Schronisko Cz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!
Od razu powiem, że ten One Shot nie ma nic wspólnego z shotem pt. „wycieczka Nad morze"
Rozdzialik specjalnie na wczorajsze urodziny Miauzrrra😘🥳
Miłego czytania👋
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziś jest dzień z moich snów.
Dzisiaj właśnie rodzice pozwolili mi na zwierzątko🤩😁!!

Warunkiem jest tylko to, żeby nowy pupil był ze schroniska.
Rozumiem, podarowanie domu bezdomnemu zwierzakowi będzie wspaniałym czynem.

Wstępnie ustaliliśmy, że weźmiemy jakiegoś psa.
Może być większych gabarytów.

Tego dnia byłam bardzo radosna.
Nasz poważny życiowy wybór miał nastąpić po moim powrocie ze szkoły.

Kończę dzisiaj wyjątkowo o 13:00, więc jestem wniebowzięta z tego oto tytułu.

W drodze do szkoły, napotkałam coś ciekawego.

Spotkałam kota.
Miał czarna sierść, biały półksiężyc na czole i wręcz całkowicie czarne oczy. Tylko obramówki wokół źrenic były lekko lazurytowe (niebieskie).

Zwierzę nie było zbyt pokaźnych rozmiarów.
Przechodziło akurat przez sam środek drogi.
Kot zatrzymał się na chwilę i spojrzał w moim kierunku.

Przez chwilową nieuwagę zwierzaka, kot został złapany przez straż miejską.
Powiedziano mi, że zabiorą go do pobliskiego schroniska.

Hmm, ciekawe.

Udałam się do szkoły.

Po zakończeniu się lekcji wróciłam wraz z koleżankami do domu.

Zjadłam obiad i się przebrałam.

Po tym wraz z rodzicami, pojechaliśmy do schroniska po nowego zwierzaka.

Po dotarciu na miejsce, jeden z pracowników oprowadził nas po hali, gdzie były trzymane zwierzęta do adopcji.

Pracownik pozwolił nam się przejść i obejrzeć zwierzaki.
Przyszedł czas na wybór czworonoga.

Chodziliśmy powoli po hali.
Zatrzymywałam się przy każdej z klatek.

Zwierzęta wyglądały na smutne, lecz nadzieja w ich czach, gdy ktoś zatrzymywał się przy ich boksie, pocieszała.

Zdrowych i nie najstarszych zwierząt nie było za wiele.

Akurat dochodziłam do końca korytarza.

Już miałam się wracać, jednak coś usłyszałam.
Jakiś jazgot?
Nie brzmiało to jak odgłos normalnego zwierzęcia.

Udało mi się dotrzeć oszklone pomieszczenie.
W środku znajdował się jakiś mężczyzna, próbujący na siłę utrzymać jakiegoś rozjurzonego zwierzęcego łobuza.

Tym stworzeniem był nieduży kot o ciemnej sierści xd.

Futrzak szarpał się z nieziemską siłą, poniewierając przy tym pracownika i rzucając nim o ścianę.

Ukradkiem podeszłam do tej szlanej ściany i oparłam o nią swoją dłoń.

- Ten kot... - cicho szepnęłam.

- O co chodzi? - podszedł do mnie dyrektor tego przytułku dla zwierząt. Chłop miał już siwe włosy. Widać, że już starszy.

- Ja... Chciałabym się zapytać, czy ten kot... Czy można go zaadoptować?

Coś mnie podkusiło, żeby się o to zapytać.
Nie wiem dlaczego.

Mężczyzna poważnie się zdziwił.
Kątem oka zobaczyłam również, że zwierzę przestało się szarpać i patrzyło się uważne w moją stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Dziecko, to zwierzę jest niebezpieczne. Jedyne co można zrobić, to natychmiast go uśpić - chłop próbował mnie zniechęcić do tego kota.
Ale na marne.

- Niee!! W takim razie biorę go od razu!

- Dziecko... Co ty mówisz...?

- Zdecydowaliśmy, że weźmiemy tego kota, proszę pana - moja mama wtrąciła się.

-... No dobrze, proszę za mną. Musimy wypełnić formalności.

Moi rodzice poszli za dyrektorem, natomiast ja zostałam z jednym z pracowników.
Mieli oni za zadanie zamknąć kota w transporterze dla zwierząt.

Jak można się domyśleć, kot nie chciał za nic współpracować.

- Złapaliśmy go dzisiaj rano. Nie wiem czy dobrze robisz, biorąc go. ze sobą - chłop zaczął.

- Czy coś o nim wiadomo? - zapytałam się.

- Wiem tylko tyle, że na szyi ma zawieszony nieśmiertelnik, na niezbyt grubym łańcuszku.
Nie daliśmy rady go zdjąć, więc nadal ma go na sobie.

- Hmm, a to ciekawe...

Po wypełnieniu formalności i "zapakowaniu" zwierzęcia, już jechaliśmy w stronę domu.

W drodze powrotnej wpadliśmy do sklepu zoologicznego po parę rzeczy, takich jak np. miski, jedzenie, itp.

Po powrocie do domu, od razu zabrałam kotkę do swojego pokoju.
Transporter delikatnie położyłam na moim puchatym dywanie.

Dla czystej pewności okna nie były otwarte na oścież, tylko uchylone, i przymknęłam drzwi.

Byłam mega podekscytowana🤩
Nareszcie będę mieć własnego zwierzaka w domu🤩🤩🤩

Podeszłam do transportera i powoli odsunęłam zamek, odblokowując tym samym drzwiczki.
Odsunęłam się wstecz i usiadłam sobie na dywanie.

Kot nie wychodził.
Hmm, może się boi.
Dam mu czas.

W tym czasie, żeby go potem nie marnować, udałam się po nowe nabytki (miski, itp.).
Napełniłam jedną miseczkę świeżą wodą, do drugiej natomiast wsypałam karmę dla kota.

Nagle mnie olśniło, że może kotek wyjdzie, jak poczuje jedzenie🤔
Postanowiłam to sprawdzić.

Wzięłam do ręki miskę z karmą, i uklęknęłam niedaleko, naprzeciwko transportera.

Położyłam miskę z jedzeniem tuż przy klatce.
Przez chwilę nic się nie działo.
Kot się nie pokazywał.

Jednak, po dłuższej chwili,
Z odmętów klatki wyłoniła się głowa zwierzęcia.
Ze strachem i niepewnością w oczach, kot próbował dosięgnąć miski, nie wychodząc przy tym z klatki.

Podałam zwierzakowi miskę.
Ten natychmiast się cofnął.
No cóż.
Ma prawo się obawiać.
Odsunęłam się.

Podeszłam od biurka i przeczytałam dokumentację kota.
A więc to jest kotka.
Praktycznie nic nie ma tu napisane na jej temat xd.
Nic o niej nie wiadomo.
Tch.

Zerknęłam za siebie.
Kotka łapczywie jadła swoje jedzenie.
Aww, wygląda tak uroczo🤩
Ale jest strasznie brudna xd
Kurz i ogólnie brud widać nawet stąd.
O nie.
Trzeba coś z tym zrobić.

Podeszłam do kota, z zamiarem wzięcia go na ręce.
Jednak, tak jak można się było tego w sumie spodziewać, kotka z sykiem i z nastroszoną sierścią odskoczyła w panice na bok.

Faktycznie. Przecież to jest znajda (po prostu nie lubię używać słowa "przybłęda").

A czegóż ja się spodziewałam od zwierzęcia z ulicy?
Że da się wyprzytulać na starcie?

Podczas moich dochodzeń, kot uspokoił się i podszedł do mnie.

- No i co ja mam teraz z Tobą zrobić? Pójdziesz za mną? - zrobiłam krok w tył, a kot ruszył za mną.

To już jakiś postęp.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro