DorotaNowicka6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

... Wyszłaś z sali wykładowczej pakując do torby swoje szkice. Wykładowca zauważył, że zamiast uważać, ty rysujesz więc ci je zabrał, a po wykładzie zrobił pogadankę. Fakt, pochwalił rysunki ale to nie zmienia powagi sytuacji. Profesor groził, że jeśli jeszcze raz cię przyłapie na nie uważaniu to powie o wszystkim dziekanowi. Nie chciałaś tego. Nie chciałaś problemów. Ale rysowanie to jedyna rzecz, która pozwalała ci zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim, wszystkich a w szczególności o nim.

- Saga, czekaj! - krzyknęła za tobą twoja koleżanka z akademika. Stanęłaś i odwróciłaś się w stronę nadbiegającej dziewczyny.

- Co jest? - spytałaś, gdy dziewczyna zatrzymała się dosłownie metr od ciebie.

- Mogłabyś mi... pożyczyć... notatki? - spytała próbując złapać tchu.

- Tak. - wyjełaś z torby odpowiedni zeszyt i podałaś go jej. - Czemu cię nie było? - spytałaś.

- Musiałam coś załatwić. Profesor coś mówił? - spojrzała na ciebie z obawą.

- Nie. Pewnie nawet nie zauważył, że cię nie ma. - odparłaś uspokajając ją. - Przepraszam cię, musze juz lecieć. Cześć. - pożegnałaś się.

Szybkim krokiem wyszłaś z budynku. Natychmiastowo owiąnął cię zimny wiatr, więc ciaśniej opatuliłaś się długim kardiganem i splotłaś ręce na piersiach.
Nagle poczułaś mrowienie na skórze, a twoje zmysły wyostrzyły się. Mogłaś się też założyć, że, jak za każdym razem, twoje tęczówki zmieniły kolor. Wyczułaś go. Nie podchodził, ale wiedziałaś, że jest w pobliżu. Szłaś przed siebie, starając się opanować nagłą ochotę odwrócenia się. Nie mogłaś tego zrobić, bo wtedy on zniknie. Zawsze tak robi. Pojawia się, znika, a później pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. A teraz jest dobry moment, by wszystko mu powiedzieć.

Skręciłaś w stronę swojego akademika. Po drodze minęłaś kilku uczniów, ale zignorowałaś ich. Chciałaś jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i porozmawiać z nim w cztery oczy. Na poważnie. Zero wyrozumiałości.

Otworzyłaś drzwi do budynku i weszłaś do środka. Ogarnęło cię przyjemne ciepło. Nie zatrzymywałaś się, tylko weszłaś po schodach na drugie piętro. Cały czas go wyczuwałaś. Stanęłaś przed drzwiami do swojego pokoju i wygrzebałaś z torby klucz. Otworzyłaś drzwi i weszłaś. Rzuciłaś torbę na jedno z dwóch łóżek i weszłaś do łazienki. Czułaś, że jest w pokoju. Za chwilę się ujawni i będzie chciał żebyś się odezwała. Zawsze tak robi. Ale tym razem mu się nie uda. To on będzie musiał pierwszy zacząć. Ty nie będziesz nic mówić. Odkręciłaś kurek z wodą i odczekałaś chwilę. Zamknęłaś wodę i wyszłaś. Chłopak już się ujawnił. Stał przy oknie i patrzył na ulicę. Nic nie mówiąc udałaś sie do części kuchennej. Czułaś, że chłopak cię obserwuje.

- Saga. Powiedz coś. - usłyszałaś jego głos. Stał za tobą.

- Dobrze. - odwróciłaś się. - Gdybyś naprawdę tu był, to bym cie udusiła.

Uśmiechnął się w ten swój wredny sposób i zrobił krok do przodu.

- Nie. Podchodź. - warknęłaś, ale chłopak już stał za tobą i obejmował cię. Wyrwałaś się. Miałaś zacząć krzyczeć na niego, ale w następnej sekundzie leżałaś na łóżku, a Laufeyson wisiał nad tobą.

- Co ty robisz?! - krzyknęłaś szeptem, żeby nie zaalarmować całego akademika. Uderzyłaś Lokiego w pierś i przetoczyłaś się tak, że to teraz ty wisiałaś nad nim. Zdezorientowany chłopak uśmiechnął się zawadiacko, ale ty spoliczkowałaś. Z jego facjaty zszedł uśmiech, ale ty i tak uderzyłaś go w drugi policzek. Młody bóg nawet nie jęknął. Zeszłaś z niego i stanęłaś przed oknem. Słyszałaś jak Laufeyson wstaje i podchodzi do ciebie.

- Saga. - uwielbiałaś sposób w jaki wymawiał twoje imię, ale tym razem spłynęło to po tobie. Raptownie odwróciłaś się do niego.

- Czego ty chcesz, co? Przyszedłeś pokazać, że jedno żyjesz? Że oszukiwałeś przez cały ten czas. - twój idealny plan, na to, by nic nie mówić, tak trochę się zjebał, ale chciałaś mu wszystko powiedzieć. Raz, a dobrze. - Wiesz ile ja wycierpiałam? Myślalam, że nie żyjesz naprawdę. Ale to znowu była iluzja! Iluzja! Może cały nasz związek, też jest iluzją, co? Może pokochałam cię nie potrzebnie? Może nie powinnam, co? Może chciałeś się tylko zabawić uczuciami zwykłej ziemianki, co? Jesteś wart sam siebie. - wyrzuciłaś z siebie. - Żałuję, że cię poznałam, Laufeyson.

- A ja nie, Saga. Nie żałuję, tego, że zostałaś moją dziewczyną. Wiem, że było ci trudno. Może trochę przesadziłem, ale miałem nadzieję, że ty jako jedyna mnie zrozumiesz. Mówiłem ci o wszystkim, a ty to rozumiałaś. Myślałem, że tym razem też to zrozumiesz. Nie chce cie tracić. Może i jestem lodowym olbrzymem, ale wbrew wszystkiemu mam serce, a ty jesteś jego częścią. Wiem. Postąpiłem głupio, ale to jest silniejsze ode mnie! Zawsze byłem ten drugi. Wszystkim zachwycali się Thorem, a ja byłem niewidzialny. Tylko ty widziałaś mnie takim jestem naprawdę. Nie chce cie tracić. - powtórzył.

- Nie stracisz mnie, - złapałaś go za ręce - ale musisz zrozumieć, że ja też mam swoje uczucia. Kocham cię, a twoja śmierć to dla mnie niewyobrażalny cios. A ty upozorowałeś swoją śmierć dwa razy. To o dwa razy za dużo.

- Wiem. Przepraszam cię za to. Jest szansa, że kiedyś mi wybaczysz? - spytał.

Nie wiedziałaś co mu odpowiedzieć. Kochałaś go, ale miałaś dość jego ciągłych krętactw.

- Może. - odparłaś. W końcu każdy zasługuje, na jeszcze jedną szansę. - Ale będziesz musiał zasłużyć, Laufeyson.

Oczywiście, panno Moonshadow. - uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów i złapał cię za biodra. Świat zawirował, a następnie twoim oczom ukazała się Wieża Eiffla.

- Co tu robimy? - spytałaś. Chłopak objął cię od tyłu i oparł podbródek na twoim ramieniu.

- Paryż to miasto zakochanych, prawda? - szepnął ci do ucha, a ty uśmiechnęłaś się.

Może będziesz kiedyś żałować, że dałaś mu szansę, ale na razie zamierzałaś cieszyć się tym co jest...

Wyszło takie masło maślane, ale starałam się ja mogłam. A shot jest dla DorotaNowicka6. Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem z niego średnio zadowolona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro