"Zdejmij mundur" military au, angst cz.1/?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Skarbie...Nie chcę tu być. I nie, nie chodzi mi o wojskowe koszary. Siedzę teraz w tym obskurnym barze, udało mi się wymknąć spod oka Acxy. Pamiętasz podobną sytuację? W Garisson zawsze zwiewałem przed Iversonem. I zawsze się udawało. Tęsknie za tymi czasami.
Teraz nad tym rozmyślam, siedząc w tym cholernym barze i popijając już którąś z kolei szklankę taniego ginu, na który wydałem ostatnie pieniądze. Barman patrzy na mnie współczującym wzrokiem, ale ja nie umiem pomóc. Przez ilość wypitego alkoholu nic do mnie nie dociera, wydaje mi się, że rozpościera się wokół mnie jakaś obronna bańka. Przepraszam, jeśli moje pismo momentami będzie nieczytelne, a zdania niespójne. Wiem, że zawsze było, ale teraz bardzo drży mi ręka i nie potrafię zebrać myśli. Wiem, że mógłbym Ci po prostu wysłać wiadomość elektronicznie, ale naprawdę potrzebuję teraz czymś się zająć. Nawet czymś tak banalnym jak pisanie na kartce papieru...
Wiem, że źle robię. Dobrze o tym wiem. Naprzeciwko mnie wisi popękane brudne lustro. Mogę w nim zobaczyć swoją twarz. I mimo że domyślam się jak muszę teraz wyglądać, mój wzrok mimowolnie skupia się na moim odbiciu. Mam ochotę je rozbić, ale wtedy zostanę stąd wywalony, a wieści o tym mogą nawet dotrzeć do Kollivana lub mojej matki, czego naprawdę bym nie chciał. Po prostu...Już nie mogę na siebie patrzeć, to niesamowite jak skutki wojny mogą się odcisnąć na człowieku. Ale...To mój obowiązek. Naprawdę Cię za to przepraszam... Przepraszam, że przedkładam misje ponad nasz związek. To wydało mi się takie naturalne, i może zabrzmi absurdalnie, ale to już się stało moją codziennością. Kto wie może przeraziło mnie spokojne życie u Twego boku? I dlatego postanowiłem uciec? Tak mi powiedziała kiedyś Acxa podczas treningu...I szczerze... Sam nie wiem jak jest. Może i miała rację? Może nie mogłem się przyzwyczaić, że więcej nie miałbym styczności z żadnym niebezpieczeństwem? Że zostałbym przy Tobie jak oswojone zwierzę, bez możliwości ucieczki...Przepraszam za to porównanie, Cosmo siedzi obok mnie i tak umyślnie o nim pomyślałem. Właściwie najprawdziwszą więź czuję tutaj tylko z nim, nikt inny oprócz mojej matki czy Kollivana nie jest mi tak bliski jak on...I oczywiście Ciebie. Ale Ciebie tu nie ma.

Wiem, że piszę o tym za każdym razem, ale przepraszam, że zostawiłem Cię w najgorszym możliwym momencie. To nie miało tak wyglądać...Obiecuję Ci, że...(...)"

W tym momencie przerwał czytanie listu. Jego twarz nie wyrażała absolutnie żadnych emocji. Czuł się pusto i otępiale, jakby wcale nie zrozumiał tej treści i tego co nadawca chciał mu przekazać. To umożliwiło mu zakończenie czytania, mimo że została jeszcze niemniej ważna końcówka. Zerknął na nią tylko przelotnie, nie chcąc znowu zatapiać się w lekturze.

Ps. Przesyłam ci moje nieśmiertelniki...Na pewną okoliczność.

Faktycznie. Koperta już na samym początku wydała mu się za ciężka jak na zwykły list, zwykłą kartkę papieru. Dodatkowo wyczuł pod jej strukturą coś co teraz wypadło na jego kolana, gdy ją przechylił. Nieśmiertelniki na łańcuszku. Z prostym grawerem imienia i nazwiska jego ukochanego. Gapił się w nie pusto przez jakiś czas, zaciskając w skostniałych palcach list.

A w następnym momencie, szybkim ruchem podarł kartkę z niedoczytaną zawartością, po czym wrzucił ją do ognia w kominku. Ze spokojem patrzył jak pochłania resztki papieru co w dziwny sposób go uspokoiło. Miał ochotę zrobić to samo z nieśmiertelnikami, które teraz dziwnie paliły go w dłonie. Oderwał wzrok od hipnotyzujących płomieni i skupił się na tym co miał w rękach. Nie zorientował się, że płacze dopóki nie poczuł kilku kropli na wierzchu dłoni. To był taki specyficzny rodzaj płaczu; cichy, ale za to bardzo obfity. Jego słowa nic w tym momencie dla niego nie znaczyły, a przynajmniej chciał tak myśleć. Chciał, żeby mniej bolało. Chciał, żeby mu nie zależało.

Nawet nie był w stanie rozmyślać nad sensem tego post scriptum. Po prostu płakał, przytulając do siebie nieśmiertelniki. Nie chciał się teraz skupiać na niczym innym. A najgorsze w tym wszystkim było to, że był całkiem bezsilny w całej tej sytuacji. Bo w końcu co miałby niby zrobić? Nic innego niż pozostanie biernym nie wchodziło w grę.

Na ślepo i zupełnie nie patrząc na to co robi z jedną ręką na kole wózka inwalidzkiego, podjechał w kierunku okna i parapetu. Zapatrzył się w ciemność za oknem, a po chwili oparł ramiona o parapet i układając na nich wygodnie głowę. Co niby mógłby zrobić, skoro był sparaliżowany...

Ogień w kominku powoli dogasał, podczas gdy jemu udało się zapaść w bardzo nieprzyjemny i lekki sen. Po jego głowie miotała się myśl, jedno niedokończone zdanie — "Obiecuję Ci, że...". To nie dawało mu spokojnie zasnąć. I to był dosłownie ułamek sekundy zanim powiedział:

— Kurwa... — zaklnął i czym prędzej odwrócił się w kierunku ceglanego kominka.

Co ciekawe kartka nie zdążyła się zająć ogniem w całości, zakończenie listu wciąż było widoczne nawet z takiej odległości. Dlatego niewiele myśląc po prostu podjechał do niego i drżącymi rękami wyciągnął stamtąd kartkę. Poranił sobie palce, ale w tamtym momencie wcale o to nie dbał. Musiał wiedzieć co było tam napisane. Spojrzał na wciąż żarzący się list.

Obiecuję Ci, że wkrótce się zobaczymy. — przeczytał głośno, nim płacz znowu nim zawładnął.

...
Mam dla Was taką interaktywną zabawę -
Kto zgadnie jaką piosenką się tutaj inspirowałam?🙊 (Mała podpowiedź to piosenka polskiego zespołu rockowego i zawiera stricte wojskowy motyw)
Jak ktoś zgadnie to zadedykuje mu następnego one shota dhdjsk. Albo nwm, może napisze coś na zamówienie. Do wyboru do koloru✨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro