In another life

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przewracam oczami na słowotok mojej rodzicielki. Grace Harrison od zawsze była opiekuńcza w stosunku do mnie, ale gdy dowiedziała się o chorobie, stało się to wręcz obsesyjne. Kobieta poświęciła swoją karierę zawodową, by opiekować się mną, mimo że wcale tego nie potrzebowałem, a naszym jedynym źródłem utrzymania stał się mój ojciec- Louis, który prowadził firmę architektoniczną. 

-Tak mamo, jestem pewien, że nie chcę jechać z tobą na zakupy. -przerwałem jej, na co posłała mi zatroskane spojrzenie. 

-Na pewno? -przytaknąłem głową. -No dobrze, tylko proszę cię, bądź ostrożny i jakby coś się działo to dzwoń. -całuje mnie w policzek, po czym wychodzi z mojego pokoju. 

Gdy tylko słyszę jej kroki na schodach, wstaję z wygodnego łóżka i kieruję się w stronę ogromnego okna, przez które po chwili mogę zobaczyć, wsiadającą rodzicielkę do jej ukochanego range rovera.
Jak tylko samochód opuszcza teren posiadłości, wyciągam spod łóżka sportową torbę z ubraniami, dokumentami i najważniejszymi rzeczami, a na łóżku kładę list dla rodziców, w którym informuję o moim wyjeździe i proszę by się nie martwili, mimo że jestem pewny, że i tak będą to robić. 

*** 

W trakcie kilkugodzinnego lotu dostaję milion połączeń i wiadomości od rodziców z prośbą o powrót, a to sprawia, że nachodzą mnie wyrzuty sumienia. Nawet przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zrezygnować z moich planów, ale ta myśl opuszcza moją głowę, gdy tylko w oknie zauważam panoramę miasta. 

Las Vegas, miasto, w którym chciałem przeżyć przygody, niczym bohaterowie książek, które nałogowo czytałem. Całe moje życie spędziłem w domu, nie licząc kilku pierwszych lat, gdy byłem zdrowy i mogłem normalnie chodzić do szkoły. Nigdy nie miałem przyjaciół czy nawet znajomych, żyłem w świecie fantazji moich ulubionych pisarzy oraz samotnymi jazdami samochodem, które były rzadkie. 

Z zadowoleniem kupiłem w malutkim sklepie na lotnisku mapę z opisem wielu atrakcji miasta i skierowałem się na postój taksówek przed lotniskiem. Jedną z nich udałem się do małego motelu na obrzeżach miasta, który niestety nie należał do najlepszych, ale warunki miał naprawdę przyzwoite. 

Po zostawieniu rzeczy w pokoju udałem się do baru na końcu ulicy, który poleciła mi recepcjonistka. Wnętrze lokalu było bardzo ładne, ale kojarzyło się z typowo motocyklowym barem, co potwierdziło kilku facetów w czarnych skórzanych kurtkach, długich brodach, bandanach na głowie i ciężkich butach. Na szczęście oprócz nich znajdowali się też, ludzie ubrani jak na turystów przystało, w tym ja. 

Szybko usiadłem przy stoliku i złożyłem zamówienie na jakieś niezdrowe jedzenie, które tu oferowali, po czym rozłożyłem swoją mapę, na której zaznaczyłem miejsca warte odwiedzenia. 

-To staromodne, nie lepiej skorzystać z mapy w telefonie? Poza tym na pewno byłoby to bardziej ekologiczne. -naprzeciwko mnie usiadła śliczna brunetka z czerwoną bandaną we włosach, zielonymi oczami podkreślonymi ciemnymi cieniami. Ubrana była cała na czarno, a na jej ramionach zarzucona była skórzana kurtka. 

Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, po czym przez zakręconą słomkę napiła się słodkiego koktajlu z bitą śmietaną i wisienką na środku. Wyglądała jak wyciągnięta z jednego z filmów o gangach motocyklowych. 

-Lubię staromodne metody. -odpowiedziałem po chwili, a dziewczyna się uśmiechnęła. 

-Widać to po tobie. -zaśmiała się uroczo, a ja czułem się onieśmielony. Dziwnie się przy niej czułem, dziewczyny nigdy nie zwracały na mnie uwagi, a nawet nie było takiej okazji, bo ciągle byłem w domu, nie licząc rzadkich wypadów do sklepu czy częstych wizyt u lekarza. 

-Co tutaj robisz? -zapytała po chwili, a jej twarz dalej pozostawała rozpromieniona. 

-Przyszedłem coś zjeść? -bardziej zapytałem, niż stwierdziłem, a dokładnie w tym samym momencie wylądował przede mną talerz z frytkami i burgerem oraz koktajl. Chyba nikogo nie zdziwi jeśli powiem, że nigdy nie jadłem takiego jedzenia, mama zawsze pilnowała bym zdrowo się odżywiał. 

-Co robisz w Las Vegas? -dziewczyna zapytała ponownie i zjadła frytkę z mojego talerza. 

-Szczerze to szukam przygody. -odpowiedziałem zajadając się słonymi frytkami. 

-Więc dam Ci dobrą radę. Pozbądź się tego. -wskazała na mapę po czym wstała i poczochrała moje ciemne włosy. 

-Koktajl był świetny misiu! -krzyknęła w kierunku ogromnego, barczystego faceta za ladą i wysłała mu buziaka. 

Szybko zjadłem swój posiłek po czym popatrzyłem się na mapę i zgniotłem ją w rękach wyrzucając do kosza na śmieci przy wyjściu. 

Po opuszczeniu lokalu zobaczyłem ją stojącą wśród ogromnych facetów na motocyklach. Gdzie do cholery byli jej rodzice? Przecież nie wyglądała na starszą ode mnie, a moi rodzice dostawali szału, nawet gdy zbyt długo byłem pod prysznicem. 

Zamyślony kierowałem się w stronę motelu, gdy obok mnie zwolnił czarny motocykl z czerwonymi rysunkami w stylu graffiti. 

-Czyli pragniesz przygody? -zapytała brunetka z czarnym kaskiem na głowie. -Eh, pomogę Ci. -stwierdziła po chwili. -Wskakuj. 

-Nie, dzięki. Wolę swoje nudne atrakcje. -Wzruszyłem ramionami i przyspieszyłem, co uczyniła też dziewczyna. 

-Ej Nellie! Jedziesz z nami na festiwal, co nie?! -krzyknął facet z długą, siwą brodą jadący na motorze. Obok niego, jak i za nim jechało kilka innych motocykli. 

-Spotkamy się na miejscu! -odkrzyknęła dziewczyna, ponieważ była zagłuszana przez ryk maszyn, a po chwili ruszyły jedna za drugą ulicą miasta. 

-To jak? Nie sądzisz, że przejażdżka na tym cudeńku jest o wiele lepsza niż większość punktów na twojej liście? -uśmiechnęła się do mnie pięknie i podała mi kask, który po chwili od niej przyjąłem. 

Boże co ja robię ze swoim życiem? Matka by zeszła na zawał, gdyby tylko to zobaczyła. 

-Trzymaj się mocno, kochany. -powiedziała po czym ruszyła ulicami miasta. Już po chwili nie żałowałem swojej decyzji, widoki były niesamowite, a gdy dziewczyna przyspieszyła czułem przechodzącą po moim ciele adrenalinę. Po dość długiej podróży dziewczyna zwolniła, a ja mogłem zauważyć scenę, mnóstwo ludzi oraz pojazdów. W oddali zauważyłem też stojących jej znajomych, w kierunku, których się zbliżaliśmy. 

-Oh, Nellie! Przecież mówiłaś, że nikt nie może wsiadać na twoją maszynę! -marudzi jakiś młody chłopak po czym podchodzi w naszym kierunku i porywa dziewczynę w uścisku. -Więc kim jesteś wyjątkowy chłopaku? -pyta, a Nellie uderza go w ramię i mówi, mu by się odczepił. 

-Jestem Cassian. -przedstawiam się, a dziewczyna spogląda na mnie i posyła delikatny uśmiech. 

-Lian, brat tej małej ślicznotki. -wystawia w moim kierunku rękę, którą po chwili uścisnąłem. -Proszę cię pilnuj jej, chłopcy się za nią strasznie oglądają. -prosi, a jego siostra się oburza. 

-Nie potrzebuję ochroniarza. -przewraca oczami, po czym łapie mnie za rękę i ciągnie w kierunku sceny. Najlepsze jest to, że dla niej to nic nieznaczący dotyk, podczas gdy ja trzymam pierwszy raz dziewczynę za rękę. -Lubisz muzykę, prawda? -przytakuję głową. -Lubisz kogoś z nich? -podaje mi kartkę z rozpiską muzyków grających na dzisiejszym festiwalu, którą przed chwilą wyrwała z rąk jakiejś nastolatce. 

-Arctic Monkeys. -odpowiadam po czym szybko rozglądam się za dziewczyną, której zabrała kartkę, by jej ją oddać. Nellie przewraca oczami po czym zabiera mi kartkę i oddaje rudowłosej. -A ty? Kogo chcesz dzisiaj zobaczyć? 

-Włoski zespół Måneskin, uwielbiam ich muzykę oraz choć może cię to zdziwić, to chcę też zobaczyć Louisa Tomlinsona, on jest cudowną osobą. -obserwuję ją, jak mówi rozmarzona o swoich ulubionych wykonawcach, a następnie mogę obserwować jak szaleje do ulubionych piosenek, a przy tych wolniejszych, smutniejszych przytula się do mnie mając łzy w oczach. 
W mojej głowie pojawia się myśl. 

Czy można się zakochać w kilka godzin? 

*** 

Po tym, jak Nellie odwiozła mnie do motelu, długo nie mogłem zasnąć. W moich myślach była śliczna motocyklistka z najpiękniejszymi oczami, jakie kiedykolwiek widziałem. 

Następnego dnia od razu po otworzeniu oczu, stwierdziłem, że muszę iść do baru, w którym ją poznałem. Gdy tylko przekroczyłem próg „U Niedźwiedzia” w oczy rzuciła mi się brunetka siedząca przy boksie pod oknem. 

-Już myślałam, że nie przyjdziesz. Ile można spać? -oburza się. -Co powiesz na naleśniki? -pyta z tym cudownym uśmiechem na twarzy. 

-Mogą być. -stwierdzam, a dziewczyna kiwa głową po czym krzyczy do "miśka" zamówienie i wyciąga telefon. 

-Dzisiaj o 17 masz być gotowy pod motelem. -informuje mnie. 

-Mam coś do powiedzenia? -pytam ze śmiechem, a dziewczyna unosi na mnie wzrok. 

-Nie. -cmoka i robi mi zdjęcie z fleszem. 

-Nie lubię robić sobie zdjęć. -mówię do niej mając nadzieję, że je usunie. 

-Dlaczego? Zobacz jak uroczo wyszedłeś! -mówi i pokazuje mi zdjęcie na, którym się śmieję. 

-Usuniesz je? -pytam, a ona zaprzecza po czym słysząc wołanie idzie po nasze jedzenie. 

-Smacznego! -mówi ślicznie się uśmiechając, na co odpowiadam jej tym samym. 

*** 

Wychodzę z motelu i staję jak zamurowany. Przede mną stoi Nellie w białej sukience w czarne groszki i w czarnych butach na koturnie. Dziewczyna ma delikatny makijaż, który zdecydowanie różni się od jej codziennego, a jej ciemne włosy falami opadają na ramiona, na których standardowo pozostała skórzana kurtka. 

-Chcesz prowadzić? -pyta i dopiero teraz zauważam, że opiera się o pięknego starego mustanga. Na całe szczęście miałem prawo jazdy, które zrobiłem tylko dlatego, że od czasu do czasu, gdy nie było rodziców, lubiłem sobie pojeździć po mieście, jak normalny chłopak. 

-Chętnie. -odpowiedziałem, a dziewczyna rzuciła w moją stronę kluczyki. -Pięknie wyglądasz. -powiedziałem, a dziewczyna ledwo widocznie się zarumieniła i podziękowała. 

-To gdzie jedziemy? -pytam, gdy jesteśmy w środku samochodu. -W ogóle to twoje auto? -zaciekawiony obserwuję brunetkę. 

-Tak, ale bardzo rzadko nim jeżdżę, zdecydowanie bardziej wolę jazdę na dwóch kółkach. -A jedziemy mój drogi do baru karaoke. -mówi z ogromnym uśmiechem, a obserwując moją zapewne przerażoną twarz wybucha śmiechem. 

*** 

-Zaśpiewaj coś dla mnie. -prosi, gdy siedzimy w tym przeklętym barze. -No proszę, Cassian. -próbuje zrobić minę, jak kot z bajki o zielonym ogrze. 

-A może to ty coś zaśpiewasz dla mnie? -pytam, a jej mimika twarzy się zmienia, a po chwili szeroko się uśmiecha. 

-Dobra, zaśpiewam dla Ciebie. -klaszcze w ręce, a po chwili szuka odpowiedniej piosenki na telefonie. -Oh, już wiem! Uwielbiam tę piosenkę. -wstaje od stolika i idzie w stronę sceny, a po chwili mogę usłyszeć jej anielski głos. 

Summer after high school when we first met
We make out in your Mustang to Radiohead
And on my 18th Birthday
We got matching tattoos
Used to steal your parents' liquor
And climb to the roof
Talk about our future
Like we had a clue
Never planned that one day
I'd be losing you
In another life I would be your girl
We'd keep all our promises
Be us against the world
In another life
I would make you stay
So I don't have to say
You were the one that got away
The one that got away... 

Och, gdybyś tylko wiedziała. 

Po chwili można usłyszeć brawa, a dziewczyna uśmiechnięta schodzi ze sceny i ciągnie mnie w stronę wyjścia. 

-Masz piękny głos. -mówię jej na ucho, a ona szeroko się uśmiecha po czym daje mi buziaka w policzek i biegnie w kierunku samochodu. 

O mamo. Czy to, co czuję w brzuchu, to są te słynne motyle? Czy po prostu naleśniki, które zjadłem na obiad? 

-Idziesz?! -krzyczy dziewczyna, na co wsiadam do czarnego pojazdu. -Jedziemy do wesołego miasteczka! -piszczy dziewczyna, a z jej twarzy nie schodzi uśmiech. 

Chyba jednak są to te latające owady. 

Odpalam silnik, a dziewczyna od razu włącza radio, z którego zaczyna lecieć piosenka Arctic Monkeys. 

-Twoja ulubiona, prawda? -Skąd ona to wiedziała? Spojrzała na mnie z uśmiechem, po czym podgłośniła radio do maksimum. 

Tak, to zdecydowanie motyle. 

*** 

-Chcesz też? -pyta, zajadając się różową watą cukrową, zaprzeczam, a ona mimo to odrywa kawałek i kieruje w moją stronę. -Otwórz usta! -mówi, gdy cały czas mam je zaciśnięte, a po chwili czuję ten słodki smak waty. 

-Chodźmy sobie zrobić zdjęcia! -wskazuje palcem na budkę ze zdjęciami. -No proszę, zrobisz to dla mnie? -składa ręce jak do modlitwy. 

-Wiesz, że nie lubię sobie robić zdjęć? -przypominam jej, a ona staje przede mną, zarzuciła ręce na mój kark i patrzy prosto w moje niebieskie oczy. 

-Ale nie mamy żadnego wspólnego zdjęcia. -marudzi, więc w końcu zaciągam ją w kierunku butki, gdzie wchodzi zadowolona. 

Oczywiście na kilku zdjęciach się nie kończy, dziewczyna ogląda je wszystkie zachwycona, pokazując mi co chwilę jakieś. Na każdym z nich wyglądamy, jak zakochana w sobie para. 

Oh, gdyby to było takie proste. 

-Chodź tu. -tym razem to ja ją zaciągam w kierunku stoiska. -Skoro dla mnie zaśpiewałaś, to wygram dla Ciebie maskotkę. -gdy to mówię, dziewczyna piszczy zachwycona, po czym mnie przytula. 

Po chwili idziemy w stronę diabelskiego młynu z ogromnym białym misiem z czerwoną kokardą na szyi. 

Gdy jesteśmy już w jednej z kabin i podziwiamy cudowny widok na Las Vegas, dziewczyna odwraca głowę w moją stronę i mnie obserwuje. 

-Nellie, po drugiej stronie jest niesamowity widok. -śmieję się z niej. 

-A co jeśli wolę ten widok? -zapytała czym mnie zaskoczyła, a gdy obróciłem się za siebie, zaśmiała się. -O Boże, Cassian. -teraz już śmiała się bez przerwy. 

-Wiesz, to jest najlepsza randka w moim życiu, o ile inne można było nią w ogóle nazwać. -powiedziała, gdy się uspokoiła. 

-Randka? -zapytałem zaskoczony. 

-Czasami zastanawiam się, skąd ty się wziąłeś. Tak, to jest randka, no chyba, że nie chcesz. -mówi po chwili. 

-Nie, nie, nie. Po prostu, jeśli mam być szczery to nigdy nie byłem na randce. -powiedziałem szczerze. 

-Coraz bardziej mnie zadziwiasz, ale podoba mi się to. -mówi z uśmiechem. -Wszyscy tacy są w Anglii? -zapytała. 

-Raczej nie, ale czekaj, skąd wiesz? -zapytałem zaskoczony. 

-Masz ten cholerny brytyjski akcent, który dziewczyny tak uwielbiają. -zaśmiała się. 

W trakcie drogi powrotnej słuchaliśmy radia, a dziewczyna cicho podśpiewywała większość piosenek pod nosem. 

-Świetnie się bawiłem, mam nadzieję, że spotkamy się jutro w barze? -zapytałem z delikatnym uśmiechem, a dziewczyna przytaknęła głową. 

Opuściła samochód i otworzyła drzwi od mojej strony, by zasiąść za kierownicą, gdy wyszedłem z samochodu stanęła naprzeciwko mnie i zarzuciła ręce na mój kark, wpatrując się w moje oczy. Dokładnie tak samo, jak w wesołym miasteczku. 

Po chwili mogłem poczuć jej delikatne usta na moich, smakowała truskawkami, zapewne od błyszczyka do ust oraz watą cukrową. Właśnie przeżywałem swój pierwszy pocałunek z dziewczyną, w której prawdopodobnie się zakochałem. 

O mamo, czy to musi się dziać właśnie teraz? Gdzie byłaś całe moje życie? 

Gdy oderwaliśmy się od siebie, dziewczyna wtuliła się we mnie i tak staliśmy już kilka dobrych minut. 

-Chyba powinnam już jechać. -zaśmiała się. -Jest już późno, a jutro czekają na nas nowe przygody. -oderwała się ode mnie i uśmiechnęła. 

-Tak, nie mogę się doczekać. -uśmiechnąłem się do niej, ale uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy, gdy poczułem ból w nosie, a po chwili zaczęła z niego lecieć krew. 

Kurwa, serio? Dlaczego akurat teraz? 

-Boże Cassian! Usiądź!- dziewczyna opiera mnie o samochód, a ja siadam na asfalt i patrzę przed siebie. -Pochyl głowę w dół. Kurczę powinnam mieć, gdzieś tutaj chusteczki! Cholera! -przestraszona grzebie w samochodzie. -Mam! -kuca przede mną i przykłada do nosa kilka chusteczek. -Przytrzymaj. -rozkazuje, a sama bierze swoją czerwoną bandanę i butelkę wody, którą nią polewa. Po chwili na karku czuję zimny okład, a dziewczyna zabiera z moich rąk chusteczki i wymienia na nowe. Drugą ręką wyciąga z opakowania chusteczki nawilżone i przeciera moją twarz. Cholera pewnie, wyglądam, jak z jakiegoś słabego horroru. -Już ustaje. Dobrze się czujesz? Może pojedziemy do szpitala? -pyta z troską wypisaną na twarzy. 

-Nie, to norma. Nic mi nie będzie. -mówię, a ona mnie dokładnie obserwuje. 

Gdybyś tylko wiedziała. 

-Na pewno? To nie jest normalne. -głaszcze mnie po policzku, a w moich oczach pojawiają się łzy. 

Boże, dlaczego mi to robisz? 

-Tak, byłem z tym u lekarza. Nie masz się czym martwić. -uśmiecham się pocieszająco. 

- No dobrze, ale jeżeli to się powtórzy, to od razu jedziemy do szpitala, dobrze? -pyta, łapiąc moją twarz w swoje dłonie. -A teraz pozwól, że zostanę z Tobą. Chcę cię mieć na oku. -mówi delikatnie się uśmiechając, na co przytakuję głową. 

*** 

Budzą mnie promienie słoneczne oraz oplatające mnie ramiona. Obserwuję spokojną twarz dziewczyny, pogrążoną we śnie. Na sobie ma moją za dużą koszulkę, którą sama sobie wzięła, na to wspomnienie uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Jak każdego dnia od przyjazdu piszę mojej rodzicielce, że wszystko ze mną w porządku i niedługo wrócę. 

Tylko, co jeśli ja nie chcę wrócić? W Las Vegas czuję się, jak w innym świecie. Zdecydowanie lepszym. 

-Dzień dobry. -mówię do małej motocyklistki, która właśnie otwiera oczy. 

Od kiedy anioły jeżdżą na motocyklach? 

-A żebyś wiedział, że dobry. -mówi i przeciąga się, po czym patrzy na mnie uważnie. -Dobrze się czujesz? -pyta z tak bardzo wyczuwalną troską. 

-Wręcz doskonale. -mówię pewnie, a ona chichocze i się do mnie przytula. 

Czy Bóg ma świadomość, że jak się daje prezent to, nie powinno się go zabierać? 

-Idziemy na śniadanie? -pytam, na co przytakuje, ale informuje, że najpierw musimy zajechać do niej by się przebrała. Jak dla mnie to cały czas mogłaby chodzić w moich koszulkach. Wygląda w nich uroczo. 

-A ty gdzie byłaś całą noc? -słyszę znajomy głos, zaraz po przekroczeniu małego mieszkania brunetki.
Za ściany wychodzi Lian ubrany w piżamowe spodnie w kratkę, przez brak koszulki mogę zauważyć mnóstwo tatuaży. -Oh, Cassian, miło cię widzieć. -mówi o dziwo szczerze. 

-A co cię to interesuje braciszku? Ważne, że wróciłam. -mówi po czym kieruje się do prawdopodobnie swojego pokoju. -Poczekaj chwilkę. -zwraca się do mnie i znika za drzwiami. 

-Więc skąd jesteś, nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałem? -pyta Lian i kieruje się do pomieszczenia obok, więc idę za nim, jak się okazuje do kuchni. 

-Jestem z Londynu. -odpowiadam, a chłopak kiwa głową. 

- No tak. Wiesz, że jeśli ją zranisz, to ja zranię ciebie? -mówi z powagą wypisaną na twarzy. -Nellie jest świetną dziewczyną i zasługuje na wszystko, co najlepsze. 

-Znowu zaczynasz? -do kuchni wbija Nellie. -Daj mu spokój. -przewraca oczami na oburzoną minę brata. -Idziemy do miśka, idziesz z nami? -pyta. 

-Kocham Cię siostra, ale nie chcę patrzeć na twoje zakochane oczka. -śmieje się, a dziewczyna się rumieni. -Przynajmniej dopóki chodzi o Cassiana. -dodaje, a ona pokazuje mu środkowego palca i ciągnie mnie w kierunku wyjścia. -Cassian! Pilnuj jej! -krzyczy za nami. 

Dziewczyna znów wygląda, tak jak przystało na motocyklistkę, chociaż makijaż jest zdecydowanie delikatniejszy, ale wciąż mocniejszy od wczorajszego.
Tym razem jemy śniadanie na słono i pijemy ulubiony koktajl Nellie, a dziewczyna ekscytuje się kolejnymi atrakcjami. Po śniadaniu wsiadamy na ulubioną maszynę brunetki i jedziemy pod studio tatuażu i piercingu. 

-Z tej atrakcji, niestety nie skorzystasz przez wczorajszą sytuację, ale możesz mi potowarzyszyć. -mówi z uśmiechem i łapie mnie za rękę ciągnąc w kierunku studia. 

Cóż, nawet bez tej sytuacji nie mógłbym, skorzystać z ich usług. 

-Dzień dobry, byłam umówiona na godzinę 11, Nellie Bradford. -mówi z uśmiechem do recepcjonistki. 

-Tak, proszę poczekać na kanapie przed gabinetem. -starsza kobieta z uśmiechem wskazuje miejsce, a dziewczyna wciąż nie puszczając mojej ręki idzie w tamtym kierunku. 

-Co będziesz robić? -pytam się jej z zaciekawieniem, a ona szeroko się uśmiecha. 

-Niespodzianka. -mówi, a po chwili z gabinetu wychodzi mężczyzna na oko przed trzydziestką i woła Nellie. Jeśli mam być szczery to jest to właśnie typ, na którego leci większość dziewczyn. Coś pomiędzy Johnnym Deppem, a Zaynem z One Direction. Od razu mój humor się pogorszył, czego starałem się nie okazywać. 

Boże, Cassian za niedługo ciebie tu nie będzie! 

-Może wejść ze mną mój chłopak? -pyta z uśmiechem, nadal trzymając mnie za rękę, a facet się zgadza. -Wiesz, że jesteś najlepszym facetem, jakiego kiedykolwiek poznałam? -mówi mi na ucho, gdy idziemy w stronę gabinetu, zapewne chcąc poprawić mi humor. 

Czy ona musi być taka idealna? 

Wychodzimy z gabinetu, a Nellie nie może przestać zachwycać się swoim czarnym kolczykiem w pępku. Szczerze to bardzo jej on pasuje. 

-Poczekasz chwilę? -pyta i idzie zapłacić do recepcji, po chwili przychodzi z jakimiś kartkami w dłoni. -Patrz co mam. Zrobimy sobie tatuaże! -z uśmiechem pokazuje mi tatuaże, które robi się za pomocą wody. Długo nie wytrzymuję i wybucham śmiechem. 

*** 

-Wybrałeś już coś dla siebie? -pyta rozłożona na moim łóżku. -Ej zrobisz mi tego motyla, tak jak ma Harry Styles? To będzie wyglądać seksownie, przynajmniej ja tak uważam. Co o tym sądzisz? -spogląda na mnie, a gdy zauważa, że cały czas ją obserwuję, rumieni się. 

-Nie wiem, gdzie Harry Styles ma tatuaż, kochanie. -mówię do niej, a ona rumieni się jeszcze bardziej przez co cicho się śmieję. 

-O tutaj. -podciąga koszulkę i pokazuje miejsce na środku brzucha pod piersiami. -Zrób mi. -daje mi do rąk wyciętego z kartki motyla i mokry ręcznik hotelowy.
Po chwili podziwia w lusterku tatuaż i odwraca się w moją stronę. 

-Dziękuję. -cmoka mnie w usta i z powrotem przegląda kartki. -Teraz twoja kolej. -mówi i opiera się o moje ramię pokazując tatuaże, po chwili zauważam kartkę z literami. 

-N.B. -mówię, a ona patrzy się na mnie pytająco. -Chcę te inicjały na nadgarstku, panienko Bradford. -dziewczyna rumieni się, ale wykonuje mój tatuaż. 

-Ja chcę twoje. -mówi i podaje mi kartkę z nożyczkami. Po chwili na nadgarstku ma inicjały C.H. -Boże, to wygląda tak uroczo. -dziewczyna obserwuje nasze nadgarstki. -Ale teraz zbieraj się i jedziemy do klubu. -mówi podekscytowana. 

-Nellie ja nie piję alkoholu. -przerywam jej. 

- Ja też, ale kto nam zabroni tańczyć? -pyta, po czym puszcza mi oczko i wkłada swoją skórzaną kurtkę, z której wypada jej czerwona bandana. 

W końcu wstaję i podchodzę do niej chcąc ją złapać za rękę, ale zamiast jej delikatnej dłoni, czuję materiał owijający się wokół mojego nadgarstka. Patrzę na czerwony materiał i posyłam jej pytające spojrzenie. 

-Teraz każdy będzie wiedział, że jesteś mój. -wzrusza ramionami i ciągnie mnie za rękę w kierunku drzwi. 

*** 

W klubie faktycznie żadne z nas nie tyka alkoholu, a jedynie tańczymy we dwójkę. Często też wiedzę spojrzenia innych chłopaków czy mężczyzn na drobnej dziewczynie w moich ramionach. 

Dlaczego ona zwróciła uwagę właśnie na mnie?
Na kogoś, kto odejdzie tak jak w słowach piosenki, którą dla mnie śpiewała. 

Prosto z klubu przenieśliśmy się do kasyna, w którym okazało się, że razem z małą motocyklistką jesteśmy niezłym duetem. 

Chodziliśmy ulicami Las Vegas, które wcale nie wyglądały jakby miały spać, a było już naprawdę późno. To miasto wiecznie żyło, podobało mi się to, było moim przeciwieństwem.
Przechodząc obok jednego z wielu lokali Nellie puściła moją dłoń i zaczęła piszczeć. 

-Uwielbiam tę piosenkę! -szczęśliwa zaczęła śpiewać wraz z wokalistą. 

I came here to be someone else
I found you and I found myself...
Under the neon lights
I think we might get married in Vegas
Married in Vegas... 

-Weźmy ślub w Vegas. -mówi, gdy skończył się refren piosenki. 

-Nellie, to nie takie proste. -mówię powoli. -Wiesz, że później możesz żałować. 

Jak powiedzieć, że to nie ma sensu, bo mnie zaraz nie będzie? 

-Cassian, ja jestem pewna swojej decyzji. -mówi poważnie. -I jeśli z kimś mam wziąć ten ślub to właśnie z tobą. Przecież chciałeś przeżyć przygody. -mówi ciągnąc mnie ulicą Vegas, a po chwili zauważam pełno kapliczek, większość na jej nieszczęście jest otwarta. W sklepiku pomiędzy nimi kupuje biały welon i czarną muszkę. 

-Nellie, zaczekaj. Możemy porozmawiać? -pytam jej poważnie. Uśmiech z jej twarzy zniknął i pociągnęła mnie na ławkę w pobliskim parku. 

-Boże nawet nie wiem, od czego zacząć. -mówię i chowam głowę w dłoniach, łokciami opierając się o kolana. -Pamiętasz jak mówiłem, że przyjechałem szukać przygody? -spoglądam na nią, a ona przytakuje. -Moje dzieciństwo niczym nie odbiegało od innych, ale gdy dorastałem okazało się, że jestem chory. Moją codziennością stało się siedzenie w domu, który był też moją szkołą. Przyjechałem tutaj chcąc w końcu przeżyć przygody, takie jak bohaterzy książek, które nałogowo czytałem. Chciałem zacząć cieszyć się życiem. -opowiadam, a dziewczyna słucha mnie uważnie. -Wyjechałem, gdy rodziców nie było w domu, bo wiem, że wybiliby mi ten pomysł z głowy. Nie chciałem już tak dłużej żyć, tym bardziej, że... -wzdycham i łamiącym głosem mówię. -Nie zostało mi już dużo czasu, bo... Nellie, ja umieram. -dziewczyna zaczyna szlochać, sam cicho płaczę. 

Czuję jak dziewczyna zabiera moje dłonie z twarzy, po czym siada na mnie okrakiem i po prostu przytula, głaszcząc po włosach.
Sam nie wiem ile tak siedzimy, ale obydwoje już przestaliśmy płakać i błądzimy gdzieś w swoich myślach. 

-Wiesz, może nie znamy się długo. Boże, znamy się tylko kilka dni, a czuję się jakbym znała cię całe życie. To dziwne, ale jestem pewna, że się zakochałam. -mówi przez łzy, a ja delikatnie ją od siebie odsuwam. 

-Wiesz, że wszystko, co przeżyłem z tobą robiłem pierwszy raz, nawet głupie trzymanie się za ręce? Nauczyłaś mnie miłości, bo jedyną, jaką wcześniej zaznałem to ta rodzicielska. -zaśmiałem się. -I naprawdę, nie mogę uwierzyć, że po raz pierwszy zakochałem się, Nellie. To wszystko dzieje się za szybko, ale ja już nie mam czasu... Gościu na górze, o ile w ogóle istnieje, na pewno mnie nie lubi. -spoglądam na świecące gwiazdy na niebie. 

-Cassian? -zapytała dziewczyna. -Proszę ożenisz się ze mną? -patrzy mi prosto w oczy. 

-Chciałbym, naprawdę bardzo, ale to bez sensu. -kręcę głową. -Po co masz sobie tym utrudniać życie? 

-To nie jest bezsensowne. Jeśli tylko chcesz, to zostanę twoją żoną. Proszę Cię, pomyśl o sobie. Jeśli tego pragniesz, to zrób to. -mówi dokładnie mnie obserwując, a na koniec dostaję całusa w czubek nosa. 

-Więc zróbmy to. -szepczę w jej usta, a ona się szeroko uśmiecha po czym namiętnie całuje mnie w usta. 

*** 

Wychodzimy z kapliczki z obrączkami na palcach, które swoją drogą zakupiliśmy kilka ulic dalej w sklepie jubilerskim oraz z aktem małżeństwa. 

Boże, czy my naprawdę to zrobiliśmy?
Nigdy nie myślałem, że będę brał ślub oraz że udzieli mi go facet przebrany za Elvisa Presleya. 

-Więc co teraz? -pytam brunetki. 

-Teraz, myślę jedynie o śnie. -śmieje się cicho. -Jedziemy do mnie? -pyta, a gdy przytakuję, ciągnie mnie, w kierunku zaparkowanej maszyny. 

Znajdując się w pokoju dziewczyny, obserwuję białe ściany całe w graffiti i już wiem skąd się wzięły rysunki na motocyklu. 

Do pokoju wchodzi Nellie w za dużej czarnej koszulce z napisem "walls" i zgasza światło, kierując się w stronę łóżka. Przez kilka godzin leżymy wtuleni w siebie rozmawiając na nic nie znaczące tematy, zasypiając dopiero nad ranem. 

-Wstawać gołąbeczki! Zrobiłem gofry! -budzi nas wpadający do pokoju Lian. Wtulona we mnie dziewczyna wybudza się ze snu i informuje brata, że zaraz przyjdziemy. 

-Li robi najlepsze gofry na świecie, musisz ich spróbować. -mówi po czym cmoka mnie w usta i wstaje z łóżka. 

Chcę iść w jej ślady, lecz czuję, że coś jest nie tak, a gdy w końcu mi się to udaje czuję jak wszystko wiruje. W uszach słyszę szum przerywany krzykiem dziewczyny, a po chwili widzę tylko ciemność. 

*** 

Budzę się w nieznajomym pomieszczeniu, ale słysząc odgłosy piszczących maszyn, domyślam się gdzie jestem. 

Szpital. Co za niespodzianka! 

Do pomieszczenia wchodzi lekarz w białym kitlu, a obok niego idą moi rodzice. 

Co oni tu robią? 

-Gdzie ona jest? -pytam zachrypniętym głosem, gdy tylko zauważają, że się obudziłem. -Gdzie jest Nellie? -powtarzam, gdy żadne z nich mi nie odpowiedziało. 

-Synku, wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? To było nieodpowiedzialne z twojej strony. -podchodzą do mnie rodzice, a matka jak zawsze mówi co myśli. 

-Jest w łazience. Nie chciała cię opuścić nawet na chwilę. -mówi ojciec, gdy widzi, że nadal czekam na odpowiedź. -Zaraz powinna wrócić. -dodaje, a w tej samej chwili drzwi się otwierają, a przez nie wchodzi mój osobisty anioł w skórzanej kurtce. 

-Cassian! -mówi, gdy zauważa, że się obudziłem i delikatnie mnie przytula, przez co mogę poczuć jej delikatne słodkie perfumy. -Wystraszyłeś nas. -mówi, gdy się ode mnie odrywa, a gdy chce się odsunąć łapię ją za rękę, na której czuję zimną obrączkę. 

-Nie chcę przeszkadzać, ale mam wyniki badań i niestety nie są one dobre. -przerywa lekarz, a gdy daję mu znak, że może mówić przy wszystkich, ponownie zabiera głos. -Niestety nie zostało panu już dużo czasu i nic z tym nie możemy zrobić. Przykro mi. -mówi po czym wychodzi. To samo usłyszałem na ostatniej wizycie, ale wtedy nie wiedziałem, jakie może być życie. Teraz wiem co tracę. 

Moja matka szlocha tuląc się do płaczącego ojca, a dziewczyna stojąca po drugiej stronie łóżka stoi w bezruchu, a po jej twarzy spływają łzy, tak samo, jak po mojej. Przyciągam ją do siebie wtulając się w nią, ciesząc się jedną z naszych ostatnich chwil. 

*** 

Zatrzymuję się swoim czarnym motocyklem przed dużym domem, który przez ostatni miesiąc odwiedzałam codziennie, a czasami nawet z niego nie wychodziłam.
Grace i Louis na prośbę swojego jedynego syna przenieśli się do Las Vegas, ponieważ chłopak stwierdził, że właśnie tutaj czuje, że żyje. 

Zerkam w górę, patrząc na okno pokoju, który należał do niego. Wspominając, jak oglądaliśmy przez nie noc spadających gwiazd. Wzdycham ciężko i kieruję się do drzwi, które po chwili otwiera mama Cassiana. 

-Oh, Nellie. Dobrze cię widzieć. -mówi z lekkim uśmiechem na twarzy, jednak w jej oczach widzę ogromny smutek. 

-Pomyślałam, że przyniosę to dla Pani i męża. -podałam kobiecie białą teczkę na gumkę. Zdziwiona otworzyła teczkę, a gdy zauważyła zawartość wzruszona mnie przytuliła. Dokładnie tak jak tydzień temu na cmentarzu. 

Kobieta z zafascynowaniem ogląda zdjęcia moje i Cassiana, większość z nich była robiona po kryjomu.  Oprócz fotografii znajdowała się tam też kopia naszego aktu małżeństwa czy pendrive z filmikami. 

Pamiętam jak dwa tygodnie temu pokazywałam to wszystko chłopakowi, każdą uchwyconą naszą przygodę. Zaczynając od zdjęcia chłopaka pochylającego się nad mapą i filmiku z pierwszej wspólnej jazdy na motocyklu, a kończąc na zdjęciach z rodzinnego obiadu, na który zostałam zaproszona z bratem. 

-Dziękuję, Nellie. Gdyby nie ty... -kobieta smutno kręci głową na boki i mocno mnie przytula. Po chwili żegnam się z nią, przypominając, by dzwoniła, gdy tylko będzie tego potrzebowała. 

Wsiadam na swoją maszynę, po drodze kupuję czerwoną różę, taką samą, jaką pewnego razu od niego dostałam i ruszam do miejsca, gdzie zostawiłam połowę siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro