Chapter 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

“I co teraz będzie...?”

Fiołkowe oczy Hidana przepełnione nienawiścią i rządzą mordu z zaciętością obserwowały zamaskowanych strażników, którzy pilnowali jego, Kisame i Kakuzu.

Jashinista był jednym słowem wnerwiony, delikatnie mówiąc, że tak łatwo dali się złapać. Gdyby mógł teraz coś powiedzieć, na pewno z jego ust popłynęłaby długa wiązanka przekleństw.

— Oj, nie patrz się tak. — Usłyszał szarowłosy i odruchowo spróbował przekręcić głowę w stronę dźwięku, jednak broń, która była zasilana ich czakrą, działa na ich ciała niczym jakiś zmrażacz, powodując, że nie mogli się poruszać. Czuli się jak jakieś bezwładne manekiny, które mogły słuchać i obserwować, ale nic poza tym.

Mężczyzna musiał się ostro wysilić, aby kątem oka dostrzec sylwetkę, która powoli się do niego zbliżała.

Chwilę później zobaczył przed sobą wysoką postać ubraną na czarno. Nieznajomy miał na sobie również maskę, która miała szpiczastą dekorację przypominającą długie cienko zakończone uszy.

— Wiesz kim jestem? — odezwał się znów nieznajomy, po czym schylił się, uginając kolana i opierając na nich swe dłonie, zupełnie jakby zniżał się do poziomu dziecka, aby z nim porozmawiać.

Klęczący przed nim Hidan mordował go wzrokiem, jego spojrzenie wyrażało przede wszystkim gniew, który bił od niego na kilometr, nawet jeśli nie mógł się ruszyć choćby o milimetr.

— No jasne, że nie wiesz — odpowiedział sam sobie mężczyzna. — Ale spokojnie, ja też cię nie kojarzę — dodał to beztroskim tonem, po czym przeniósł wzrok na Kakuzu i wyprostował się. — Ale ciebie już i owszem.

Ubrany na czarno mężczyzna powolnym krokiem podszedł do łowcy głów. Kiedy się zatrzymał, niespiesznym ruchem zdjął maskę, ukazując twarz pełną blizn i starych śladów poparzeń.

— Pamiętasz mnie, prawda? — zapytał nad wyraz spokojnie, co zupełnie nie pasowało do obecnej mimiki jego twarzy.

Kakuzu mimo, że w zaistniałej sytuacji nie mógł zareagować specjalnie żywiołowo, to i tak wyglądał, jakby właśnie zobaczył ducha.

— Pewnie zastanawiacie się, co ja tu w ogóle robię — zasugerował mężczyzna, oddalając się lekko, tak aby cała trójka jeńców mogła na niego patrzeć.

Uśmiechnął się pod nosem, po chwili ukazując swoje lekko zaostrzone zęby.

— Przecież według was, jestem już dawno martwy — westchnął błogo, usatysfakcjonowany spojrzeniami jakie otrzymał od członków organizacji.

— Ale mam wrażenie, że ty nie wiesz, o co chodzi — dodał po chwili, patrząc bezpośrednio na Hidana. — Mam wyjaśnić?

Brak odpowiedzi w tym wypadku był do przewidzenia, jednak sam mężczyzna wyglądał tak, jakby rzeczywiście czekał na jakąś reakcję ze strony któregokolwiek z jego więźniów. Dopiero po kilku sekundach ciszy, kontynuował swój monolog.

— Też kiedyś byłem w Akatsuki, zupełnie tak jak ty. Pewnie powiedzieli ci, że nie można od nich bezkarnie odejść — zaczął, jednak przerwał na chwilę, gdy usłyszał jakiś dziwny warkot, jaki wydawało całe ustrojstwo pożerające czakrę shinobi i utrzymające ich ciała w perfekcyjnym bezruchu. — Co to ma znaczyć?! — gwałtownie podniósł głos na jednego ze swoich ludzi, który dopiero co podbiegł do maszyny, by skontrolować jej stan.

— To tylko drobna usterka! — zawołał od razu jego poplecznik, starając się jak najszybciej naprawić niepożądany defekt.

— Mówiłem, że nie chcę słyszeć o żadnych problemach! Masz natychmiast zniwelować uszkodzenie! — rozkazał surowym tonem, zupełnie nie przypominając spokojnej i opanowanej osoby sprzed kilku chwil.

— Tak jest! — zawołał jego sługus i zabrał się do spełnienia polecenia.

Zabliźniony osobnik odetchnął głęboko i na nowo przybrał łagodną stronę. Znów obdarzył swą uwagą  trójkę jego wrogów.

— Tak jak już mówiłem, z Akatsuki nie można zwyczajnie sobie odejść — kontynuował. — Ale ja musiałem. Miałem bardzo ważny powód, jednak nikt z was nie chciał mnie wysłuchać...

Mężczyzna zaczął opowiadać lakonicznie o swoim życiu przed wstąpieniem do organizacji, o tym, że miał rodzinę, że był szanowanym ninja. Dalej opisał jak został zwerbowany do Akatsuki, zaznaczając, że nie miał wyboru i zgodził się dołączyć, aby chronić bliskich. Mówił jak rzetelnie wykonywał powierzone mu zadania w organizacji, że ani razu nie sprzeciwił się panującym tam zasadom, po czym oznajmił, że wreszcie nie wytrzymał i uciekł, bo chciał powrócić do rodziny.

Do kochającej żony, dziecka i brata bliźniaka.

— Myślałem, że będę mógł żyć normalnie... Popełniłem dużo błędów w przeszłości, ale każdy zasługuje na drugą szansę. — Mówiąc to miał świadomość, że jego ton zaczął się zmieniać, stawał się pusty, chłodny, a z czasem wręcz przerażający.

Jego dłonie zacisnęły się mocno w pięści.

Ucichł, jakby zastanawiał się nad kolejnymi słowami swojego wywodu. Emocje w nim sięgały zenitu. Trudno było mu panować nad odruchami, bo w każdej chwili mógł wybuchnąć; był jak tykająca bomba.

— No proszę... Jest i reszta — szepnął do siebie i odwrócił się z godnością na pięcie. Patrzył w stronę lasu, z którego po chwili wyszedł Pain we własnej osobie i, mimo że reszty członków nie było widać, to jednak ich obecność była wyczuwalna.

W tym czasie (Y/N) wydostała się z bunkra i odnalazła ścieżkę prowadzącą do kryjówki.

Dziewczynka całą drogę zastanawiała się, co w ogóle zrobi, gdy już dotrze do celu. To dopiero było pytanie. Czy miała się ujawnić i zdradzić Akatsuki, jak planowała na samym początku swej misji? A może jednak postąpić tak, jak jak dyktowało jej to serce...

Nie była pewna, czym powinna się w tej sprawie kierować, ale im dłużej o tym myślała, tym coraz gorzej się czuła, zbliżając się jednocześnie do bazy.

Gdy znalazła się na miejscu, spostrzegła, że nie było nikogo. Spodziewała się najgorszego.

— I co teraz będzie...?




*
Hika: Polsat będzie! XD
Pewien Pirożek: Z*jebę ci!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro