„Kameleon" - Nicol-Walker-24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł: Kameleon
Autor: Nicol-Walker-24

Wysiadłaś ze swoim ojcem z powozu i ruszyłaś kamienną ścieżką przed siebie.

Były wakacje, a pogoda dopisywała, jak najlepiej umiała. Ciepły wiaterek owiewał twoje czarne włosy, a słońce ogrzewało twarz twoją, jak i innych w miasteczku.

Byłaś ubrana lekko i zwiewnie, jak na taką pogodę przystało. Miałaś jasną karnację i słońce nie działało na ciebie tak, jak na innych.

— Tato? — zapytałaś po napiciu się wody. — Skąd znasz rodzinę Madrigal?

Twój ojciec westchnął.

— Już nie raz ci opowiadałem.

— Wiem, ale lubię tą historię.

— Wszystko zaczęło się od twojego wujka. Mieszkał on w Encanto. Rodzina Madrigal pomagała mu, kiedy tego potrzebował. Z resztą pomagali każdemu w miasteczku.

— Aha. A my teraz idziemy do nich, żeby ich poznać, tak?

— Tak. Jest dzisiaj specjalna okazja, gdyż najmłodsze dziecko jednej z córek głowy rodziny otrzyma dzisiaj dar. To jest idealna okazja na poznanie rodziny.

— A jaki dostanie dar?

— Tego nie wiadomo. Dar zawsze ujawnia się dopiero w ten dzień.

— Aha. A dlaczego oni mają dary?

— To dzięki świecy. To ona daje im dary. Póki się pali, magia trwa w najlepsze.

Przechodziliście przez rynek miasta.

Widzieliście tam różne stragany z kwiatami, jedzeniem, różnymi artykułami, meblami czy nawet warzywami i owocami.

W miasteczku panował specyficzny klimat. Było tam bardzo ładnie i miasteczko od razu ci się spodobało.

Domy, ulice, mosty, stragany, wszystko miało swój klimat. Taki magiczny, przyjemny.

Nagle przypominałaś sobie, że nie macie gdzie spać.

— A gdzie będziemy spać? — spytałaś.

— U cioci. Ma wolne pokoje na wynajem. Tam spędzimy najbliższe trzy czy cztery dni.

Powoli dochodziliście do domu Madrigal. Był przepiękny. Inni ludzie z miasteczka też zaczęli się tam schodzić.

Odkąd pamiętałaś, bardzo chciałaś zobaczyć tą rodzinę i to, jak dostawało się dary. Całe szczęście, że twój wujek tutaj mieszkał z ciocią i mogliście do nich przyjechać.

Niestety wujek zmarł ze starości i została tutaj tylko ciocia. Ale to nie przeszkadzało wam w przyjechaniu tutaj i zobaczeniu prawdziwej magii.

Tam gdzie mieszkaliście niewiele słyszało się o tej rodzinie, ale dzięki waszym korzeniom pochodzącym z Encanto, dużo słyszeliście o tym, jak ta rodzina pomagała innym.

Zastanawiałaś się, jaki dar byś dostała. Latanie? Czytanie w myślach? Super szybkość? A może oddychanie pod wodą? Sama nie wiedziałaś.

Lecz dary, które dostawali członkowie rodziny Madrigal też były bardzo fajne. Uleczanie, przepowiadanie przyszłości, kontrola pogody i wiele innych.

Bardzo ją podziwiałaś. Pamiętałaś, jak wujek przyjeżdżał do was i opowiadał o tej rodzinie, o tym jak dostawali dary, jak pomagali innym.

Fascynowało cię ich życie.

Z tego co twój tata mówił tamtego dnia, dar miał dostać Antonio, najmłodszy syn Pepy i Felixa. Ciocia musiała dopowiedzieć swoje trzy słowa i mówiła, iż posiada on też dwójkę starszego rodzeństwa - Camilo i Dolores.

Oczywiście rozmowa skończyła się na tym, iż ciotka opowiedziała wszystko o tej rodzinie. Dosłownie wszystko.

Szłaś do ich domu, wiedząc tyle co ci, który tu mieszkają, a nawet więcej.

Zastanawiałaś się tylko, czy Dolores wszystko słyszała? Przecież jej dar na tym polegał, że wszystko słyszała.

Ciocia nie mogła przegapić rozdania daru, więc poszła z wami, ale ciocia to ciocia, spotkała swoją koleżankę i zatrzymały się gdzieś z tyłu i pewnie rozmawiały na różne tematy.

Ty akurat szłaś z ojcem przed siebie.

Właśnie wchodziliście do domu Madrigal. Był bardzo ładny i przestronny.

Widziałaś, iż na górze stali ludzie. Ludzie. Ba. Rodzina Madrigal. Stała tam Abuela i Antonio. Cała ceremonia była też bardzo magiczna.

Po chwili zaczęły schodzić się zwierzęta. Antonio miał dar rozmowy ze zwierzętami!

Kiedy zaczęliście schodzić się do jego pokoju, by zobaczyć jego wygląd, ktoś nadepnął Ci na stopę i leciałaś jak długa na podłogę.

Ale spotkanie z zimną podłogą nie nastąpiło.

Kto cię złapał i byłaś to ty sama!

Ale chwila... Jak to? Chyba, że....

To Camilo!

— Uważaj na innych. Tłok się zawsze robi, gdy ktoś dostaje dar w naszej rodzinie — powiedział, przemieniając siebie samego.

— Dziękuję. Gdyby nie ty, to pewnie by mnie staranowali.

— Chodź lepiej ze mną. Przeciśniemy się przez tłum i dotrzemy cali do pokoju mojego brata.

Przystałaś na propozycję chłopaka.

Wziął cię za rękę i zaczęliście się przepychać przez tłum ludzi, on był pierwszy i torował drogę, a ty przepraszałaś za nadeptanie na czyjeś nogi.

W końcu dotarliście do upragnionego celu i weszliście do pokoju Antonio.

Stanęliście gdzieś na uboczu.

— Na długo tu przyjechałaś? — zapytał chłopak.

— Na kilka dni, ale chyba zostaniemy na wakacje. Bardzo mi się tutaj podoba i chcę bardziej poznać to miejsce.

— Jestem Camilo.

— Elizabeth, ale możesz mi mówić Lizzy. Miło mi ciebie poznać.

— Masz tutaj rodzinę?

— Tak. Mieszka tu moja ciocia i tutaj zmarł mój wujek. Przyjechaliśmy, by pomóc trochę cioci i zobaczyć, jak Antonio dostaje dar.

— Aha. Już wiem kim jesteś. Pomagaliśmy kiedyś twojemu wujkowi. Bardzo dobry człowiek. Twoi wujkowie często nas odwiedzali i opowiadali o was.

— Naprawdę? — nie dowierzałaś chłopakowi.

— Tak. A co ci się stało z oczami? — spytał zaciekawiony.

— A... To taka chorobą oczu. Nazywa się heterochromia i polega na tym, że oczy mają inni odcień. To nie jest nic groźnego. Nie wiele osób ma tą chorobę. Nawet ją lubię.

Przez całe przyjęcie gadałaś z chłopakiem, udało Ci się też przekonać tatę na zostanie do końca wakacji.

Po zakończeniu ceremonii udałaś się z tatą i ciocią do domu. Trochę było ci szkoda, że nie mogłaś zostać i musiałaś opuścić Camilo, ale umówiliście się na spotkanie na następny dzień.

***

B

ył już koniec wakacji i musiałaś wracać z tatą do Anglii.

Przez te dwa miesiące zdałaś sobie sprawę, iż zaczynasz coś czuć do chłopaka.

Było ci niezmiernie smutno, że musisz go opuścić na dziesięć miesięcy, ale chciałaś porozmawiać z tatą i zapytać go, czy moglibyście przyjechać tutaj na ferie czy na święta.

Bardzo chciałaś zobaczyć klimat świąt lub zimy w miasteczku. Zastanawiałaś się, czy tutaj w ogóle padał śnieg. Chociaż Pepa mogła go zrobić, jak się zdenerwowała.

Wsiadłaś z ojcem do powozu.

Nagle podbiegł do was Camilo z paczką w rękach.

— Chciałem zdążyć na Twój odjazd. Masz — podał ci średnie drewniane pudełko, w którym były otwory i przyczepiony liścik — muszę już uciekać, by pomóc rodzinie. Wszytko jest opisane w liściku.

Camilo tylko się uśmiechnął i pobiegł do swojego domu.

Otworzyłaś liścik, a jego treść była bardzo zaskakująca.

Droga Lizzy!
Przez cały czas, mimo mojej osobowości, nie poznałem nikogo, kto byłby podobny do mnie. Zmieniło się to, kiedy przyjechałaś Ty. Odkąd Cię zobaczyłem, zrozumiałem, że czekałem nie na marne. Najbardziej urzekły mnie Twoje oczy. Są inne niż pozostałych. Do tego Twoja gładka skóra i jedwabny głos. Przez te dwa miesiące zrozumiałem, że bardzo mi się podobasz. Wiem, że musisz jechać, ale mam nadzieję, że spotkamy się na święta i znów cię zobaczę. W pudełku jest coś, co – mam nadzieję – zawsze będzie Ci o mnie przypominać.
Camilo

Byłaś teraz jedną z najszczęśliwszych osób na Ziemi. Chłopak wyznał ci miłość i to nie byle jaki chłopak.

Zajrzałaś do pudełka. Zobaczyłaś tam małego kameleona. Wzięłaś go na ręce i przytuliłaś.

Naprawdę zawsze będzie mi o tobie przypominać. Pomyślałaś.

Była pora już jechać, więc powóz ruszył przed siebie, a ty tylko popatrzyłaś za siebie, gdzie zabaczyłaś całą rodzinę Madrigal machającą wam na pożegnanie.

Wśród nich zobaczyłaś też Camilo, który się uśmiechał. Pomachałaś im ze łzami szczęścia w oczach i jedyne co krzyknęłaś to słowa:

— Ja ciebie też kocham Camilo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro