Strażniczka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy lata mijają nie spoglądasz jak wiele się zmienia. To, że twój partner wyjawia ci swoją tożsamość. To, że zaczynacie się w sobie coraz bardziej zakochiwać i wreszcie to, że uczucie między wami wypełnia całe wasze serca. To codzienność. Patrzysz na to co jest i będzie, cieszysz się z tego, aż w końcu dostajesz kulą w żebro.

- Kotku! - krzyknęłam padając na kolana do blondyna i odstawiając obok szkatułkę. - Dobrze się czujesz? Nic ci nie zrobił?

Zakryłam swój ranny brzuch, póki go nie widział było w porządku.

Podniósł na mnie wzrok. Wyglądał jakby miał zaraz stracić przytomność, ale zaraz odetchnął i wstał do siadu.
Istna katastrofa!
Straciliśmy już wszystkich pomocników, leżeli nieprzytomni, albo martwi. A teraz staliśmy się łatwym celem.

- Nie martw się. Zaraz coś wymyślę. - obiecałam ze łzami w oczach.

Adrien przytaknął.

- Wiem, że wymyślisz, Moja Pani. - ujął moją dłoń i pocałował czule. - Zawsze nas ratujesz z opresji i za to cię kocham. No i za parę innych rzeczy.

Uśmiechnęłam się wycierając łzy z policzka i się zaśmiałam.
Krew skapywała z mojego brzucha.

- Ach, tak? Czyli to na moją bohaterskość poleciałeś?

- Nie tylko, ale też na to. Trudno mi oprzeć się stanowczej biedronce i uroczej Ma-

- Cicho bądź. - przyłożyłam dłoń do jego ust. - Kryjówka Władcy Ciem to ostatnie miejsce w którym powinieneś mówić jak się nazywam.

Myśli pędziły mi jak szalone. Zacisnęłam oczy analizując naszą sytuację. Władca Ciem wybił naszych przyjaciół i czaił się gdzieś, ale nie wiedzieliśmy gdzie. Pozostało jedno wyjście, jedna kapsuła prowadząca na zewnątrz i tylko dla jednej osoby. Dwie nie zmieściłyby się w tak waskiej przestrzeni nawet gdyby bardzo się starały.

- Jedno z nas musi uciec. - powiedziałam.

- Rozumiem, dam sobie radę. Zostanę tu i-

- Nie, Kocie. - przerwałam mu.

- Nie?

- Posłuchaj, nie możemy pozwolić żeby zdobył więcej miracuulum. Nie możemy pozwolić, żeby zdobył szkatułkę i... - gwałtownie urwałam czując rwący ból.

- Ty krwawisz! - krzyknął przerażony i złapał mnie za ramiona jakby to miało w czymś pomóc.
Nie pomogło.

- Musi wyjść stąd osoba, która nie krwawi. - spojrzałam mu w oczy. - Rozumiesz?

- Nie zostawię cię tutaj!

Zawsze taki był. Zawsze był przy mnie do końca, kiedy już byłam pewna porażki, on wstawał i podawał mi dłoń. I zawsze pomagało.
Tym razem jednak byliśmy bezbronni, musieliśmy chornić miraculum za wszelką cenę.

- Musisz, nie mamy wyboru. Nie rozumiesz? Nie chodzi tylko o nas. Chodzi o cały Paryż, o cały świat. Znajdziesz Strażnika Su-chan.

Złapałam jego dłonie. Byłam coraz słabsza, coraz ciężej mi się na niego patrzyło. Ale kiedy był przy mnie czułam jeszcze że dam radę.

- To, że krwawisz nie pozwala mi ciebie zostawiać.

- Powiedziałeś, że zawsze mnie posłuchasz. - przypomniałam mu, a on otworzył buzię jakby chciał coś dodać ale mu przeszkodziłam. - Przyrzekłeś, a ja wiem co robię.

Był rozdarty. Przypomniałam sobie naszą pierwszą randkę od ujawnienia tożsamości i to jak śmialiśmy się ze swojej głupoty, to jak na początku niezręcznie się na siebie patrzyliśmy. Potem było dużo swobodniej, kiedy siedzieliśmy przy sekwanie i opowiadaliśmy sobie różne historie związane z naszą ślepotą.

- Nie każ mi tego robić.

- Muszę. - uniosłam jego dłoń i pocałowałam ją tak jak to zawsze on robił. - Wierzę w ciebie, Kotku.

W jego oczach zebrały się łzy. To tak jakby zostawiał mnie na śmierć, pewnie tak pomyślał. Wtulił się we mnie i zaszlochał. Krzyczał, a ja go uciszałam.
Przypominały mi się wtedy chwile gdy pokryjomu wymykaliśmy się ze szkoły, albo z domu na patrole żeby spędzać razem czas - albo na rozmowie, śmianiu się albo na tonięciu w dzikich i namiętnych pocałunkach.
Płakałam teraz jak głupia, ale się też uśmiechałam. To musiało wyglądać komicznie, ale chciałam żeby tak mnie zapamiętał.

Pocałowaliśmy się poraz ostatni. Dotykał mnie bardzo czule, tak jakby na nowo badał każdy skrawek mojego ciała na nowo. Tak jakbyśmy dopiero się poznali.

- Kocham cię. - powiedział.

Odpowiedziałam mu tym samym. Zapewniłam, że zaraz się opatrzę i jakoś wyjdę z tego, a on wziął to jako swego rodzaju obietnicę. Oddałam mu kolczyki, żeby Władca Ciem ich nie przejął. Przyłożył do torsu szkatułkę i wszedł do kapsuły.
Nasze spojrzenia się nie rozłączały ani na chwilę.

Serce waliło mi jak szalone. Jeszcze przed chwilą czułam jak jego gorąc rozpalał mnie od wszystkich stron, a teraz pozostało tylko te chłodne powietrze.

- Nie mogę dopuścić do tego, żeby wyciągnął ze mnie jakieś informacje. - oświadczyłam nagle. Na kapsule odliczał się czas.

10...
9...
8...

- Co?

7...
6...

- Przepraszam.

5...

- Nie, nie! Czekaj, Marinette!

4..

- Ja Marinette Dupain - Cheng oświadczam, że nowym strażnikiem miraculi jest-

3...
2...

- Nie rób tego! - wrzasnął desperacko waląc w przezroczyste drzwiczki.

1...

- Czarny Kot. - spojrzałam na niego przed tym jak szkatułka zaczęła zmieniać kształt, a on cały we łzach zniknął z mojego pola widzenia.

Upadłam na podłogę.

Wszystko mi mieniło się przed oczami. Widziałam jak Mistrz Fu pokazuje mi szkatułkę, jak Kamienne Serce trzyma w pięści Czarnego Kota.
Krzyknęłam z bólu który pojawił się na skroni.

Myślałam o tym, że teraz to wszystko utracę. Nawet jeśli przeżyje to już nigdy nie spojrzę na Czarnego Kota tak jak kiedyś, będzie mi obcy. Zapomnę go, zapomnę Tikki, zapomnę że kiedykolwiek byłam super - bohaterką.

Widziałam wiele obrazów. Zaraz wszystko zniknęło...

Nie wiedziałam gdzie jestem, ani czemu krwawię. Trzymałam się za brzuch i płakałam.
Czułam jakby coś ważnego uciekło z mojej pamięci.

Ale to musiało być nieistotne.

XXX

Cóż, jak myślicie w jaki sposób Mari utraci pamięć?
Ja myślę że to będzie jakaś gruba akcja i się jej boję ale jednocześnie bardzo pragnę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro