"Jak pies z kotem" Neibourhood au cz.1/?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak każdego poranka obudził go kolejny rockowy koncert zainicjowany przez jego niesfornego sąsiada. Szczęściem, że po uraczeniu go jednym takim kilku godzinnym występem dość szybko zasypiał i wstawał dopiero późnym popołudniem, a czasami również było u niego cicho aż do wieczora. W takich chwilach dziękował siłom wyższym, że uczynili go nocnym markiem, bo tylko wówczas, kiedy spał mógł odpocząć od jego głośnej muzyki i często używanych do tego niewybrednych słów.

Zupełnie nie rozumiał jego trybu życia, ale przecież nie miał zamiaru się z nim o to wykłócać. Choć momentami marzył o tym, by czasem choć odrobinę funkcjonował tak jak on. Przydałoby się. Denerwował go fakt, że sam musiał harować przez cały tydzień, podczas gdy czarnowłosy pracował jedynie w weekendy. Chociaż i tak powinien podziękować losowi za to, że przynajmniej przez te 3 dni miał upragniony spokój. Czasami zastanawiał się, gdzie musiał pracować, że zawsze na koniec tygodnia gdzieś wyjeżdżał i wracał dopiero w niedzielę wieczorem. Ale to była tylko zwykła sąsiedzka ciekawość. Równie dobrze mógł się zastanawiać nad tym dlaczego tak rzadko robi pranie czy wystawia śmieci(a tak nawiasem mówiąc to faktycznie tak było)

Przez chwilę miał wrażenie, że ściany jego domu zatrzęsły się wraz z meblami. I, że gdyby stał to natychmiast, by się zachwiał przez głośny bas elektrycznej gitary. Ale na szczęście leżał w łóżku, więc jedyne co zrobił to rozpaczliwie przycisnął sobie poduszkę do twarzy.

- Kurwa, za co...Dlaczego zawsze mnie spotykają najgorsze w świecie rzeczy... Pierdol się! - wyjęczał, wiercąc się na łóżku, starając jakoś zagłuszyć muzykę.

Był czwartek, godzina 5:50. Za 45 min miał wstać i zacząć szykować się do pracy. Dzisiaj miał omówić ważną prezentację przez którą wczoraj siedział do mniej więcej 4:00, by ją skończyć i mieć pewność że jest dopracowana do perfekcji. Położył się, więc zaledwie godzinę po dokończeniu projektu. Lecz dzięki swemu "miłemu" sąsiadowi nie spał już od co najmniej 30 minut. I tak codziennie, aż do tego cholernego weekendu. Czasami miał tak mocną ochotę, by sobie palnąć w łeb, że nikt w świecie sobie zapewne tego nawet nie wyobrażał. Codziennie miał ochotę płakać z bezradności, gdy w ogóle słyszał jak się tłucze za ścianą, bo to zwiastowało rychłe przygotowania do gry na tym piekielnym instrumencie zwanym gitarą. Często wyobrażał sobie jak rozwala mu ją na głowie, następnie podpala miejsce zbrodni i idzie siedzieć na 25 lat. Pewnie, że nigdy by tego nie zrobił, ale pomarzyć zawsze można.

Teraz już się nie dziwił, dlaczego to mieszkanie sprzedano mu za tak stosunkowo niską cenę. Poprzedni lokatorzy byli bardziej niż chętni do tego, by jak najszybciej się stąd zwinąć. Jednakże wynikało to z ich własnych problemów.

I tak spokojnie żył sobie przez jakiś rok, bez żadnych zmartwień. Można było powiedzieć, że było aż za spokojnie i że niedługo się coś wydarzy. No i wydarzyło. On. Czarnowłosy punk wyglądający jakby przybył na rumaku z czeluści piekielnych. Wyglądał jakby sądził potępione dusze w piekle, jednocześnie siedząc na tronie z czaszek i popijając krew śmiertelników ze szklanki z palemką. I tak, w jego przypadku wygląd przekładał się ponad charakter. Przybył któregoś dnia i wtedy życie Lance'a McClain zmieniło się radykalnie. A przecież ta miła starsza pani mieszkająca za ścianą wcale nie musiała się stamtąd wyprowadzać. Do końca życia jej koty mogłyby przełazić przez płot na jego posesję i miauczeć pod oknem o najwcześniejszych porach. Błagałby o to na kolanach samego Boga, żeby tutaj wróciła. Ale widocznie Bóg był na urlopie, a jego modlitwy wysłuchał Lucyfer, któremu pewnie również czarnowłosy zalazł za skórę będąc w piekle.

Choć z początku nie sądził, że aż tak wywróci jego życie. I, że jak najszybciej zapragnie wrócić z powrotem do swojej słonecznej Hiszpanii. Owszem, zrobiłby to, ale jednocześnie chciał udowodnić swoim rodzicom, że ich najmłodszy wiecznie roztrzepany synalek w końcu nauczył się żyć na własną rękę i wreszcie dorósł. Na to ostatnie czekała większa część jego rodziny. A gdy jeszcze dowiedzieli się, że podjął się swojej wymarzonej pracy jaką był zawód biologa morskiego odetchnęli z ulgą, że chociaż jedna z dwóch rzeczy się spełniła w jego życiu. Drugą miało być znalezienie sobie przez niego swojej drugiej połówki, którą mógłby im w końcu przedstawić, później zamieszkać i robić to co pary zwykle robią. Czyli mieć kredyt hipoteczny i dwójkę dzieci. Taa, to zdecydowanie nie było marzenie Lance'a, który ze swoją flirciarską naturą wolał spotykać się z dziewczynami, a niejednokrotnie również i z chłopakami na tzw."jedną noc". Dlatego w sumie on również święty nie był. Kiedy Keith wyjeżdżał, on zaczynał się bawić i wykorzystywać tak upragniony weekend. Zwykle sprowadzał się do jednego - czyli pójścia do klubu na kilka drinków z przyjaciółmi. Często kończyło się to jego samotnym powrotem do domu, a jeszcze częściej z osobą mu towarzyszącą. Kobiety i mężczyźni (a zwłaszcza po pijaku) lecieli na te jego suche żarciki i nieudane teksty na podryw. Z jakiegoś powodu później z rana, jednak ulatniali się jak najszybciej, a co odważniejsi z nich zostawiali mu coś po sobie, by później się z nimi jakoś skontaktował. Jednakże mieli pecha, bo Lance nie był tym typem mężczyzny, którego kręci związanie się z kimś na dłużej. Twierdził, że póki jest młody i piękny, woli się wyszaleć, a jeszcze przyjdzie czas, żeby się ustatkować. Jednak nikt nie wiedział, kiedy to nastąpi. Reszta jego sąsiadów z osiedla z pewnością chciałaby, żeby to się już stało i żeby wyprowadził się stąd jak najszybciej. Tak jak nienawidzili muzyki Keith'a, równie mocno nienawidzili Lance'a i jego partnerów na jedną noc.

Nie mógł dłużej wyleżeć w łóżku. Był już maksymalnie rozbudzony, więc próby ponownego zaśnięcia były po prostu marne. Kiedy bas ponownie zabrzmiał, Latynos przesunął się gwałtownie na sam kraniec łóżka i niefortunnie spadł na podłogę razem ze swoją pościelą. Zaczął ciskać hiszpańskimi przekleństwami, jednocześnie próbując wygrzebać się z kołdry i spróbować wstać. Ta, to zdecydowanie nie był jego dzień. Ba, cały tydzień nigdy nie należał do niego. Dobrze, że przynajmniej w weekendy mógł się wyszaleć. Mimowolnie uśmiechnął się widząc wystającą spod łóżka jasnoróżową koronkową bieliznę z przyczepionym do niej numerem telefonu należącym do niejakiej Dessy. Obok nabazgranego na szybko ciągu cyfer znalazł się również odciśnięty ślad jej amarantowej szminki. Przez chwilę odtwarzał w głowie poprzedni weekend, kiedy ją poznał. Po pijaku oczywiście zapewnił, że później do niej zadzwoni, jednak w rzeczywistości wcale nie miał takiego zamiaru. Ignorując muzykę, wziął bieliznę i papierek, by po drodze do łazienki wrzucić je do kosza.

- I'm bringing sexy back. Them other boys don't know how to act. I think it's special what's behind your back. So turn around and and I'll pick up the slack! - nie mógł się powstrzymać od głośnego zaśpiewania choćby początku ulubionego utworu, który akurat leciał w radiu, gdy zażywał porannej toalety.

Na szczęście muzyka Keith'a zaczynała powoli cichnąć, więc w końcu mógł zebrać myśli do działania. Kiedy się przygotował, postanowił jak co rano pójść do niego, żeby wyeksponować mu fakt, że zakłóca jego spokój. To nigdy nic nie dawało, ale czuł minimalną satysfakcję z tego, że często wtedy to on wybudzał go ze snu. Wyszedł z domu, przeszedł przez furtkę i wystarczyło, że zrobił dwa kroki, a już był przy jego posesji. W końcu mieszkali w bliźniaku, więc dzieliła ich zaledwie tylko cienka ściana (dlatego głównie on odczuwał skutki jego koncertów niż np sąsiedzi mieszkający kilka metrów dalej)

Mimo że właściwie ich mieszkania oraz posesje teoretycznie powinny być identyczne to jednak takie nie były. Od razu można się było zorientować, że znajduje się na terenie domu Keith'a, głównie przez wszechogarniającą mroczną atmosferę jaka tam panowała. Jeszcze z początku bał się tutaj w ogóle przychodzić, ale już od jakiegoś czasu(czyli odkąd zdecydował się w jakiś sposób zwracać mu uwagę) szedł po prostu z podniesioną głową wprost do paszczy lwa. Bardzo leniwego lwa, który pewnie nawet nie zaatakowałby gdyby miał taką okazję. Cóż, w każdym razie Lance nie miał zamiaru tego sprawdzać. I jak co rano stanął zdeterminowany przed drzwiami domu sąsiada. Zaraz rozpocznie się show.

...
Nooo to jak zwykle, po długiej przerwie przychodzę z czymś równie długim shsh. Mam nadzieję, że się spodoba i postaram się już myśleć na następnymi częściami ✨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro