„Last Christmas" - wifeyofmendes

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł: Last Christmas
Autor: wifeyofmendes

Haisley

Stoję przy oknie. Wpatruję się w płatki śniegu, które za oknem padają. Łzy zaczynają spływać mi po policzku. Ocieram je rękawem.

— A ty nadal będziesz ryczeć? Czy ty nie możesz się w końcu z tym pogodzić, że on nie był ciebie wart? — mówi moja najlepsza przyjaciółka, Summer.

Patrzę na nią.

— Czy ty myślisz, że to tak łatwo się pozbierać!? Kochałam Jamesa. I to bardzo — krzyczę.

— No dobra, dobra. Już się nie odzywam — dziewczyna się wycofuje.

Znów patrzyłam w stronę okna.

— Sądzę, że powinnaś sobie znaleźć kogoś, kto będzie tym jedynym — zaczyna Summer.

— Znowu zaczynasz? Przecież ci powiedziałam, że mam dosyć chłopaków! — Złoszczę się na nią.

— Co ty? Okres masz czy co, że tak szybko zmieniasz swoje zachcianki. Albo chcesz, albo nie. — Summer patrzy na mnie krzywo.

— Po pierwsze, to nie mam okresu, a po drugie, to nie chcę się znowu zawieść na kimś. — Siadam na krześle.

— Przecież dzisiaj zaczął się okres świąteczny, a to oznacza, że dużo osób szuka drugiej połówki. Uwierz mi — zapewnia mnie moja przyjaciółka.

— Pewnie takim sposobem poznałaś Lucasa. — Śmieję się.

— A żebyś wiedziała heh. — Prycha dziewczyna i obie zaczynamy się śmiać.

— No dobra, wierzę ci. To co w takim razie zamierzasz? — pytam.

— Zabieram cię do galerii handlowej na polowanie na chłopaka. — Uśmiecham się.

------

Zgadzam się i idę następnego dnia do centrum handlowego razem z Summer. Trochę mi to poprawia humor. Jestem cała uradowana. Muszę biec za Summer, gdyż ona ma szybsze ruchy ode mnie. W pewnym momencie wpadam na jakiegoś chłopaka.

— Hej, nic ci nie jest? — pyta mnie.

— Jest okej, przepraszam, że wbiegłam na ciebie — stwierdzam.

— Nie przepraszaj, to ja powinienem cię przeprosić. Zamyśliłem się. Coś ci się stało? — omaga mi wstać.

— Nie, jest okej, dziękuję. — Wstaję i otrzepuję spodnie.

— Jestem Shawn. — Podaje mi rękę.

— Miło mi, jestem Haisley. — Trzęsę ją.

— Również. Przepraszam, ale muszę już iść. Do zobaczenia — mówi i odchodzi.

Summer od razu biegnie do mnie i zaczyna krzyczeć ze szczęścia.

— Ale masz branie.

Widzę, że chłopak się patrzy na mnie. Jestem zawstydzona, a on tylko się uśmiecha.

— Widzisz, jednak szczęście się do ciebie uśmiecha — mówi Summer.

— Co? Nie? Ja? Niemożliwe? A może? — Zastanawiam się tak przez dłuższą chwilę.

— Ha! Zakochałaś się i nie kłam mi tu. — Wskazuje palcem na mnie.

— Tak, zakochałam się w nim, no co! — zaczęłam krzyczeć.

— Wiedziałam! — Summer stanęła w pozie zwycięzcy.

— Musimy się dowiedzieć, kim jest. — Jara się dziewczyna.

— Tyle wiem, że ma na imię Shawn — mówię.

— Spokojnie, to ja tu jestem stalkerem i ci wszystko znajdę — rzekła.

Po udanych zakupach udajemy się do pobliskiej kawiarni. Kiedy już zamawiamy, kątem oka spostrzegam znaną mi już postać.

— A to nie przypadkiem twój Shawn. — Zaśmiała się moja przyjaciółka.

A no tak! Shawn. Widzę, jak podchodzi do nas. O nie! Nie wiem, co mam zrobić.

— O cześć?! Długo się nie widzieliśmy. — Śmieje się.

— Tak. — Uśmiecham się.

Wpatrujemy się w siebie przez dłuższą chwilę. Summer wysyła mi spojrzenie ''bierz go'', ale ja zamiast tego mówię:

— Może się do nas przysiądziesz? — pytam, a on chętnie siada obok mnie.

I tak spędziliśmy resztę dnia.

-----

Postanawiam, że pójdę do centrum handlowego. Wchodzę do niego i widzę SHAWNA!? O nie... Chłopak zauważa mnie, macha w moją stronę i zbliża się powoli. Ja zaczynam panikować. Wczoraj to ja zbytnio się nie odzywałam, bo wolałam nie palnąć nic głupiego.

— Hej Haisley, rzeczywiście nie możemy od siebie odstąpić na krok, bo zawsze się spotkamy w tym samym miejscu. — Uśmiecha się Shawn.

— Tak, rzeczywiście. — Wymuszam uśmiech.

— Może chciałabyś się przejść ze mną po sklepach i mi pomóc przy wybraniu prezentów dla rodziców? — zapytał, a ja chciałam odpowiedzieć nie, tylko że mój mózg wydał słowa:

— Tak, chętnie. — Żałuję, że to powiedziałam, ale teraz nie ma drogi powrotnej.

— Zatem chodźmy — mówi i udajemy się do sklepów z takimi drobnymi, domowymi rzeczami.

Spędzamy dłuższą chwilę na wybieraniu rzeczy dla rodziców chłopaka. Strasznie mi się dłuży czas i jedyne, co robię, to przytakuję.

— Wszystko okej? — pyta zaniepokojony chłopak.

— Tak, tak, jest w porządku — mówię.

No przecież mu nie powiem tak prosto z mostu, że go kocham, nie?

-----

Budzi mnie dźwięk telefonu. Ktoś do mnie dzwoni. Zaspana sprawdzam godzinę. Siódma dziesięć. No chyba ten ktoś jest jakiś nienormalny, że dzwoni w piątek o siódmej rano. Patrzę na wyświetlacz. Summer. To u niej normalka.

— Halo? — mówię i ziewam.

— No co, śpiochu? Wstawaj, bo dzisiaj Wigilia jest!! — krzyczy do telefonu, a ja niemal głuchnę.

— A co ty chcesz w takim razie robić? Bo później spędzę święta z rodzicami — mówię.

— Idziemy na miasto! Masz tylko pół godziny, żeby się ogarnąć czy coś! — Rozłącza się.

Wstaję i idę do łazienki się ogarnąć. Po tym idę coś zjeść. Nagle przypominam sobie, że nie mam dla Summer żadnego prezentu, więc postanawiam dać jej swój. Mamy praktycznie te same zainteresowania, zatem ten upominek będzie idealny dla niej.

Dziewczyna przychodzi do mnie i daje mi podarunek złożony z kosmetyczki, czekolady i słuchawek na uszy. Dziękuję jej i podarowuję jej również prezent: dużo słodyczy, bo ona je uwielbia, duży kubek i świeczki zapachowe. Summer uśmiecha się i proponuje mi, abyśmy już szły na miasto. Więc tak robimy.

Przechadzamy się po mieście. Ulice Toronto są rozświetlone. Postanawiamy, że pójdziemy na jakieś ciastka i herbatę czy też kakao, bo strasznie zimno jest. Wchodzimy do pobliskiej kawiarni. Odkładamy płaszcze i już mamy czytać menu, gdy nagle zauważam Shawna. Zasłaniam się tym papierem i udaję, że go nie widzę. Nie chcę się mieszać w jego prywatne sprawy. Niestety te plany psuje mi Summer, która łapie mnie za rękę i idzie do Shawna. Zostawia mnie z nim. Sam na sam.

— Hej, Shawn. Jak tam przygotowania do wigilii? — pytam go.

— Słuchaj, Haisley, ja muszę ci coś wyznać i dlatego chciałbym cię zaprosić na wigilię do mnie. Wiem, że nie za długo się znamy, ale ta przyjaźń jest bardzo prawdziwa — mówi.

Chcę mu teraz nawet wykrzyczeć, co do niego czuję, ale nie chcę też psuć tych relacji, które teraz mamy.

— Bardzo chętnie. Na szczęście mieli przyjść do mnie, więc żadne z nas nie straci nic. — Uśmiecham się. Shawn podaje mi swój adres i odchodzi. 

-----

Właśnie jadę z rodzicami do domu Shawna. Pukam, a drzwi mi otwiera zapewne mama Shawna.

— O witam, zapraszam serdecznie, jestem mamą Shawna, ale musisz mi mówić Karen — mówi z uśmiechem na twarzy.

— Zapraszamy. — Tata Shawna, który przedstawił się nam jako Manuel, gestem ręki pokazuje nam, abyśmy weszli do salonu, gdzie miała odbyć się wigilijna kolacja.

Zanim przekroczyłam próg salonu, Shawn złapał mnie za rękę i przyprowadził pod jemiołę. Patrzyłam na niego przez chwilę. Odgarnął kosmyk moich włosów i powiedział:

— Kocham cię. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro