"Kawa na dzień dobry"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Mm...Nienawidzę pracy zdalnej… - Mruknął przez sen czarnowłosy, próbując się obrócić w prawo na łóżku, co jednak pozostało zwykłą nieudaną próbą.

-Aw skarbie... Przynajmniej nie musisz wychodzić z domu - Lance ziewnął, słysząc Keith'a i powoli się przez to rozbudzając.

-Uwierz mi, że od tego siedzenia w domu niedługo oszaleję…Naprawdę mam ochotę wrócić do pracy… 

-Nikt ci nie kazał łamać nogi w okresie wiosennym… - Uśmiechnął się, czym mocno zdenerwował swojego chłopaka, nawet jeśli to był tylko żart.

-Drugą nogę mam sprawną, więc uważaj - Przewrócił lekceważąco oczami i znowu spróbował obrócić się w jego stronę, by w razie czego móc zrealizować swój zamiar.

Zrobił to dopiero po dłuższej chwili, co skutkowało cichym jękiem z jego strony. Po ostatnim wypadku na rolkach, ciągle wszystko go bolało, mimo że zdarzył się jakieś 2 tygodnie temu. I właśnie od tego czasu siedział w domu z powodu złamanej nogi oraz innych mniejszych obrażeń. Ostatnio przez piękną pogodę odczuł przemożną chęć wyjścia na rolki, co nie skończyło się dobrze. Dlatego był uziemiony na ponad 6 tygodni. Oczywiście chciał mimo to chodzić normalnie do pracy. Jednak chodzenie o kulach, trochę mu nie wychodziło, a i często doświadczał nieznośnego bólu powiązanego z nogą. Dlatego dla dobra swojego, jak i po to, by nie martwić Lance'a zgodził się dobrowolnie zostać w domu na czas swojej rekonwalescencji. Gips przeszkadzał mu w codziennym funkcjonowaniu, ale ciągle powtarzał sobie, że to się kiedyś skończy. 

-Sam powinieneś uważać. Wszystko w porządku? - Zapytał zatroskany szatyn, również obracając się w jego stronę i przypatrując mu się badawczo.

-Mhm...Trochę mnie jeszcze boli prawy bok i ramię...Nic szczególnego, wezmę jakieś proszki i mi przejdzie - Mruknął, a Lance westchnął z dezaprobatą.

Jego chłopak zawsze się tak zachowywał. Zawsze zrzucał na drugi plan wszystko co było związane z jego zdrowiem. I uważał, że proszki wszystko załatwią. 

-Jak z twoją rehabilitacją? Ćwiczysz?

Teraz z kolei westchnął czarnowłosy. Już słyszał ten zatroskany ton i był pewny, że zaraz otrzyma reprymendę, że powinien uważać, podczas ćwiczeń. Dlatego wyciągnął dłoń w jego stronę i zatrzymał ją na jego ramieniu. 

-Tak. Prawie codziennie. I nie martw się, nie przemęczam się - Wodził dłonią po jego ręce, tym samym sprawiając, że w końcu się uśmiechnął.

-A może powinienem dziś zostać w domu? - Zapytał, przysuwając się bliżej niego i obejmując go lekko, tak by znowu nie poczuł bólu w ręce.

-Nie kochanie. Bo będziesz mi przeszkadzać tylko - Wtulił się w jego ramię i zachichotał cicho, gdy Lance prychnął urażony.

-Nie chodzi mi o twoją pracę zdalną. Tylko o jakieś drobne obowiązki lub-

W tym momencie Keith podniósł się i zamknął mu usta pocałunkiem. Wolno opadł obok niego, kiedy Latynos go objął. Uwielbiał takie poranne pocałunki, bo zwykle zwiastowały coś o wiele słodszego i nie kończyły się aż tak szybko. Jednak teraz ze względu na jego nogę, ograniczali się tylko do drobnych pieszczot. A także przez to Keith był trochę osłabiony fizycznie, dlatego to zwykle Lance był na górze. Tak stało się i tym razem. Lance nachylił się nad nim, w międzyczasie zwinnie kładąc się między jego nogami, uważając oczywiście na jego gips. Powoli się na nim położył; był raczej lekki, więc nie sprawiał mu tym bólu. Kiedy stwierdził, że już jest w porządku, skupił się na całowaniu, bo jeszcze chwila, a Keith przejąłby inicjatywę. A teraz nie chciał, by się przemęczał robieniem czegokolwiek, więc wolał nad nim dominować. Oprócz tego sprawiało mu satysfakcję, kiedy mógł to zrobić.
Nieznacznie przyciskając swoją klatkę piersiową do jego, czuł jego bijące jak oszalałe serce. Ciepło bijące od jego ciała było tak niewyobrażalne, że przez moment miał ochotę po prostu się do niego przytulić. Ale zdążył już się trochę podniecić, przez ten pocałunek, dlatego zmarnowanie takiej okazji byłoby naprawdę okropne. By przedłużyć pocałunek, wsunął język do ust Keith'a, tym samym skłaniając go do poddania mu się.
 W tym samym czasie czarnowłosy niezdarnie złapał koszulkę Lance'a, starając się mu ją zdjąć. Sam też chętnie pozbyłby się swojej. Było mu strasznie gorąco i miał nadzieję, że jego chłopak szybko się tym zajmie. Lance bardzo niechętnie oderwał się od jego ust, po to by ściągnąć swoją koszulkę i odrzucić ją gdzieś na bok. Zdjął również podkoszulek Keith'a, który mu teraz wyjątkowo wadził w tej chwili. Natychmiastowo po tym, Keith przyciągnął go do siebie za ramiona.

-Zróbmy to - Wyszeptał rozdygotanym z podniecenia głosem, patrząc na nagi tors swojego chłopaka.

-A co z moją i twoją pracą? - Zapytał Latynos, chociaż szczerze niewiele ten temat go teraz interesował, mimo wszystko wolał zapytać.

-Cóż...Ja nie muszę się spieszyć. A jeśli spóźnisz się te 30 sekund to raczej nic się nie stanie…

-30 sekund, tak? Ach tak...Ciekawe kto ostatnio błagał mnie, bym przestał już po trzeciej rundzie - Mruknął, mrużąc oczy i starając się odeprzeć ten słowny atak, który uderzył w jego czułe ego.

-Wtedy bolała mnie głowa. A teraz daję ci szansę...W końcu dawno tego nie robiliśmy… - Zamruczał, przygryzając lekko jego bark i zachęcając do zaczęcia gry wstępnej.

-Dobra...Ale jak coś cię będzie boleć to masz mi powiedzieć...Nie chcę cię skrzywdzić.

-Dobrze Lancey, na pewno ci powiem...Ale skończ już gadać… - Przyciągnął jego głowę w stronę swojej szyi - Jestem na ciebie napalony, jakbyś nie zauważył…

-Nie sądzisz, że takie przedłużanie sprawia, że bardziej się podniecasz? - Zapytał, całując całkiem niespiesznie jego szyję.

-M-może… 

Chwilę potem Lance złapał jego nadgarstki i zatrzymał je w uścisku tuż nad jego głową. Drugą ręką wodził po jego ciele i sprawiając, że czarnowłosy dostawał dreszczy. W końcu zsunął ją, aż na jego krocze. Wyczuwając znaczne wybrzuszenie, uśmiechnął się do siebie. Dlatego niewiele myśląc dość nieporadnie zaczął ściągać jego dresy i zaciskając dłoń na jego członku. Z ust Keith'a wyrwał się cichy jęk, kiedy go dotknął.

-Jesteś bardzo spięty skarbie...Spróbuj się trochę rozluźnić - Mruknął Lance, w dalszym ciągu sunąc ustami po jego szyi i obojczykach.

-Przepraszam, spróbuję...Ale w większej mierze to twoje zadanie i dobrze o tym wiesz.

Szatyn jedynie się uśmiechnął i zabrał się za pieszczenie dłonią jego członka. Podczas kiedy on to robił, czarnowłosy leżał pod nim z półprzymkniętymi oczami. Było to bardzo przyjemne doznanie, więc chciał odczuwać z tego jak najwięcej. Wkrótce potem ruch Lance'a dłonią stał się szybszy i powtarzalny. I mimo, że robił to tylko ręką i tak czarnowłosy od tego doszedł. 

-Aw, aż tak szybko doszedłeś? A dopiero zacząłem - Oderwał się od jego szyi, która teraz była cała w malinkach.

Oblizał swoją dłoń w iście lubieżny sposób. Następnie znowu się nad nim pochylił. Jego druga dłoń ciągle znajdowała się, na dolnych partiach ciała czarnowłosego. 

-Pojęczysz dla mnie trochę? - Szepnął mu prosto w ucho, podczas gdy przemieszczał swoją dłoń po jego udach oraz pośladkach.

-Mmm… - Zacisnął powieki, kiedy poczuł jak napiera na jego wejście swoim kroczem i ociera się o niego delikatnie, a przez to, że ciągle miał na sobie spodnie sprawiał mu tym lekki dyskomfort.

Zanim jednak zabrał się za rozluźnianie jego wejścia, by wchodząc w niego nie zrobić mu tym żadnej krzywdy, postanowił użyć lubrykantu. Ślina nigdy nie była wystarczająca. 

-W pierwszej szufladzie - Mruknął czarnowłosy, widząc jak Lance już przymierza się do otwarcia tej dolnej.

-A...No tak - Szybko wyciągnął z niej płyn nawilżający w małej różowej buteleczce. 

Przechylił ją na dłoń i wylał odrobinkę. Płynna delikatnie pachnąca substancja skapnęła na jego dwa palce. Drugą ręką rozłożył jego nogi, tak by mieć dostęp do jego wejścia. Czarnowłosy instynktownie złapał jego ramiona, by w razie czego móc na nich zacisnąć palce. Jego oddech przyspieszył, gdy palce Latynosa dotykały lub sunęły wokół jego strategicznego miejsca. Dlatego opuścił ręce i zaczął się wiercić. Jak na razie ból w nodze ustąpił, więc mógł sobie pozwolić na niektóre ruchy. Bardzo powoli przesunął nogę w gipsie, tak by nie przeszkadzała w stosunku. 

-Uwielbiasz się ze mną drażnić…

-Nie zacznę, dopóki nie zaczniesz jęczeć.

-Chyba powinienem mieć najpierw powód do jęczenia…

-Mogę dać ci ten powód, jeśli to zrobisz.

-Boże jesteś idiotą...L-lance p-proszę - Zakrył twarz w akcie całkowitego poddania się - N-nie musisz udowadniać, że jestem bardziej podniecony od przedłużania gry wstępnej… - Mruknął ciszej - Poza tym mówisz do mnie jak do psa:"Daj głos! Grzeczny Keith! W nagrodę dostaniesz ciasteczko"...

-No może, to nie do końca będzie ciasteczko, ale…

-Oh skończ gadać w końcu. Jak tylko z moją nogą będzie w porządku to się na tobie odegram.

-Czekam na to misiu. Oby nie za szybko, bo lubię być na górze…

-Korzystaj póki możesz - Sarknął.

-No dobrze dobrze. A kiedy ty się nade mną pastwisz to niby jest okej, tak? - Zapytał, krążąc palcami jeszcze bliżej jego wejścia.

-Wcale się nie… - Urwał nagle i cicho pisnął, gdy poczuł w sobie jeden z palców szatyna.

-A co to za babski pisk? - Zapytał pobłażliwie, nachylając się nad nim.

Keith spłonął rumieńcem i odwrócił głowę. Po chwili ciepły język chłopaka zaczął sunąć wzdłuż jego klatki piersiowej. Zamknął oczy rozkoszując się delikatnym parciem, w dolnych częściach ciała. Teraz Latynos zgiął palec, by bardziej rozciągnąć jego wejście. 

-Mm...L-lancee… - Jęknął poruszając biodrami, i chcąc, by jego chłopak kontynuował pieszczoty - C-chcę więcej…

-Jak sobie życzysz… - Szepnął, wkładając w niego jeszcze dwa palce.

Czarnowłosy skrzywił się nieznacznie, podczas gdy Latynos wsuwał je głębiej i głębiej, a następnie powoli wysuwał. Jednocześnie również składając mokre pocałunki wokół jego sutków, co jakiś czas trącając je językiem. Oddech Keith'a przyspieszył, kiedy poczuł nagłe spięcie wszystkich mięśni. Zacisnął palce na prześcieradle.

-A-ach… - Odchylił głowę do tyłu i zamykając oczy.

Mimowolnie podniósł swoją zdrową nogę, zgiął i przy okazji zacisnął uda, zamykając tym samym Lance'owi dostęp do swojego wnętrza.

-Skarbie...Właśnie próbuję cię rozluźnić, nie musisz mi tego utrudniać - Lance uśmiechnął się, z trudem próbując rozewrzeć jego zaciśnięte uda i wysuwając z niego wilgotne palce - Może spróbuję dokończyć w inny sposób? - Jego uśmiech nagle stał się bardziej zadziorny. 

Keith pokiwał wolno głową, obserwując jak chłopak zniża się w dół, aż do jego członka 

-Palce cię już nie zadowalają? Stałeś się bardzo wymagający, wiesz? - Mruknął cicho - Możesz się odwrócić? O ile możesz…

-S-spróbuję… - Przyjemne mrowienie, które czuł gdzieś w środku nadal go nie opuszczało, jednak podpierając się na rękach obrócił się do niego tyłem.

-Przepraszam, że w ten sposób, ale jeśli mam to zrobić językiem to będzie mi tak wygodniej...Chociaż szkoda, bo nie będę mógł widzieć twojej twarzy, gdy tak słodko przeżywasz orgazm… - Powiedział, na co czarnowłosy przyłożył poduszkę do twarzy, prawdopodobnie mocno czerwieniejąc.

Lance uznając to za pozwolenie na dalszą zabawę, zabrał się za swoją robotę. Rozwarł nieco jego pośladki, tak by mógł wsunąć w niego język. Keith znowu pisnął, jednak tym razem zdusił to poduszką. Jego język dawał mu jeszcze więcej przyjemności, niż same palce. Teraz jego jęki były mocno zduszone z czego się cieszył, bo prawdopodobnie byłby naprawdę głośno. Przez to, że już wcześniej Latynos prawie go rozluźnił, teraz już po kilku minutach trafił w jego czuły punkt. Tym razem zajęło mu to znacznie dłużej, ale przynajmniej mógł dać więcej przyjemności swojemu chłopakowi.

-To co skarbie? Chyba wystarczy już tej gry wstępnej...Mogę już?... - Zapytał, kiedy czarnowłosy z powrotem przeturlał się na plecy, nieudolnie próbując ukryć swoją całkiem czerwoną z podniecenia twarz. 

-T-tak...Ale chcę to inaczej zrobić… - Powiedział cicho.

-Znaczy jak? Jednak wolisz na pieska, czy co? - Zapytał niezbyt rozumiejąc o co może mu chodzić.

-Nie...Chcę...Chcę cię ujeżdżać… - Mruknął z zawstydzonym uśmieszkiem, opuszczając nisko głowę.

-A co z twoją nogą? To nie będzie zbyt wygodna pozycja teraz…Co jak cię zaboli?

-Niemniej lepsza niż na misjonarza…To zrobisz tak, żeby mnie nie bolało. Inaczej cię zabiję - Wzruszył ramionami, jednak zaproponowana przez siebie opcja sprawiła, że jego serce zabiło dwukrotnie szybciej.

-No tak... Mogłem się tego spodziewać… - Powiedział i zaśmiał się nerwowo, bo jego chłopak dość często raczył go takimi groźbami.

-No i chcę trochę urozmaicić nasz seks…Zawsze robimy to tak samo.

-Oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu...Ale mógłbyś też rozważyć moje propozycje…

-Lance...To chore. Nie będę spełniać twoich chorych fantazji, poprzez przebieranie się w jakieś wyuzdane stroje… - Powiedział stanowczo.

-A mógłbyś spróbować chociaż…

-Nie. Nie mógłbym - Uciął krótko.

-No dobra, nie sprzeczajmy się o to teraz. Chodź, bo naprawdę chcę już w ciebie wejść...

Takie kłótnie zdarzały im się, aż za często. I to w każdym miejscu. Nieważne czy właśnie robili wspólnie zakupy czy uprawiali seks. I nieważne czy to była jakaś błahostka czy poważny problem.

-Przepraszam… 

Lance jedynie się uśmiechnął, po czym położył się obok niego na plecach. W końcu mógł ściągnąć swoje spodenki, które stały się przez ten czas naprawdę ciasne. Głównie przez wzwód, który utrzymywał się już od dawna. Czarnowłosy popatrzył na jego członka i przygryzł wargę. 

-Spokojnie...Nie śpiesz się - Powiedział do niego łagodnie Latynos, po czym złapał go za rękę.

-W-wiem… - Głęboko oddychając, przełożył nad nim nogę w gipsie, by móc usiąść na nim okrakiem.

Gdy już znajdował się nad nim na ugiętych kolanach, poczuł jego ocierającego się członka. A kiedy powoli i z bijącym sercem się na niego nabijał, poczuł rwący ból w nodze. Był tak silny, że natychmiast po jego twarzy pociekły łzy, których całkiem nie kontrolował. Lance popatrzył na niego zszokowany, sądząc, że źle go nawilżył. Dlatego złapał jego biodra, by nieco zwolnił.

-Ohh spokojnie, to tylko noga...Już jest w porządku - Otarł łzy i przełykając ślinę, kontynuował swoje działanie - A-ach… 

W końcu nabił się na niego całkowicie. Na moment poczuł również ból w dolnych częściach ciała. Poruszył się niespokojnie, próbując się przyzwyczaić do nowej sytuacji. 

-J-jest dobrze? - Zapytał nieśmiale, opierając swoje dłonie na torsie chłopaka.

-I-idealnie kotku… - Lance westchnął z błogim uśmiechem.

Wnętrze Keith'a było tak przyjemnie ciepłe i wilgotne. Aż nie chciał tego niszczyć. Ale już wystarczająco długo na to czekał. Położył dłonie na jego biodrach, obejmując je całkowicie. Spojrzał w jego rozjaśnione od ekscytacji oczy. Keith skinął mu głową, po czym zaczął się poruszać. Z każdym ruchem z jego ust wydobywał się rozkoszny jęk, którego Lance mógłby słuchać godzinami. Z każdą chwilą Lance znajdował się coraz głębiej niego. Starał się, by jego ruchy były rytmiczne i zdecydowane, jednak jego noga mu na to nie pozwalała. 

-Ś-świetnie K-keith'y...Jesteś cudowny - Mruczał szatyn drżącym głosem, zaciskając palce na jego biodrach.

Patrzył na czerwoną z wysiłku twarz swojego chłopaka. Na to jak poprawia wpadające do oczu włosy, na to jak wbija paznokcie w jego ramiona. Jak rozchyla nieświadomie usta i łyka hausty powietrza, a na jego twarzy pojawia się pot. Jak krzywi się uroczo, gdy go boli.
Wkrótce jego grzywka przykleiła się do jego czoła, a jego oddech stał się ciężki. To samo działo się z nim. Oddychał dwukrotnie szybciej niż wcześniej. A także poczuł jak wnętrze jego chłopaka robi się coraz ciaśniejsze. Oboje byli już blisko szczytu. 

-Dojdź dla mnie s-skarbie - Wyszeptał Latynos, łapiąc go za dłonie.

-T-tak…

Pociągnął go w swoją stronę, by zacząć go namiętnie całować. Oboje byli spragnieni swoich ust, mimo że byli tak blisko. Między jednym, a drugim pocałunkiem Keith ciągle poruszał swoimi biodrami. 

-A-ach K-keith'y… - Mocno zaciskane palce Latynosa pozostawiały czerwone ślady na biodrach i udach czarnowłosego - D-dalej s-skarbie…

-L-lancey… - Keith wzdychał głęboko, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy.

Czuł już drobne skurcze oraz mrowienie. Jednak nadal nie zaprzestał unoszenia swoich bioder oraz opadania na członka Latynosa, który teraz coraz bardziej uderzał we wrażliwy punkt we wnętrzu czarnowłosego. Lance spojrzał w lekko zamglone fiołkowe oczy Keith'a i już wiedział, że jest blisko. Jego ruchy stawały się coraz wolniejsze, tak jakby chłopak się męczył. Mimo to starał się nie przestawać. 

-J-jeszcze t-trochę… - Wyjęczał, splatając razem ich palce.

Nagle mięśnie wokół jego członka zacisnęły się, a Keith jęknął przeciągle. To był wyjątkowo intensywny orgazm, w trakcie którego oboje wykrzyczeli swoje imiona, a sperma Lance'a rozlała się w ciele Keith'a. 

-W-w porządku Keith'y? - Zapytał oddychając przy tym spazmatycznie Lance i ciągle trzymając jego dłonie.

-T-tak… - Wysapał czarnowłosy, a na jego usta wpłynął delikatny uśmiech - B-było mi tak dobrze… - Mówiąc to, próbował wstać, jednak zachwiał się.

-P-poczekaj… - Dłonie Lance'a ponownie powędrowały na jego biodra, by unieść go do góry i pomóc mu wstać.

Jednak nawet, gdy już to zrobił nadal na nim siedział. Wygodniej się na nim położył ciągle ciężko oddychając. Jeszcze przez następne kilka minut ich oddechy powracały do normy. 

-Jakie tym razem wymyślisz mi usprawiedliwienie? Zepsute auto? Czy korki na drodze? - Zapytał ze śmiechem szatyn, kiedy jego głos przestał się łamać.

-Mm...Powiesz, że twój chłopak był na ciebie napalony, a ty musiałeś się nim należycie zająć?… - Czarnowłosy zszedł z niego i usiadł obok.

Przeciągał się rozkosznie, a Lance zerkał na niego z boku. 

-Nie no pytam poważnie...Szef mnie zabije.

-Oh i co ja biedny wtedy pocznę… - Zachichotał - Przeprosisz go i powiesz, że z powodu pewnej ważnej uroczystości nie mogłeś się pojawić wcześniej. Jestem pewny, że to zrozumie… - Sięgnął po swoje dresy leżące na podłodze i zaczął je zakładać.

Oczy Lance'a zrobiły się okrągłe jak dwa spodki. Aż podniósł się i momentalnie z powrotem opadł na plecy z głośnym jękiem. Za drugim razem zrobił to wolniej i delikatniej. Niemniej wypowiedź Keith'a skłoniła go do przemyślenia tego. Zupełnie nie wiedział o co mu chodziło, ale nie chciał tego po sobie pokazać. Bo przecież Keith pewnie nie mówił poważnie…

-Ważna...uroczystość? - Zapytał i przeniósł wzrok na chłopaka, który teraz zgarniał swoje włosy w niedbałego kucyka, trzymając gumkę w zębach.

Kiedy ją wyjął, uśmiechnął się i przysunął do niego. Otarł swój uroczy nosek o jego, następnie przytulił.

-Taak...Szczęśliwej rocznicy kochanie - Złożył pocałunek na jego szyi, aż tamten drgnął lekko - Nie mów, że zapomniałeś - Odsunął się i zrobił udawaną oburzoną minę.

-C-czyli ten seks…

-To prezent głuptasie - Ponownie zachichotał.

Nawet po tym, Lance ciągle był nieco otępiały i nie mógł tego przyswoić. Dopiero po kilku minutach doszedł do siebie.

-A-ach no taak. No coś ty, że niby ja mógłbym zapomnieć? Ja… - Uśmiechnął się dosyć nerwowo.

Czarnowłosy popatrzył na niego unosząc jedną brew. 

-...zapomniałem - Powiedział z lekka przerażony tym, że w ogóle to powiedział - U-uh p-pójdę zrobić śniadanie! - Chwycił po drodze swoje ubrania, po czym wybiegł z pokoju unikając spojrzenie wściekłego Keith'a.

-Wrr, wracaj tutaj McClain! - Zawołał, powoli zsuwając się z łóżka i szukając wzrokiem swoich kul, które stały oparte o ścianę przy stoliczku nocnym.

Zazwyczaj stawiał je tak, by były możliwie jak najbliżej niego. A teraz na czas rekonwalescencji starał się poruszać jak najmniej, bo nie cierpiał ich używać. Dlatego nocne wyjścia do toalety stawały się taką katorgą, przy której stawiał na nogi nawet umarłego. 

-U-uh… - Wziął je i opierając je o podłogę, powoli wstał - No raz, dwa...Spokojnie… - Mruczał do siebie, stawiając powolne mozolne kroki i podpierając się kulami.

Dojście do drzwi zajęło mu dobrych kilka minut. Trzymając się framugi rozejrzał po korytarzu, który był mały i miał nieregularny kształt. Tuż na wprost ich sypialni znajdowała się łazienka, obok garderoba i pokój rekreacyjny, który Keith chciał kiedyś przeznaczyć na mini siłownię dla siebie. Jednakże na razie to było tylko jego marzenie, a pokój pozostał małą graciarnią. Jednak i tak spędzał tam teraz sporo czasu, głównie przez pracę zdalną. Nieco dalej tuż przy schodach znajdowała się jedna kuchnia, druga zaś mieściła się na dole. Teraz, kiedy miał złamaną nogę częściej przesiadywał na górze, niż na dole, gdzie schodził, gdy już rzeczywiście musiał. Z niezadowoleniem skierował się do kuchni, by zrobić sobie kawy. Lance zapewne zszedł, a raczej pobiegł na dół, by się przed nim schować. A jemu nie chciało się specjalnie tam schodzić i potem jeszcze go szukać. 
Przejście do kuchni poszło mu o wiele szybciej niż wyjście z pokoju. Wszedł do malutkiego pomieszczenia, gdzie pod oknem stał mały stolik z dwoma krzesłami. Resztę powierzchni zajmowały szafki oraz pozostały aneks kuchenny. Pokuśtykał w stronę zlewu. Odłożył jedną kulę i oparł ją o szafkę. Sięgnął po elektryczny czajniczek i nalał do środka wody. Następnie postawił go na podstawce i włączył. W międzyczasie szukał po szafce kawy oraz kubka. Nasypał parę łyżeczek do czerwonego kubeczka z niebieskim serduszkiem, po czym postawił puszkę obok. Czekając aż woda się zagotuje, oparł łokcie na blacie i westchnął. Myślał, że kto jak kto, ale Lance będzie pamiętał o ich pierwszej rocznicy. Czajniczek zapikał zwiastując zagotowanie wody. W czasie, kiedy sięgał po niego usłyszał cichutkie kroki, jakby ktoś się do niego skradał. Zastygł z urządzeniem w dłoni, kiedy poczuł jak ktoś obejmuje go od tyłu. 

-Ee? Lance? - Odłożył czajniczek na miejsce i odwrócił się patrząc prosto w błękitne oczy Latynosa.

Chłopak uśmiechał się do niego niepewnie trzymając w dłoniach mały bukiecik niezapominajek, które wręczył zaskoczonemu Keith'owi. Czarnowłosy zamrugał kilkakrotnie patrząc to na niego to na kwiaty. 

-To dla ciebie. Słuchaj…Przepraszam, że zapomniałem. Tak jakoś wyszło… - Podrapał się po karku, lekko zmieszany - A-ale szczęśliwej rocznicy kocie! Kocham cię! - Złapał go w ramiona i mocno przytulił.

Czarnowłosy uśmiechnął się ciepło. Nie spodziewał się, że Latynos o tym zapomni, ale również nie, że tak szybko naprawi swój błąd. 

-Aww...Dziękuję. Nie spodziewałem się tego… - Chwycił się blatu, kiedy Lance go puścił.

-Oh i mam coś jeszcze. Dzwoniłem do twojego szefa. Masz dziś wolne - Uśmiechnął się szeroko - Może by tak...Druga runda? - Puścił do niego oczko.

Keith przygryzł wargę i posłał mu uwodzicielskie spojrzenie.

-Z rozkoszą Lancey. Ale najpierw zrobię sobie kawę… - Odłożył kwiaty na bok, a ponownie wziął czajniczek.

Jednak dopiero po chwili  zorientował się, że zalał wrzątkiem nie swój kubek, a...puszkę z kawą. Patrzył oniemiały na zalaną do połowy puszkę i swój kubek z odrobiną kawy. 

-Pfft hahah - Pierwszy roześmiał się szatyn, przerywając ciszę.

Zakrył twarz dłonią, ciągle się śmiejąc. Tymczasem czarnowłosy odłożył powoli czajniczek na miejsce i starał się zrozumieć co właśnie zrobił. Dopiero po chwili doszedł do siebie. A zrozumiawszy swój błąd również się roześmiał. 

-B-boże...Siedzenie w domu rzeczywiście mnie dobija - Wydukał w spazmatycznym śmiechu.

-Chyba będzie trzeba kupić więcej kawy, jeśli zamierzasz tak dalej robić. Albo nie. To już podchodzi pod uzależnienie - Powiedział szatyn, kiedy już się znacznie uspokoił, chociaż kąciki jego ust ciągle drgały w postaci uśmieszku. 

-Chyba się czymś rozproszyłem… - Powiedział, pożądliwie patrząc mu w oczy i kładąc dłoń na jego policzku. 

...
Mam nadzieję, że podoba Wam się ten w pizdu długi shocik. Ale macie wynagrodzenie w postaci seksów(☞ ͡° ͜ʖ ͡°)☞ Tytuł może być mylący, ale to wciąż smutt~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro