8 « How could you? »

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego ranka upewniłam się, że wstanę chociażby ze względu na to, że dzisiaj odbywał się występ moich uczestników.
Przed programem, pomogłam im jeszcze dopracować piosenki , które mieli zaśpiewać wieczorem tak aby wyszły perfekcyjnie.

- Powodzenia. - powiedziałam z uśmiechem do dzieciaków, które szły szybko za kulisy aby psychicznie przygotować się przed występem, a ja w tym momencie przeglądałam widownie wyszukując możliwie znajomych twarzy.
I tak nie miałam nic lepszego do roboty.
Jednak to nie widownia podłapała moje spojrzenie.
Była to dosyć wysoka brunetka, z karmelowymi oczami, stojąca na scenkę i trzymająca mikrofon.
Kendall.
Przełknęłam nerwowo ślinę wiedząc, że tego się podświadomie bałam.
Konfrontacji.
- Niech zgadnę. - westchnęłam gdy Harry za stojący za moimi plecami plecami odezwał mi się do ucha. - Nie rozmawiałaś z siostrami od czasu zwolnienia.
- Nie byłam zbytnio mile widziana w domu przez ostatnie miesiące. - odpowiedziałam mu szybko. - Ale to akurat nie twoja sprawa.
Stanął obok mnie i oparł się o ścianę.
- Zależy. - powiedział tajemniczo.
Spojrzałam na niego szybko.
- Od czego?
Uśmiechnął się lekko.
- Od tego czy zdekoncentrują cię wystarczajaco mocno przed kolejnymi próbami.
Przewróciłam oczami rozgryzając jego tok myślenia.
- I tak przegrasz. - powiedziałam pewnie.
Prychnął głośno.
- Skąd ta pewność?
- Jestem kobietą. - wyjaśniłam dumnie. - My przeważnie mamy racje.
Zaśmiał się cicho.
- Tym razem nie będziesz jej miała.

- Rosie! - przymknęłam oczy słysząc głos mojej siostry gdy po cichu chciałam ulotnić się do hotelu.
Jak tchórz.
Bałam się konfrontacji z własną rodziną, byłam żałosna.
Odwróciłam się w stronę swojej młodszej siostry z lekkim uśmiechem.
- Cześć Kendall.
Brunetka bez zbędnych słów, pokonała dzielącą nas przestrzeń i rzuciła mi się na szyję, ściskając mocno.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam. - wyszeptała w moje włosy, a ja wiedziałam, że płacze.
Pogłaskałam ją po plecach, czując, że ja też tęskniłam.
I to bardziej niż sądziłam.
Dostrzegłam wchodzącą do pokoju Kate, której ostre spojrzenie zmierzyło się z moim.
Miała do mnie żal.
Nie winiłam jej.
Posłałam jej lekki uśmiech, którego nie odwzajemniła.
Kendall odsunęła się ode mnie z wielkim uśmiechem na twarzy, a wtedy Kate ruszyła do akcji.
- Jak mogłaś?! - zapytała idąc w moją stronę. - Po tym wszystkim uciekłaś jak tchórz, nawet się nie żegnając!
Kendall stanęła na drodze starszej siostrze tak jakby obawiała się, że może zrobić mi krzywdę.
- Przepraszam. - wyszeptałam z żalem. - To wszystko nie miało tak wyglądać.
- A jak? - warknęła Kate. - Zostawiłaś nas Rosie. Kompletnie same. Jak mogłaś? I to dla niego?
- Dla nikogo was nie zostawiłam! - syknęłam nie pozwalając aby obrażała Justin'a. - Nie znasz historii więc się zamknij.
- Opowiedz mi ją. - powiedziała niemal błagalnie.
- Nie. - powiedziałam chłodno, wbijając kolejny nóż w moje poranione serce. - Dosyć wtrącania się w moje życie.
- Czy Kyle ma coś z tym wspólnego? - zapytała Kendall totalnie mnie zaskakując. - Strasznie się rządzi od twojego odejścia.
Zwolnienia.
- Zapytaj go sama, Kenn. - poleciłam. - Mam związane ręce. Podpisałam papiery o poufności.
- Jesteśmy twoją rodziną, Rosie. - powiedziała Kate, a ja omal się nie roześmiałam na niedorzeczność tego zdania.
- Jesteście moją rodziną? - zapytałam z kpiną. - Więc gdzie byłyście przez ostatnie miesiące gdy potrzebowałam was najbardziej, co?
- Kochamy cię Rosie. - odezwała się Kendall. - Najbardziej na świecie ale sądziłyśmy, że skoro uciekłaś tak szybko, nie chciałaś utrzymywać z nami kontaktów.
Prychnęłam.
- Byłaś w błędzie. - odpowiedziałam wycofując się powoli. - To była jedyna rzecz, której wtedy potrzebowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro