czasu do czasu z nią gdzieś wyjść żeby wiedziała że ci na niej zależy - powiedział Draco myśląc uważnie nad każdym swoim słowem żeby nie palnąć jakiejś głupoty przed swoimi przyjaciółmi.

Blaise i Pansy byli zaskoczeni, to prawda że zwykle Draco był rozmowny, zwłaszcza jeśli chodziło o rozmawianie o innych, zwykle po prostu plotkowanie; ale nie sądzili że powie aż tak wiele, w każdym bądź razie Blaise wziął sobie do serca jego słowa, wiedząc że jest świadomy tego co mówi.

Tak więc chciał zrobić Blaise lecz zapomniał o jednej kluczowej rzeczy - nadal byli wrogami, mimo że spędzali ze sobą mnóstwo czasu to wciąż się wyzywali nawzajem i czasem dochodziło do małych bójek; dlatego właśnie Ronald był bardzo zmieszany oraz osłupiały gdy jego dotychczasowy wrogociel nagle zaczął być dla niego miły.

- Dobrze się czujesz? Może powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego - zażartował Ronald kiedy Blaise z braku pomysłów postanowił przynieść mu bukiet kwiatów złożony z Chabrów oraz Konwalii które w mowie kwiatów oznaczają nieśmiałość w wyznawaniu uczuć oraz flirt.

- Słuchaj, po prostu weź te kwiaty i tego nie kwestionuj - powiedział Blaise odwracając wzrok od swojego lubego, jedną wyciągniętą ręką trzymając kwiaty tuż przed Ronem a w drugiej chowając swoją twarz.

- Przecież nie mogę ich wziąć, co jeśli moi przyjaciele zapytają od kogo je dostałem - powiedział Ron nareszcie biorąc kwiaty w ręce i wąchając je, pachniały jak świeża i słoneczna wiosna co Ron bardzo polubił.

- Możesz powiedzieć że kupiłeś je dla jakiejś dziewczyny a ona cię odrzuciła, znając ciebie zdarza się to przynajmniej raz na tydzień - zaśmiał się Blaise na co Ron zrobił teatralnie udawaną obrażoną minę i prychnął.

- Jak śmiesz? Miałem dotąd więcej dziewczyn niż ty będziesz miał w całym życiu - zadrwił co trochę uraziło Blaise'a mimo że by się nigdy do tego nie przyznał.

- No cóż, może ja akurat nie chcę mieć dziewczyny tylko po to żeby ją wykorzystać - zakpił Blaise na co Ron powalił go na ziemię i zaczął go okładać.

Po chwili chłopcy przestali walczyć i uspokajając się nadal się śmiejąc zobaczyli że Blaise siedzi tuż nad Ronem z rękami po obu bokach jego głowy co ich rozbawiło jeszcze bardziej. Po momencie uspokajania się Blaise wstał z starszego od niego chłopaka i pomógł mu też wstać.

- Nienawidzę cię idioto - powiedział Ron otrzepując z siebie resztki ziemi.

- Ja ciebie też kocham - prychnął bez zastanowienia Blaise dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego co powiedział.

- Chwila co? - zapytał Ron nie wierząc w to co właśnie usłyszał.

- Nieważne już, zapomnij - powiedział Blaise i chcąc się usunąć siebie z tej niefortunnej sceny dopowiedział - muszę już wracać do dormitorium, mam ważne rzeczy do robienia - chciał odejść lecz Ron złapał go za ramię nie chcąc żeby jego nowo znaleziona miłość nie uciekła.

- Kochasz mnie?... - zapytał wprost i bez wahania Ron; odkąd się zaprzyjaźnili zauważał że czasem Blaise zachowywał się dziwnie w stosunku do niego i chciał nareszcie potwierdzić swoje skryte przemyślenia.

Oczy Blaise'a się rozszerzyły a serce mu stanęło, nie chciał jeszcze wyznawać swojej miłości rudowłosemu ale był osaczony, i czuł że musiał to zrobić teraz lub nigdy.

- Oczywiście że nie, co to w ogóle za pomysł? - spróbował naprawić wszystko sarkazmem, przecież zawsze działał gdy był w trudnych sytuacjach, jednak tym razem poskutkował tylko Ronem unoszącym brew nie wierząc w ani jedno jego słowo o czym mu dał znać.

- Dobrze, może trochę tak - powiedział z trudem po dłuższej chwili Blaise, dzięki czemu z twarzy Rona zniknął grymas a pojawiła się jego normalna rozluźniona twarz.

- Merlinie, nawet nie wiesz jaki wielki kamień mi spadł z serca - zaśmiał się niezręcznie Ron otrzymując od Blaise'a twarz nie zrozumienia

- Nie za bardzo rozumiem - powiedział Blaise nie będąc przygotowanym na taką sytuację z racji tego że spodziewał się zostać od razu odrzuconym.

- Merlinie, czasem potrafisz być naprawdę głupi - powiedział nie wierząc w naiwność przyjaciela na co ten poczuł się trochę obrażony, jednak był w tym momencie bardziej skupiony na tym w jakiej sytuacji się znalazł - Idioto, też cię kocham.

- Naprawdę? O merlinie... Nie spodziewałem się tego - wyznał Blaise patrząc z niedowierzaniem na rozbawionego Rona.

- Cóż, w takim razie skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, uczyniłbyś mi ten zaszczyt zostania moim chłopakiem? - zapytał podchodząc bliżej do niego Ron, na co ten tylko przyciągnął go do siebie, nareszcie myśląc zdrowo.

- Jak najbardziej złotko...

Ich twarze przybliżały się do siebie coraz bardziej, aż w końcu ich usta były dosłownie milimetry od siebie.

- Na Pewno tego chcesz..? - wyszeptał w usta Rona Blaise na co ten cicho pokiwał głową i złączył ich usta w pocałunku.

Nie trwał on długo, zaledwie pół minuty jednak dla dwóch chłopców trwał on wieki. Czuli się podczas niego jakby mogli odlecieć i nigdy nie wracać. Po przerwaniu czułości nadal patrzyli sobie w oczy już teraz wiedząc że są z osobą z którą chcą być całe życie. Jednak Ron wiedział że to nie powinno się stać i że nie powinien być z ślizgonem, zwłaszcza takim który jest popularnym dupkiem cały czas dokuczającym jemu i jego przyjaciołom. Z tą myślą Ron uciekł zostawiając zdezorientowanego Blaise'a samego.

W następnych dniach Ron starał się jak najbardziej unikać Blaise'a miejąc nadzieję że w ten sposób straci uczucia do Ślizgona, jednak poskutkowało to całkowicie odwrotnie i z każdym dniem jego miłość stawała się silniejsza i silniejsza.

Pochłonął się w to wszystko aż tak bardzo że zapomniał o jego innym problemie a mianowicie jego gnębicielach którzy ponownie zaczęli czyhać na jego zdrowie zarówno psychiczne i fizyczne. Przypomniał sobie o nich tylko dlatego że pewnego dnia gdy szukał w bibliotece czegoś wraz z jego przyjaciółmi postanowili do niego podejść i w niezbyt miły sposób przypomnieć o sobie.

- Witaj Ronaldzie, jak się dzisiaj miewasz? - powiedział jeden z nich którego imieniem było Roman, knypek z Hufflepuffu który wbrew swojemu uroczemu wyglądowi był jednym z najgorszych chłopaków osób w jego domu jak nie w hogwarcie.

- Tylko popatrz na niego, ledwo do niego podeszliśmy a ten już prawie ryczy - zaśmiał się drugi, Virgil, blond włosy ślizgon czasem gorszy od sami-wiecie-kogo co było nie lada osiągnięciem. Cała ta sytuacja zwróciła uwagę Harry'ego i Hermiony.

- Ron wszystko dobrze? - zapytała Rona Hermiona dając niepochlebne spojrzenie dwójce chłopaków.

- Spokojnie ślicznotko, twojemu przyjacielowi nic się nie stanie - zarechotał Virgil wiedząc jak bardzo zdenerwuje tym Rona.

- Zostaw ją w tym momencie, czego chcecie od naszego przyjaciela? - podszedł do nich stanowczo Harry.

- Nie przejmujcie się, mam po prostu mam kilka niezałatwionych spraw z nimi - powiedział niechętnie Ron nie chcąc żeby doszło do bójki.

- W każdym razie, widzimy się jutro o tej samej godzinie tam gdzie zawsze - powiedział Roman pstrykając pstryczka w nos Ronowi na co ten tylko pokiwał głową a dwójka gnębicieli Rona wyszła z biblioteki.

- Ron nie możesz dłużej przed nami tego ukrywać, co się dzieje? Martwimy się o ciebie - powiedziała Hermiona na co Harry pokiwał głową.

Ron był w ślepym zaułku z którego musiał się wydostać, nie chciał mówić przyjaciołom o swoich problemach ale wiedział również że nie może tego unikać przez wieczność. Na jego szczęście całej konwersacji słuchał Blaise postanawiając przyjść na pomoc swojemu chłopakowi.

- Ron mógłbyś mi w czymś pomóc? To ważne - podszedł do grupy przyjaciół Blaise na co Ron się wzdrygnął ale musiał wziąć okazję.

- Nie widzisz że teraz rozmawiam? - odegrał Ron praktycznie nie musiejąc udawać że nie chce z nim iść czy rozmawiać - No ale dobra, jeśli muszę to pójdę - wywrócił oczami Ron i nie zwracając uwagi na Harry'ego krzyczącego do niego "żeby nie szedł nigdzie z tym wężem" wyszedł z biblioteki i poszedł za Blaisem do jednej z pustych klas.

- Dlaczego mnie cały czas unikasz? - zadał bez ogródek Blaise zmęczony zachowaniem rudowłosego.

- Zostaw mnie, nie chcę z tobą teraz rozmawiać. Przyszedłem tutaj tylko dlatego że nie miałem innego wyboru - powiedział sucho Ron nie wiedząc co w niego wstąpiło; nie chciał powiedzieć tego wszystkiego ale miał już dosyć i w tym momencie chciał już tylko żeby cały świat zostawił go w spokoju i przestał się nad nim znęcać.

- Na merlina jeśli chciałeś się mną tylko pobawić to czemu w ogóle chciałeś wchodzić w ten zasrany związek?! - wybuchnął Blaise nie kontrolując samego siebie lecz wiedząc iż ma rację

- Ponieważ... - Ron zatrzymał się na chwilę po czym znowu się zdenerwował, nie miał zamiaru się z niczego komukolwiek tłumaczyć - DAJ MI WRESZCIE SPOKÓJ!

Powiedział po czym wyszedł głośno trzaskając drzwiami zostawiając sfrustrowanego Blaise'a samego w pustej sali. Blaise kopnął najbliższą ławkę kilka razy aby wyładować chociaż trochę złości a gdy już się uspokoił wyszedł z pokoju.

Ron wracał do swojego dormitorium zdenerwowany na cały świat, zdenerwowany podał kilka razy złe hasło grubej damie aż w końcu przyszedł jakiś drugoroczniak i powiedział je poprawnie. Kiedy Ron wreszcie doszedł do swojego dormitorium na swoje szczęście nie zastał tam nikogo. Rzucił się na swoje łóżko i krzyknął w swoją poduszkę. Po wyładowaniu większości swojej złości zobaczył na stoliku kwiaty które Blaise podarował mu kilka tygodni temu, na ich widok już całkowicie coś w nim pękło i z tych wszystkich emocji miotnął w nie zaklęciem Diffindo rozcinając je na kawałki i przy okazji rozbijając wazon w którym się znajdowały.

Nadal płacząc i z ręką przykrywającą jego usta Ron zasnął zmęczony tymi wszystkimi emocjami jakie w tym momencie odczuwał.

Rano obudził się z zaschniętymi łzami na twarzy, szybko sprawdził godzinę i mimo braku motywacji ubrał się i poszedł na śniadanie z jego głową nadal zawaloną myślami. Nie mógł już tego dłużej znieść, musiał o tym wszystkim komuś powiedzieć a nie znał do tego lepszych osób niż Harry i Hermiona. Wiedział że prawdopodobnie nie będą już chcieli z nim rozmawiać po tym jak olewał ich przez ten cały czas jednak miał nadzieję że ten ostatni raz mu wybaczą.

Wszedł do wielkiej sali spóźniony, także wiele oczu skierowało się w jego stronę jednak on tylko podszedł z spuszczoną głową do swojego stołu i usiadł obok swoich przyjaciół, byli na niego źli jednak widzieli w jakim jest stanie co ich martwiło.

- Ron musimy poważnie porozmawiać, i tym razem nam nie uciekniesz - powiedział poważnie Harry na co Ron tylko pokiwał głową.

Popatrzył się w stronę Blaise'a który też patrzył się na niego jednak gdy poczuł na sobie wzrok rudowłosego popatrzył się spowrotem na swoje jedzenie, był zły ponieważ teoretycznie zerwali ze sobą mimo że nigdy tego sobie nie powiedzieli.

Po powrocie do dormitorium Hermiona rzuciła zaklęcie wyciszające na pokój w którym się znajdowali i usiedli naprzeciwko siebie.

- Więc, powiesz nam nareszcie czemu nas unikasz i o co chodzi z tobą i Blaisem? - zapytała Hermiona zdenerwowanym głosem miejąc dość swojego przyjaciela.

Wtedy Ron zaczął opowiadać o wszystkim co go dręczyło przez ostatnie tygodnie jednak zręcznie omijał temat Roman oraz Virgila nie chcąc żeby jego przyjaciele się nim przejmowali.

- Chwila pogubiłem się. Wy w końcu jesteście razem czy nie? - zapytał skonfundowany Harry.

- Sam już nie wiem... - odpowiedział Ron przyciągając swoje kolana do siebie o chowając w nich swoją twarz.

- Spokojnie będzie dobrze pomożemy ci przecież - Hermiona przytuliła przyjaciela na co ten też objął swoje ramiona wokół niej a Harry dołączył się do ich już grupowego uścisku.

Resztę dnia trójka przyjaciół postanowiła spędzić na Hogwardzkich Błoniach gdzie wszyscy odpoczęli. 

Następnego dnia Ron był bardziej zrelaksowany niż wcześniej był, obudził się bez zaschniętych łez na policzkach i wstał z uśmiechem, jednak jego dobry humor od razu zbladł gdy przypomniał sobie kogo miał dziś spotkać. Trochę żałował że nie powiedział nic o tym swoim przyjaciołom jednak wolał nie narażać ich oraz samego siebie jeszcze bardziej. Postanowił postarać się jak najlepiej spędzić dzisiejszy dzień aby to co go spotka nie wydawało się aż takie straszne.

Wieczorem kiedy wszyscy już dawno spali, Ron wykradł się z dormitorium przykryty peleryną niewidką Harry'ego, uznając że odda mu ją rano. Uważając żeby nie zrobić żadnego głośnego głosu udał się do lochów zamku gdzie miał się spotkać z dwoma chłopakami.

- Nareszcie się pojawiłeś Weasley, trochę ci to zajęło - powiedział nieprzyjemnym głosem Roman patrząc spod brwi na rudowłosego który głośno przełknął ślinę.

Virgil zaszedł Rona od tyłu i rzucił w niego zaklęciem które powaliło go na kolana, do czego jeszcze dołożył się Roman kopiąc Rona w klatkę piersiową co poskutkowało mocnym brakiem powietrza w jego płucach, podczas gdy jego oprawcy śmiali się patrząc jak leży na ziemi. Virgil podszedł do Rona który nadal leżał na ziemi i nadepnął oraz nacisnął silnie na jego ramię co poskutkowało złamaniem tego ramienia, a przynajmniej jego poważnym naruszeniem.

- Kiedyś tego pożałujecie... - powiedział łapiąc oddech Ron i ocierając krew z nosa na co Virgil i Roman się zaśmiali.

- A co nam zrobisz? Pójdziesz się wypłakać do mamusi? - zarechotał Roman kopiąc ponownie Rona w korpus.

Wtedy niespodziewanie do akcji wkroczył Blaise rzucając w obu chłopców zaklęciem paraliżującym. Virgil i Roman polegli na ziemię a Blaise szybko wziął Rona za zdrowe ramię i zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć znaleźli się w dormitorium Blaise'a.

Blaise położył Rona na łóżku na co ten odpowiedział z sykiem ponieważ jego ramię znowu zaczęło go dręczyć. Ślizgon chciał mu pomóc lub chociaż obejrzeć jego ramię żeby wiedzieć czy cokolwiek może zrobić, lecz ten był zbyt uparty.

- Nie dotykaj mnie! Nie jestem małym dzieckiem żeby się mną zajmować, poradziłbym sobie - syknął Ron gdy tylko Blaise podjął próbę pomocy mu.

- Jeśli byś mógł sobie poradzić to już dawno byś to zrobił, a teraz daj mi pomóc - powiedział Blaise co dało Ronowi do myślenia. Po krótkiej chwili pokazał mu swoją rękę chowając ten jeden raz swoją dumę do kieszeni.

Siedzieli w niezręcznej ciszy aż Blaise postanowił zacząć temat który go cały czas męczył.

- Co właściwie jest między nami? - Ron spodziewał się tego pytania, jednak nie wiedział jak na nie odpowiedzieć, było to dla niego trudne. Wiedział że mimo wszystko nadal kocha tego jednego ślizgona jednak miał również świadomość że po tym wszystkim nie będzie chciał go znać. Ponadto, miał nadzieję że chłopak znowu mu wybaczy i znowu będą szczęśliwi tak jak jeszcze nie tak dawno byli.

Po opatrzeniu Ronowi ręki, Blaise usiadł na łóżku obok rudowłosego w ciszy na co ten przyciągnął swoje kolana do swojego torsu i położył w nich swoją głowę.

- Przepraszam... Nie powinienem był na ciebie krzyczeć tylko dlatego że nie wiedziałem w jaki sposób poradzić sobie z tym co czuję - wydusił z siebie Ron na co Blaise popatrzył na niego z zdziwieniem lecz również ze zrozumieniem, wiedział że to nie była wina Rona, iż zawładnęły nim uczucia.

- Spokojnie, nie musisz przepraszać jednak obiecaj mi że już nie będziesz mnie tak straszyć, nie wybaczyłbym sobie gdyby cokolwiek ci się stało...

- Obiecuję... Dziękuję ci za wszystko, kocham cię... - powiedział Ron przytulając się do swojego chłopaka.

- Ja ciebie też kochanie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro