"To tylko współlokatorka"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ship: Courtney x Female Reader

Osoba, która zamawiała:  i_am_blainerific

Oznaczenia:

[T/I] - Twoje imię

Trzymam wielką fioletową walizkę i idę do akademika, który znajduje się nie daleko auta, które zaparkowałam. Bardzo się stresuję, pewnie jak każdy na pierwszym roku. Dostałam się na swoje wymarzone studia prawnicze. Całe szczęście, że mnie przyjęli. To jeden z najlepszych college'y w naszym kraju. Mam nadzieję, że będę dzielić pokój z jakąś miłą dziewczyną. Mam koleżankę, która musiała męczyć się z okropnie wredną współlokatorką. Może będę miała więcej szczęścia. Wchodzę do budynku i przeczesuję wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu portierni. Po owocnym polowaniu podeszłam do starszej Pani i spytałam o klucz do pokoju. Z uśmiechem mi go podała. Znalazłam windę, wchodzę do niej i naciskam przycisk, który sprowadzi windę na trzecie piętro. Jadę. Przy okazji zatrzymując się i zapełniając wnętrze innymi studentami, którzy pewnie nie pierwszy raz w niej są. Nareszcie. Winda zatrzymała się na piętrze, gdzie na końcu korytarza znajduje się mój pokój. Gdy jestem przy drzwiach wyciągam z kieszeni klucz, a tymczasem podchodzi do mnie dziewczyna, ja dalej skupiona na otwarciu drzwi. Gdy to zrobiłam spojrzałam na szatynkę.

- Cześć, jesteś nowa, tak? Nazywam się Courtney. - Podała mi rękę do uścisku.

Podałam jej dłoń z nieśmiałym uśmiechem.

- [T/I]. Jeśli mogę spytać, na którym jesteś roku?

- Na drugim. Jesteśmy sąsiadkami. Mieszkam tam. - Wskazała na pokój, który znajduje się niedaleko mojego.

- Świetnie. Jestem ciekawa mojej współlokatorki. - Powiedziałam przyjaznym tonem.

- Ten pokój jest pusty. I nie zapowiada się na to, by w nim ktoś był oprócz Ciebie. - Odparła z wyższością co mnie trochę zirytowało.

Pokiwałam głową rozczarowana, pożegnałam się z nową koleżanką i weszłam do pokoju. Był pusty, jedynymi meblami znajdującymi się w pokoju były łóżka, stare półki, szafa i biurko. Na jednym z łóżek położyłam swą walizkę. Rozpakowuję ją chowając ciuchy do szafy, zeszyty, długopisy na półki, laptopa na biurko i jakieś inne szpargały. Później wyszłam z akademika, by przejść się po mieście. Teraz naprawdę czuję, że weszłam w dorosłość. Liczę na to, że uda mi się podołać wyzwaniom i zdarzeniom, które czekają na mnie w przyszłości....

*3 miesiące później*

Od kiedy wyjechałam na studia mój pokój nadal wiał pustką. Czasami do mnie przychodziły koleżanki z mojego roku lub starsze, których było zdecydowanie mniej. Jakiś czas temu zauroczyłam się w mojej kumpeli - Natalie. Ładna brunetka z niebieskimi oczami. Wyznałam jej uczucia, a ta mnie odrzuciła. To było do przewidzenia. Miała kiedyś chłopaka i nigdy nie dawała mi jakichkolwiek znaków, że jej się podobam czy coś. Można powiedzieć, że straciłam z nią kontakt. Gdy ją widzę to ta odwraca wzrok i idzie dalej. Okazjonalnie powie mi: "cześć". Ale gdy ja pierwsza to zrobię. To niezła kumpela; świeczki warta. Wracam z zajęć do swojego pokoju. Po otwarciu drzwi zastaję Courtney - dziewczynę, którą poznałam na początku roku. Bardzo mnie to zdziwiło. Wszystkie jej rzeczy były równo ułożone, a ona siedziała przy biurku sącząc z kubka herbatę. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.

- Dlaczego stoisz tak z otwartą buzią? - Po tych słowach zorientowałam się, że moje usta są trochę uchylone, więc od razu je zamknęłam.

- Co ty tu robisz? Skąd masz klucz? - Spytałam zdezorientowana.

- Nie wiesz jak działa portiernia? Dobrze, wytłumaczę Ci, bo widzę, że nic z tego nie rozumiesz. Doszła jakaś nowa studentka i musiałam wynieść się z pokoju. Przeniesiono mnie tutaj. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza?

- Jasne, że nie. Po za tym raczej nie mam innego wyboru?

- No raczej. - Zaśmiała się słodko.

Po tym zabrałam się do nauki na kolokwium. Wyjęłam ciężkie książki i rozłożyłam je na biurku. Uczyłam się do późnej nocy co jakiś czas robiąc sobie przerwy na toaletę i jedzenie. W końcu się położyłam do łóżka i odpłynęłam w sen.

Nazajutrz po zajęciach Courtney zaprosiła mnie na pizzę do małej restauracji. Stwierdziła, że chciałaby mnie poznać bliżej. Cóż, skoro mam z nią spędzić w jednym pokoju ten rok lub nawet dłużej to przydałoby się trochę zapoznać. Więc czemu nie? Po za tym byłam bardzo głodna. Na miejscu zamówiłyśmy pizzę hawajską do tego kupując dwie szklane butelki coli. Courtney zapłaciła za nas obie. Miło z jej strony, upierałam się że nie będzie na mnie tracić pieniędzy, ale stwierdziła, że to dla niej żaden problem. Gdy dostałyśmy jedzenie zaczęłyśmy łapczywie jeść śmiejąc się i rozmawiając. Niedługo potem do środka weszła grupka trzech chłopaków i dwóch dziewczyn. Blondyn w kowbojskim kapeluszu i różowej koszuli, mówiący coś do dziewczyny z czarno-morskimi włosami i mrocznym strojem, która wyglądała na gotkę po czym dający jej całusa w usta. Później mężczyzna o oliwkowej cerze, z białą opaską na włosach trzymający za rękę blondynkę w niebieskiej bluzie. Ostatni to był gość wyglądający na punka. Miał zielony irokez, kolczyki w brwiach i czarną bluzkę z czaszką, który stał przy ladzie zapewne zamawiając dla całej grupy pizzę. Zauważyłam, że Courtney zaczęła się mu intensywnie przypatrywać. 

- Courtney, żyjesz? - W końcu machnęłam ręką przed jej twarzą, by ta się ocknęła.

- Hmm? Och tak...

Ten facet chyba wiedział, że był w centrum uwagi ciemnoskórej, bo gdy grupa siadała przy stoliku to mrugnął do niej. Posłała mu piorunujące spojrzenie, ale na pewno się tym przejęła. Gapiła się na niego przez jakieś pięć minut bez przerwy, coś musiało być na rzeczy.

- Wpadł Ci w oko? - Zapytałam półszeptem.

Oburzyła się i definitywnie powiedziała, że nie. Pewnie odetchnęłabym z ulgą, gdybym jej uwierzyła.

- No poważnie! Patrzyłam na niego, bo jego styl jest odrażający i zastanawiałam się jak mu to powiedzieć.

Teraz nie wiem czy ona tak dobrze kłamie czy po prostu jestem zbyt podejrzliwa. Wyglądała na poważną, gdy to mówiła. W sumie nawet jakby się jej podobał to co mi do tego? Jak jestem lesbijką to nie oznacza, że podwalam się do każdej ładnej laski! Courtney jest bardzo ładna i mogę nawet rzec, że w moim typie, ale... to tylko współlokatorka.

Po zjedzeniu niezbyt zdrowego posiłku jeszcze chwilę plotkowałyśmy. Grupa zaczęła wychodzić, a wtedy podszedł do nas wyglądający ekscentrycznie chłopak. Dał jej karteczkę z numerem telefonu i powiedział, by do niego zadzwoniła. Gdy otwierał drzwi, Courtney zdążyła wykrzyczeć:

- Chyba śnisz, nie zrobię tego! Po za tym wyglądasz okropnie!

Okej, pomińmy fakt, że klienci patrzyli na nas jak na wariatki. Po zapłaceniu szybko wyszłyśmy z lokalu.

- Mogłaś darować sobie ten komentarz. - Skarciłam ją

- Przynajmniej powiedziałam to co chciałam.

- Naprawdę zamierzasz do niego dzwonić?

- Oszalałaś? Nie ma takiej opcji.

Zobaczyłam jak chowa karteczkę z numerem do tylnej kieszeni. "Nie ma takiej opcji", huh? Akurat. Naprawdę zamierza zadawać się z tym kryminalistą? Zrobiło mi się trochę przykro z tego powodu. Nie wiem dlaczego, to tylko.... współlokatorka....

Z każdym mijanym tygodniem coraz lepiej dogadywałam się z Courtney. Po zajęciach razem chodziłyśmy do kina, do parku, wspólnie przepytywałyśmy się na jakieś zaliczenia i rozmawiałyśmy po prostu jak dobre przyjaciółki. Bo właśnie się chyba nimi stałyśmy. Miałyśmy wiele tych samych zainteresować, tematów do rozmów, planów na życie. I muszę niestety też przyznać, że zakochałam się w niej. Nie miałam pojęcia, czy serio skontaktowała się z tym chłopakiem, którego widziałyśmy w pizzerii. Może to przede mną ukrywała? Pewnie uważa to powód do wstydu jak spotykanie się z tym zbirem. Zastanawiam się jak wyznać jej moje uczucia do niej. To nie będzie łatwe, nie wiem nawet jakiej jest orientacji. Cóż, chyba jedna z lepszych opcji to będzie napisanie listu. Aktualnie byłam sama w pokoju. Wyrwałam kartkę z zeszytu, zgięłam ją na pół i zaczęłam pisać krótką wiadomość na kolanie.

Courtney

Chciałam Ci to powiedzieć od dawna. Od jakiegoś czasu czuję, że zakochałam się w Tobie. Nie wiedziałam jak inaczej wyznać Ci moje zauroczenie Tobą, a zawsze lepiej było mi wyrażać uczucia słowem pisanym.

Od Tajemniczej Wielbicielki <3.

Zastanawiałam się, czy to nie brzmi zbyt naiwnie i tandetnie. Ale mniejsza z tym, napisałam wszystko co chcę jej przekazać. Skorzystałam, że szatynki jeszcze nie ma i schowałam wiadomość w szufladzie jej biurka. Pozostało tylko czekać na efekty. Postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza, by uspokoić moje skołatane nerwy. Usiadłam na ławce przed akademikiem. Po upłynięciu około dziesięciu minut zauważyłam Courtney idącą do akademika. Nie śmiałam nawet myśleć, by już wracać. Nie mogę tam być, gdy odnajdzie ona liścik...

Pov. Courtney

Weszłam do swojego pokoju cała w skowronkach. Duncan jest moim chłopakiem, nie mogę w to uwierzyć! Racja, na początku uważałam, że nie jest w moim typie, jest punkiem, kryminalistą i na pewno nie będzie prawnikiem jak ja i nie wiem czy będzie miał jakąkolwiek karierę, która mogłaby utrzymać naszą rodzinę. Rany, jest moim chłopakiem od trzydziestu minut, a ja myślę już o naszej przyszłości! Ale to chyba znaczy, że bardzo go kocham. Powinnam coś się pouczyć, ale jak skoro moje myśli krążą wokół Duncana? Spróbuje się przejść, może to mnie przywróci do porządku dziennego. Przebrałam się w luźniejsze ubrania: koszulka, legginsy, trampki i bluza. Wyszłam z pokoju zamykając go na klucz, a potem szczęśliwa skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.

Pov. Reader

Nigdy nie widziałam jej taką szczęśliwą. Czy ona nie widziała tego listu? To wysoce prawdopodobne. Postanowiłam do niej podejść i zagaić jakoś rozmowę.

- A ty co taka radosna? - Mój uśmiech był trochę wymuszony.

- Ja... - Widać, że jest zakłopotana. - Dobrze, powiem Ci, ale nie chcę by ktoś inny się o tym dowiedział. Przynajmniej nie teraz.

- Dobrze. Będę milczeć jak grób. - Byłam zestresowana. Nie wiedziałam czy to co powie wprawi mnie również w taki nastrój...

- Ja i Duncan.... Ten chłopak z zielonym irokezem, którego spotkałyśmy kilka tygodni temu. Jesteśmy razem. - Uśmiech nie schodził z jej pięknej twarzy.

Mój świat właśnie w tym momencie się zawalił. Czułam jak grunt ucieka mi spod nóg, o mało nie tracąc równowagi. Kolejny raz zostałam odrzucona. Gdy Courtney odkryje nadawcę listu to prawdopodobnie skończy się to jak z Natalie. Tylko, że ta dziewczyna, która stoi przede mną, bardziej skradła me serce. Nie mogę... Nie mogę pokazać jej, że coś u mnie nie gra, więc tylko z wielkim bólem się uśmiechnęłam.

- Cóż, nie spodziewałam się tego. Gratulację. Myślałam, że jednak nie będziesz się z nim kontaktować... Wtedy, gdy otrzymałaś jego numer.

- Tak, też tak myślałam. Ale... Sama nie wiem czemu to zrobiłam. Był to chyba dobry wybór, bo zyskałam naprawdę świetnego chłopaka.

- Cieszę się twoim szczęściem Court. Jest to dla mnie najważniejsze. Byś była szczęśliwa.

Dziewczyna mnie przytuliła. Zarumieniłam się, jej uścisk był taki... czułam się po prostu przy niej bezpieczna. I kochana. Ale niestety ta miłość wynika z tego, że jesteśmy przyjaciółkami. Pożegnałyśmy się, a ja poszłam nareszcie do mojego pokoju. W tym momencie chciałam być sama i dać upust swoim emocjom. Przytuliłam z całej siły poduszkę, a z moich oczu zaczęły wylewać się łzy.

Od kiedy Courtney i ten cały Duncan się zeszli minął jakiś tydzień, a ja nadal nie mogę się pogodzić z myślą, że serce ciemnoskórej należy do kogoś innego. Byłam w pokoju i coś bazgroliłam w zeszycie, Court w tym czasie sprzątała i układała swoje rzeczy. Dopiero teraz zauważyłam, że od dłuższej chwili trzyma jakąś karteczkę. Momentalnie oblał mnie pot. To była moja wiadomość i właśnie ona ją czyta... odłożyła kartkę na półkę i zamyślona wyszła z pokoju. Powiedzieć jej, że to byłam ja? Nie, nie mogę... Nie dość, że ten zielony idiota odebrał mi szansę na zdobycie dziewczyny to jeszcze mogłabym stracić przyjaciółkę. Ciekawe czy będzie próbowała się dowiedzieć kto jest tą Tajemniczą Wielbicielką...

Dwa tygodnie minęły od kiedy Courtney znalazła liścik. Nie wydawała się o nim pamięć. Szłam korytarzem, gdy ją zobaczyłam. Przytulającą się do Duncana i całującą go w policzek. Kroczyła w moim kierunku trzymając punka za rękę.

- Dawno się widzieliście. Jak pewnie się domyślasz to Duncan - mój chłopak.

Wyciągnął w mym kierunku dłoń. Miałam ochotę ją odtrącić i uciec z płaczem. Wiem, że byłoby to żałosne i nierozsądne zachowanie. Zamiast tego mogłabym zgnieść mu rękę. Niestety nie skorzystałam z tej okazji i po prostu podałam mu dłoń patrząc mu w oczy.

- [T/I] - Przedstawiłam się.

- Dobrze, to co? W końcu pójdziemy na ten romantyczny spacer co mi obiecałeś? - Zwróciła się do zielonowłosego.

- Oczywiście księżniczko.

Odeszli zostawiając mnie samą na środku korytarza. "Księżniczko"? Mam ochotę puścić pawia. Nic prawie nie widziałam, bo wzrok był zamglony przez napływające łzy. Gdy nareszcie znalazłam się przy moim łóżku usiadłam i zaczęłam głośno zawodzić. Dla nikogo się nie liczę... Courtney... nigdy nie będzie moją księżniczką...

Jestem z siebie dumna. To najdłuższy shot jaki napisałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro