"Pierwsza wspólna noc"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Hej...Wiesz to dla mnie nowa sytuacja, więc zachowam dystans... Oczywiście to nie ma nic wspólnego z tobą...Po prostu to będzie dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Więc no… — Właśnie to powiedział mu Keith, tego dnia, gdy po raz pierwszy mieli spać razem w jednym łóżku. 

Oczywiście to było zupełnie zrozumiałe, dla Lance'a. Nie chciał na niego naciskać, ale ten pomysł przyszedł do niego całkiem przypadkowo. Dlatego również postanowił się z nim tym podzielić. Nie spodziewał się nawet, że się zgodzi. Także pomyślał, że to dla jego nieśmiałego chłopaka będzie za szybko i będzie z tym długo zwlekać. Keith jednak zgodził się na to prawie, że natychmiast. No może na początku trochę nad tym myślał i rozważał, ale w końcu stwierdził, że nie mają co czekać i prędzej czy później i tak będą musieli to zrobić. To były dopiero początki ich miłości, więc zabrzmiało to tak jakby podejmował jakieś ciężkie wyzwanie i godził się na wszystkie warunki. A Lance bardzo ucieszył się, gdy tylko otrzymał taką wiadomość od swojego chłopaka. Naprawdę nie mógł się doczekać, gdy w końcu zaprosi go do siebie na noc. Wewnętrznie czuł, że chłopak będzie się tym naprawdę denerwować, dlatego postanowił zrobić wszystko, żeby aż tak się nie stresował. 

Sądził, że wszystko pójdzie po jego myśli, i całą noc spędzi na tuleniu się do swojego chłopaka. No, bo zakładał, że tak właśnie będzie. Że noc minie im bardzo spokojnie, że rano obudzi się przed Keith'em, by móc sobie na niego spoglądać, gdy śpi i zachwycać się tym jak uroczo wygląda podczas snu. Ależ nic z tych rzeczy. Przecież nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli, prawda? A Lance się o tym przekonał. Odrobinkę boleśnie. 

Aktualnie trwała czwartkowa noc. Prawdopodobnie była godzina 3:45, gdy obudził się po raz pierwszy. Teraz zaś było już prawie po 4:00 i nadal nie spał, siedząc na podłodze i patrząc na swojego śpiącego chłopaka, który spał w poprzek jego łóżka z porozrzucaną wokół pościelą. Patrząc tak na niego z rosnącą konsternacją, zastanawiał się jak do tego doszło. A było tak...

— Oczywiście skarbie! Wszystko jasne jak słońce! — Odpowiedział mu, trochę sfrustrowany, miejąc jednak nadzieję, że coś się wkrótce zmieni.

— Na pewno? Bo wyglądasz na odrobinę niezadowolonego… — Zauważył, a Latynos się zarumienił.

— Pffft...Skądże znowu...Wcale nie. Wszystko w porządku kochanie — Odpowiedział mu wykrętnie — Wiesz co...może po prostu chodźmy spać...Wszystko wyjdzie w praniu.

— Nie jestem jeszcze zmęczony — Powiedział czarnowłosy, potrząsając dobitnie głową.

— Nie jesteś? — Zapytał Lance, patrząc na niego tak jakby fakt, że w ogóle sypia był dla niego wątpliwy.

— Mhm...Pogadajmy — Poprosił go, po czym nieśmiale położył się przy jego boku, przylegając do niego delikatnie swoim ciałem. 

I rozmawiali. Przez kolejną godzinę. Keith rozgadywał się coraz bardziej, podczas gdy Lance zaczynał przysypiać. Jednak nie chciał, by jego chłopak był na niego zły, że go nie słucha, więc z całych sił powstrzymywał się od zasypiania. Wszakże to była już ta godzina, gdzie już dawno smacznie by sobie spał, pewnie przewracając się z boku na bok. 

— Zanudzam? — Zapytał niespodziewanie i podniósł się na łokciach, by spojrzeć uważnie na Lance'a, który właśnie w tym momencie w ostatniej chwili zdążył otworzyć oczy.

— Niee, no coś ty Keith. Po prostu...Uh, chyba jestem już odrobinę zmęczony...Wybacz — Mruknął sennie, przecierając nadgarstkiem swój narząd wzroku. 

— Oh...Rozumiem — Powiedział trochę zasmucony, tym faktem — Zapomniałem, że nie jesteś nocnym markiem jak ja…

— Nie no spokojnie...Jeśli nie chcesz to nie musisz też iść. Możesz skorzystać z mojego kompa, albo coś.

— Sam nie wiem...Może po prostu również spróbuję zasnąć...Wobec tego... Dobranoc — Pocałował go krótko w usta i ku rozczarowaniu Lance'a, odwrócił się w przeciwną stronę tak, że dzieliła ich znaczna odległość.

— Jasne...Dobranoc kotku — Odmruknął już mocno sfrustrowany i zgasił nocną lampkę, pogrążając ich obu w ciemności. 

Zasnął natychmiastowo, zaraz po zgaszeniu światła. Trochę było mu wstyd, przed Keith'em, że woli chodzić tak wcześnie spać. Ale miał dobrą wymówkę. Dbał o cerę i nie lubił mieć rano podkrążonych oczu, ani czuć się jak trup. Może i to była głupia wymówka, ale innej nie posiadał. Na szczęście nie musiał się mu tłumaczyć. Zapewne Keith już o tym od dawna wiedział. Jego zamiłowanie do dbania o swój wygląd, było naprawdę widoczne. Jakiś czas po tym obudził się, gdy odczuł przejmujące zimno. Próbował wymacać dłonią swój koniec kołdry, by móc podciągnąć go aż pod brodę. Jednakże, gdy tylko go chwycił i zaczął ciągnąć, coś uniemożliwiało mu przyciągnięcie go do siebie. Mruknął coś z niezadowoleniem, ale nadal nie otworzył oczu i kontynuował działanie. Po kilku minutach leniwie otworzył najpierw jedno, potem drugie oko i powoli obrócił się w stronę Keith'a. Zamrugał kilka razy, by przyzwyczaić wzrok do ciemności. Właśnie wtedy zauważył, jak jego kołdra była ciągnięta przez czarnowłosego, który nadal leżał zwrócony twarzą do ściany. A już po chwili był szczelnie okryty kołdrą, którą z pełną premedytacją ściągnął z Lance'a i pozwolił mu przez to marznąć. Ale przecież nie miał serca, by mu ją odebrać. Machnął jedynie ręką i cicho wstał po koc. Rozłożył go i przykrył się nim dokładnie, układając obok swojego chłopaka. Kiedy ponownie miał zamiar odpłynąć, pomyślał, że chce jednak trochę czułości. Jednakże to był spory błąd. Znowu obrócił się w jego stronę i przysunął tak, by do niego przylegać. Kiedy już miał zamiar go objąć, Keith wykonał bardzo energiczny ruch i najpierw wbił mu łokieć między żebra, a później kiedy przewracał się na plecy, uderzył go dłonią w twarz. Stłumił jęk i natychmiast się od niego odsunął, trzymając za twarz i zginając się z bólu. 

Właśnie wtedy Lance stwierdził, że chyba dzisiaj nie doświadczy żadnych czułości z jego strony i że spanie z nim wiąże się z zakupieniem jakiejś mocnej zbroi. Na wszelki wypadek przysunął się, więc do swojego krańca łóżka, gdyby jego chłopak znowu miał zamiar go uderzyć. Mimo że zrobił to przypadkiem i w dodatku podczas snu. Nadal, więc nie miał mu niczego za złe. I kiedy już prawie zasypiał, poczuł że Keith zaczyna się kręcić. Ale to nie było delikatne wiercenie się. Wykonywał jakieś gwałtowne ruchy i raz po raz bardzo boleśnie go kopał. Ale Lance ciągle nie zamierzał go budzić. Po prostu zacisnął powieki i starał się to znieść. Jednak szczytem było, gdy nagle poczuł tak mocny ból, gdzieś w okolicach brzucha, a po chwili czarnowłosy zepchnął go z łóżka, przez co  spadł ciężko na podłogę. Chwilę tak leżał i próbował ogarnąć co się właśnie stało. Spadając z łóżka strącił również swój elektroniczny budzik, więc teraz miał go tuż przed nosem. Zielone fosforescencyjne cyferki migotały przed jego oczami, aż musiał je zmrużyć i odsunąć go od siebie. Usiadł na zimnych panelach i aż jęknął.

— K-kurwa… — Zaczął rozcierać sobie plecy, a także brzuch.

Musiał przyznać. Jego chłopak był cholernie silny, nawet podczas snu. Przez myśl przeszło mu to, że może nie przeżyć do rana. Jeśli Keith nadal będzie go tak boleśnie bić i kopać. Powoli się podniósł i zapalił lampkę, która natychmiast odgoniła wszelkie ciemności. Miał nadzieję, że go jednak tym nie zbudzi. Popatrzył na to jak leżał w poprzek na jego łóżku i cicho pochrapywał. Jego kołdra zwisała częściowo z łóżka, a poduszki podzieliły los Lance'a. Westchnął głęboko, po czym stwierdził, że nie ma mowy, by spędził tę noc na podłodze. Bardzo powoli spróbował go przesunąć na jego część łóżka. Robił kilka podejść, bo akurat wtedy chłopak ciągle wymachiwał tak dziwnie rękami. Dopiero po upłynięciu kilkunastu minut, czarnowłosy w końcu spokojnie leżał na swojej połowie. Latynos przykrył go od nowa kołdrą i wślizgnął się pod swój kocyk. Zgasił światło i nakrył się aż po same uszy. Tym razem nie chciał ryzykować. Ale mimo że była już tak późna godzina, nie mógł zasnąć. I była to w większej mierze wina Keith'a. Powoli odkrył koc, by zaczerpnąć zimnego powietrza. Położył się na plecach, a jego wzrok spoczął na suficie. Wpatrywał się w niego już od dobrych kilku minut, gdy nagle coś usłyszał. Nadstawił uszu i nawet zaczął oddychać znacznie ciszej, by wyłapać co to za dźwięk. Był to...szept. Tak cichy, że naprawdę ledwie słyszalny. 

—...nce...Lance...mmm… — Jego łóżko zaskrzypiało, gdy czarnowłosy obrócił się w jego stronę. 

Wtedy wzrok Lance'a szybko na nim spoczął. Chłopak spał na brzuchu, z rękami pod głową i tak poczochranymi włosami, że zakrywały mu całą twarz. I przez cały czas szeptał jego imię. Dlatego Latynos zaryzykował i przysunął się bardziej do środka łóżka. Może istnieje możliwość, że teraz chłopak prześpi spokojnie resztę nocy, a on będzie mógł w końcu się do niego przytulić. Wstrzymał oddech, gdy chłopak nagle do niego przywarł. I nie, tym razem nie zamierzał go atakować. Zwyczajnie się do niego przytulił, zarzucając na niego prawą nogę i praktycznie na nim leżąc. Uśmiechnął się łagodnie, gdy usłyszał jego zadowolone mruczenie. Prawie, że natychmiast zapomniał o wszelkich niedogodnościach ze strony swojego chłopaka. Jednakże siniaki pozostaną i będą mu przypominać o ich pierwszej feralnej nocy, gdy Lance zapragnął zrobić tą "dorosłą" rzecz. Gdy teraz tak leżał i czuł na klatce piersiowej ciężar Keith'a, poczuł się tak szczęśliwy jak nigdy dotąd. Nawet, gdy chłopak mimowolnie otworzył buzię i zaczął ślinić się na jego koszulkę od piżamy. Również wtedy go objął, kładąc dłoń na jego plecach i odsuwając z nich kosmyki jego włosów. Oczywiście nie mógł sobie odmówić chwilki słabości, gdy to bawił się jego włosami do czasu, gdy w końcu zamknął powieki i zasnął na dobre z Keith'em w ramionach. 

Mimo wszystko ta noc nie należała do najgorszych, przynajmniej wiedział już czego się spodziewać po swoim chłopaku w przyszłości. 

...
Kiedy sądziłam, że dokończę coś co już dawno zaczęłam... Powstało to. No nic nie poradzęę, że tak robię. Ale osobiście nawet mi się podoba. Przynajmniej nareszcie coś stworzyłam. Już zaczęłam się niepokoić, że zapomniałam into pisanie XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro