Chapter 59

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nocą wody emanowały niepokojącym spokojem. Ich niezmąconą taflę można by pomylić z czarnym lustrem odbijającym rozgwieżdżone niebo. Wszystko skąpane było w zimnym, srebrzystym blasku księżyca, który jednak powoli dogasał. Coś tłamsiło jego łunę. Jego piękno zaburzały ruchliwe macki mroku, które próbowały zawładnąć niebem i rozciągały się przez noc niczym żyjące, złowrogie burze.

(Y/N) siedziała na skraju pomostu, obserwując jak odbite światło księżyca niknie. W oddali za jej plecami grała muzyka, wiatr niósł pijackie śpiewy, a zawieszone pod dachami latarnie ożywiały nocną biesiadę w mieście portowym, w którym się znaleźli.

Od niespełna godziny jej partnerzy do misji byli poza zasięgiem wzroku. Pewnie jeden pije, a drugi załatwia swoje szemrane interesy, przeszło jej przez myśl.

Kobieta westchnęła z czymś w rodzaju rezygnacji i oparła głowę na dłoniach, łokcie układając na kolanach, pochylając się w stronę wody ciemnej niczym smoła. Gwałtownie zacisnęła powieki, czując rozrywający jej klatkę piersiową ból, nasilający się z każdą kolejną chwilą. Pod powiekami skrywała lśniące łzy, które całą siłą woli próbowała utrzymać.

Jeszcze dwa dni temu nie pomyślałaby, że podczas tej misji będzie się jej zbierało na płacz. Gdy się dowiedziała, że zadanie miała wypełnić z braćmi zombie, cieszyła się jak małe dziecko. Chciała spędzić więcej czasu z Kakuzu, bo ten ciągle ją zbywał swoimi sprawami, a nadażająca się okazja była wręcz idealna. Więc dlaczego to wszystko musiało się jak na złość spierdolić?

Dziwna atmosfera między nią a skarbnikiem była wyczuwalna odkąd tylko opuścili bazę. Podczas podróży wszystko zaczęło się nawiarstwiać. Napięcie panujące między nimi rosło, a głupie docinki i żarciki Hidana pogarszały tylko sytuację, mimo że szarowłosy miał odwrotne, o dziwo pozytywne intencje.

(Y/N) próbowała zmusić się nawet do kompromisu, ale przez grubą skórę łowcy głów nie dało się wcale przebić, a na pewno nie tym, co mu oferowała. Na niego działy tylko pieniądze, co ją zaczynało potwornie irytować i demotywować. Dlaczego tylko ona miała się starać być miła i wyrozumiała? Kakuzu święty nie był, ale to wcale nie tłumaczyło jego podejścia i zachowania. A już na pewno nie tego, jak ją traktował. Od rozpoczęcia misji dawał jej dosadnie do zrozumienia, że nie był zadowolony z jej obecności. Nie ukrywał, że jej po prostu nie chciał podczas zadania.

Momentem kulminacyjnym była kłótnia, która najbardziej zaskoczyła Hidana. Mężczyzna stał niby między nimi, ale jednak bezpiecznie oddalony o kilka metrów, za co później dziękował Jashinowi, bo mimo swej nieśmiertelności, bał się podejść bliżej, gdy Kakuzu i (Y/N) zaczęli ostrą wymianę zdań. Skarbnik dał się łatwo sprowokować do sprzeczki, która dla kunoichi była sposobem na uwolnienie emocji i możliwe, że jedyną szansą na poznanie powodów tak oschłego traktowania jej przez łowce.

Uczucia w obojgu buzowały czego potwierdzeniem, prócz krzyków i wyzwisk, były zaczerwienione ze złości policzki kobiety i jej zaciśnięte pięści. U Kakuzu natomiast nieokiełznany gniew sygnalizowały czarne szwy, które wysuwały się z jego ciała i wiły przeraźliwie, jakby za chwilę miały pochwycić (Y/N) i rozszarpać ją na miliony kawałeczków.

(h/c) włosa załkała cicho, przypominając sobie ten najbardziej z nieprzyjemnych momentów misji. Wspomnienie słów, których używał Kakuzu, jego pełen pogardy wzrok... To było zbyt bolesne, by potrafiła powstrzymać gorące łzy, jakie spłynęły po jej policzkach.

Czemu to wszystko musiało się tak pokomplikować? Planowała to zupełnie inaczej, nastawiła się nawet, że po zakończeniu zadania w końcu szczerze porozmawia ze skarbnikiem o swoich uczuciach do niego. Ale teraz? Gdy wszystko tak łatwo, zupełnie jak domek z kart przy najdelikatniejszym podmuchu, się rozpierniczyło, zaczęła żałować swoich zamiarów.

Kakuzu nie zasługiwał na to, by wyznała mu miłość. Nie zasługiwał, by go pokochała. Nie zasługiwał na kogoś takiego jak ona... Cały czas starała się wyryć sobie te słowa w swoim sercu, by choć trochę zmniejszyć ból. Ale on nie zanikał, a ona z takimi myślami czuła się tylko gorzej.

— Oooy! — zawołał Hidan, który chwiejnym krokiem pokonał cały pomost i klapnął obok niej. — (Y/N)-chan, myślałem, że się zgubiłaś! — powiedział z przejęciem i zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.

Będąc tak blisko, bez problemu wyczuła silną woń alkoholu i bez trudu dostrzegła jego przekrwione oczy świecące w mroku.

— Szukaaałem cię! — zaświergotał, starając się brzmieć jak najbardziej szczerze i wzmocnił uścisk, nie kontrolując dłoni, które samoistnie wręcz zsunęły się poniżej linii jej pleców.

— Przecież to wy mnie zostawiliście — syknęła cicho, odsuwając jego dłonie.

Spiorunowała go wzrokiem za takie ordynarne gesty, ale pijany mężczyzna nic sobie z tego nie robił. Zaśmiał się szczerze rozbawiony, jakby właśnie usłyszał jakiś przezabawny żart, co tym bardziej nie spodobało się dziewczynie.

— A no taak — wymamrotał, gdy cudem przestał się śmiać. — Kakuzu kazał mi cię znaleźć — oznajmił spokojniej i rozwalił się na pomoście, traktując skrzypiące pod jego ciężarem deski jak miękką pościel. Podłożył dłonie pod głowę i zamknął oczy, a na jego twarzy malował się sielski uśmiech.

Nie zauważył nawet, że na wspomnienie imienia strażnika skarbonki Akatsuki ciało (Y/N) nieprzyjemnie wzdrygnęło, a ona sama miała minę, jakby za chwilę naprawdę miała się rozpłakać.

Skoro Hidan jej szukał, to znaczy, że łowca nadal nie miał ochoty jej oglądać. Kakuzu rzadko się fatygował, gdy chodziło o rzeczy niezwiązane z pieniędzmi, ale ona wiedziała, że tym razem powodem, dla którego wykorzystywał pijanego jashinistę był gniew, który do niej czuł. Dałaby sobie rękę za to uciąć, a świadomość tego doprowadzała ją do rozpaczy.

— To idziemy? Kakuzu mi łeb urwie, jeśli cię nie przyprowadzę — burknął Hidan, zdobywając się na leniwe otworzenie jednej z powiek.

Dziewczyna wzruszyła ramionami, a szarowłosy, skrzywił się, usiadł gwałtownie i klepnął ją otwartą dłonią w plecy, że prawie straciła oddech.

— C-co ty wyprawiasz? — syknęła obolała, gubiąc się w jego zachowaniu.

— Ja ci mówię, że on mi głowę urwie, a ty masz to gdzieś! — prychnął oburzony mężczyzna, jednak gdy zobaczył wyraz jej twarzy, jego pijacka otoczka jakby na chwilę zniknęła. Uspokoił się szybko i znów ją przytulił, kompletnie dezorientując kunoichi. — Sorki... — mruknął cicho, opierając brodę na czubku jej głowy.

(Y/N) w odpowiedzi jedynie westchnęła, w czym dało się wyczuć ten olbrzymi ciężar jaki spoczywał na jej sercu. Potrzebowała odpoczynku, była tą całą misją na tyle zmęczona, że ciepłe ramiona Hidana wydawały jej się idealnym ukojeniem. Wtuliła twarz w jego szyję, dłonie oplatając wokół jego pasa i zamknęła oczy, starając się uporządkować swoje emocje. Przytulanie było w tym zaskakująco pomocne.

Mając blisko kogoś, kto ją obejmował bez zadawania niewygodnych pytań o jej stan, czuła się bezpiecznie, a złe myśli podświadomie spychała w tył głowy, dając sobie czas na chwilę zapomnienia, które niosło za sobą słodki smak spokoju. Słodycz, którą zachwiał gorzki posmak alkoholu na jej ustach, do których Hidan przykleił się jak pijawka. W pierwszej chwili nawet odwzajemniła przyjemny gest, zastanawiając się, czy to dobry pomysł, by wykorzystać Hidana do wyzbycia się swoich emocji. Zaczęła się w tym jednak zatracać i gdyby nie jego zimne dłonie pod jej koszulką, nie zwróciłaby uwagi, że sytuacja posuwała się za daleko. Powróciwszy do rzeczywistości, odepchnęła od siebie stanowczo szarowłosego. Wstała z przerażoną miną, lecz nim zdążyła zrobić krok, mężczyzna złapał jej nadgarstek.

— (Y/N)... — wybełkotał, szukając słów na to całe zajście, ale dziewczyna nie chciała słuchać.

— Kakuzu czeka — odparła niezręcznie, uwalniając dłoń z uścisku. Nie sądziła, że po tym co zaszło między nią a łowcą, z własnej woli będzie chciała się z nim spotkać i to jak najszybciej, ale w nowych okolicznościach nie miała zbyt dużego wyboru. Wszystko było lepsze niż niezręczne przebywanie z pijanym Hidanem sam na sam, gdy przed chwilą doświadczyli namiętnego pocałunku.

Łowcę głów znaleźli niedaleko ciemnego zaułka, który był schronieniem dla osobników spod ciemnej gwiazdy obserwujących aurę radości nakręcającą wieczorną zabawę. Kakuzu stał oparty pod ścianą jakiegoś starego budynku, z którego odparał tynk. Palce dłoni kurczowo zaciskał na rączce czarnej walizki, w drugiej ręce trzymał zaś księgę bingo, patrząc z pogardą na przechodzących ludzi.

Jego spojrzenie było wyjątkowo ostre, przez co (Y/N) poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Ogarnęło ją cholerne poczucie winy za to, że całowała się z Hidanem. Jej żołądek nieprzyjemnie się skręcał, a na ustach odczuwała bolesne pieczenie. W ułamku sekundy uderzyły w nią pełne lęku myśli, które dręczyły jej umysł i serce. Jak mogła w ogóle pozwolić, by doszło do czegoś między nią a jashinistą? Była zagubiona i zła na Kakuzu, nie, ona była wściekła...

Przecież nie była w związku z łowcą głów, nawet nie wyznała mu swoich uczuć, a nie miała pojęcia, czy on je w ogóle odwzajemnia... A jednak ogarniały ją wyrzuty sumienia, że pocałowała innego mężczyznę. To było tak cholernie skomplikowane.

— Czego chciałeś? — zapytała, stając przed nim. Zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem.

— Wracamy do bazy — oznajmił krótko tonem nie znoszącym sprzeciwu.

* * *

— Ale łeb mi pęka! — jęknął Hidan, idąc na samym tyle.

Pozostała dwójka ignorowała jego zawodzenie, starając się również nie zwracać uwagi na siebie wzajemnie. Jednak (Y/N) wciąż dręczyły wyrzuty sumienia. Teraz naprawdę żałowała pocałunku i nie chodziło tu tylko o Kakuzu (chociaż głównie to o niego), ale i o własne zasady. Czuła się teraz naprawdę nieswojo.

— Zróbmy postuj, kurwa, nie wytrzymam! — błagał szarowłosy męczony potężnym kacem.

Łowca głów spojrzał na niego ostro, jednak ostatecznie zgodził się na pięć minut odpoczynku. Hidan walnął się od razu w cieniu pod drzewem, a Kakuzu niespodziewanie zniknął im z oczu. (Y/N) nie miała pojęcia, gdzie poszedł, jednak postanowiła go poszukać. Nie chciała zostawać sam na sam z Hidanem.

Łowce głów znalazła na krawędzi klifu. Wpatrywał się w gęsty las poniżej, a gdy się zbliżyła, zobaczyła, że w rzeczywistości obserwował jakiś ninja, którzy rozbili w dole obóz. Stanęła tuż obok niego, w milczeniu przyglądając się shinobi.

Cisza zaczęła jej wadzić. Denerwowała się, a w środku czuła nieprzyjemne skręty żołądka.

— Hidan mnie pocałował — sama nie wierzyła, że to powiedziała, tym bardziej nie miała pojęcia czemu, jednak w chwili, gdy to z siebie wyrzuciła, poczuła się odrobinę lepiej.

Nie mogła tego zauważyć przez maskę, jednak Kakuzu zacisnął szczękę, a jego palce mimowolnie ułożyły się w pięści.

— To nie moja sprawa — odpadł sucho i odwrócił się na pięcie. Zaczął odchodzić, a (Y/N) za wszelką cenę chciała go zatrzymać.

— Właśnie, że twoja! — pisnęła, odwracając się za nim. Gdy stanął, poczuła jak jej gardło zaczyna wysychać. — Po części... To twoja wina, że mu na to pozwoliłam!

— Niby co ja mam z tym wspólnego?! — warknął groźnie, stając do niej przodem.

— Gdybyś nie był dla mnie taki szorstki...! — zaczęła, ale zabrakło jej słów.

Zagryzła mocno wargę, czując jak w jej oczach pojawiają się łzy. Miała dość tych wszystkich emocji...

— Gdybyś tak na mnie nie krzyczał... — dodała ciszej, kiedy on wciąż milczał. Poczuła złość, że się nie odzywał, ale i pragnienie, by w końcu wyrzucić z siebie wszystko, co jej ciążyło. — Gdybyś się na mnie nie wyżywał! Nie krytykował każdego mojego ruchu! Nie patrzył na mnie, jakbym była najgoszym, co kiedykolwiek zobaczyłeś! Gdybyś choć raz dał mi szansę i przestał traktować jak wroga!

Patrzył na nią uważnie, a ona nie mogła odgadnąć co kryło się w jego oczach. Wiedziała jedno. Jego spojrzenie ją paliło. Nie mogła dłużej na niego patrzeć, bo chyba by oszalała. Uciekła wzrokiem, nie będąc już niczego pewną.

— Gdybyś w końcu dostrzegł, że cię tak cholernie mocno kocham... — tego żadne z nich się nie spodziewało. (Y/N) była ledwo żywa po tych słowach. Nie wiedziała co się działo, traciła kontrolę, miała wrażenie, że grunt pod jej stopami zaczynał się osuwać. Kakuzu natomiast stał w osłupieniu dłuższą chwilę, kompletnie oszołomiony.

Nim którekolwiek wykonało jakiś ruch, usłyszeli głos Hidana, który przedzierał się między zaroślami w ich stronę.

— Wy nie macie pojęcia, jak mnie ta bania napierdala — oznajmił tonem męczennika, nie mając pojęcia, co przed chwilą się między nimi wydarzyło.

* * *

(Y/N) szła krokiem skazańca do swojego pokoju. Była zmęczona po misji, a jednak to jej Pain rozkazał zostać i złożyć szczegółowy raport. Ten dzień nie mógł być już gorszy i cieszyła się, że dobiegał końca. Czuła się jak wrak, jak pusta skorupka, której środek dawno umarł.

Weszła do swojego małego, acz przytulnego lokum. Zdążyła ściągnąć z siebie jedynie płaszcz i legła na łóżku. Ułożyła się na brzuchu i wtuliła twarz w poduszkę. Oczy same jej się zamykały, gdy wpatrywała się w małe biurko. Aż w pewnym momencie jak przez mgłę dostrzegła na nim coś obcego.

Słoik dżemu.

Zdezorientowana wstała mimo braku sił i chwyciła duży słój w dłonie, ujawniając złożoną kartkę, na której stał. Rozwinęła ją niemal natychmiast, a widząc zawartość karki, niemal wypuściła dżem z dłoni.

Przepraszam

Kakuzu.

Jej serce momentalnie zabiło mocniej, a całe zmęczenie zniknęło. Oczy miała mokre od łez, które pojawiły się tak niespodziewanie. Przytuliła do siebie mocno słoik, a jednocześnie zrobiła to tak czule i delikatnie, jakby trzymała na rękach własne dziecko.

Bez zastanowienia pobiegła prosto do pokoju Kakuzu, gubiąc po drodze kartkę, która powoli opadła na podłogę drugą stroną, na której narysowane było małe, nieco koślawe serce...






PS jeśli ktoś ma ochotę, to zapraszam serdecznie ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro