Kiedy Dziwnowo, którym się nawet nie grało, wejdzie za mocno (T?)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pole treningowe. Patrzę, jak mój starszy brat, Damazy, ćwiczy mając nad uchem wciąż coraz bardziej oczekującego ojca. Chce, by wszyscy jego synowie trafili do wojska. Szczerze powiedziawszy... nie kręci mnie to. Nie kręci mnie też naskakujący z nowym rysunkiem Bartek, które teraz idzie do naszego rodziciela. Prosi się o klapsa, ale on tego nie wie. Wciąż wierzy, że pozwoli mu zostać artystą.

Siedzę na ziemi, kiedy układam sobie to wszystko w głowie. Przesypuję drobny piasek między palcami, wzdycham. Czekam, kiedy wreszcie ojciec przyjdzie mnie opierdzielić, że nic nie robię.

Nie.

Nie mogę się teraz tym przejmować.
Lepsze jest patrzenie plecami do nich, patrzenie na jedyny zielony trawnik w tym mieście. Na chuśtawce siedzi blondwłosy kosmita, Jasiek. Na kolanach trzyma dredziarę, Ofelię. Porusza lekko hustawkę butem. Szczerze powiedziawszy... chciałbym być tam z nimi. Nie z kimś konkretnym. Z nimi obojga.
To może być nielogiczne, jakim cudem kocham dwie osoby z tą samą siłą?

Pobiegnę... powinienem?

Powinienem!

Podnoszę się z podłoża, ignoruję krzyki ojca, biegnę ku żółtemu domu. Przeskakuję płot, rzucam się na czerwoną hustawkę i ściskam ich z całych sił.

- Rupert, co się stało? Rup... - nie mogłem wytrzymać. Za długo to w sobie nosiłem. Całuję ciemnoskórą, później zielonoskórego. Peszą się. Nie dziwię im się. Przynajmniej wylałem swoją sfustrację. Mogę wracać do ojca. Do tej suchej ziemy, nigdy nie zobaczyć tej pokrytej trawą. Wstaję i kieruję się w drogę powrotną.

- Zaczekaj! Rup, proszę cię! - błagający głos Jaśka obija mi się o uszy.

Przystaję, a on przytula się do moich pleców.

- ... Możemy spróbować. Ofelia też się zgadza. Wiem, że będzie ciężko, ale... Dziwnowo musi być pełne dziwnych rzeczy, prawda?

Po prostu bawię się jego rękoma. Niby zwykłe, ludzkie dłonie, a jednak zielone. Fascynujące.

***

- Co ty w ogóle odkurwiasz?! Nie dość, że do wojska się nie nadajesz, to jeszcze się w jakieś pogańskie związki się będziesz bawił. Wynoś się z mojego domu, mała kurwo!

Słysząc takie słowa od własnego rodzica nie jest łatwe, ale jakoś mnie to nie obchodzi. Pakuję co prawda pośpiesznie walizkę, ale w umyśle mam wewnętrzny spokój. Zawsze zamieszkam z Ofelią czy Jaśkiem. Chociaż wolałbym z tym drugim. Podobno u rodziny Widmo straszy.

***

- Jasiek...? - dlaczego akurat teraz spadł deszcz? Wyglądam jak ofiara losu.

Ledwie mnie zobaczył, wciągnął mnie do środka.

- Idziemy do mojego pokoju.

I poszliśmy. Położyłem bagaż na podłogę, a ja sam glebłem na łóżko.

- Idź się osuszyć i przebrać. Łazienka na dole, trafisz.

No i trafiłem. Na obściskukących się jego rodziców trafiłem. Idę do drugiej... no bez jaj, jego młodsza siostra się kąpie.

Szukam trzeciej łazienki, ale mnie coś zaraz po prostu strzeli. Wracam do sypialni tego, który mnie tu ugościł... czy ja mam dzisiaj jakiś porąbany dzień?!

Uśmiechnął się do mnie sztywnie.

- Chłopaki chyba mogą paradować przy sobie w bokserkach? - pyta, mając przygotowaną do założenia koszulkę.

- Ale patrzenie na gołą dupę to już gejowe.

- A czym my niby jesteśmy? - przysiadł na łożku, odłożył na bok ubranie.

- Bi, pan? Pierdołami życiowymi? Mogę się tu przebrać?

- Mogę patrzeć na... - wzrokiem pokazuje oczywiste partie ciała.

- Patrz się w ścianę i telepatycznie rozmawiaj z Ofelią.

... No i patrzy się w tę ścianę, kiedy ja się przebieram. Aż zdążyłem z tego wszystkiego w miarę wyschnąć.

- Wiem, że jestem kosmitą, ale umiejętności telepatycznych to ja chyba nie posiadam.

- No to... - siadam obok zieloonokiego i muskam jego usta swoimi. - Problem... bez języka!

- A weź się...

Nagle dzwoni dzwonek do drzwi. Ofelia dołączyła do naszej miłosnego eksperymentu, w końcu mamy po kilkanaście lat, to właśnie czas na takie rzeczy. O powadzę pomyślę później. Jeżeli kiedykolwiek ona do mnie przyjdzie...

Chamska reklama pinteresta gdzie mam tego więcej i nie tylko rzeczy z simsów: LavendaSea

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro