„TFP Starscream X Human Famale Reader" - Nicol-Walker-24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł: TFP Starscream X Human Famale Reader
Autor: ashleywalker215 

T.I - Twoje imię

Od kilku miesięcy dostąpił Cię zaszczyt jakich mało, mianowicie byłaś jedynym człowiekiem na statku Megatrona. Oczywiście wypełniałaś kilka obowiązków Twojego pokroju, dostawałaś jedzienie dobrej jakości, miałaś własny, duży pokój, żeby boty mogły się tam zmieścić, a nawet własne biuro do papierkowej roboty.

Nadal pozostawało pytanie – jak się tam znalazłaś i dlaczego Ty? Z opowieści Starscreama, było tak, że Megatron bardzo chciał mieć swoje własne zwierzątko – podobnie do Optimusa, ale on ma trzy. Tak, chodzi o ludzi. Z uwagi na nerwy Megatrona, który nie wytrzymałby trzech ludzkich dzieci u siebie, kazał Starscreamowi pożyczyć jednego dzieciaka ze szkoły. Chodziłaś do tej samej placówki, co podopieczni Optimusa i znałaś ich nawet dobrze.

Po prostu pewnego dnia, gdy wychodziłaś z placówki, podleciał jakiś śmigłowiec i Cię zabrał na statek Megatrona. Był to, nie kto inny, jak Starscream, którego Meg mianował Twoim swego rodzaju opiekunem. Obydwoje nie byliście dość szczęśliwi tym faktem, lecz z czasem żyło Wam się lepiej.

No właśnie, Starscream. Na początku, jak Cię porwał, nie było między Wami chemii, w ogóle nie rozmawialiście, chyba że musieliście. Czasami mech przychodził do Ciebie i narzekał na Megatrona i jego zachowanie wobec niego, lub wkurzał się na inne Deceptikony. Wtedy czasami zamieniliście kilka zdań.

Z czasem bot pochodził codziennie i rozmawialiście w najlepsze. Z wrogów staliście się przyjaciółmi.

Podobnie było dzisiaj. Miałaś ten dzień wolny, z uwagi na niedzielę, a Meg starał się przestrzegać zasad, panujących u ludzi, żeby dać Ci namiastkę normalnego życia.

Siedziałaś właśnie na łóżku i grałaś na konsoli, gdy do pokoju wszedł wkurzony i poobijany Starscream. Wiedziałaś, że dzisiaj miał polecieć po coś dla Lorda, jednak pewnie zaskoczyły go Autoboty i skończyło się na ratowaniu życia. Bot był cały wkurzony, użył zmniejszacza i pod postacią Deceptikona usiadł obok na Twoim łóżku.

— Daj mi zgadnąć — powiedziałaś, dając mu pada do ręki. — Zaskoczyły cię Autoboty i uciekłeś?

— Tak — powiedział cały wkurzony i czerwony od złości. — I zabrały ważny artefakt. Lord nie będzie zadowolony, lecz pewnego dnia  to ja stanę na czele Deceptikonów i będą mi składać pokłony! — powiedział, rozwalając pada.

- Aż tak? — Przejęłaś się trochę jego stanem. — Starscream...

— Co? Cięgle mi daje jakieś zadania, coraz to trudniejsze, sam siedzi u siebie i nic nie robi! Robię tyle dla niego, poświęcam się, a on ciągle mnie spycha na ostatki! — krzyczał, zaciskając pięści i trzepiąc nogami o podłogę, tak mocno, że ciągle łóżko chodziło.

— Skoro tak ciebie traktuje, to czemu nie odjedziesz? — zadałaś mu to pytanie.

Nurtowało ono Twoją głowę od samego początku, jak się tutaj pojawiłaś. Było Ci żal przyjaciela, bo widziałaś jak traktował go Megatron. Co prawda Starscream nie był święty i też knuł za jego plecami, będąc egoistą. Lecz nie tylko jego Megatron źle traktował. Sam fakt, że byłaś człowiekiem już spychał Cię na koniec. Dostawałaś czasem dziwne zadania do roboty, których nie byłabyś w stanie wykonać, gdyby nie pomoc Twojego przyjaciela. 

Starscream nie raz zastanawiał się nad odejściem z Deceptikonów i prowadzeniem własnego życia w samotności. Chciał być panem własnych wód. Jedyne co go tutaj trzymało, to młoda kobieta. Sam przyznawał, że nie lubił jej z początku, lecz teraz, gdy ich kontakt się poprawił, to czuł się za nią odpowiedzialny i nie chciał jej zostawić na pastwę Megatrona. Nikt nie wie, ile by pożyła bez swojego rycerza na białym koniu.

Znaczy... Rycerza w postaci srebnego helikoptera z czerwonymi jak ogień oczami.

Właśnie... Oczy Starscreama... To było coś, co kochała młoda kobieta. Mogła w nie patrzeć godzinami i nie znudziłoby się jej to. Widziała w nich wiele emocji bota. Wystarczyło, że w nie spojrzała i znała całą historię z mijsji Deceptikona. Od pewnego czasu zaczęła odczuwać coś dziwnego.

Coraz częściej chciała przebywać w towarzystwie Seekera. Chciała czuć jego zapach na sobie. Raz, gdy spadała z panelu sterowania, mech złapał ją i wtedy pod wpływem strachu przytuliła się do niego. To była jedna z najlepszych rzeczy, jaką zrobiła będąc u Deceptikonów. Kochała jego wybuchowy charakter, lecz wiedziała, że chce on tego, co mu się należy.

Sam Starscream bardzo polubił dziewczynę i można powiedzieć, że czuł dokładnie to samo, co ona do niego. Czuł się za nią odpowiedzialny i chciał z nią przybywać częściej sam na sam. Czasem się zdarzało, że brał ją na lot ponad miastem. Widoki były niesamowite i nie do opisania.

— Nie wiem — powiedział po namyśle. Przyciężki jej nie powie, że jest w niej zakochany i to ona go tutaj trzyma, a Lord jej tak szybko nie puści na wolność. — Jednak zastanawiałem się na tym.

Popatrzył na (T.I). Widział w jej oczach coś, czego nie mógł opisać. Z jednej strony widział w nich troskę o niego samego, coś czeko nigdy nie widział i nie czuł. Nie czuł się ważny dla kogoś i nie czuł, że ktoś się o niego martwi, i troszczy. Z drugiej strony widział tę nadzieję, że ktoś w niego wierzy. W niego i jego plany. Potrzebował jej. Potrzebował (T.I)  żeby odnaleźć samego siebie. Teraz musiał przyznać. Kochał ją całą iskrą. 

Może? Może jak on sam ucieknie i weźmie ją ze sobą to będzie dobrze? To było rozwiązanie, lecz teraz musiał czekać na odpowiedni moment. 

— To na co czekasz? — spytała dziewczyna, siadając na nim ukradkiem. Mech złapał ją w biodrach i przybliżył do siebie i swojej twarzy. — Jeśli chcesz coś zrobić, zrób to teraz, bo potem może być różnie. Star, proszę, chce żebyś był szczęśliwy, nie zważając na Megatrona.

Seeker nigdy nie czuł się tak jak teraz. Czuł się potrzebny, zrozumiany, wysłuchany i kochany. Już go nie obchodziło ich nie kompatybilność rasowa. Kochał dotyk delikatnych dłoni kobiety na swoich wrażliwych skrzydłach, kochał jej uśmiech, kochał jej oczy, wszystko w niej kochał.

Nie wiadomo dlaczego Seeker przybliżył się do i sam złączył ich usta. Dziewczyna przybliżyła się niego i pogłębiła pocałunek. Z każdą chwilą obydwoje chcieli czegoś więcej.

W ciele dziewczyny krew płynęła szybko, tak samo jak jej hormony domagały się więcej i więcej. Natomiast energon Starscreama rozwalał mu przewody od środka. Serce dziewczyny i iskra mecha zaczęły pracować w równym tempie. 

Starscream chciał położyć dziewczynę na łóżku i zawisnąć nad nią, jednak zapomniał, iż łóżko ma początek oraz koniec i obydwoje z głośnym chukiem wylądowali na podłodze.

— Nic ci się nie stało, robaczku? — powiedział żartobliwie mech.

— Nie, a tobie gwiazdeczko? — powiedziała dziewczyna, śmiejąc się.

— Masz rację, po co czekać. Idziesz ze mną.

Kochankowie wstali i otrzepali się z kurzu. Starscream objął kobietę w talii i przyciągnął do siebie. Natomiast dziewczyna objęła jego mechaniczną szyję i znów złączyły się ich usta w namiętnym pocałunku.

— Ale, że gdzie idę?

— Zabieram cie ze sobą. Dzisiaj wieczorem uciekniemy z pod panowania Megartona i zaczniemy swoje własne życie. Ja wreszcie będę miał władze nad sobą, a ty odzyskasz wolność, która ci zabrał.

— Nie będzie nas za to ścigać?

— Nawet jeśli, to dobrze się ukryjemy. Znam kilka miejsc, gdzie Megatron nas nie dosięgnie i będziemy mogli normalnie żyć.

— Dobrze, gwiazdko. Trzymam się za słowo — powiedziała dziewczyna, gładząc jego skrzydła, co wywołało u mecha przyjemne dreszcze i nie małą przyjemność.

Starscream zaczął aż mruczeć pod wpływem przyjemnego dotyku i wzmocnił uścisk na biodrach dziewczyny, jednak nie zrobił jej tym krzywdy, nie chciał jej nic zrobić. 

Dziewczyna przymknęła oczy i rozkoszowała się chwilą z ukochanym. Chciała, żeby to się nigdy nie kończyło i czekała na wieczór, kiedy to razem uciekną od złego i zaczną wszystko od początku. 

Przyjemną chwilę musiał im przerwać wkurzony głos Megatrona przez głośniki, wzywając Starscreama do siebie. Mech westchnął ciężko. Pewnie Lord już wiedział o przegranej misji i czekała go za to kara. Nie chciał się odrywać od jedynej osoby, jaka go rozumiała, lecz musiał zakończyć tę przyjemną chwilę i iść do swojego Pana.

— Od razu jak wrócę, wychodzimy ze statku. Bądź gotowa. Spakuj się i czekaj na mnie — powiedział, wychodząc i wracając do swoich normalnych rozmiarów.

I tak oto dwójka wrogów, totalnie nie pasujących do siebie, raz złączyła swoje siły, by uciec przed złem i być razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro