„Starbucks" - wifeyofmendes

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł: Starbucks
Autor: wifeyofmendes

Austin:

"Nasza misja: Inspirować i rozwijać ludzi - w każdej chwili: jeden człowiek, jedna kawa, jedno miejsce."

Takim właśnie mottem musiałem się posługiwać w trakcie mojej pracy w Starbucks w Los Angeles. Jako barista byłem odpowiedzialny za dostarczenie gościom wyjątkowej, szybkiej obsługi - w tym zapisanie w sposób poprawny imienia na kubku, wyśmienitej jakości produktów oraz utrzymanie kawiarni w pełnej czystości.

Swoja przygodę w Starbucks zacząłem w połowie studiów, kiedy szukałem wakacyjnego zajęcia. Była to moja pierwsza praca, a już od początku byłem pozytywnie zaskoczony przyjęciem mnie do zespołu. Później pozwoliło mi to rozwinąć się zawodowo, a dzięki poznaniu całej struktury kawiarni, mogłem dzielić się moja wiedza i doświadczeniem z innymi.

Nie była to praca na całe życie, bowiem po studiach architektonicznych miałem zamiar stworzyć własne biuro, ale na razie musiałem mieć na to jakieś środki, a przez pandemia koronawirusa, inflację, wszystko się obróciło o 180 stopni.

Wracając do tematu, dziś miałem zmianę od 14:30 do 20:30. Oczywiście, jak to w piątek, zwłasza w Black Friday ludzi w galerii multum, a że Starbucks akurat znajdował się w niej, to wszystko wyjaśnia. Roboty było od groma, a nas, pracowników, aż dziesięciu na jednej zmianie. Zamówień była ogromną ilość, a tu przygotowywać, a tu obsługiwać na kasie. Latałem z jednego miejsca do drugiego, nie mogłem złapać oddechu. Musiałem być w kilku miejscach w tym samym czasie.

Przez chyba godzinę stałem przy kasie. Niestety nie miałem siedziska, aby klepnąć sobie, bo moje nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. W pewnym momencie do lady podeszły dwie dziewczyny. Mój wzrok jednak tylko był skupiony na jednej z nich.

Była szczupła, przeciętnego wzrostu. Szatynka, kręciły się jej końcówki włosów, miała grzywkę. Widziałem też jej kolor oczu, był niebieski, co było rzadkim widokiem tutaj w USA.

— Witam. Co mogę podać?

— Czy mogłabym prosić o dużą mrożoną waniliową latte? — zaczęła koleżanka tej szatynki, miała jasnosrebrny kolor włosów.

— Jasne, a twoje imię?

— Ariana.

— Przepraszam, czy mogłabyś przeliterować swoje imię? Jest tu taki hałas, że nie mogę się skupić.

— Jasne, A-R-I-A-N-A.

— Bardzo dziękuję. To będzie 4 dolary i 50 centów.

— Proszę bardzo. — Dała mi banknot 5-dolarowy.

— Reszta 50 centów, będziemy wołać. — Oddałem jej resztę.

— Następny! — powiedziałem donośnym głosem.

I wtem znowu przez moimi oczyma ukazała mi się ta brunetka.

— Witam, co mogę podać?

— Cześć, poproszę grande caramel frappuccino.

— Jasne, już się robi.

— Czy mogę dostać dodatkowy lód?

— Jak najbardziej. Czy coś jeszcze?

— To wszystko, dziękuję.

— W takim razie poproszę 6 dolarów i 50 centów.

— Czy można kartą?

— Oczywiście. Już podaję terminal. — Wpisałem kwotę i podałem dziewczynie, żeby przyłożyła kartę.

— Transakcja zaakceptowana. Czy potwierdzenie wydrukować?

— Nie, dziękuję.

— Paragon. Będziemy wołać.

I wtedy przypomniało mi się, że nie zapytałem jej o imię. Jak miałem ją niby zawołać? Miałem opóźniony samozapłon. To ze zmęczenia. Było dopiero chwilę po 17, a zapieprz był niesamowity. Nie chciałem już jej wołać, więc pomyślałem, że jak zawołam jej koleżankę to poproszę, żeby i ona też przyszła.

Ja wróciłem do obsługiwania kasy, a napoje tych dziewczyn przygotowywały się. Kiedy kolejki przez chwilę nie było, mogłem usłyszeć, o czym te dziewczyny gadają, siedziały na kanapach obok kasy, więc nie było ciężko "podsłuchiwać"

— Jeez, te studia mnie wymęczą. Dobrze, że dzisiaj skończyły się egzaminy, bo byśmy w ogóle nie miały czasu na zakupy, a Black Friday jest raz w roku tylko. — Usłyszałem głos tej o jasnosrebrnych włosach.

— Weź mi nic nie mów. 2.5 godziny siedziałam i wypełniałam test z przedmiotu "międzynarodowe stosunki polityczne". To jest hit dopiero.

— A weź, przestań. To jest łatwiejsze w porównaniu do ekonomii.

— No w sumie racja. Nigdy nie byłam orłem z matmy. Ty przeciwnie.

— No tak, ale ostatnio ta matma to jakiś inny wymiar rzeczywistości.

— Jak nasza matematyczka. — I jedna, i druga zaczęły się śmiać.

Mój współpracownik podał mi ich napoje.

— Ariana! — Podniosłem znów ton głosu.

Dziewczyna podeszla do lady z koleżanką i odebrała napój.

— Przepraszam, czy wiadomo, co z moim napojem? — zapytała szatynka.

— Oczywiście. Już podaję.

Nie chciałem się wkopać się z tym, że nie zapytał o jej imię, dlatego napisałem "Piękna" na jej kubku. Oczywiście odwróciłem napis w przeciwną stronę, żeby nie zauważyła, przynajmniej teraz.

— Proszę i przepraszam za opóźnienie.

— Nic nie szkodzi, dziękuję bardzo. — Uśmiechnęła się do mnie, ja odwzajemniłem i wtedy odeszła.

Uff, ale mi się upiekło.

---

Ashley:

Wzięłam kubek z kawą od baristy i usiadłam z powrotem na kanapie. Ariana siedziała naprzeciwko mnie.

— Ty, a co ty tam masz napisane? — zapytała Ariana.

— Hm? — Zdziwiłam się.

— No napis na kubku. — Pokazała palcem.

— A co z nim nie tak?

— Odwróć go i zobacz. To na stówę nie jest twoje imię.

— Jak to? — Odwróciłam kubek.

Rzeczywiście, na kubku nie było mojego imienia.

— Nie zapytał o moje imię, zamiast tego napisał "piękna" na kubku.

— Aww, jaki słodki.

— A weź przestań. Po prostu nie wiedział, co wpisać, dlatego to zrobił.

— Napisał tak, bo nie wiedział, jak wybrnąć z sytuacji.

— Dziewczyno, musisz tam wrócić i sprawić, by ten facet był twój!

— Co, mam podejść do lady?

— No, a co innego chcesz zrobić?

— W sumie podejść i zapytać, dlaczego to jest na moim kubku.

— O mamo, Ashley, to było słodkie z jego strony, przestań insynuować jakieś chore rzeczy. — Nie posłuchałam się Ariany i podeszłam do lady, gdzie znajdował się ten barista.

— Przepraszam? — zwróciłam się do niego, na co on się obrócił w moją stronę.

— Tak?

— Chyba zamówienia zostały pomylone.

— Niemożliwe. To miało być grande caramel frappuccino, prawda?

— Nie o to mi chodzi. Chodzi o napis. — Pokazałam mu palcem.

— Ah, no tak, przepraszam cię za to, ale zapomniałem zapytać o twoje imię i nie wiedziałem, co mam zrobić, dlatego napisałem to.

— A to, co napisałeś, to ty tak myślisz, czy to pierwsze, co ci przyszło do głowy.

— Nie...to znaczy tak... to znaczy nie... Ah, tak, tak myślę.

— Miło z twojej strony. — Zarumieniłam się.

— Przepraszam jeszcze raz za to, taka sytuacja się już więcej nie powtórzy.

— Nie no, spodobało mi się nawet. A tak przy okazji, jestem Ashley. — Podałam rękę do uścisku.

— Austin. — Odwzajemnił uścisk.

— Miłego dnia! — powiedziałam.

— Dziękuję i nawzajem! — odpowiedział.

Woah, co tu się właśnie wydarzyło?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro