Chapter 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wcale nie muszę uciekać”


— Nic nie mówisz... Nie dziwi cię moja obecność? — powiedział mężczyzna, spoglądając na Paina z niebezpiecznym błyskiem w oku.

Lider Akatsuki nic nie odpowiedział. Wpatrywał się w byłego członka organizacji z zastanowieniem w oczach. Po chwili obok niego pojawiła się Konan, która widząc mężczyznę z bliznami, stanęła jak wryta, zupełnie jakby zobaczyła ducha.

— Jesteście tacy niedobrzy... To ja organizuję całą zasadzkę, planuję miesiącami zemstę, wcielam plany w życie kosztem swoich wyrzeczeń, a wy po tym wszystkim nie raczycie się odezwać. Nawet się nie przywitaliście, a przecież nie widzieliśmy się od tak dawna — odezwał się znów. — Niedobrzy — powtórzył, wyciągając z kieszeni stary, trochę porysowany pierścień, który nosił, gdy należał do organizacji.

Gdy, uważany za zmarłego, osobnik spojrzał na owy przedmiot, przed oczami ukazały mu się wspomnienia pamiętnej nocy, kiedy jego serce pękło.

Był początek później jesieni. Brązowowłosy siedział na werandzie małego domu wybudowanego w centrum lasu i wpatrywał się w sygnet, który kiedyś wywoływał u niego ból związany z opuszczeniem rodziny.

Ale teraz nie musiał się o to martwić. Wreszcie był wolny, znów mógł żyć normalnie razem ze swoimi bliskimi. Myślał, że jeszcze wszystko się jakoś ułoży i niedługo zapomni o czasach rozłąki i rozpaczy jaką odczuwał.

Szatyn przeniósł wzrok na swojego brata bliźniaka, który z lekkim uśmiechem układał kamyki wokół pędu winorośli, którym uwielbiał się zajmować.

— Gdzie ona jest? Ściemnia się. — Usłyszał za sobą i odruchowo odwrócił się w stronę swojej żony.

— Pójdę po nią — odparł bez wahania, wstając i ruszając w stronę pobliskiego wodospadu, gdzie spodziewał się spotkać dziewczynę.

Kiedy tam dotarł, dostrzegł dziewczynę siedzącą pod jednym z drzew. Chyba spała, bo miała zamknięte oczy i nijak nie reagowała, gdy zaczął ją wołać.

Szatyn podszedł do niej i przykucnął, po czym zaczął lekko szturchać. Młoda kobieta otworzyła powoli oczy i spojrzała na niego wciąż zaspanym wzrokiem.

— Co jest...? — mruknęła półprzytomnie, przeciągając błogo ramiona.

— Wracamy, już jest późno — oznajmił szybko, wstając i wyciągając do niej dłoń.

Kiedy i ona się podniosła z jego pomocą, na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Jednak szybko został zastąpiony zdziwieniem oraz lekką paniką.

— Dym? — mruknęła ni to do siebie, ni do mężczyzny, a widząc jego pytające spojrzenie, wskazała w górę, gdzie ponad konarami drzew unosiły się ciemne obłoki. — To chyba pożar!

Mężczyzna prawie natychmiast zlokalizował dym, a wtedy jego serce na moment stanęło, kiedy zdał sobie sprawę, że było to niedaleko jego domu.

Bez zastanowienia pędem ruszył w tamtą stronę, starając się zagłuszyć czarne scenariusze, które zaczynały się układać w jego głowie. Dziewczyna dotrzymywała mu tempa, a w pewnym momencie nawet go wyprzedziła.

Kiedy oboje wpadli na polanę, na ich twarzach pojawiło się przerażenie, gdy ujrzeli chatę w płomieniach, z której dobywał się krzyk.

Mężczyzna rozpoznając w przeraźliwie bolesnym dźwięku głos swojej żony, bez chwili namysłu wbiegł do domu, by uratować kobietę.

Nastolatka natomiast nie mogła się poruszyć. Widząc dom, w którym się wychowała, cały w płomieniach, poczuła niewyobrażalny ból w klatce piersiowej.

Wokół było mnóstwo dymu oraz ognia, który rozprzestrzeniał się w porażającym tempie. Dziewczyna czuła, że nie panuje nad własnym ciałem. Chciała coś zrobić, nawet jeśli nie do końca wiedziała, co. Ale po prostu nie mogła. Pierwszy raz w życiu była tak przerażona.

Jej opiekun w tym czasie wbiegł na górę, gdzie znalazł nieprzytomną żonę, przygniecioną przepaloną belką od stropu. Jak najszybciej potrafił, usunął drewno i delikatnie podnosząc kobietę, wyskoczył z nią przez okno.

Upadł na kolana, trzymając żonę na rękach. Mówił do niej, krzyczał jej imię, starał się ją ocucić, ale ona nadal się nie budziła. Starał się doszukać jakichkolwiek akcji życiowych, ale wtedy zdał sobie sprawę, że jej serce przestało już bić.

Nie mógł w to uwierzyć, był pewien, że to nieprawda i, że się pomylił. Że jego żona zaraz otworzy oczy. Patrzył na nią, nadal nią szturchał, nie zauważając nawet jej licznych obrażeń na ciele i sączącej się z ran krwi.

Jęknął żałośnie w geście rozpaczy i przytulił do siebie ciało żony. I wtedy, mimo łez w oczach, w oddali, pośród płomieni dostrzegł między kłębami dymu charakterystyczny płaszcz w czerwone chmury na czarnym tle...

To wspomnienie sprawiło, że poczuł niewyobrażalną żądze zemsty.

Szatyn zacisnął mocno pięści, mrużąc oczy w psychodelicznym uśmiechu. Teraz był gotów na wszystko, aby tylko pomścić bliskich, którzy zginęli w pożarze.

*****

(Y/N) biegła tak szybko jak tylko pozwalały jej na to krótkie nóżki. Do głowy nie przyszło jej, aby się teraz przemienić w dorosłą osobę. Natłok zmartwień zupełnie zawrócił jej w głowie.

Dziewczynka słyszała niedaleko jakieś głosy, była pewna, że jest już u celu. Zatrzymała się dopiero przed granicą między lasem a polaną i ukryła za drzewem.

Wychyliła lekko głowę, a widok jaki zobaczyła, odebrał jej mowę i wprawił w szok.

Na polanie znajdowali się członkowie Akatsuki, którzy byli otoczeni czymś na wzór pola siłowego o jasnobłękitnej otoczce. Poustawiani w dziwne pozy, wyglądali jak rzeźby herosów w trakcie jakiejś walki. Dalej dostrzegła maszynę, która wydając dziwny warkot delikatnie drżała. I w końcu zobaczyła jego. Swojego Pana we własnej osobie. Stał bez maski, trzymał miecz w dłoni i chyba wygłaszał mowę w stronę organizacji. Za nim zaś stało praktycznie całe wojsko.

Moment później dostrzegła Tobi'ego, który siedział gdzieś z boku zakuty w kajdany otoczone błękitną poświatą. Domyśliła się, że zamknięcie blokowało przepływ jego czakry, bo już kiedyś widziała jak działały owe kajdany.

(Y/N) przyglądała się temu wszystkiemu, a w jej sercu pojawiło się znajome ukłucie. Przygryza odruchowo wargę, dociskając lekko dłoń do kory drzewa.

Po szybkiej debacie w umyśle, postanowiła wyjść z ukrycia. Ostrożnie ominęła zarośla i znalazła się na polanie.

— (Y/N)-chan!? — zawołał przerażony Tobi, który był w jednym wielkim szoku, widząc małą dziewczynkę. — Co ty tu robisz?! Uciekaj! — nakazał poważnym tonem, jednak nic to nie dało.

(Y/N) spojrzała na niego smutno, kręcąc głową i z przykrością w oczach podeszła bliżej.

— Wcale nie muszę uciekać, Tobi — oznajmiła pustym głosem i z pokorą spuściła głową. — Wybacz mi... — wyszeptała, czując jak słowa dobywające się z jej ust delikatnie wibrują.

Przecież to było jej zadanie. Miała ich zdradzić! Miała pomóc swemu Panu. Ale zamiast radości z powodzenia misji, ona czuła jedynie żal i wstręt do samej siebie. Spuściła głowę, bo nie mogła wytrzymać widoku, który sama pomogła stworzyć.

— Właśnie się zastanawiałem, gdzie byłaś — odezwał się jej szef i spokojnym krokiem do niej podszedł. — Nie chciałem zaczynać bez ciebie. — dodał kładąc dłoń na jej ramieniu.

— Co ty robisz?! Zostaw ją! — wrzeszczał Uchiha. — Jeśli coś jej zrobisz to poża... — Nie skończył, bo przerwał mu donośny rechot szatyna. —... łujesz?

— Jakiś ty głupi — powiedział rozbawiony mężczyzna i złapał twarz (Y/N) dłonią, boleśnie wbijając palce w jej policzki, by unieść ją w górę, tak by spojrzała na Tobi'ego. — Myślisz, że mógłbym zrobić coś osobie, która pomogła mi to wszystko zorganizować? Że mógłbym skrzywdzić własną córkę?






*
Surprise Pirożki! Kto się tego spodziewał? XD

PS jestem zła w liczeniu, rozdziałów do końca zostało trochę więcej niż kiedyś tam wam pisałam, ale obecnie mogę mniej więcej zaokrąglić do 10..no może troszku więcej, ale nic nigdy nie wiadomo ^w^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro