"Barista i rysownik"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                                 
   "On parzy wyśmienitą kawę" przemknęło mi przez myśl, gdy po raz pierwszy zobaczyłem niebieskookiego Latynosa. Często wpadałem do kawiarni w której pracował. Nie zawsze po to, by napić się kawy, czasem po to, by po prostu na niego popatrzeć. Na to jak zajmuje się swoją pracą. A czasami też przychodziłem, by uporządkować myśli i zwolnić w codziennym biegu. Mam 23 lata i jestem rysownikiem komiksów dla dzieci. Wykreowałem własną postać, której wymyśliłem imię, a pozostawiłem swoje nazwisko. Alaina Kogane, brzmi nieźle. Jest bohaterką zabawnych komiksów z przesłaniem. Jednak według wydawnictw, moja twórczość jest zbyt kontrowersyjna. Ja sam,tak nie uważam. W moich komiksach przedstawiam związki homoseksualne, by pokazać, że to nie jest zło konieczne. Jednak według ludzi jest to wciąż  temat nieodpowiedni dla dzieci. Uważają, że młodzi czytelnicy są za bardzo delikatni i wrażliwi na czytanie o dziewczynce posiadającej za rodziców parę homoseksualną. Chciałbym, żeby w końcu ludzie nie mieli, żadnych uprzedzeń do czyjejś orientacji. Piszę moje komiksy, na podstawie własnych odczuć. Otóż sam jestem osobą homoseksualną. I moim marzeniem jest znalezienie miłości, oraz założenie rodziny. Tak nawiasem mówiąc jako rodziców Alainy uznałem siebie, oraz wysokiego Latynosa, z aparycją romantyka. Przyznam, że było to całkowicie niezamierzone.To jest po prostu także, wykreowana przeze mnie postać. Na nikim się nie wzorowałem. Czasem, gdy wracam późno do domu mam wrażenie, że zaraz przywita mnie mała dziewczynka w towarzystwie wysokiego Latynosa. Ot takie marzenia.
                                   *^*
  Tego dnia przy porannej kawie, przeglądałem wiadomości od wydawnictw. Większość z nich krytykowała moje płytkie wyobrażenie o homoseksualistach, a jeszcze inni uznawali, że jestem po prostu pomylony, jeśli sądziłem, że dadzą coś takiego do czytania dzieciom.
-"Nigdy nie zniżymy się do pańskiego poziomu panie Kogane" - Przeczytałem i zamknąłem swojego maila.
Nieco przygnębiony zacząłem przeglądać poranne wiadomości. Nic co mogłoby mnie zainteresować, a możliwe, że jeszcze bardziej przygnębić. Na dźwięk przychodzącego powiadomienia, nieco się ożywiłem. Szybko wszedłem w skrzynkę odbiorczą.To tylko kolejna wiadomość, od pewnego małego wydawnictwa. Już miałem ją usunąć bez czytania jej, jednak się powstrzymałem. Zniechęciłem się, gdy już na początku uznali moją pracę za kontrowersyjną. Ale mimo to chcieli spróbować, ją opublikować. Mało nie spadłem z krzesła, gdy to przeczytałem. Co z tego, że chcieli tylko zapchać wolną lukę po poprzednim komiksie, którego rysownik i twórca niespodziewanie zmarł. Ważne było to, że już na następny dzień chcieli się ze mną spotkać i przejrzeć  więcej moich komiksów. Nieco bardziej podniesiony na duchu, odszedłem od stołu i przeciągnąłem się. Trzeba było się wziąć szybko do roboty. Usiadłem przy moim biurku i zająłem się rysowaniem. Miałem gotowy pomysł jednak, nie umiałem go przelać na papier. Pierwszy raz, zdarzyło mi się coś takiego. "Może wyjście na świeże powietrze, dobrze mi zrobi" pomyślałem chowając szkicownik i przybory do rysowania do torby. Ubrałem się i wyszedłem na zewnątrz. Moje nogi same poniosły mnie, w stronę małej położonej na uboczu kawiarenki. Wszedłem do środka. Dzwoneczek wiszący nad drzwiami zasygnalizował moje przyjście. Usiadłem na moim stałym miejscu, skąd doskonale widziałem młodego Latynosa. Wyjąłem szkicownik i zabrałem się do roboty. Jakoś nie miałem ochoty, na picie kawy. Nie zdziwiłem się specjalnie, że tutaj szło mi lepiej z rysowaniem. Podparłem głowę ręką i zacząłem rozglądać się po kawiarni.Jak na tak wczesną porę, było tu dość sporo ludzi. Białowłosa dziewczyna w zielonym fartuszku stała za ladą i rozmawiała z niższą rudowłosą  w okrągłych okularach. Miejsce dalej zajmowało dwóch mężczyzn. Jeden czarnowłosy z białą grzywką, oraz drugi brązowowłosy w czarnych okularach. Wydawało się, że świata poza sobą nie widzieli. Trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy. Odwróciłem wzrok. Byłem tak samotny, że aż zdesperowany. Ponownie spojrzałem, w stronę lady. Tym razem, obok dziewczyny stał ten mężczyzna. W błękitnej koszulce podkreślającej jego kolor oczu, oraz w  takim samym zielonym fartuszku. Na jego twarzy zawsze gościł ten sam promienny uśmiech. Odwróciłem wzrok, speszony, gdy na mnie spojrzał. Założyłem słuchawki i powróciłem do rysowania. Oddałem się, dźwiękom muzyki. Po jakimś czasie zorientowałem się, że bezmyślnie szkicowałem sylwetkę Latynosa stojącego przy ladzie.I to z najdrobniejszymi szczegółami. Takimi jak piegami na jego twarzy, czy delikatnymi rumieńcami."Ogarnij się Kogane..." pomyślałem i sięgnąłem po papierosa. "Chyba mam kryzys twórczy.."
-*Disculpe señor, nie wolno tu palić - Usłyszałem męski głos z mocnym hiszpańskim akcentem.
Podniosłem głowę i ściągnąłem słuchawki. Niebieskooki stał przy mnie, opierając dłonie na biodrach. Na plakietce na jego piersi, pisało "Taylor".
-Uhm, co? - Zapytałem, niezbyt inteligentnie.
Mężczyzna zachichotał, co przyprawiło mnie o mocne bicie serca.
-Nie wolno, tu palić - Poinformował mnie po raz drugi, wskazując na tablicę nade mną.
-Oh, tak przepraszam... - Mruknąłem i szybko zgasiłem papierosa.
-Nic nie szkodzi. Dość często, tu pan przychodzi prawda?
-Mm, tak często... Emm, jestem Keith - Przedstawiłem się nieco speszony.
-Ja jestem Lance. Tak w ogóle to, kogoś mi przypominasz...
-Tak?
Chłopak pstryknął palcami.
-Już wiem! Ty jesteś tym znanym rysownikiem. Keith Kogane. Moja *sobrina uwielbia twoje komiksy. Szkoda, że New York Times, już ich nie publikuje.
-N-naprawdę? - Byłem w szoku, że ktoś w ogóle mnie rozpoznał.
Owszem, przez pewien okres czasu Times publikował moją twórczość. Jednak bardzo, szybko zrezygnował z tego pomysłu.
-Tak, tak. I naprawdę muszę przyznać, że masz świetny talent i odwagę, by rysować coś takiego. To stawia nas - ludzi o odmiennej orientacji, w zupełnie innym świetle-Uśmiechnął się lekko.
-Umm... Dzięki, to wiele dla mnie znaczy.. .Ja... Czyli... Znaczy ty też jesteś...?
-Jestem bi - Mrugnął.
-Hej Lance,długo jeszcze zamierzasz się opierniczać? - Zawołała białowłosa zza lady - Mamy zamówienia.
-Oh tak, już idę. Wybacz, Keith - Posłał mi ostatni promienny uśmieszek i powrócił do roboty.
Moje serce, nadal mocno biło. Jego niebieskie oczy hipnotyzowały mnie coraz bardziej Jeszcze raz, spojrzałem na swój szkic. Pod wpływem chwili, zawołałem:
-Hej Lance!
Chłopak odwrócił się, w moją stronę.
-Ja... Poproszę kawę...
-Taką jak zwykle, prawda? - Zapytał z delikatnym uśmiechem.
-T-tak...
-Już się robi - Zniknął z mojego pola widzenia.
Z uśmiechem na ustach, powróciłem do szkicowania. Teraz stało się, to o wiele prostsze. Już miałem, kolejny pomysł. Jeszcze szkicowałem, gdy przyniósł mi kawę. Usłyszałem delikatny dźwięk, gdy porcelanowa filiżanka została położona na stole. Podniosłem głowę, ale jego już nie było. Natomiast pod spodkiem od filiżanki, dostrzegłem kawałek papieru. Wyciągnąłem go stamtąd, ze zdziwieniem. W rzeczywistości, była to jednak złożona wpół ozdobna serwetka. Zapisany, był na niej ciąg cyfr i dopisek:"Zadzwoń  :)". Moje serce zabiło mocniej. Spojrzałem, w stronę lady. Jednak i tam, go nie było. Bezmyślnie zamieszałem, łyżeczką w filiżance. Ciągle o nim myśląc, zacząłem pić kawę. Jak zwykle, była najlepsza. Gdy wypiłem napój, odstawiłem filiżankę na spodek i odsunąłem jak najdalej od siebie. W obawie, że jednak przypadkowo ją strącę, a resztki kawy pobrudzą moje szkice. Jestem niezwykle, pechowym gościem. Po chwili Lance, wyłonił się z zaplecza. Tym razem, bez fartuszka i w ciemnej bluzie narzuconej na ramię. Zerwałem się od stolika i podbiegłem do niego. Pech chciał, że akurat musiałem się potknąć i wpadłem prosto w jego ramiona.
-Wybacz, na pierwszej randce jeszcze się nie przytulam - Zachichotał, uroczo.
Powoli się, odsunąłem. Spłonąłem rumieńcem i odwróciłem głowę.
-J-ja... Chciałem spytać, czy chciałbyś ze mną, gdzieś wyskoczyć... - Zająknąłem się.
-Jasne, jeśli tylko ty także przyjmiesz moje zaproszenie...
Wychodząc z kawiarni, złapał mnie za rękę. Nie wiem, czy było to pod wpływem chwili,  czy też zaplanowane. Jednak, gdzieś w środku poczułem, że to właśnie on jest tą odpowiednią osobą. Osobą na, którą tak długo czekałem. Nie obchodzi mnie, co pomyślą inni. Ja chcę po prostu, być szczęśliwy. Razem z nim. 

*Disculpe, señor-Przepraszam pana
*sobrina-siostrzenica

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro