12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Hinata
Od jakiegoś czasu chodzę cały czas smutny... Nie wiem, czegoś mi brakuje...

Wyszedłem z domu. Zacząłem biec w stronę wioski. Miałem ochotę na sok pomarańczowy. Kiedy byłem 0,5 kilometra od sklepu zwolniłem. Spuściłem wzrok i szedłem dalej w stronę celu. Gdy już prawie byłem na miejscu wpadłem na kogoś.
- Przepraszam... - powiedziałem tylko i już chciałem iść dalej, gdy ktoś złapał mnie za rękę.
- Hinata? - to był Kageyama.
- Huh? - podniosłem moje smutne oczy na chłopaka.
- Co się stało? Jesteś taki jakiś smutny od dłuższego czasu.
- Oh... Zauważyłeś?
- Czemu?
- Sam nie wiem... - powiedziałem zgodnie z prawdą. Czarnowłosy spojrzał się na mnie i przytulił mnie. Poczułem, że to jest właśnie to czego chciałem... Chciałem bliskości z Tobio. - K-kageyama?
- Lepiej? - spytał wciąż mnie trzymając. Oddałem uścisk.
- Tak...
- W takim razie idziesz ze mną. - stwierdził rozgrywający.
- Gdzie? - zaskoczyłem się.
- Do mnie.
- Co? Czemu?
- Bo nie chcę Cię widzieć smutnego, a nie będziemy stać na środku chodnika.
- A-ale...
- Uśmiechnąłeś się pierwszy raz od 10 dni, kiedy cię przytuliłem, okay? Chcę z powrotem mojego energicznego i wesołego Shouyou! - chłopak zażądał. Zarumieniłem się.
- Bakageyama... - mruknąłem.
- Hinata!
- Jak chcesz! - stwierdziłem, po czym uśmiechnąłem się szczerze. Czekaj, czekaj... Jeśli uśmiecham się tylko na jego widok, to znaczy, że go kocham? Moje przemyślenia przerwał Kageyama, który wziął mnie na panną młodą i zaczął nieść. Wyrywałem się.
- I co się wiercisz, boke?
- MOGĘ IŚĆ SAM BAKAGEYAMA! I chciałem sok pomarańczowy! - krzyknąłem.
- Nie. - stwierdził.
- Przyznaj, zwyczajnie chcesz mieć mnie jak najbliżej siebie, prawda? - zapytałem uśmiechając się dwuznacznie.
- A co jeśli? - odpowiedział pytaniem.
- T-tobio...
- Nie. Używaj. Tego. Imienia.
- Tak, tak, Tobio~ - droczyłem się z nim.
- Eh... Poddaję się Shouyou... - zarumieniłem się.
- Huh?
- Nazywaj mnie jak tam chcesz... - do mojej głowy od razu wpadł pomysł.
- Czyli mogę na Ciebie mówić kochanie? - spytałem. Rozgrywający puścił mnie, a ja upadłem na... Łóżko? Kiedy doszliśmy do jego pokoju? - T-tob...
- Tak, Shouyou, możesz... - powiedział. Zarumieniłem się. - Jeśli to sprawi abyś był szczęśliwy. - czarnowłosy usiadł na obok mnie, a ja wciąż leżałem. Jakimś cudem (nie pytajcie jak) przewróciłem go tak, żeby jego głowa była na mojej klatce piersiowej.
- Samo bycie obok Ciebie sprawia, że jestem szczęśliwy, idioto... - szepnąłem, po czym zagłębiłem nos w lśniących włosach rozgrywającego.
- Czy to znaczy, że mnie kochasz? - spaliłem buraka.
- Tak... - odpowiedziałem mu niepewnie. Chwilę później otrzymałem pocałunek, który jak najszybciej odwzajemniłem.
- Też cię kocham Shouyou... Bardzo Ciebie kocham... Tak bardzo, że nie mogę żyć bez Ciebie...
- Z Tobą zawsze czuję się szczęśliwy. - powiedzieliśmy na raz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro