"Plastry" delinquent!Keith

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Znowu?? - pośród ogólnie panującej ciszy, nagle usłyszał zdenerwowany pełen dezaprobaty męski głos.

Keith leniwie otworzył powieki i popatrzył do góry wciąż nieprzytomnym wzrokiem. Dopiero zdążył uciąć sobie tutaj krótką drzemkę, a już ktoś mu zakłócał spokój. Na szczęście nie był to ktoś kogo nie lubił. Bowiem ujrzał stojącego nad nim szatyna w schludnym szkolnym mundurku, teraz patrzącego na niego z wyrzutem. Jego sylwetka była nieco oświetlona przez słoneczne promyki, a jednak nie miał wątpliwości, że to był on. Głównie poznał go przez bransoletkę z muszelek na nadgarstku i podwiniętych nogawkach spodni. Jasne, że codziennie musiał pokazywać jaki bi vibe od niego bije.

- Znowu się biłeś! - zawołał, teraz zakładając ręce na piersi i ściągając lekko brwi.

- Ano zdarzyło się... - mruknął rozespanym głosem, przecierając oczy i natrafiając palcami na rozcięcia i drobne rany na twarzy; a przy okazji również rozmazał na niej trochę krwi z rozbitego nosa - skąd wiedziałeś, że tu będę?

- Bo zawsze tutaj przychodzisz po bójce...Myślisz, że cię wtedy nie znajdę i nie palnę kazania - odezwał się już nieco łagodniej, ale z wciąż tą samą miną.

- No masz mnie... - teraz ziewnął, widząc jak szatyn zaczyna się nad nim pochylać - no nie stój tak nade mną... - warknął, szybko zmieniając pozycję, ale wciąż siedząc na wyłożonym kostką dachu.

Faktycznie często tutaj przychodził. To miejsce zapewniało mu spokój i odpoczynek. Mógł tutaj spokojnie się przespać, posłuchać muzyki czy zapalić papierosa. Został już tutaj przyłapany chyba z milion razy i przez to wejście na dach zostało zamknięte przez woźnego. Jednak kiedy znowu miał potrzebę spędzenia tam czasu, po prostu w najbardziej dogodnej chwili ukradł mu klucze, więc znowu miał do niego dostęp. I o tym wiedział jedynie jego chłopak, który często przychodził tu za nim.

Przeciągał się szeroko i ziewał, kiedy Lance w końcu postanowił usiąść obok. W tym czasie bardzo krytycznie mu się przyglądał, na co Keith reagował agresywnymi pomrukami. Przypominał mu wówczas niewyspanego małego kotka.

- Powinienem cię opatrzyć...To nie wygląda dobrze - skwitował, patrząc na zaschniętą krew i wszelkie rany.

- Ugh, rób co chcesz...Nie potrzebuję tego - mruknął, jednak nie mógł powstrzymać delikatnego rumieńca, który wtargnął na jego policzki.

Z niechęcią odwrócił głowę, podczas gdy Latynos zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu apteczki. W rzeczywistości naprawdę przywiązywał wagę do tego, że się nim opiekował. Mimo że przeważnie zachowywał się co najmniej wrogo w jego stosunku i tak również traktował jego chęć okazania mu pomocy. Jednak taki już po prostu był. Nie potrafił się otworzyć na tyle, by Lance wiedział o jego słabościach jakimi było przebywanie z nim sam na sam, gdy pomimo wszystkiego Lance nadal się od niego nie odsunął. Po prostu za każdym razem zakładał maskę i zręcznie ukrywał wszystkie pozytywne uczucia, które zastępował obojętnością i czasem nawet apatią. Chociaż równie dobrze potrafił walczyć o swoje i dopiero wówczas potrafił się uruchomić na tyle, że każdy widział jego prawdziwe oblicze.

- Mam! - zawołał z uśmiechem, gdy w końcu wydobył ją z czeluści szkolnej torby - pokaż się... - mówiąc to ujął jego twarz i obrócił w swoją stronę, tak że w końcu ich wzrok się spotkał.

Przez dłuższą chwilę po prostu patrzyli sobie w oczy, nic przy tym nie mówiąc.

- Czemu to robisz?... - zapytał go, kiedy dokładnie oglądał jego twarz i w myślach analizował co powinien zrobić z poszczególnymi ranami.

- Jak to "czemu"? Dlatego, że czuję taką potrzebę i dlatego, że jesteś w opłakanym stanie - odparł mu na to, nieco unosząc do góry jego podbródek, by obejrzeć jego odsłoniętą szyję i obojczyki.

- Lance... - w którymś momencie złapał go za nadgarstek i powstrzymał przed ruchami, które teraz wykonywał.

Wypowiedział jego imię tonem ostrym i zachrypniętym. Nieco mocniej zacisnął dłoń na jego ręce, na co Lance zareagował cichym jękiem. Zanim się zorientował Keith wziął go silnie za ramiona i z pełną napastliwością wpił mu się w usta(ówcześnie zdejmując z jego nosa okulary) Przez to, że pocałunek był tak niespodziewany smakował naprawdę dobrze. W którymś momencie ocierania ich warg, poczuł również metaliczny posmak krwi. Wcześniej nie zauważył, że chłopak miał też rozciętą wargę z której teraz wolno sączyła się czerwona ciecz.
Chciał się wówczas odsunąć, jednak Keith nadal mocno go trzymał i wtedy pogłębił pocałunek, zupełnie nie przejmując się tym, że Lance próbował mu się wyrwać.

Jego uścisk zelżał dopiero po kilku minutach. Kiedy się od niego odsuwał, popatrzył na ślady swojej krwi na ustach swojego chłopaka.

- Jezu Keith to obrzydliwe...I n-niehigieniczne - zaczął wycierać usta znalezioną w kieszeni chusteczką w międzyczasie zakładając okulary.

- To tylko krew, wyluzuj - przewrócił oczami, widząc jego reakcję.

- Hmpf... - mruknął jedynie, otwierając apteczkę.

Przemilczał fakt co przed chwilą zrobił i po prostu zajął się przemywaniem i opatrywaniem jego twarzy. Przez cały ten czas z jego policzków nie znikały gorące, wręcz palące wypieki.

- Ugh... - teraz on coś burknął pod nosem, czując szczypanie spowodowane wodą utlenioną.

Lance jednak cierpliwie znosił jego utyskiwania i dalej go opatrywał. M.in. przykleił plastry na rozciętej skroni i zrobił mini opatrunek na nosie.

- Ech Kogane...Wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle - uśmiechnął się, zamykając apteczkę.

- Dzięki i tak wciąż lepiej niż ty McClain... - jego usta przyozdobił łobuzerski uśmieszek.

- Ech, jesteś przyczyną mojego ciągłego deficytu plastrów wiesz?

- Ale to twoja wina laleczko. Sam ciągle za mną łazisz i chcesz zajmować. Nie jestem dzieckiem, sam mógłbym to zrobić - prychnął, krzywiąc się.

- Więc czemu tego nie zrobiłeś? - zerknął na niego kątem oka.

Wtedy dopiero zorientował się co powiedział. W końcu w rzeczywistości tylko czekał na to, aż Lance go znajdzie i sam zaproponuje pomoc albo zrobi to wręcz na siłę. Ale przecież w życiu, by mu się do tego nie przyznał.

- Domyśl się - czarnowłosy ponownie tego dnia przyciągnął go do pocałunku.

...
Em, no macie coś następnego XD wyjątkowo nawiedziła mnie wena na drugie opowiadanie, więc here we go 💗~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro