16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod. Hinata
- Kageyama!!! - krzyknąłem.
- Co znowu... - czarnowłosy wydawał się być niezadowolony.
- Deszcz pada! - powiedziałem uratowany.
- I?
- Kocham deszcz! - to była prawda. Uwielbiałem biegać kiedy na zewnątrz lało...
- I?
- Pobiegajmyyy trochę dłużej! - poprosiłem. Chłopak spojrzał się na mnie jak na idiotę.
- Nie.
- No proszę...
- Nie.
- Tobiooo... - chłopak zarumienił się na dźwięk swojego imienia. Spojrzałem się na niego wyczekująco.
- Niech będzie... - mruknął. Podskoczyłem z radosci i uśmiechnąłem się przyjaźnie.

Po jakichś 20 minutach dalszego biegania kichnąłem.
- Hinata. - rozgrywający spojrzał na mnie.
- Nic mi nie je- Achoo... - kichnąłem ponownie.
- Ta jasne... - chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- C-co tym robisz!!? - próbowałem się wyrwać.
- Idziemy do domu.
- Ale mój dom jest w drugą stronę!
- Do mnie jest bliżej.
- Kageyama! - krzyknąłem na niego. Chłopak stanął.
- Słuchaj, Shouyou. - czarnowłosy pierwszy raz zwrócił się do mnie po imieniu, mimo, że mówiłem mu wiele razy, że ma się tak do mnie zwracać.
- Co? - spytałem obrażony.
- Jak się pochorujesz to to będzie moja wina, więc siedź cicho i chodź. - Czy on się o mnie martwi? Nie opierałem się więcej i posłusznie podążałem za Tobio.

Kiedy wreszcie doszliśmy na miejsce znowu kichnąłem. Młodszy otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Zamknął za sobą i posadził mnie na kanapie. Sam poszedł do kuchni i wyciągnął mleko. Zagrzał je i dał mi. Zacząłem pić, a on przełożył swoją rękę do mojej głowy. Była przeraźliwie zimna, więc wzdrygnąłem się.
- Twoje ręce są strasznie zimne... - jęknąłem.
- Masz temperaturę.
- Nieprawda.
- Shouyou. - chłopak spojrzał na mnie wzrokiem "nawet nie waż się zaprzeczyć".
- I co ja teraz zrobię?
- Zostaniesz w tym domu dopóki nie wyzdrowiejesz. A ja zostanę z Tobą, żebyś mi domu nie spalił.
- Martwisz się o mnie?
- Raczej o mój dom.
- Ale gdybyś się o mnie nie martwił, to byś nie kazał mi zostać u Ciebie, prawda? - chłopak spojrzał się na mnie cały zarumieniony, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Jakkolwiek... Będziesz spał w moim łóżku, bo tak.
- A ty? W końcu to Twój dom.
- Na materacu.
- Kageyama... Jesteś dla mnie za dobry.
- Że ja?
- Odstąpiłeś mi swoje łóżko... Dałeś mleka... Zająłeś się mną... Dziękuję... - oczy mi się zaszkliły ze wzruszenia.
- Ejejejej... Ty płaczesz? - czarnowłosy nie wiedział przez chwilę co zrobić. W końcu podszedł do mnie i mnie przytulił.
- K-kageyama... - wtuliłem się mocno w wyższego. - Dziękuję...
- Shouyou... Tak bardzo Cię kocham... - zarumieniłem się strasznie.
- Ja Ciebie też, Tobio... - młodszy ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi w oczy uśmiechnięty. To był najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem. Zarumieniłem się. Młodszy złączył nasze usta w pocałunku, który ja odwzajemniłem.

W nocy spałem Przytulony do Kageyama, bo nie mogłem zasnąć, a następnego dnia cały czas, który spędzili byśmy w szkole, spędziliśmy na oglądaniu filmów i robieniu innych tego typu rzeczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro