"Proszę...obiecaj"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Paladyni... Spisaliście się dzisiaj niebywale rewelacyjnie. Uważam, że zasłużyliście na odpoczynek - Allura uśmiechnęła się pogodnie, schodząc z mostku.

Jej królewska suknia powiewała, przy każdym ruchu. I przy okazji oddziaływała na wyobraźnię Lance'a, który uważnie ją obserwował. Stojący za nim Keith, wbijał w niego mordercze spojrzenie; przeważnie tak na niego patrzył, więc nie było w tym nic podejrzanego. Jednak po chwili odwrócił wzrok, przenosząc go na mostek, którego sterowniki przygasły i wolno schowały się w podłodze. 

-Allura ma rację. Idźcie trochę odpocząć...Zajmijcie się sobą - Gdy Shiro to powiedział, Keith miał wrażenie, że poczuł na sobie jego wzrok.

Udał, że go to nie ruszyło. Uparcie unikał jego spojrzenia, ukradkiem zerkając na Lance'a. Przez cały ten czas chłopak ani razu na niego nie spojrzał. Allura skutecznie pochłaniała jego uwagę. Ale to było w pewnym sensie w porządku. Gdyby z kolei patrzył tylko na niego, inni mogliby zacząć coś podejrzewać. A tak to było to jego normalne zachowanie, czyli ślinienie się do księżniczki. A jednak czuł się głupio z myślą, że podświadomie chce jego atencji. Nigdy wcześniej nie odczuwał czegoś takiego. Ludzie niezbyt go interesowali. Patrząc na to co wyprawia Lance, czuł dziwną nieodpartą zazdrość. Coś się w nim zmieniło. I to było spowodowane właśnie przez Lance'a. 

Wbrew pozorom, jednak Lance wiedział co czuł chłopak. Miał świadomość tego, że w takich sytuacjach jak ta, rani go jego zachowanie. Niezbyt jednak miał co na to poradzić. Gdyby nagle zaczął robić do niego maślane oczy, to coś by było nie w porządku. A nie chciał dawać Pidge satysfakcji z tego powodu, ani możliwości zaszantażowania go tylko dlatego, że teraz chodzi z Keith'em - jego zaciekłym wrogiem. Narazie nie chciał, żeby się o tym dowiedzieli. Wątpił czy kiedykolwiek byłby w stanie im to powiedzieć. Mogliby mu przez to docinać, bo w końcu przez cały czas sobie z niego śmieszkował, a teraz nagle się z nim umawia. I zaczyna traktować go poważnie.

Dla niego również słowa Shiro, zabrzmiały mocno dosadnie. I miał wrażenie, że były skierowane do nich. Jednak nie zważając na to odetchnął i przeczesał palcami włosy. Kątem oka sprawdził, czy Keith na pewno to zauważył. A kiedy już się upewnił, odezwał się głośno:

-Racja spisaliśmy się bajecznie. A zwłaszcza ja. Ale to przecież żadna nowość - Posłał figlarny uśmieszek w stronę Allury, ciągle zerkając niezauważenie na Keith'a.

Wszyscy  wywrócili oczami. Dało się też słyszeć ich potępieńcze westchnięcie, które zgrało się w jedną melodię i poniosło po pomieszczeniu.

-Jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły ci dogryźć...Dosłownie padam z nóg. Jakby co będę przez jakiś czas nieosiągalna - Pidge wstała z fotela, na którym do tej pory siedziała i ruszyła w stronę drzwi nie czekając na żadną odpowiedź.

-Taak, ja tak samo. Ale najpierw pójdę coś zjeść. Jestem tak głodny, że zjem dosłownie wszystko. Zaczekaj Pidge - Hunk dogonił przyjaciółkę i po chwili oboje zniknęli za drzwiami.

-Ta...Ja nie jestem aż tak zmęczony. Pójdę jeszcze na trening… - Odezwał się czarnowłosy nastolatek.

-A ja uważam, że powinieneś trochę odpocząć. Dobrze sobie dziś poradziłeś - Allura uśmiechnęła się do niego ciepło.

-Tak uważasz księżniczko? Może i masz rację…

-Właśnie.  Nie forsuj się tak Keith. Trening, treningiem, ale odpoczywać też musisz - Shiro położył mu dłoń na ramieniu - Wiem, że tego nie lubisz...

Chłopak odwzajemnił nikły uśmiech, po czym odwrócił się w stronę drzwi i zostawił ich. Miał ochotę zaczekać na Lance'a, ale to mogło być podejrzane, jeśli by razem wyszli. Wolał, więc pozostać na korytarzu. A gdy tylko drzwi się za nim zamknęły poczuł ulgę. Ciągle miał wrażenie, że Shiro coś wiedział. Chociaż w sumie, gdyby tak było, to byłby rad, że to on, a nie Pidge. Wiedział, że może mu ufać. A mężczyzna zawsze dochowa jego sekretów, nieważne jak poufne by były.

Odszedł spory kawałek od głównego pomieszczenia. Mimo wszystko postanowił na niego poczekać. Oparł się plecami o ścianę i skrzyżował ramiona. Wpatrywał się w drzwi, dopóki nie usłyszał cichego skrzypnięcia. Po tym dźwięku rozsunęły się i zobaczył w nich Lance'a. Chłopak, gdy tylko go dostrzegł natychmiast, zaczął iść w jego kierunku. Jak zwykle trzymał dłonie w kieszeniach kurtki, a nonszalancja wprost od niego biła. 

-O mullet. Jednak nie idziesz na trening - Uśmiechnął się - Czyżbyś chciał mi coś powiedzieć? Na przykład coś w stylu "byłeś dziś tak niesamowity Lance, że zasługujesz na nagrodę"? 

Czarnowłosy zaczerwienił się. Ciągle się zastanawiał, jak on mógł mówić takie rzeczy, bez choćby mrugnięcia okiem. 

-Z-zamknij się...Twoje niedoczekanie - Mruknął.

-Na pewno? - Chłopak nagle przysunął się bliżej, tak że teraz nachylał się nad nim, opierając dłoń o ścianę.

W ten sposób przyszpilił go i dosłownie i w przenośni. Czarnowłosy poczuł się mocno zdominowany. Patrzył na jego twarz, a policzki piekły go coraz bardziej. Ich twarze dzieliły centymetry, kiedy Lance w końcu zbliżył na tyle swoje usta do jego, by złożyć na nich słodki pocałunek. Był krótki i naprawdę słodki. A jednak zdołał sprawić, by policzki czarnowłosego stały się całkowicie czerwone i płonęły jak żywy ogień. Kiedy Lance się od niego odsunął, chłopak zakrył twarz w akcie zawstydzenia. 

-Aww...Czyżbyś się rumienił? - Zachichotał uroczo, przechylając głowę - To takie słodkie...

Keith pokręcił jedynie głową, dalej tkwiąc w poprzedniej pozycji. Zupełnie nie miał pojęcia, dlaczego tak zareagował. Przecież to był zwyczajny całus, jaki otrzymywał od niego praktycznie codziennie. Jednak teraz znajdowali się na korytarzu, tuż przy głównym pomieszczeniu Zamku, gdzie wciąż byli Allura i Shiro. Ale także w każdej chwili mogła się tu pojawić Pidge, zwabiona instynktem razem z całkowicie przypadkowo zabranym aparatem. To, że jeszcze nikogo tutaj nie było to tylko kwestia czasu. A on nie chciał zostać przyłapanym tutaj na całowaniu się z Lance'm. Przez jakiś czas stali w ciszy; Lance ciągle mu się przyglądał, natomiast on starał się uspokoić swoje serce. Dopiero po kilku minutach zdecydował się opuścić dłonie i odetchnąć. Jednak nawet po tym, długo nie mógł na niego spojrzeć. Niby ze sobą chodzili, a mimo to i tak, gdy go całował, za każdym razem czuł się tak samo onieśmielony. 

-A co, gdyby ktoś nagle się tu pojawił? - Spytał cicho i wyminął go.

Lance popatrzył na niego zaskoczony tym, że tak się zachował. Równie dobrze przecież mógł go za to zjechać od góry do dołu, odepchnąć, lub wykręcić mu rękę tak, że  usłyszałby łamanie kości…

Jednak mimowolnie się uśmiechnął; w końcu przestał tak agresywnie na niego reagować. Dość długo wpatrywał się w jego plecy, aż w końcu zdecydował się go dogonić. Chłopak i tak szedł dość wolno, co znaczyło, że chce, by Lance do niego dołączył. Puścił się, więc biegiem w jego stronę. 

-Wiesz...Chciałem powiedzieć, że byłeś dziś naprawdę niesamowity… - Powiedział, a po chwili zrobił dłuższą przerwę - Strasznie się cieszę, że mam takiego super chłopaka… - Popatrzył na niego i uśmiechając się delikatnie, trącił go w ramię.

Keith się nie odezwał, jednak po usłyszeniu czegoś takiego, zmusił się do lekkiego uśmiechu. Niby często słyszał pochwały od drużyny, ale czuł się wyjątkowo tylko, kiedy Lance go pochwalił. Lance zauważył jego uśmiech, zanim chłopak zastąpił go swoją zwykłą obojętną miną. Lubił jego uśmiech. Dlatego, że tak rzadko gościł na jego twarzy. Było w nim coś nieśmiałego, a zarazem też odważnego. 

Właśnie zbliżali się do pokoju Keith'a. Jego sypialnia znajdowała się w małym korytarzyku, jak najdalej od pozostałych pokoi. Na początku się z tego cieszył; nie miał przez to bezpośredniego kontaktu z Lance'm, dopóki nie spotkał go, gdzieś poza swoim pokojem. Ale to nie było tak, że wtedy go nie lubił. Był irytujący, ale póki nie przekroczył granicy dało się z nim pogadać. Chociaż za nic w świecie, by tego nie przyznał, uważał, że był dobrą osobą, która umie zadbać o swoich przyjaciół. Ale tak o nim myślał, zanim zaczął z nim chodzić. Teraz starał się o nim myśleć jak o osobie, którą kochał i która tkwiła obecnie w jego sercu, skąd raczej szybko nie zostałaby wyrzucona. W tym momencie dałby wszystko, by mógł zatrzymać go przy sobie jak najdłużej. Miał trudności z okazywaniem uczuć, ale starał się jak umiał. Nie zawsze mu wychodziło, miał wrażenie, że Lance czegoś od niego oczekiwał. 

Przystanął, podczas gdy Lance postąpił kilka kroków na przód. Zorientował się, że Keith się zatrzymał dopiero, kiedy zamilknął. Znowu się rozgadał. Znowu poczuł się głupio z tego powodu. Nigdy nie wiedział, kiedy przestać; czasem robił to z nerwów, lub radości. W tym momencie akurat mógł powiedzieć, że jest szczęśliwy. Chociaż nie wiedział, czy mógł to samo stwierdzić o Keith'ie. Jak zwykle nie mógł rozgryźć jego myśli. Pomyślał, że pewnie jest dla niego irytujący. Przywykł do tego. Ale jednak starał się o sobie myśleć jak o kimś najlepszym.

 Czarnowłosy popatrzył w głąb korytarza. Utkwił wzrok w drzwiach jego pokoju. Prawdopodobnie zaraz przekroczy jego próg. Sam. By spędzić w samotności kilka kolejnych godzin, niezależnie od tego co powiedział Shiro. Odwrócił się ponownie w jego stronę. Ich spojrzenia się spotkały. 

-To...Wracasz do siebie, tak? - Zapytał Latynos, drapiąc się po karku.

Chciał z nim ciągle przebywać, ale również nie chciał na niego naciskać. Wiedział, że potrzebuje swojej przestrzeni. Rozumiał to. Ale teraz jego bliskość była dla niego najważniejsza. Chciał robić z nim takie normalne rzeczy, jak chociażby trzymanie się za ręce czy głaskanie po ramionach. Pragnął, by byli jak zwyczajne pary. Chciał się, przy nim czuć tak zwyczajnie jak to było tylko możliwe. Tęsknił za tym. Za przeciętnością. 

-Tak… 

-To...Dobranoc?

-Ta...dobranoc - Powoli odwrócił się w stronę pokoju.

Poszedł korytarzem, nie oglądając się za siebie. Jednak po dłuższym namyśle zatrzymał się  tuż przed drzwiami. Lance w tym czasie nie odszedł ani na krok. Przeczucie mówiło mu, żeby zaczekał jeszcze chwilę, bo coś się może wydarzyć. No i miał rację. Chłopak stał chwilę z opuszczoną głową. 

-Lance...Zostaniesz ze mną? Wiesz...tak jak zawsze? - Zapytał cichym tonem.

Nie lubił, również okazywać swoich słabości. A natomiast jedna z nich właśnie stała za nim i prawdopodobnie uśmiechała się bezczelnie, jakby tylko czekała aż takie zapytanie padnie z jego ust. Jednak tak naprawdę prośba Keith'a bardzo zaskoczyła Lance'a. I sprawiła, że poczuł się w środku bardzo przyjemnie.

Głównie to on sam inicjował ich spotkania. Tajne spotkania. Trudnościami było wymykanie się wieczorami z pokoju do pokoju. Oboje nie chcieli zostać na tym nakryci. I trzeba było wziąć pod uwagę fakt, że przez ratowanie świata mieli mało czasu dla siebie. Dlatego Lance wykorzystywał takie okazje jak ta, kiedy wszyscy byli zmęczeni, a Allura wręcz kazała im odpoczywać. Dlatego uśmiechnął się, kiedy to usłyszał. Zauroczyła go ta jego nieśmiała prośba. 

-Jasne...¡amor mío* - Poszedł w jego kierunku.

Kiedy znalazł się tuż obok niego, złapał jego dłoń. Czarnowłosy podniósł głowę, akurat w momencie kiedy ich dłonie się styknęły, a następnie ich palce się złączyły. Nieśmiały nieprzemyślany uśmiech wpłynął na usta Keith'a. Nie mógł go powstrzymać. Równocześnie postąpili krok do przodu, a drzwi jego sypialni rozsunęły się wprawnie. Weszli do środka, a one ponownie się zamknęły. 

-¡Amor mío? - Spróbował nieudolnie powtórzyć to co powiedział chłopak, kiedy wreszcie byli sami w miejscu, gdzie raczej nikt im nie przeszkodzi.

Lance zachichotał dźwięcznie. Za każdym razem bawiło go to, jak Keith próbował powtarzać po nim różne hiszpańskie słówka. Ale pomimo to podobało mu się, że chociaż próbował. Czasem uczył go hiszpańskiego i poprawnej wymowy prostych podstawowych słów. Szczególnie kręciło go, kiedy chłopak wykrzykiwał je podczas ich łóżkowych zabaw. Mimo, że były to tylko losowe słowa zupełnie oderwane od kontekstu i które sprawiały, że miał ochotę przerwać po to, by wybuchnąć śmiechem. Czasem jeszcze je przekręcał, co potęgowało ogólne skonfundowanie i zażenowanie Lance'a, podczas gdy właśnie próbował dojść, a on mu to uniemożliwiał.

W międzyczasie usiadł na jego łóżku. Jego wzrok jak zwykle zatrzymał się na pustostanie, jaki panował w pomieszczeniu. Oprócz łóżka nic innego się tutaj nie znajdowało. Zastanawiał się jak chłopak tutaj wytrzymywał. Sam musiał być otoczony milionem rzeczy, by nie zwariować. Ale już się przyzwyczaił do tego, że jego chłopak prowadzi samotniczy tryb życia i nie przywiązuje się emocjonalnie do przedmiotów. Wyjątek stanowił jego nóż, który trzymał pod poduszką i który wiecznie przy sobie nosił. 

-O co chodzi? Mam tak do ciebie nie mówić? - Zapytał ostrożnie, znowu przenosząc na niego wzrok.

W odpowiedzi chłopak odwiesił swoją kurtkę na wieszak, przy drzwiach i obrócił się do niego. Przysiadł obok z podkuloną nogą, podczas gdy drugą luźno opierał na podłodze. Po zastanowieniu, jednak i ją wciągnął na łóżko i usiadł ze skrzyżowanymi nogami. Chwilę po prostu wpatrywał się w swoje dłonie, zanim się odezwał.

-Nie przeszkadza mi to...Po prostu to słodkie - Powiedział cicho, bawiąc się rękawiczką i uciekając gdzieś wzrokiem.

Chwilę potem poczuł jak jego ręce są chwytane przez dłonie Lance'a i zamykane w lekkim uścisku. Przez to, że miał nieco mniejsze dłonie od niego, idealnie pasowały do ich kształtu; całkiem się w nich mieściły. To w nich lubił. A także ich delikatność i ciepło. Chłopak uniósł ich dłonie i ucałował jego palce, które teraz czarnowłosy lekko rozluźnił. Keith przeniósł na nie wzrok. Smukłe palce Lance'a gładziły wierzch jego dłoni; szczególnie skupiały swą uwagę na kostkach, które u niego zawsze były niezwykle podatne na różne urazy, powstające głównie po bójkach. Mimo, że zawsze były zakryte przez rękawiczki. Dlatego Lance szybkim precyzyjnym ruchem mu je ściągnął. Ponownie uniósł jego dłonie i uważnie się im przyglądał.

-Co robisz? - Zapytał z lekkim rozbawieniem, po tym jak zauważył, że Lance obraca jego dłonie pod każdym możliwym kątem.

-Znowu masz poranione dłonie… - Odezwał się, spoglądając z troską na zaczerwienione kostki i kilka ranek na zewnętrznej stronie jego prawej dłoni.

Keith był wdzięczny za to wszystko. Za to, że ciągle się martwił nawet, gdy nie było takiej potrzeby. Po poważniejszych walkach, często opatrywali siebie nawzajem i opiekowali się sobą. Ta misja natomiast nie była zbyt poważna, nikt nie odniósł żadnych obrażeń. A mimo to chłopak przejął się stanem jego rąk. Dlatego położył prawą dłoń czarnowłosego na swojej lewej, po to by móc teraz czule ją głaskać. Podczas tej czynności na jego twarzy gościł uśmiech. 

-To boli? Mam to jakoś opatrzeć? - Zapytał zmartwionym tonem, pocierając kciukiem jego nadgarstek.

Natomiast reakcja Keith'a była dość niezwykła. Po prostu w milczeniu oparł czoło o jego ramię, ciągle pozwalając by trzymał jego dłonie. 

-Po prostu mnie przytul… 

-Dobrze… - Puścił jego dłonie i przyciągnął go do siebie.

Przytulił go, w międzyczasie kładąc jego ręce na swoich ramionach. Keith po jakimś czasie, również odwzajemnił uścisk. Uśmiechnął się nikle, chowając twarz w jego ramieniu. Lubił, gdy go przytulał. Czuł się wtedy naprawdę spokojnie. Mimo, że to uczucie było mu zupełnie obce i czasem czuł się dziwnie. Poczuł jak jego chłopak przesuwa dłonie po jego plecach i kręgosłupie. Dlatego nieśmiało zaczął robić to samo. 

-Wiesz... Martwiłem się o ciebie dzisiaj… - Powiedział Latynos, odgarniając powoli jego włosy.

Pocałował wrażliwe miejsce na jego szyi i ponownie położył podbródek na jego ramieniu, co jakiś czas muskając nosem jego obojczyk. 

-Dlaczego? - Westchnął, jednak zrobiło mu się jeszcze milej.

-Nie wiem...Po prostu się bałem. Wiem, że ciebie to pewnie nie rusza, ale-

Chłopak drgnął nieznacznie. Jak zawsze wychodziło na to, że był nieczułym draniem. Nawet po takim czasie spędzonym razem, Lance ciągle tak o nim myślał. I oczywiście ogromnie go to ruszało. Ale nie umiał ubrać w słowa tego co czuł, gdy tamten tak o nim sądził.

-Ciągle tak uważasz, prawda? Że jestem samotnym wilkiem, którego nie obchodzą uczucia innych? I ma, gdzieś to czy ktoś się o niego martwi? Tch...dzięki - Sarknął, ale mimo to go nie puścił.

Lance nieco się speszył. Nie chciał, by to tak zabrzmiało. Ani nie chciał go zranić. I mimo wszystko poczuł się głupio, że to powiedział.

-...przepraszam - Zupełnie nie spodziewał się, że Keith to powie - Poniosło mnie...Jestem wdzięczny, że tak się o mnie martwisz...Po prostu nie jestem do tego przyzwyczajony…

-Uh...Jasne. Ja również przepraszam. Nie chciałem… - Mruknął z zakłopotaniem.

-W porządku...już dobrze. Przepraszam, że ci przerwałem...Kontynuuj.

-Hej...Zachowujesz się strasznie dziwnie. Na pewno wszystko w porządku? Naprawdę się martwię - Powiedział, a chłopak przewrócił oczami, opuścił ręce i odsunął się od niego.

-Prosisz się o to, żebym cię uszkodził? - Zapytał z lekkim poirytowaniem.

-Oczywiście...Marzę o tym od naszego pierwszego spotkania… - Popchnął go lekko, na łóżko.

Keith nie pozostał mu dłużny. Chwycił go za koszulkę i pociągnął tak, że chłopak na niego opadł. Ich usta natychmiast złączyły się w namiętnym pocałunku. Wyprostował nogi, a chłopak skorzystał z okazji i usiadł na jego udach.

-Naprawdę...dziwna z nas para - Mruknął Lance  pomiędzy jednym, a drugim chciwym pocałunkiem.

-Taak...Zupełnie do siebie nie pasujemy - Keith zgodził się i chwycił jego kurtkę.

Pociągnął za jej materiał, ściągając ją z jego ramion. Zrobił to dość sprawnie i szybko. Chyba jednak Shiro miał rację co do ich "zajęcia się sobą". Latynos przerwał na chwilę całowanie, by popatrzeć na pożądanie wypisane na twarzy swojego chłopaka. Pomyślał, że nikt inny nigdy tak na niego nie patrzył. I to, że nigdy nie zależało mu na nikim tak jak na nim. Teraz docierało do niego to jak mocno go kocha.

-Hej...może odłożymy to na później? Wiem, że to dziwne...Ale chciałbym porozmawiać… - Odezwał się lekko skonsternowanym tonem.

-Oh...Jasne. Oczywiście - Mruknął i podniósł się na łokciach, podczas gdy Lance z niego zszedł i usiadł obok. 

-To...heh nawet nie wiem jak zacząć…

-Spokojnie...Przemyśl to i mi powiedz. Skoro sam z siebie przerwałeś grę wstępną to musi to być coś ważnego… - Powiedział odnajdując wzrokiem swoje rękawiczki i sięgając po nie.

-Po prostu...Chcę, żeby zabrzmiało to naprawdę szczerze…

Czarnowłosy podniósł na niego wzrok, w czasie gdy nakładał rękawiczki. Miał wrażenie, że szykuje się jakaś poważna rozmowa. Ale nie odezwał się, więc chłopak kontynuował. Przełknął ciężką gulę, która tkwiła mu w gardle i westchnął. 

-Wiesz, że cię kocham i bardzo bardzo mi na tobie zależy...Prawda? 

Pokiwał głową, a jego policzki lekko poróżowiały. 

-...Więc...W z-związku z t-tym...uh… - Teraz zaczął się plątać i jąkać.

Jego ton stał się znacznie bardziej nerwowy niż kiedy wcześniej stwierdził, że jest bezduszny. Zdradzał również, że jest zdenerwowany. Zupełnie jak nie on. To skłoniło czarnowłosego do przemyślenia tego co ma mu do powiedzenia. No, ale przecież nie powinno go to ruszać. Westchnął i pocałował go delikatnie w usta. Uśmiechnął się.

-Hej...Jeśli nie chcesz to-

-Pobierzmy się! - Wypalił nagle i chwycił go za ręce.

Czarnowłosy zupełnie się tego nie spodziewał. Popatrzył na niego okrągłymi oczami. Te dwa słowa sprawiły, że poczuł coś dziwnego do określenia. Coś na kształt szoku. Dopiero po chwili zrozumiał co to było. To był niepokój. Straszny niepokój, który wylewał się z czary niczym przelane wino. 

-Znaczy...Ach! Przepraszam! Za szybko z tym wyskoczyłem, chciałem...Uh - Puścił jego dłonie, po to by ukryć twarz na której wykwitły rumieńce.

Natomiast Keith opuścił głowę. Prośba Lance'a naprawdę go zszokowała i wpłynęła na to jak teraz zaczął go postrzegać. Zdawał sobie powoli sprawę, że prawdopodobnie, by go to nie minęło. Lance w przeciwieństwie do niego potrafił kochać na zabój i był bardzo rodzinną osobą. Nietrudno, więc było stwierdzić, że prędzej czy później, by go o to spytał. Jednak nie sądził, że stanie się to tak szybko. Jeszcze nie byli aż tak dojrzali, by podejmować takie decyzje. 

-Poważnie? - Spytał cicho, jakby niedowierzając i chcąc upewnić się, że na pewno to powiedział - Mówisz poważnie?

Powoli odkrył twarz i spojrzał na niego. Chłopak w dalszym ciągu nie drgnął. Lance dotknął jego ramienia.

-Keith...Tak jak najbardziej. Naprawdę tego chcę...Ale pospieszyłem się z tym...Przepraszam, że tak cię  zszokowałem. To niezbyt dojrzałe z mojej strony…

 Czarnowłosy wziął głęboki oddech. Sam nie wiedział jak się czuł w tym momencie. Oczywiście, że pragnął ich szczęścia i być przy nim na zawsze. Ale wizja ślubu, była tak odległa, że prawie nierealna. Nawet nie umiał wyobrazić sobie siebie i Lance'a, podczas tak wzniosłej chwili. Chciał się odezwać, ale nie umiał. Nie wiedział co. Nie chciał palnąć czegoś głupiego. Zdał się, więc na Lance'a, który nagle poczerwieniał.

-Ach! No tak. Zapomniałem. Chwila...gdzieś to tu mam… - Zaczął nerwowo przetrzepywać kieszenie kurtki.

Keith obserwował jego ruchy. Po kilku minutach wyciągnął z kieszeni dwa małe przedmioty. Okazały się nimi pierścionki, jeden z nich nawleczony był na czarny rzemyk. Oba były srebrne i miały metaliczny pobłysk. Więcej szczegółów nie zauważył. 

-U-uh...Znowu nie wiem od czego zacząć...Strasznie się denerwuje...Chciałem to załatwić w inny sposób. Bardziej uroczyście. Żeby było właściwie… Proszę posłuchaj mnie… - Ujął jego twarz.

Oboje spojrzeli sobie w oczy. Jeszcze ani razu oczy Keith'a tak nie błyszczały, jak w tamtym momencie. Czaiła się w nich niepewność, ale również ledwie widoczna ekscytacja, która jednak powoli gasła. 

-Proszę...Kiedy to wszystko się skończy...No wiesz ta cała wojna i kiedy w końcu wrócimy do domu...Chciałbym, żebyśmy się pobrali… - Jego dłonie zadrżały, kiedy je opuścił.

Zaległa między nimi namacalna cisza. Keith oczekiwał tego, co miało właśnie nastąpić. 

-W-wyjdziesz za mnie? - Zapytał trzymając teraz pierścionek na rzemyku - Pomyślałem, że pewnie nie będziesz chciał nosić pierścionka na palcu, to chociaż założysz go w formie naszyjnika… - W tym momencie, czarnowłosy położył palec na jego ustach, tym samym uciszając go. 

-Shh...Lance posłuchaj mnie uważnie. Wiem, że się starasz i w ogóle...To cudowne z twojej strony. Ale…naprawdę teraz to nie jest czas na takie rzeczy. Mamy cel - ratowanie wszechświata. Szykuje się wojna...J-ja nie wiem co mam odpowiedzieć - Nie patrząc na niego, zsunął się z łóżka i stanął do niego tyłem.

Skrzyżował ramiona i zacisnął na nich palce. Czuł się okropnie, że musiał mu to powiedzieć. Teraz naprawdę poczuł się jak nieczuły drań. Nie mógł wytrzymać w miejscu. Zaczął krążyć po pokoju w tę i z powrotem.

- Nasza przyszłość stoi pod znakiem zapytania...Kocham cię, ale...zrozum, że teraz nie mogę. Nie wyjdę za ciebie. To bardzo dorosła decyzja, której na razie nie mogę podjąć. Skupmy się na tym co teraz najważniejsze. Przepraszam...nie tego pewnie oczekiwałeś - Przystanął, wbijając wzrok w podłogę. 

Lance westchnął głęboko. Rzeczywiście nie tego oczekiwał. Bezszelestnie zszedł z łóżka i stanął, przed Keith'em w pewnej odległości. Ale po Keith'ie powinien się tego spodziewać. 

-...Rozumiem...Masz rację. Nigdy nie umiem wyczuć momentu. Po prostu...Uh - Zakrył twarz ręką -...Osoby w naszym wieku już się żenią, mieszkają razem...A akurat my musimy znajdować się w tym pieprzonym kosmosie! Rozumiem, że możemy być jeszcze za młodzi, ale proszę...daj mi poczuć się normalnie - Głos mu się załamał, a on sam poczuł się naprawdę żałośnie.

-Lance… - Odezwał się niepewnie Keith, ale nie zdołał wypowiedzieć nic więcej.

-Chociaż...Obiecaj mi to...Proszę. Możesz to zrobić? - Szepnął, zaciskając w dłoniach oba pierścionki.

-Ja...Przepraszam. Wiem, że cię zawiodłem...Widocznie nie umiem sprostać twoim oczekiwaniom… - Jego ton na powrót się boleśnie obojętny - Nie odpowiem ci teraz. Przykro mi.

Następnym odgłosem, był dziwny metaliczny dźwięk. Jakby ktoś upuścił dwa pierścionki…

-Myślałeś... Myślałeś, że tak po prostu się zgodzę? Że rzucę ci się w ramiona i wykrzyczę "tak"? Zapomnę co się wokół nas dzieje? Mam zapomnieć o rzeczywistości? Nie jesteśmy już dziećmi…

¡amor mío - Kochanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro