"Gdy pocałunek ma wiśniowy smak" teenage au

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Ech życie jest ciężkie i niesprawiedliwe... - westchnął już któryś dziś raz Lance, bezwiednie opadając na drewnianą barierkę i wbijając smutny wzrok w swoje odbicie w rzece.

- Może wyduś to w końcu z siebie? Matka zobaczyła twoją kolekcję hentaiców? - rzucił do niego bezpośrednio czarnowłosy, bez większego zainteresowania w głosie.

Zbliżała się godzina 17:00, a oni nadal spędzali czas w swoim ulubionym miejscu - na moście. Mogli tam przesiadywać nawet całymi dniami, nie robiąc przy tym żadnych szczególnych rzeczy. Nawet wpatrywanie się w mroczne odmęty rzeki było dla nich ciekawym zajęciem. I tak najważniejszy był jednak fakt, że zawsze mogli tam być sam na sam i rozkoszować się spokojem i atmosferą tam panującą.

- Co? Przecież ja nawet anime nie oglądam... - Latynos powoli uniósł głowę i spojrzał na niego.

- A ten wielki plakat z Free! w twoim pokoju to co? - rzucił od niechcenia, jednocześnie grzebiąc w kieszeni bojówek.

Lance uważnie patrzył na to jak zaczyna rozrywać papierek okalający wiśniowego lizaka, którego dopiero co wyjął z kieszeni. Dlatego też przez dłuższą chwilę nie odpowiedział na jego zaczepkę i całą swoją uwagę skupił na słodyczy w jego rękach.

- Masz też coś dla mnie? - zapytał ze słyszalną nadzieją w głosie z nadal utkwionym w nim wzrokiem.

- Nie dzisiaj - wzruszył ramionami i zerkając na niego kątem oka, wsadził lizaka do ust.

- Przecież zawsze masz czymś wypchane kieszenie...Po co ci w sumie tyle słodyczy?

- Żebym nie palił. Shiro powiedział, że to bardzo dobry pomysł, żebym miał zawsze przy sobie coś słodkiego, bo to zapobiegnie chęci palenia...Czy coś w tym rodzaju - odmruknął i zapatrzył się w dal; stał tyłem do barierki, a jego wzrok zawieszony był gdzieś daleko poza chmurami.

Lance ponownie głośno westchnął, na co Keith zareagował mruknięciem pełnym dezaprobaty.

- Odpowiesz mi w końcu na pytanie?

- Które?

- Dobrze wiesz, które. Co cię gryzie? Cały dzień wzdychasz i odkąd tu przyszliśmy, nie da się z tobą normalnie pogadać...Wiesz, że możesz mi powiedzieć - odezwał się cichym głosem, ale nadal na niego nie spojrzał; za to wyczuł na sobie jego przejęty wzrok i prawie widział na jego ustach delikatny uśmiech.

- Dzięki...Ale nie wiem czy to jest warte uwagi-

- I mówi to Lance McClain, który codziennie musi mi się chwalić tym ile spędził dzisiaj w łazience wypróbowując nową maseczkę... - przeciągnął się, ze znudzeniem i dopiero wtedy zdecydował się na niego spojrzeć.

Zdziwiła go jego mina. Spodziewał się, że raczej głupio się uśmiechnie i mu gwałtownie zaprzeczy lub spłonie rumieńcem. Zamiast tego zrobił się nagle dziwnie poważny, jakby czymś się przejął. Ale przecież nie powiedział mu niczego krzywdzącego...

- Czemu masz taką minę? - zapytał, odwracając się do niego i bawiąc się lizakiem.

- Po prostu naprawdę zastanawiam się czy na serio ci o tym mówić...Bo to chyba jest na poziomie tego co powiedziałeś - mruknął zniechęconym i jednocześnie zasmuconym tonem, znowu wpatrując się w rzekę.

Po tym otrzymał szybkie i mocne trzepnięcie w tył głowy. Oderwał się od barierki jak oparzony i popatrzył na niego ze złością. Keith miał niezwykle niewinny wyraz twarzy i nadal bawił się lizakiem.

- Co ty robisz?! Normalny jesteś?? Co za głupi mullet - wrzasnął i lekko go popchnął, na co czarnowłosy zareagował kpiącym uśmieszkiem.

- Za dużo z tobą przebywam, żebym mógł być normalny. Poza tym dostaniesz jeszcze raz, jeśli mi nie powiesz - wzruszył ramionami, nie zważając na to, że Latynos ciskał w niego obelgami i raz po raz popychał lub uderzał lekko w ramię.

- Czemu tak ci zależy, żeby się o tym dowiedzieć? - rzucił i uchylił się przed kolejnym ciosem czarnowłosego.

Otworzył usta, jednak po chwili je zamknął niezbyt przekonany w tym, żeby coś mu odpowiedzieć. Jego odpowiedź brzmiałaby zbyt osobiście i zupełnie nie pasowałaby do jego sposobu bycia. Możliwe nawet, że zdradziłby się ze swoimi uczuciami czego bardzo nie chciał. Do tego Lance mógłby mu dokuczać za to jaki wrażliwy się stał.

- Bo mam dość tego jaki przygnębiony jesteś.

- Odezwał się głupi mullet...Ty tak całe życie wyglądasz mój drogi.

- Bo mam taką twarz. A tobie to zupełnie nie pasuje - odburknął mu, a Lance niespodziewanie lekko się zarumienił i to bynajmniej nie przez uczucie zimna.

- W jakim sensie? - zapytał cicho, po przeanalizowaniu w ciszy jego odpowiedzi.

Czarnowłosy ponownie się od niego odwrócił i tym razem to on postanowił zwlekać z odpowiedzią. W jakim sensie? - to pytanie kołatało mu się po głowie. Dość długo zastanawiał się co mu właściwie na to odpowiedzieć, bo nie był pewny na ile może sobie pozwolić. I fakt, że byli przyjaciółmi wcale mu nie pomagał w tym momencie.

Lance również już stracił nadzieję, że w ogóle dostanie od niego jakąkolwiek odpowiedź. I wcale się już na to nie nastawiając, postanowił przemyśleć jak mu się zwierzyć ze swojego problemu.

- Bo...Zawsze jesteś taki radosny i uśmiechnięty...Nieważne co. A kiedy jesteś przygnębiony, wyglądasz jak słoneczne niebo zasnute chmurami... - odezwał się niespodziewanie, dalej skupiając się na lizaku w ustach; teraz zaczął nim nerwowo kręcić i uciekać wzrokiem w bok, byle tylko nie napotkać jego.

Lance otworzył szerzej oczy. Jego odpowiedź zbiła go z tropu i sprawiła, że całkiem zapomniał o tym o czym miał mu powiedzieć. Po tym jak się odezwał, zapadła między nimi niezręczna ciężka cisza, której jakoś żaden z nich nie miał zamiaru przerywać.

- Wow Kogane...Nie spodziewałem się, że znasz takie poetyckie porównania. Sam na to wpadłeś? - zapytał, jednak w jego głosie wcale nie zabrzmiała nutka złośliwości; gdyby się dobrze wsłuchać można było usłyszeć naprawdę ciepły ton, jakim to wypowiedział.

Nieco się rozluźnił i w odpowiedzi oparł się wygodniej o barierkę, a jego wzrok znowu powędrował w górę.

- Może gdzieś to usłyszałem...Nie wiem. A teraz z chęcią bym usłyszał co masz mi do powiedzenia...Chodzi o tę dziewczynę?

Lance poruszył się nieco niespokojnie, co oczywiście Keith zaraz zauważył.

- A, więc chodzi o nią...Jak ona miała? Allura? Chyba niedawno zerwała z Lotorem... - mruczał sam do siebie, rozkoszując się smakiem lizaka - ale teraz chyba zaczęła chodzić z jakąś Romelle...Hm, no cóż, wielka szkoda dla ciebie Lance...Swoją drogą nie sądziłem, że jest bi...

- Wcale nie chodzi o nią - przerwał, dość cierpko, jego monotonny monolog i znowu dało się usłyszeć jego westchnięcie - wcale nie chodzi o nią...

- Więc mnie oświeć... - leniwie się przeciągnął i w końcu spojrzał mu w oczy.

Przez chwilę Lance patrzył, na jego twarz z wymalowaną na niej tą znajomą beznamiętną mimiką. Oprócz kpiącego uśmieszku, przez większość czasu zawsze była taka sama. Choć czasem dało się również wyłapać na niej ślady czegoś innego niż kpina i szyderstwo.

Tę twarz podkreślało wiele rzeczy, charakterystycznych tylko dla niego. Niektóre były zwykłe jak chociażby srebrny nostril, labret w kąciku ust czy horizontal we brwi imitujący dwa czerwone rubiny. One wszystkie dobrze wyróżniały się wraz z jego dość ostrymi rysami twarzy. W jakiś sposób również uwidaczniało lekko azjatycką urodę stojącego przed nim chłopaka. Nie dało się tego nie zauważyć, bo nie było to specjalnie trudne do wychwycenia. Chodź prędzej można go było uznać za męską wersję "królewny Śnieżki" - jego krucze włosy, zwykle w nieładzie ułożone w modną swego czasu fryzurę typu "mullet", a która przechodziła wówczas drugą młodość, dobrze kontrastowały z bladą cerą i intensywnie fioletowymi oczami, które okalały dość długie rzęsy. Nie można było jednak zaprzeczyć, że w tej szczególnej urodzie było coś azjatyckiego. Możliwe, że chłopak mógł mieć jakieś geny pochodzące z któregoś z tych krajów lub był tejże narodowości. Sam nie wiedział, gdyż jego rodzice osierocili go za młodu i niestety nie miał jak tego zweryfikować. Utrzymywał, że mógł być Japończykiem tak jak jego starszy "brat", który zajął się nim po śmierci rodziców. Jego nazwisko zaś nasuwało na myśl Koreańskie pochodzenie. Cóż to wszystko było tajemnicą dla młodego chłopaka, którą jednak zamierzał poznać w najbliższym czasie.

Czarnowłosy punk patrzył jak Latynos staje się coraz bardziej niepewny i rozdarty, między podzieleniem się z nim swoimi myślami. Dostrzegał jego zdenerwowanie, które objawiało się w bardzo wymowny sposób - otóż widział jak jego wzrok rozbiega się nerwowo we wszystkie strony i jak raz za razem przygryza wargę prawie do krwi. Ciągle również układał, gładził i poprawiał swoje ciemno brązowe włosy; szczególną uwagę przykładał do kosmyków płożących się na jego policzkach.

Nie zamierzał go poganiać, jednak to czekanie było nie do zniesienia, zwłaszcza, że Keith nie znał słowa "cierpliwość". Dlatego dał po sobie poznać, że jest już zniecierpliwiony, żeby Lance sam się w końcu odezwał.

- N-no nie sądzę, żeby to było aż takie ważne...Ale! Ale nie śmiej się, okej? - wydusił w końcu z siebie mocno nerwowym tonem, podczas gdy nadal wbijał wzrok w swoje niebieskie sneakersy.

Przekręcił głowę z zainteresowaniem. Latynos już na starcie wiedział, że tak się na pewno nie stanie, dlatego tylko wypuścił powietrze nosem i bez zastanowienia wypalił:

- N-no, bo chodzi o to, że jeszcze nie przeżyłem swojego pierwszego pocałunku z żadną dziewczyną... - a po chwili wśród ogólnego zakłopotania ich obu dodał - ... z chłopakiem też nie...

Nie wiedział w sumie, po co o tym wspominał, ale pomyślał, że skoro już o tym mówi to może załatwić też i tę kwestię. Przy tym również sądził, że może mu zaufać, a chłopak pomimo swojego dziwnego charakteru nie wytknie mu tego.

- Z chłopakiem mówisz? Umknęło mi coś? - zerknął na czerwieniejącego z każdą chwilą Lance'a.

No tak. Jak zwykle musiał się skupić na tym jednym nic nie ważnym elemencie rozmowy, a nie na całym kontekście. Zażenowany znowu spuścił wzrok.

- No dobra rozumiem, sorry chłopie. Potrzebujesz o tym pogadać?

Ta odpowiedź go mocno zaskoczyła, aż podniósł wzrok z powrotem. Miał zamiar mu się żalić na to jak bardzo dziewczyny są poza jego ligą, a tymczasem będzie z nim rozmawiać o kwestionowaniu własnej seksualności. Nie tego się po nim spodziewał, ale wewnętrznie cieszył się, że mimo wszystko to zaproponował.

- Właściwie to bardziej chciałem ci się żalić na ten temat, ale jeśli chcesz-

- Tylko proponuje, bo sam miałem z tym problem. Ale jeśli wolisz to mogę też spróbować rozwiązać to inaczej... - w tym momencie przystąpił do niego, aż Latynos nieznacznie cofnął się do tyłu, byle zwiększyć odległość między nimi.

Wyszczerzył się w jego stronę, aż Lance'a przeszły ciarki. Przez chwilę po prostu patrzyli sobie w oczy. A Lance dodatkowo był całkiem sparaliżowany, więc pewnie gdyby Keith naprawdę chciał zrealizować to co chodziło mu po głowie, nawet by nie oponował.

- Otwórz buzię - odezwał się nagle, aż Latynos drgnął.

I tak jak myślał, nawet nie oponował, tylko po prostu to zrobił. Właśnie wtedy Keith wyciągnął z ust lizaka jeszcze lekko ociekającego jego śliną, oblizał go i włożył do jego otwartych ust.

- Proszę bardzo. W ten sposób twój pierwszy pocałunek pozostanie niezapomniany - i mówiąc to po prostu odwrócił się i wsuwając ręce do tylnych kieszeni, odszedł sprężystym krokiem - muszę już spadać. Zobaczymy się jutro.

Natomiast Lance nadal stał w tym samym miejscu, nie śmiejąc się ruszyć. Dopiero po chwili, jakby się ocknął i nieśmiało wyciągnął z ust lizaka, by na niego spojrzeć. Dzięki niemu czuł teraz słodki posmak wiśni na języku. Nawet nie przeszkadzał mu fakt, że przed chwilą znajdował się on w ustach Keith'a. Wręcz przeciwnie. Po jego głowie raczej kołatała się jedna myśl, przez którą jego umysł całkiem wariował. Jego pierwszy pocałunek. Co z tego, że pośredni.

Lance McClain nigdy nie spodziewał się, że jego pierwszy pośredni pocałunek odbierze mu Keith Kogane. Ani, że będzie smakować wiśniami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro