11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Hinata
Podniosłem się do siadu. Przegarnąłem ręką włosy i zakładając, że są wystarczająco uczesane poszedłem na śniadanie. Zjadłem je, a potem wybyłem z domu.

Lekcje jak zwykle mi się dłużyły, ale zaraz po nich jest trening siatkówki, więc grzecznie czekałem.

Wszedłem do sali gimnastycznej. Już chciałem się przywitać ze wszystkimi tak, jak zawsze, ale się zatrzymałem i zamiawt tego zapytałem:
- Gdzie Kageyama? - chłopak powinien już tu dawno być, w końcu kończy dziś lekcje szybciej niż ja.
- Nie ma go, a co? - powiedział Sugawara. Słysząc to odwróciłem się i pobiegłem po rower. Pojechałem najszybciej jak się da do jego domu. Prawie wpadłem na jakiś krzak, kiedy się zatrzymałem, ale nie patrzyłem na to. Zapukałem do drzwi. Po chwili otworzył mi Kageyama.
- Hinata? Co ty tu robisz?
- Czemu Cię nie ma na treningu? - odpowiedziałem pytanie na pytanie.
- Jestem chory.
- Czemu mi nie napisałeś?
- A co?
- Martwiłem się!
- Huh!!? - Tobio ewidentnie się zdziwił.
- Jest ktoś u Ciebie w domu?
- Nie. - słysząc to wepchałem czarnowłosego do jego domu i zamknąłem za nim drzwi. Kazałem mu usiąść, a ja zrobiłem mu ciepłe mleko. - H-hinata nprawdę nie trzeba, ja bym sobie poradził! - zrobił minę naburmuszonego dziecka, a ja przyłożyłem rękę do jego czoła. Było gorące.
- Gdyby tak było, to nie miałbyś takiej gorączki. - powiedziałem. - Boli Cię głowa?
- Trochę... - spokrzałem na niego groźnie. Wiedziałem, że kłamie. - Bardzo...
- Wiedziałem. - zacząłem przeglądać szafki w kuchni, aż w końcu znalazłem tę z tabletkami. Wyjąłem ibuprom, czy inne tego typu coś i podałem Kageyamie. - Połknij i popij mlekiem, chyba że już je wypiłeś, to naleję Ci wody.
- Mhm... - mruknął zawstydzony rozgrywający. Gdy skończył, pociągnąłem go za sobą do jego pokoju i położyłem na łóżko.
- Zaraz wracam. - powiedziałem i poszedłem po jakąś hustkę. Namoczyłem ją wodą i wróciłem z powrotem do Tobio. Złożyłem mokry przedmiot i położyłem na czole rozgrywającego.
- Strasznie się o mnie troszczysz. - stwierdził patrząc na mnie błyszczącymi oczkami. - Jesteś taki kochany Shouyou... - tym razem to ja się zawstydziłem. Na moją twarz wkradły się rumieńce. Czarnowłosy wyciągnął do mnie rękę i pogładził po policzku. Oczy mi się zaszkliły.
- Kageyama...
- Co? - spytał nie wiedząc o co chodzi. Ja tylko rzuciłem się, aby go przytulić.
- Obiecaj mi, że nie odejdziesz z tego świata, dopóki nie zrobimy się starzy!
- Huh? Skąd to tak nagle?
- Ta scena przypominała mi jak w filmach jest jakaś osoba i odchodzi, to tak robi... - szepnąłem ledwie słyszalnie. Wtuliłem się mocniej w Kageyamę, a on się lekko zaśmiał.
- Nigdzie się nie wybieram Shouyou...
- Na pewno?
- Nie mógłbym Ciebie tu zostawić, jesteś dla mnie zbyt ważny. - podniosłem wzrok na niego. Z oczu popłynęły mi łzy, a ja uśmiechnąłem się.
- Ty dla mnie też. - jeszcze raz wtuliłem się w Kageyamę. On jednak przesunął się trochę pod ścianę i przyciągnął mnie do siebie tak, że wylądowałem na nim. W tej pozycji zasnęliśmy.

Obudziłem się następnego dnia, rano. Kageyama miał głowę niebiezpiecznie blisko mojej. Nasze nosy stykały się. Patrzyliśmy się sobie w oczy. Cali zarumienieni nie wiedzieliśmy co począć. Po dłuższym czasie Kageyama zebrał się w sobie i pocałował mnie w czoło. Zarumieniłem się jeszcze bardziej. Spojrzałem na Tobio, który spuścił wzrok spodziewając się nagany, jednak ja ująłem jego twarz w dłonie i spojrzałem na niego wzrokiem "uspokój się, nic ci złego przecież nie zrobię, znasz mnie", po czym pocałowałem go w usta. Chłopak oddał pocałunek.
- S-shouyou...
- Tak, też Ciebie kocham. - powiedziałem, po czym usiadłem na łóżku i pomogłem mu zrobić to samo. - Widzę, że czujesz się lepiej. - stwierdziłem patrząc na rozpromienioną twarz mojego ukochanego.
- O wiele lepiej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro