Chapter 55

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Y/N) bardzo chciała wyznać miłość Itachi'emu i to już od dawna. Jednak za każdym razem, gdy nadarzyła się odpowiednia okazja i dziewczyna miała zamiar to zrobić, coś musiało się wydarzyć i jej przeszkodzić.

A to znikąd pojawił się niepożądany osobnik, który miał jakąś sprawę do niej lub do Uchihy, gdy akurat rozmawiali, a to pogoda postanowiła się zbuntować i piękny słoneczny dzień zastępowała burza, która straszyła wszystkich w okolicy głośnymi grzmotami i światłem błyskawic. A to nawet zwykłe kichnięcie spowodowało, że dziewczyna się rozkojarzyła, a Itachi zainteresował bardziej jej zdrowiem, przez co, w sposób jakże troskliwy, kazał jej wrócić do łóżka, kończąc na tym ich pogawędkę.

Cierpliwość (Y/N) można było określić jako anielską. Dziewczyna nie miała zamiaru rezygnować i mimo wszystko próbowała dalej, bo skrywanie swoich uczuć zaczęło ją męczyć, zwłaszcza, że miała wrażenie iż każdego kolejnego dnia zakochiwała się w młodym brunecie jeszcze bardziej.

Itachi był dla niej taki dobry, opiekował się nią i nie raz pokazał, że bardzo się o nią martwił, co dla niej było niezwykle ujmujące. Doskonale pamiętała chwilę, gdy nocami opowiadał jej bajki na dobranoc oraz moment, gdy po raz pierwszy, jako mała dziewczynka, miała koszmar i to właśnie Itachi ją przytulał i pocieszał.

Pieszczotliwie nazwała go braciszkiem, choć jej miłość do niego diametralnie różniła się od uczucia, którym darzyło się członka rodziny. (Y/N) podziwiała jego umiejętności, cieszyła się z każdej spędzonej wspólnie chwili, uwielbiała słuchać jego przyjemnego dla ucha głosu i spoglądać w te ciemne jak niebo w nocy tęczówki. Ale najbardziej ze wszystkiego liczył się dla niej jego charakter i wnętrze.

Sama nie wiedziała, kiedy dokładnie jej serce trafiła strzała Amora i z jakiego powodu to się stało. Nie umiała tego wytłumaczyć i jakoś niespecjalnie starała się to w ogóle robić.

Któż bowiem mógł tak naprawdę zrozumieć miłość?

To uczucie w jej życiu było jedną wielką tajemnicą, pojawiło się znienacka i zawładnęło jej umysłem w taki sposób, że początkowo sama nawet tego nie zauważyła.

Potęgowało ono również u niej inne odczucia, takie jak na przykład troska, która opanowała jej ciało, gdy tylko dziewczyna dowiedziała się, że po ostatniej misji Itachi potwornie się przeziębił. Miłość sprawiła, że (Y/N) szczerze przejmowała się brunetem bardziej niż własnym zdrowiem, dlatego nie zastanawiając się ani chwili, zgłosiła się do opieki nad nim, mimo ryzyka, że mogłaby się od niego zarazić.

Dziewczyna weszła do małego, ale przytulnego pokoju chłopaka, w którym jak zwykle było nienagannie czysto i schludnie. A przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo już po chwili (Y/N) dostrzegła chusteczki, które przypuściły inwazję na szafkę nocną, ponadto część z nich torowała drogę bezpośrednio do łóżka, w którym leżał Itachi.

— Przyniosłam ci trochę ciepłej zupy — oznajmiła na wstępie, patrząc na chłopaka rozłożonego przez chorobę na łopatki.

Uchiha resztkami siły skinął głową i chciał usiąść, jednak (Y/N) powstrzymała go gestem dłoni, tuż po tym jak odstawiła miskę na ową szafkę tonącą w chusteczkach i jakichś lekach, których działania i skuteczności nie była do końca pewna.

W końcu, gdyby leki od Hidana działały jak trzeba, to Itachi raz dwa by wyzdrowiał. A przecież wciąż się biedulek męczył.

(h/c) włosa poprawiła poduszkę chłopaka, opierając ją bardziej o zagłówek łóżka i pomogła Itachi'emu się ostrożnie podnieść. Widziała ile wysiłku kosztowała go zwykła zmiana pozycji, do tego jej spostrzegawczemu wzrokowi nie uniknął delikatny grymas na bladej twarzy, spowodowany najpewniej bólem mięśni. I choć Itachi starał się nie narzekać, to dziewczyna widziała, że cierpiał i miał już wszystkiego dość.

Gdzie on się tak dorobił? – przeszło jej przez myśl, a zaraz potem zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna przypadkiem odbyć krucjaty do gabinetu Paina, by obwiniać go o zły stan zdrowia Uchihy. W końcu to lider decydował kogo gdzie wysyłał i to on przydzielił Łasicowi taką a nie inną misję.

Ale (Y/N) szybko zrezygnowała ze swojego pomysłu, gdyż Itachi był teraz ważniejszy niż jakieś wykłócanie się z rudowłosym szefem. Choć dziewczyna nawet nie była pewna, czy w ogóle miałaby na to ochotę. W końcu to jednak lider, a ona poniekąd go lubiła i na pewno dażyła ogromnym szacunkiem. Nawet jeśli przyczynił się do zachorowania jej ukochanego.

— Jak się dziś czujesz? — zapytała, śledząc (e/c) oczami choćby najmniejsze zmiany na twarzy bruneta.

— J-jest lepiej... — oznajmił słabym głosem i zakrył usta dłonią, gdy zakasłał kilkukrotnie.

(Y/N) popatrzyła na niego z lekka sceptycznie i pokręciła z dezaprobatą głową, sięgając po miskę.

— Mam nadzieję, że te leki w końcu zaczną działać — mruknęła.

Itachi jednak nie przejął się jej przemyśleniami na głos, gdyż obecnie bardziej zajęty był analizowaniem wyglądu zupy. Nie wiedział czy było to spowodowane chorobą, jednak po wczorajszym posiłku przyniesionym przez Tobi'ego prawie zwymiotował, dlatego nie chciał dziś zbytnio ryzykować i kusić losu.

Ale jego obawy nie miały większego znaczenia dla (Y/N), która z delikatnym uśmiechem zaczęła go karmić. Dziewczyna nie wiedziała o wczorajszych mdłościach chłopaka, o których ten nie miał zamiaru jej informować, aby bardziej jej nie martwić, dlatego bez słowa zaczął jeść.

Myślał, że będzie musiał się zmuszać, ale zupa przygotowana przez Konan okazała się bardzo smaczna i pokusił się nawet o stwierdzenie w myślach, że dzięki posiłkowi serwowanemu przez (Y/N) jego samopoczucie zaczynało się poprawiać.

— O, proszę, jak pięknie zjadłeś — uśmiechnęła się z zadowoleniem, a Itachi lekko odchrząknął i spojrzał na nią z nikłą pretensją w oczach.

— Dlaczego mam wrażenie, że traktujesz mnie jak małe dziecko? — zapytał cicho, lecz wyrażając w głosie swą nieprzychylność.

— Gdybyś był dorosłym facetem, to byś był na tyle odpowiedzialny, że nie zachorowałbyś podczas misji — wyjaśniła, odkładając pustą miskę, po czym dodała:

— Kisame wrócił w jednym kawałku, w dodatku czuje się świetnie, jak ryba w wodzie — powiedziała, a Itachi przewrócił oczami i zsunął się lekko razem z poduszką.

— On jest rybą... Poniekąd — mruknął oczywistym tonem i westchnął ciężko, a wtedy ból przeszył jego mięśnie, na co się skrzywił. — Głupio się czuję, gdy mnie tak traktujesz... — kontynuował swój wywód.

— Da się do tego przyzwyczaić, jestem tego żywym przykładem — odparła z uśmiechem i wyciągnęła dłoń, którą następnie odgarnęła niesforne czarne kosmyki z jego czoła.

— Ale ja jestem dorosły — upierał się Itachi, a odruch sprawił, że złapał on dłoń (L/N), gdy ta chciała ją zabrać.

Spojrzeli sobie w oczy, (Y/N) z lekkim zaskoczeniem i rumieńcami na twarzy, natomiast Itachi - z powagą i czymś, czego ona sama nie umiała rozszyfrować. Kunoichi musiała przyznać, że podobało jej się, kiedy chłopak trzymał jej dłoń, ale nie mogło się to równać z tym, gdy po chwili Uchiha zwyczajnie ułożył sobie jej rękę na policzku, jakby był to tylko odruch; coś czego wyuczył się i robił od dawna.

— Udowodnij, że jesteś — powiedziała z cwanym uśmiechem, pochylając się w jego stronę.

Itachi uniósł pytająco brew.

— W jaki sposób?

Na twarz (h/c) włosej wpłynął cień tajemniczości. Odruchowo spojrzała na jego usta, a czując jak całe jej ciało rwało się do niego, zauważyła w tym świetną okazję. 

— Pocałuj mnie.

Te dwa słowa wprawiły chorowitka w szczególny szok. Czuł się tak, jakby ktoś użył na nim jakiegoś genjutsu i nie mógł uwierzyć w autentyczność całej tej sytuacji. Uważał, że to zmęczenie mąciło mu w głowie i za wszystko odpowiedzialna była choroba. Przez kilka sekund myślał nawet, że się przesłyszał... Ale widząc spokojną twarz (Y/N), pewność tryskającą z jej oczu i to w jaki sposób nieświadomie przygryzła wargę, zrozumiał, że ona naprawdę tego chciała.

— Jestem chory... — odchrząknął. — Mogę cię w ten sposób zarazić — dodał szybko, nie chcąc jej w żadnym stopniu urazić.

— To znaczy, że gdybyś był zdrowy, to byś mnie pocałował? — upewniła się dziewczyna, patrząc na niego z takim zaciekawieniem i nadzieją w oczach, jakiego jeszcze nigdy wcześniej u niej nie widział.

Przetworzywszy jej słowa, mimowolnie zaczął się rumienić, co dziewczyna dostrzegła i odczytała jako gest oznaczający zawstydzenie, może onieśmielenie.

Itachi ku jej większemu zdziwieniu, ale i zadowoleniu, skinął lekko głową, ani na moment nie odwracając wzroku od rozmówczyni.

— To dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? — zapytała nagle, czując niedosyt odpowiedzi.

Dziewczyna naprawdę chciała to wiedzieć, w końcu była w nim zakochana i, chyba właśnie z tego powodu, odnalazła w sobie niewyczerpujące się pokłady odwagi oraz pewności siebie, która pchała ją dalej w ich rozmowie.

— Nie wiedziałem, że chciałaś, abym to zrobił... — wyjaśnił zgodnie z prawdą Itachi i właśnie wtedy tak naprawdę pojął, o co dokładnie chodziło (Y/N).

Spojrzał na nią z początku zdziwiony, jakby doszukując się czegoś, co mogło przeczyć jego teorii. Ale w oczach dziewczyny potrafił dostrzec tylko to, co jeszcze bardziej potwierdzało jego myśli, a wcześniej było dla niego zagadką. Teraz widział, że (L/N) patrzyła na niego z uczuciem, jakim musiała go darzyć.

— To teraz już wiesz... — szepnęła (Y/N), przenosząc wzrok na okno.

Itachi chwilę się spierał ze swoimi myślami. Słuchając tego, co dyktowało mu serce, ujął dłońmi rękę dziewczyny i musnął lekko jej wierzch ustami.

— Pocałuję cię, gdy wyzdrowieję, obiecuję — oznajmił cicho, uśmiechając się ledwo zauważalnie do zdumionej (h/c) włosej, która dosłownie sekundę temu wbiła w niego zdezorientowane spojrzenie.

— Dobrze... A teraz odpoczywaj — nakazała (L/N), wciąż trzymana przez zaskoczenie, powoli mieszające się ze szczęściem.

I choć tak naprawdę nie powiedziała mu tych dwóch wyjątkowych słów, zapewniających go o swojej miłości, to była pewna, że on o niej wiedział; że właściwie odczytał jej intencje, co więcej, odwzajemniał jej uczucia. W końcu obiecał jej coś wyjątkowego.

A te dwa magiczne słowa mogli powiedzieć sobie kiedy indziej...

~

Półtora tysiaczka słów, choć nie powiem, że jestem w pełni zadowolona, bo czuję niedosyt tego rozdziału.

Jednocześnie nie chcę zaklejać brakującej części czymś, co mogłoby popsuć zakończenie.

Dlatego pozostawiam to w takiej formie, aby każdy mógł za pomocą wyobraźni dopisać sobie dalszy ciąg.

Dwa razy zmieniałam koncept rozdziału z Łasicem i szczerze myślę, że jednak się opłaciło, bo nie chciałam, aby wyszło zbyt cukierkowo. Nadmiar cukru szkodzi ząbkom, a ja się o was troszczę =^*-*^=

Następny rozdział będzie ze Skorpionkiem <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro