"Jesteś taki dziecinny"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Rozmawiali właśnie jaki kolor farby i tapetę wybiorą do nowego salonu. Lance obstawiał kolor Cadet Blue, podczas gdy Keith nieugięcie pozostawał, przy Seledynowym. Już mieli przejść na kompromis, kiedy Lance niespodziewanie przystanął. Keith zauważył, że jego oczy zabłyszczały, kiedy utkwił wzrok w jednym kierunku. Potoczył tam wzrokiem, a jego lewe ramię lekko drgnęło. W pobliżu miejsca, gdzie został zmuszony przystanąć, znajdował się plac zabaw. Poczuł jak mężczyzna wolno puszcza jego dłoń. Westchnął i spojrzał na niego z lekceważeniem.
-Lance, nie…
-Lance, tak!-Uśmiechnął się szeroko i pobiegł w stronę placu zabaw.
Przewrócił oczami, wsadził ręce do kieszeni i poszedł za nim. Lance nie mógł pozbyć się nawyku, jakim była zabawa na placu zabaw. Mógł tam spędzić nawet cały dzień, znajdując dla siebie różne aktywności. Ale taki już był Lance. Wieczny chłopiec. Wszedł przez furtkę, na wyłożony kostką we wzór motyla plac. Odszukał wzrokiem Lance’a, który teraz beztrosko huśtał się na prostokątnej huśtawce. Dobrze, że nie było tu tylko tych małych dziecięcych huśtawek. Nie chciał, znów wzywać straży pożarnej…
-Serio? - Zapytał, podchodząc bliżej i krzyżując ręce na piersi.
-Serio-Odpowiedział mu z pełną powagą, zanim wziął rozbieg i wyskoczył w powietrzu z huśtawki.
Keith pokręcił głową i patrzył na to co dalej zamierzał wyczyniać. Następnie, pobiegł w stronę drabinek służących do wspinaczki.
-Masz 30 lat Lance… - Zauważył, patrząc jak zawiesza się na drabince do góry nogami.
-Ale wciąż jestem młody i piękny! I poza tym na to, nigdy nie będę za stary-Uśmiechnął się.
Czarnowłosy zbliżył się do niego tak, że ich twarze dzieliły zaledwie centymetry.
-Zupełnie jak w Spidermani’e, nie uważasz? - Zapytał czarnowłosy, mrużąc oczy.
-Zamierzasz mnie pocałować? - Zapytał ze swoim zwykłym flirciarskim uśmieszkiem.
-Jeśli zaraz stąd zejdziesz… To może-Odsunął się nieco, patrząc na niego z wyższością.
-Ładnie proszę-Przyciągnął do siebie zdumionego Keith'a.
Z lekkim uśmiechem na twarzy, dał mu się pocałować.
-Przyznam, że jeszcze nie całowałem się będąc do góry nogami-Zachichotał, kiedy czarnowłosy spłonął rumieńcem i się odsunął.
-Jesteś taki dziecinny, Lance…
-Wiem-Odpowiedział mu, zręcznie zeskoczył z drabinki, zachwiał się i oparł o Keith’a.
-Idziemy już zanim kompletnie się rozsypiesz-Czarnowłosy, spojrzał na niego z politowaniem.
Latynos tylko machnął ręką i ciągnąc za sobą Keith’a poszli w stronę niewielkiej fontanny. Woda leciała  z garnuszka, który trzymała młoda postać dziewczyny z długimi włosami. Usiedli na murku, opierając się o siebie i podziwiając zachodzące słońce. Zawsze wybierali się na spacery o specyficznych, określonych porach. I tylko po to, by móc zawsze oglądać zachody słońca. Zapatrzył się w dal, kiedy Lance wstał. Poczuł to, bo prawie wpadł do fontanny, ponieważ się o niego opierał.
-Lance? - Zapytał, przenosząc na niego zdziwione spojrzenie.
Jego źrenice się rozszerzyły, gdy patrzył na klęczącego przed nim Latynosa. W jego dłoni, znajdowało się ciemne kwadratowe pudełeczko. Wstał gwałtownie, nie spuszczając z niego wzroku. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Pudełeczko wydało z siebie ciche pyknięcie, po którym usłyszał jedną z piękniejszych fraz.
-Keithi’e Kogane… - Uwielbiał, gdy tak przeciągał jego imię i nazwisko-... Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz mężczyzną mojego życia?
Pod Keith’em ugięły się kolana. Wstrzymał oddech, by móc lepiej zarejestrować te słowa. Do oczu napłynęły mu łzy. Jedyne co, zdołał wykrztusić było:
-Jesteś taki dziecinny, Lance…
-Wiem-Odpowiedział z uśmiechem, wsuwając pierścionek zaręczynowy na jego palec. 

...
Innymi słowy Keith, powiedział "tak" tyle, że po swojemu:D Pisane na szybko, bo potrzebuję słodkości i atencji uwu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro