"Evening in the Club"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       Z początku, nie miał chęci tu przychodzić. Jednak pod wpływem znajomych, oraz wypitego alkoholu, szybko się to zmieniło. Był wolnym studentem, który dosłownie parę godzin wcześniej oblał swoją magisterkę. Z tego też, powodu postanowił zatopić swe smutki w alkoholu.

— Powinieneś się w końcu, wziąć w garść — Skwitowała Pidge, sącząc swego drinka — To jeszcze nie koniec świata, a na pewno nie dla ciebie.

Nawet ona dała się, dzisiaj wyciągnąć do baru.

— Ta, z pewnością — Odparł szatyn, wzdychając ciężko.

Potoczył wzrokiem po barze. Dość często, tu przychodzili. Świętując swe osiągnięcia, lub rozpaczając nad popełnionymi błędami. Jak zwykle, o tej porze pełno tu było studentów takich jak oni. W przeważającej części, to byli sami faceci. Dziewczęta, rzadko się tu zapuszczały. Oprócz Pidge, która wszędzie łaziła za swoimi przyjaciółmi. Nie przeszkadzała, jej atmosfera panująca w tym miejscu. Nawet wręcz przeciwnie. Pozwalała jej się odprężyć i odpocząć od nauki.

— Dlaczego tu nigdy nie przychodzą żadne laski? — Jęknął i opadł ciężko, na kanapę.

— Uh, no wiesz? — Nadia, kelnerka podeszła do nich, by zabrać puste szklanki po alkoholu — Wystarczy, że ja tu jestem.

— Ech, ale ty i tak nie dasz się nigdzie zaprosić — Powiedział prześlizgując się wzrokiem, po jej obcisłej sukience i zgrabnych nogach.

— Dokładnie. Nie chcę sobie niszczyć życia. W sumie i tak już, to zrobiłam — Skrzywiła się, z niesmakiem i odeszła.

— Pidgeee, nie masz ochoty potańczyć, lub coś? — Zapytał, pełen nadziei.

Ta nuda, zaczynała go dobijać.

— Oczywiście, że mam. Idziesz Hunk? — Zaśmiała się i poszła z chłopakiem na parkiet.

Lance został sam. Ze znudzeniem, rozglądał się wokół. Jego wzrok spoczął, na czarnowłosej dziewczynie siedzącej samotnie przy barze. Z tej odległości, niewiele mógł dostrzec. W dodatku krucze włosy zasłaniały jej, połowę twarzy. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, że do tej pory jej nie zauważył. A przecież przebywali tu, już kilka godzin. Niezwłocznie musiał pójść do niej zagadać. W tym czasie, wrócili Pidge i Hunk. Oboje zarumienieni i roześmiani. W końcu, mieli chwilę dla siebie.

— Jak tam Lance? Nie nudziłeś się, zbytnio? — Zagadnął go chłopak, siadając obok niego.

— Wcale. A teraz, wybaczcie. Muszę was opuścić.

— Do kibla idziesz? — Zapytała Pidge, idąc po następnego drinka.

— Nie. Idę zagadać, do tej dziewczyny — Powiedział, wskazując na nią.

Pidge i Hunk popatrzyli na siebie.

— W takim razie, powodzenia — Oznajmiła i odeszła.

Lance podszedł nonszalanckim krokiem, w stronę czarnowłosej. Zaczesując włosy do tyłu, odezwał się:

— *Hola linda. Wiesz, że wisisz mi drinka? Bo gdy cię zobaczyłem, to upuściłem swój — Zagadał, siadając obok niej.

Dziewczyna spojrzała, na niego ze zdziwieniem. Miała na sobie białą koszulkę z MCR, czarne legginsy oraz ciemnofioletową kurtkę obszytą białym futerkiem. Obie ręce miała wytatuowane, aż po same przedramiona. Natomiast dłonie w czarnych rękawiczkach, bez palców opierała ze znudzeniem na blacie. Jej spojrzenie, było niezwykle hipnotyzujące i podkreślone czarnym ey-linerem. Nawet, w takim świetle mógł dostrzec tak małe szczegóły. Poczuł, jak natychmiastowo pieką go policzki.

— Hm? Mówiłeś, coś? — Odpowiedziała w końcu, jakby znudzona tocząc wzrokiem po barze.

— Uhmm... Mówiłem, że jesteś naprawdę piękna...

— A ty jesteś, naprawdę pijany — Odparła nagle, ni stąd ni zowąd.

— Czemu, tak uważasz? — Zapytał, lekko zdziwiony.

Nieznajoma była trochę dziwna. A jednak, jej pełne uszminkowane na czerwono usta, zdecydowanie go przyciągały.

— Nie, nieważne. Chcesz drinka? Ja stawiam — Uśmiechnęła się zadziornie.

— To zazwyczaj chłopak, proponuje to pierwszy nie sądzisz? — Zapytał, ze zdziwieniem.

— No i? Jak ktoś daje, to bierz — Zaśmiała się dźwięcznie i poszła zamówić dwa drinki.

Zanim zdążył się, zastanowić nad sensem jej słów, już wróciła. Postawiła przed nim, kolorowy napój alkoholowy. Przez moment, zapanowała cisza. Oboje sączyli swoje drinki, nie patrząc na siebie.

— Chcesz zatańczyć? — Zapytała, ciągnąc go w stronę parkietu, ledwo skończył swój drink.

I tak, nie miał w sumie wyboru. Patrząc na jej kształtne biodra i uda, nie mógł się powstrzymać. Dziewczyna nie tańczyła, jakoś specjalnie dobrze. Jednak jej ruchy, były bardzo żywe i wręcz przyciągały do siebie. Tak samo, jak jej zgrabne ciało. Po kilku wypitych wcześniej drinkach, miał dość odwagi, by przyciągnąć ją do siebie. Spłonęła rumieńcem, a jednak dała się trzymać w ramionach. Po chwili, nawet oparła głowę o jego pierś. Jego serce, mocno zabiło, a policzki się zaróżowiły. Kołysali się w takt, dość spokojnej piosenki. Zapach jej delikatnych perfum i papierosów, zaczął powoli wsiąkać w jego ubrania. Mącił mu w głowie, coraz bardziej i bardziej. Gdy piosenka zaczęła wolno cichnąć, by ustąpić miejsca następnej, dziewczyna się odezwała:

— Mam pomysł... Chodźmy, w jakieś ustronne miejsce — Zaproponowała ciągnąc go, na zaplecze klubu.

Pidge i Hunk, jakoś bardzo nie przejęli się zniknięciem kumpla. Dość często mu się to zdarzało. Zwłaszcza w tym klubie.
Tymczasem Lance wraz z dziewczyną, znaleźli się w małym pomieszczeniu. Światło było tu sztuczne co i tak dawało dziwny komfort, w przeciwieństwie do ciemności panujących na parkiecie. Właśnie w tym świetle, chłopak coś sobie uświadomił. Spojrzał na dziewczynę, zawzięcie mrugając. Poczuł jak w jednej chwili cały alkohol się z niego ulatnia.

— Hm? Stało się coś? — Nieznajoma, zbliżyła się do Lance'a popychając go lekko na ścianę.

— Ty...Znaczy...Co...eee...J-jesteś chłopakiem! — Wydukał, patrząc na nią.

— No jestem. I co z tego? — Zapytał, śmiejąc się — Robi ci to jakąś różnicę? — Przygryzł uszminkowaną wargę w taki sposób, że serce Lance'a, mocno zabiło.

Mimo wszystko, nie mógł tego powstrzymać. Uroda czarnowłosego wprost go poraziła. Czy to możliwe, że on mógł być taki seksowny? W tym jednym momencie, wszystkie instynkty wzięły nad nim górę. Przyciągnął do siebie, zdziwionego chłopaka. Następnie patrząc mu głęboko w oczy, wpił się w jego usta. Ciemne oczy Keith'a, powoli się zamknęły, a on sam zaczął oddawać pocałunki. Zmysłowo przygryzł jego dolną wargę, na co jęknął przeciągle. Lance trzymał go za nadgarstki, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Ku jego zdziwieniu, stał się nieco zaborczy. Możliwe, że to przez ilość wypitego alkoholu. Wolno puścił, jego nadgarstki, by wsunąć palce w jego włosy. Keith drgnął lekko, jednak nie przerwał pocałunku. Jego dłonie, zsunęły się po jego plecach i znalazły na biodrach. Poczuł, jak unosi go w górę. Keith oplótł się nogami, w pasie Latynosa. Mimo że nigdy nie należał do tych najgrzeczniejszych, teraz całkowicie się mu podporządkował. Całkiem pogrążyli się w tym pocałunku, gdy nagle usłyszeli głośne kroki. Na ich dźwięk, odskoczyli od siebie gwałtownie, a Keith prawie stracił równowagę.

— Ach, tu jesteś Keith — Powiedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, wchodząc swobodnie do pomieszczenia — Idziemy już, Adam na nas czeka.

Wyglądał jak bożyszcze, wszystkich kobiet. Mężczyzn pewnie też.

— Uh... W takim razie...Weź mój numer — Powiedział niepewnie, czarnowłosy.

Lance w tym czasie, zaczął pospiesznie szukać telefonu. Dokonał w myślach, szybkiego przetwarzania danych. No tak! Przecież zostawił telefon, w szkolnej torbie. Zupełnie o nim zapomniał. To wszystko, przez tę magisterkę.

— Uhm... Nie mam przy sobie telefonu — Wyznał, przeklinając się w myślach za to.

Myślał, że przez to chłopak nie da mu swojego numeru. Nie spodziewał się natomiast, tego co zrobił czarnowłosy. Wyjął z kieszeni marker i szybko zapisał ciąg cyfr na jego nadgarstku. Podpisał się również imieniem i nazwiskiem.

— D-dzięki — Wyjąkał, szatyn.

-Nie ma, za co. Mam nadzieję, że szybko znajdziesz swój telefon... Wiesz... By zadzwonić — Posłał mu, uśmiech i wyszedł za mężczyzną, który tylko kiwał głową z politowaniem.

Lance został w pomieszczeniu sam. Jego oddech się wyrównywał. Kurczowo zaciskał palce na swoim nadgarstku, jakby bał się, że może go zgubić. Cóż...W jego obecnym stanie, wszystko było możliwe. Jeszcze długo, miał przed oczami obraz czarnowłosego chłopaka.  Kiedy w końcu się, ogarnął wrócił do swoich przyjaciół. Wcale się nie zdziwili, widząc na jego ustach ślady po amarantowej szmince.

— No...W końcu jesteś — Odezwała się Pidge, lustrując go spojrzeniem — I...czemu się tak rumienisz? Znowu za dużo wypiłeś? Jeśli znowu będziesz rzygać po drodze, uprzedzam—

— Pidge... — Odezwał się, nieswoim głosem Lance, nadal wpatrując się w swój nadgarstek.

-No?

Wciąż z błyszczącym i nieobecnym spojrzeniem, wyszeptał
— Myślę, że zakochałem się w chłopaku...

*Hola Linda-Hej piękna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro