"Laleczka, która pokochała"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Zdarzyło się to pewnej letniej niedzieli. Zupełnie niespodziewanie na głównej, najbardziej obleganej ulicy pewnego zwykłego miasteczka pojawił się tajemniczy sklepik. A, że właśnie był to upragniony siódmy dzień tygodnia to od razu pochłonął on uwagę mieszkańców, którzy wracali z niedzielnego spaceru.

Szczególnie kobiety i dzieci ciekawsko zerkały na ozdobioną wystawę, na której piętrzyło się już parę rzeczy. Mężczyźni trzymali się z boku, ale również nie mogli powstrzymać zainteresowania, więc żeby udać, że tak nie jest, po prostu kiwali głowami, gdy ich żony mówiły o tym jaki ten sklepik jest urokliwy. Lokal swoim wyglądem przyciągał każdego, niezależnie od płci i wieku, więc nic dziwnego, że tamtej upalnej niedzieli aż tyle ludzi się wokół niego stłoczyło. W tak małym miasteczku atrakcje stanowiło dosłownie wszystko, a zwłaszcza otwarcie nowego przybytku.

Zaś przystojny właściciel o nieprzeniknionym spojrzeniu hebanowych oczu i psotnym uśmieszku wprost zachęcał do odwiedzenia go i zapoznaniu się z jego towarami co wszyscy od razu skwapliwie uczynili. I nikt nie zdziwił się, że tak szybko zdążył się urządzić. Nawet nikogo nie zainteresowało to jak owy sklepik się tutaj pojawił.

Ludzie po prostu skupili się na wnętrzu sklepu, który okazał się wielobranżową rupieciarnią. Każdy mógł tam znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. Można tam było dostać dosłownie wszystko co było związane z gospodarstwem domowym(choć dzieciaki później odwiedzające sklep zarzekały się, że właściciel wielokrotnie częstował ich również słodyczami). Szczególnie pełno tam było wyrobów porcelanowych i podobnych przedmiotów. Właściciel tłumaczył, że ma sentyment do takich rzeczy, gdyż porcelanowe bibeloty towarzyszyły mu przez całe życie. I teraz postanowił spełnić się w tym fachu.

Na wystawie sklepu działo się również coś równie interesującego. Wystrój był bajeczny, kolorowy i było na czym uwiesić wzrok. Zaś w kącie na wysokim krzesełku, skryta wśród ozdobnych paprotek i papierowych kwiatów siedziała pewna laleczka przedstawiająca czarnowłosego chłopca o ślicznych fiołkowych oczach. Laleczka ubrana była w czerwień, co niewątpliwie do niej pasowało. Zawsze w cieniu, zawsze na uboczu...To właśnie ona zwróciła uwagę pewnego latynoskiego chłopca, który tamtego dnia przechodził tamtędy razem ze swoją matką. To wtedy puścił jej rękę i podbiegł do wystawowego okna. Wręcz przykleił swój nos do szyby, gdy ją ujrzał. Wówczas pomyślał, że jest najpiękniejszą laleczką, jaką kiedykolwiek widział w życiu. Była inna niż lalki jego sióstr. Ta była po prostu zachwycająca...

I zapewne to skłoniło go wtedy do uznania jej za swoją. I chociaż chłopiec nie miał pojęcia to właśnie w tamtym momencie oboje związali się niezwykłą więzią. Mimo że żadne nie wypowiedziało żadnego słowa. Było to po prostu nieme zaklęcie, pod wpływem którego laleczka doznała swego rodzaju zauroczenia, którego nigdy wcześniej nie czuła...

...

Przychodził do owego sklepu codziennie, przez 16 lat swego życia. I ani na chwilę nie pomyślał, że to głupie. Co więcej, nawet odczuwał dumę, widząc jak jego laleczka pięknieje z dnia na dzień.

I nawet, gdy dowiedział się, że laleczka to tak naprawdę chłopiec, nie odrzucił go. Nawet dostał zgodę właściciela, by móc mu nadać imię. I wówczas w laleczce obudziły się nieznane wcześniej uczucia. Bo w momencie w którym młody latynoski chłopak go nazwał, jeszcze bardziej wzmocnił ich więź. I zgodnie z tym stał się za niego odpowiedzialny, gdyż "zdołał go oswoić"*.

Wbrew pozorom i porcelanowej skorupie z zewnątrz, wewnątrz chłopak czuł się tak żywy jak nigdy. To właśnie dzięki Latynosowi czarnowłosy, zaczął odczuwać te wszystkie skomplikowane uczucia. Głównie głęboką tęsknotę, gdy się z nim żegnał, oraz ogromną miłość, gdy ich spojrzenia się spotykały. To dzięki niemu przestał być tylko nieożywionym przedmiotem...W końcu zaczął czuć...

...

- No dalej! Wleczecie się jak muchy w smole! - Wołał do nich opalony, wysoki nastolatek, co jakiś czas odwracając się do swoich przyjaciół.

Był jakieś dobre kilka metrów od nich, i ciągle ich poganiał. Byli niedaleko ulubionego i wciąż zalatującego tajemnicą sklepu, który w tak krótkim czasie podbił serca wszystkich mieszkańców. I Lance biegł odwiedzić go tak, jak to robił codziennie po szkole. Zawsze spędzał w nim co najmniej godzinę, siedząc na sklepowej wystawie i opowiadając o tym co mu się przytrafiło swojej ukochanej laleczce. W dalszym ciągu nie uważał, że to głupota. Po prostu Keith doskonale go rozumiał i mógł mu się ze wszystkiego zwierzyć. Mimo że był tylko lalką, dla Lance'a był kimś więcej. Dla niego był jedną z jego ulubionych osób. A możliwe, że również kimś więcej.

- Uh jak już chcesz wiedzieć to jesteśmy szybsi od... - Rudowłosa starała się dorównać mu krokiem, ale ledwie jej się to udawało, a także walczyła z własnym oddechem, który odmawiał współpracy po przebiegnięciu już choćby metra.

- Piidge! Nie musisz mi tego obrazować, po prostu choodźcie!

- A może wstąpimy po drodze do piekarni? - Zaproponował, patrząc z nadzieją na widniejący szyld Hunk - Nie? Uhh, a już myślałem... - Mruknął zrezygnowany, gdy minęli piekarnię bez żadnego słowa.

- Ale czemu ty się zawsze tak tam śpieszysz? Tam nigdy nie ma ruchu, nikt ci nie zabierze specjalnego miejsca przy twojej lalce - Mruknęła, czując, że potrzebuje przystanąć co od razu uczyniła - Aż tak nie możesz się doczekać spotkania ze swoim chłopakiem? - Zapytała cynicznie, patrząc jak chłopak gwałtownie się zatrzymuje i prawie wpada na jakąś kobietę, która właśnie wychodziła z jakiegoś odzieżowego sklepu.

- O-on n-nie jest m-moim ch-chłopakiem! - Zawołał, a jego policzki ni stąd ni zowąd nagle poczerwieniały, co oczywiście nie uszło uwadze Pidge, która od razu wymieniła z Hunk'iem porozumiewawcze spojrzenia.

- Akurat. Spędzasz z nim każdą możliwą chwilę. Po lekcjach zamiast się z nami powłóczyć po mieście to biegniesz do tego sklepu. No i magicznym sposobem nigdy nie masz nawet czasu, na wspólną naukę. Ale, gdy tylko nas odprowadzasz to prawie natychmiast tam zawracasz - Rudowłosa skończyła swój wywód i przewróciła lekceważąco oczami, widząc jak chłopak się tym zdenerwował.

- Pidge ma rację. Poza tym brachu, trochę nam ciebie brakuje...Nie przeszkadza nam to, że tam chodzisz, ale-

- Mów za siebie Hunk. Mnie to przeszkadza.

- Uh...Chodzi nam o to, że-

- Co takiego niesamowitego jest w jakiejś lalce? Jesteśmy przyjaciółmi, więc chyba możesz nam powiedzieć dlaczego nas olewasz dla martwego przedmiotu - Weszła mu w zdanie Pidge, a jej źrenice zwęziły się, patrząc na Lance'a, który nagle wydał jej się dziwnie poddenerwowany.

- Piidge! Mogłabyś mi nie przerywać? - Jęknął Hunk, a dziewczyna wydęła wargi i skrzyżowała ramiona.

- Sorry, zapędziłam się.

- No to, chodzi nam o to, że... - Hunk znowu podjął przerwane mu wcześniej zdanie, gdy tylko wyczuł szansę, by się odezwać i mieć pewność, że Pidge mu znowu nie przerwie.

- Keith nie jest...Ugh on nie jest tylko martwym przedmiotem...Jest...Jest dla mnie ważny...Ale wy pewnie tego nie zrozumiecie - Mruknął cicho, chociaż wręcz zagotował się od środka na słowa Pidge.

- Ale może podejmiesz się tego i jednak spróbujesz nam to wytłumaczyć? - Spytała prowokująco dziewczyna - Co takiego niezwykłego jest w zwykłej lalce?

Hunk westchnął zrezygnowany. Jego próby podjęcia normalnej rozmowy znowu spełzły na marne. I jego przyjaciele już przygotowywali się do kłótni, co wywnioskował ze spokojnej postawy Pidge i gotowości do ataku Lance'a.

- Co niezwykłego jest? Keith w przeciwieństwie do ciebie mnie nie ocenia! I potrafi słuchać! I nie jest upierdliwy! - Wyrzucił z siebie Latynos.

- Ach tak? Czyli według ciebie jestem upierdliwa, nie umiem słuchać i pochopnie cię oceniam? - Zmrużyła oczy, a parę słonecznych promieni odbiło się od szkieł jej okularów, co dało niesamowite wrażenie.

Wstała z murka na którym do tej pory siedziała i stanęła naprzeciw niego.

- Błagam nie kłóćcie się... - Hunk przeniósł na nich spanikowane spojrzenie.

Dwójka przyjaciół wyglądała jakby zaraz miała się pobić. Pidge patrzyła na Lance'a tak ostrym wzrokiem, że mało brakowało, by zaczęła miotać w niego błyskawicami z oczu. Pod wpływem tego spojrzenia Lance zaczął wątpić w siebie i to co powiedział. Owszem dziewczyna często zachowywała się tak w jego stosunku, ale przecież była jego przyjaciółką, która zawsze go wspierała. A te słowa widocznie mocno ją uraziły.

- N-no n-nie to miałem na myśli...

- Doskonale wiem co miałeś na myśli. Właśnie to co powiedziałeś - Powiedziała suchym tonem, niczym siano na polu w letni dzień - A teraz przyznaj, że wolisz jakąś tam lalkę niż nas.

Latynos przełknął ślinę. Pidge patrzyła na niego z taką zawiścią, a jednocześnie w jej oczach widniał jakiś nieokreślony ból.

- P-przestań nazywać go "jakąś tam" lalką! I wiesz co? Tak, dokładnie to miałem na myśli. Właśnie taka jesteś. Wkurzasz mnie! Nie potrzebuję cię - Wykrzyczał, dając upust swoim emocjom.

Dziewczyna zmrużyła oczy, jeszcze bardziej. Wyglądała trochę jak lwica, która właśnie przygotowywała się do skoku.

- Czemu?

- Co, czemu? - Zapytał, nieco ogłupiały Lance, widząc jej ciągle spokojną postawę.

- Czemu się tak zmieniłeś, odkąd go poznałeś. Ale jeśli on rozumie cię lepiej, niż my...To spoko. Lepiej już idź, bo na ciebie czeka - W jej głosie pobrzmiała nutka goryczy.

- A-ale...Co z wami?

- Nie wiem jak Hunk, ale ja wracam do domu. Skoro mnie nie potrzebujesz, to po co mam tam z tobą iść? Idziesz Hunk?

- Hunk?

Chłopak wyglądał na mocno niezdecydowanego. Ale słowa Lance'a, zabolały nawet jego, chociaż nie były bezpośrednio wypowiedziane w jego stronę.

- Hej brachu...? - Latynos ponownie go zagadnął i popatrzył na niego z nadzieją.

- Wybacz Lance...Ochłoń trochę. A jeśli jednak zdecydujesz się na nas, to po prostu nam to powiesz - Poklepał go lekko, po ramieniu.

- W tym sklepie i tak jest okropnie nudno. Zwłaszcza, że tylko ty masz tam takie zajmujące zajęcie - Odrzekła mu, na odchodne Pidge.

I po prostu zostawili go na środku ulicy. Długo patrzył na ich oddalające się sylwetki. Poczuł się tak beznadziejnie. Jak w ogóle mógł powiedzieć im coś tak raniącego? Byli jego jedynymi przyjaciółmi. Jedynymi osobami, którym mógł o wszystkim mówić i mieć pewność, że go nie wyśmieją. Aczkolwiek...był jeszcze Keith. Jemu również mógł bez problemu wylać wszystkie swoje żale i poczuć się równie dobrze, jak gdyby mówił to im. Nawet jeśli wciąż milczał, miał wrażenie, że gdyby umiał mówić dawałby mu dobre rady. Nawet jeśli był tylko lalką. Naprawdę rozumiał go jak nikt inny. Rozmowa, a raczej monolog wygłaszany w jego stronę zawsze mu pomagał. I będąc tam przy nim zawsze czuł się, jakby przebywał w najlepszym miejscu na ziemi.

Z takimi pochmurnymi myślami, nawet nie zauważył, że w końcu znalazł się w pobliżu sklepu. Dość szybko je odgonił, by uniknąć niepotrzebnych pytań Shiro - właściciela tego małego przybytku. Podbiegł do drzwi i wszedł do przyjemnie chłodnego środka sklepu. Jak zawsze powitał go ten typowy zapach, który często gościł w nieco starszych domach. Jednak naprawdę go lubił. Pasował do urokliwego wnętrza i tych wszystkich stojących na półkach bibelotów. Czuł się tutaj, trochę jak w domu.

- Um dzień dobry! - Zawołał w głąb sklepu, gdy tylko zamknął drzwi i wreszcie pogrążył się w jego zaciszu.

Chwilę nasłuchiwał, aż w końcu jego uszu dobiegło ciche szuranie oraz kroki dochodzące, gdzieś z góry. Przeniósł wzrok w kierunku schodów, z których właśnie schodził białowłosy mężczyzna. W rękach trzymał czerwoną skrzyneczkę z narzędziami.

- O witaj Lance. Dzisiaj bez przyjaciół? - Zagadnął go życzliwie.

- U-um, taa... - Odparł niepewnie, i znowu poczuł się okropnie na samą myśl o kłótni ze swoimi przyjaciółmi.

- Pewnie nie chcesz mi o tym mówić. Ale jedna osoba, na pewno chce o tym usłyszeć - Uśmiechnął się, ale nie zatrzymał się, tylko minął go i stanął, przy drzwiach.

- Yym będziesz coś naprawiać? - Zmienił temat, jednak jego wzrok ciągle uciekał w stronę osłoniętej grubą kotarą witryny sklepowej.

- Dzwonek się znowu popsuł. I przez to klienci w inny sposób muszą mi sygnalizować, że przyszli - Wyjaśnił, i uniósł kąciki ust, widząc, że uwaga Lance'a w całości skupiona jest już na kotarze w głębokim lazurowym kolorze.

- Oh... To nie będę ci przeszkadzać - Powiedział z widoczną ulgą, że nie zostanie wciągnięty w żadną rozmowę; no i gdyby został to pewnie by mu tylko zawadzał, a tak to usunie mu się z oczu po prostu.

Od razu, więc podszedł do kotary. Chwycił jej jeden koniec. Była szorstka w dotyku i jednocześnie dość śliska. Odsunął ją i jego oczom ukazała się zapełniona wystawa oraz szyba, przez którą można było ujrzeć ulicę. Wspiął się na drewniane podwyższenie, na którym wszystko było usytuowane. Przez to, że w sumie sufit był tutaj dosyć nisko, cały czas musiał być przygarbiony i poruszać się na kolanach. Zasunął za sobą kotarę i usunął się w swój ulubiony kąt, skąd nikt go nie mógł dostrzec i gdzie czuł się jak w najlepszej kryjówce. Właśnie w tym miejscu schowany przed całym światem, mógł w spokoju rozmawiać z Keith'em, będąc jednocześnie pewnym, że nikt mu tego nie zakłóci. Przesunął się na kolanach, w stronę krzesełka na którym zwykle siedział Keith. Odetchnął, gdy w końcu poczuł, że jest sam. No może nie do końca sam, bo miał przy sobie Keith'a. Ale bardziej chodzi tutaj o obecność istot żywych. Nieznacznie się cofnął, by oprzeć się plecami o ścianę i wygodniej usiąść. Słońce lekko grzało przez szybę i przez to było dość duszno, jednak to była jedna z rzeczy, które wcale mu nie przeszkadzały.

- Cześć... - Skierował swe powitanie w stronę czarnowłosej laleczki.

Z tej pozycji miał miał idealny widok, na całą jego postać. I za każdym razem, gdy przychodził wciąż nie mógł się nadziwić z jaką precyzją został wykonany. Był lalką naturalnej wielkości, przeciętnego chłopaka. Na oko tak z 158-165 cm; niestety nigdy nie miał jak tego dokładnie ocenić, gdyż zawsze siedział na krzesełku. Włosy w kolorze smoły wyglądały na trochę krzywo przycięte; zwłaszcza grzywka i kosmyki po bokach głowy. Zaś jego twarz zawierała takie najmniejsze detale, jak blizna na prawym policzku czy lekko zarysowane kości policzkowe. Największą uwagę przyciągały jednak jego oczy. Te piękne fiołkowo-szare tęczówki były piękniejsze od wszystkich diamentów tego świata! I wydawały się tak żywe...Nic dziwnego, że w jego towarzystwie Lance czuł się tak, jakby rozmawiał z prawdziwą osobą.

- Ech, zachowałem się dziś jak dupek... - Wymamrotał, po czym westchnął i zrobił smutną minę.

Opowiadanie mu o tym, przyszło mu jak zawsze zaskakująco łatwo. A w trakcie miał niepohamowane wrażenie, że dzisiaj chłopak przygląda mu się jeszcze bardziej niż zwykle. Znaczy oczywiście to tylko wrażenie. Czarnowłosy po prostu siedział, na wprost niego, więc naturalnie jego wzrok padał przed siebie. A, że Latynos zawsze siadał w tym samym miejscu, to często mylnie sądził, że patrzy akurat na niego. Przez to się rozproszył i wziął głęboki oddech, by się zreflektować i móc dokończyć wyrzucanie swoich żali.

- Jestem beznadziejnym przyjacielem... - Skwitował na sam koniec i opuścił głowę - Czemu zawsze wszystko psuję...

Zgiął jedną nogę w kolanie, położył na nim rękę, a jego wzrok nadal wbijał się w podłogę wystawy. Nie dość, że miał poczucie winy to jeszcze wydawało mu się, że Keith jest na niego zły. Choć raczej trudno wyczytać takie emocje z czyjejś porcelanowej twarzy...Ale wewnętrznie czuł, że gdyby mógł to, by go za to skarcił. I pewnie byłby mu nawet za to wdzięczny. Choć zapewne spierałby się z nim co do tego. Taki już był, a Keith wciąż pozostawał niezdolną do niczego lalką.

- Ta wiem, że muszę ich przeprosić...Ale Pidge była niemiła nazywając cię jakąś tam lalką...Ale ja wiem, że jesteś jedyny w swoim rodzaju...I naprawdę cię lubię. Cieszy mnie fakt, że mogę ci się zwierzać - Powiedział, unosząc głowę i zatapiając w nim spojrzenie.

Nie wiedział co nagle nim pokierowało. Ale raptownie wstał i mocno zgarbiony, przysunął się do niego. Te fiołkowe oczy za bardzo go hipnotyzowały...Na tyle, że po prostu zapragnął zrobić jedną niemożliwą rzecz. Przełykając ślinę, przyklęknął przy jego krześle. Akurat był mniej więcej jego wzrostu, co w tym momencie było mu bardzo na rękę. Nagle jego czoło dotknęło chłodnego czoła lalki, a jego usta przylgnęły do jego. W zasadzie...To nie wiedział czego oczekiwał. Przez jedną magiczną chwilkę sądził, że...No właśnie, co? Chyba za bardzo się zagalopował. Poczuł się dziwnie. Może dlatego, że oczekiwał iż porcelanowe usta chłopaka nagle staną się miękkie i delikatne tak jak u żywej osoby. Że zacznie odwzajemniać pocałunki. Że przyciągnie go za szyję i jeszcze to pogłębi...Ale tak się nie stało. Oczywiście, że się nie stało. Gdzieś tam w jego umyśle błąkała się myśl, że przecież on jest tylko lalką. Ale była ona odległa i stłamszona, przez wszystko inne.

Jednak mimo wszystko, chyba oczekiwał, że laleczka nagle stanie się prawdziwą osobą do której pałał miłością od paru lat. Że stanie się tak za pomocą jakiegoś cudu...Wtedy naprawdę się zawiódł i poczuł zażenowanie do własnej osoby. To co właśnie zrobił...Nie było normalne. Po prostu zatęsknił za odrobiną miłości, którą mogłaby mu dać prawie obca osoba...znaczy lalka. Przecież to totalnie głupie! Jak mógł zakochać się w martwym przedmiocie? Pidge miała rację... zawsze ją miała. A on jak zwykle się jej nie posłuchał i teraz ponosił tego konsekwencje.

Po tym co zrobił...Nie mógł tak po prostu spojrzeć mu w oczy. Nawet nie mógł, przy nim być. Wybrał, więc jedną z boleśniejszych opcji dla ich obu. Zostawił go. Zostawił na zawsze samego. I już nigdy więcej nie przyszedł, zostawiając swojego ukochanego z ogromną dziurą w porcelanowym serduszku...

...
I co myślicie? Przemawiają do was takie klimaty? Ja szczerze uwielbiam lalki, choć niektóre mnie przerażają haha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro