Gość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziły mnie promienie słońca padające przez okno. Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to twarz śpiącego Olivera. Wygląda tak niewinnie kiedy śpi. Nikt by nie pomyślał, że jak chce to potrafi pokazać pazurki. 

Wysunąłem się delikatnie z łóżka, żeby nie obudzić Oliego. Chciałem mu zrobić śniadanie. I przywitać go pocałunkiem. Ja pierdole. Jak jakaś jebana śpiąca królewna. Co się ze mną dzieje?

Udałem się na dół do kuchni i wyjąłem patelnię, jajka, mleko i mąkę. Będą naleśniki. Wsypałem mleko i wlałem mleko w proporcjach 1:1 wbiłem jedno jajko, sypnąłem szczyptę soli i zacząłem mieszać. Po wymieszaniu dolałem troszkę wody gazowanej, żeby naleśniki był bardziej puszyste*. Nalałem oleju na patelnię i poczekałem aż się nagrzeje w między czasie wyjąłem z lodówki sok pomarańczowy i nalałem do szklanek które postawiłem na stole. Wylałem na patelnie porcję przygotowanego ciasta i czekałem aż się zarumieni z jednej strony po czym chwyciłem patelnię w rękę i wykonałem taki ruch ręką, że naleśnik obrócił się w powietrzu i upadł drugą nie upieczoną stroną na rozgrzaną patelnie. Normalnie mistrz kuchni ze mnie. 

Po zrobieniu wszystkich naleśników przełożyłem je na wcześniej przygotowany talerz i zacząłem smarować czekoladą. Dzięki Ci Boże, że kilka dni temu zrobiłem zakupy, bo teraz nie miałbym czego przygotować na śniadanie. Po skończeniu złożyłem je w trójkąty i przełożyłem po dwa na mniejsze talerzyki. Wyciągnąłem z lodówki truskawki i pokroiłem na plasterki po czym udekorowałem talerz. Teraz czas na najlepszą rzecz. BITA ŚMIETANA! Każdy ją kocha. Potrząsnąłem ją i polałem nią przygotowane danie. Gotowe. Teraz tylko pozmywać, żeby nie widział tego bałaganu. Szybko się z tym uporałem i byłem gotowy obudzić królewnę. Dziwne, że sam tego nie zrobił. W końcu tyle hałasu narobiłem. 

Wbiegłem schodami na górę i skierowałem się do swojego pokoju. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, że ciągle śpi przytulając kołdrę. Podszedłem do niego i lekko przejechałem ręką po jego włosach. Zamruczał jak rasowa kotka. 

- Hej słodziaku, czas wstawać - wyszeptałem do jego ucha. 

Odwrócił się na drugi bok i wymamrotał. 

- Jeszcze pięć minutek mamo.

Sam się o to prosił. 

Jednym zwinnym ruchem obróciłem go na plecy i usiadłem na jego biodrach. Złapałem go za obie ręce i trzymałem je nad jego głową. Momentalnie otworzył oczy. 

- Co? Co się dzieje? - wydukał zdziwiony. 

- Przed chwilą nazwałeś mnie mamą - odpowiedziałem praktycznie się śmiejąc. Bycie poważnym mi nie wychodzi. 

- Wcale Cię tak nie nazwałem - zaśmiał się. 

- A właśnie, że tak - puściłem jego ręce i już mam niecny plan. 

Zacząłem go łaskotać! (kurwa jaki NIECNY plan, aż sama poległam) Zaczął wić się pode mną, ale ja nie zamierzałem przestać. Ledwo już łapał oddech kiedy oboje zlecieliśmy na podłogę. Rolę się odwróciły. Teraz to on był na górze. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Czekałem na jego ruch. 

- I co teraz zamierzasz? - zapytałem.

Zamiast mi odpowiedzieć po prostu się nade mną pochylił i mnie pocałował. Podoba mi się to, ale przecież śniadanie stygnie! 

- Hej hej piękny. Nie tak szybko. Jeszcze nie zjedliśmy śniadania, a Ty już chcesz deser. 

Popatrzył na mnie jak na wariata, ale zszedł ze mnie. Wstałem złapałem go za rękę i poprowadziłem do kuchni gdzie czekał przygotowany posiłek. 

- To mówisz, że zrobiłeś dla mnie śniadanie i nie spaliłeś kuchni? - zaśmiał się pod nosem. 

- Dokładnie tak, a teraz siadaj i jedz. 

W ciszy usiedliśmy do stołu i czekałem na jego reakcję. Starałem się, żeby mu smakowało. 

Zjadł jeden kęs. Drugi. Piąty. Cały naleśnik. Chyba mu jednak smakuje. 

- Dobre? - zapytałem skromnie. 

Podniósł wzrok z nad talerza i na mnie spojrzał. 

- Ty się jeszcze pytasz?! Są przepyszne! - powiedział uradowany. 

Moje serce urosło. Smakowały mi moje naleśniki. Uśmiechał się do mnie. Sprawiłem mu przyjemność. Czuję się jakbym miał zaraz latać ze szczęścia. Tak się czujesz człowiek na haju? Jeżeli tak to ja chcę być w takim stanie bez przerwy. 

Wziąłem bitą śmietanę i wycisnąłem trochę na palec. Mały nawet się nie zorientował kiedy pacnąłem go tym placem zostawiając mokry ślad na jego policzku. 

Spojrzał na mnie spod byka, a ja nie mogłem przestać się śmiać. Kocham tego idiotę. Zdenerwowany rzucił we mnie truskawką. 

- I co myślisz, że jej nie zjem? - zapytałem zadziornie. Po czym owoc wylądował w moich ustach. Smaczna była. 

Patrzył na mnie i coraz bardziej jego policzki przypominały buraka. Chwycił bitą śmietanę i wycisnął sobie na calutką dłoń. Kurwa. 

- No, to teraz uciekaj.

Zerwałem się z krzesła ciągle się śmiejąc i pobiegłem w stronę salonu, a on za mną. Stanąłem obok kanapy i już prawie pokładałem się ze śmiechu. 

- Ależ kochanie.. wiesz, że Cię kocham prawda? - powiedziałem najsłodszym głosem na jaki było mnie stać w obecnej chwili. 

Uśmiechnął się do mnie złowieszczo i nim się zdążyłem zorientować Oliver się potknął o róg dywanu i razem ze mną poleciał na dzięki ci Boże nie daleko stojącą kanapę. Ale bym se dupę obił gdyby nie ona. Zawsze jest kiedy jest potrzebna. 

Leżał tak na mnie, a ręka z bitą śmietaną była przyłożona do moich włosów. No to czeka nas prysznic. Oliver zaczął się śmiać i jeździć ręką po całej mojej głowie, a ja co? Tylko się śmiałem. Wziąłem trochę ze swoich włosów białej substancji i nałożyłem ją na twarz Oliego.

- Teraz jesteśmy kwita - powiedziałem. 

Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Pięknie my było z nim do twarzy. 

- To teraz deser - usłyszałem głos Kwiatuszka przy swoim uchu. 

Przybliżyłem swoją twarz do niego i zacząłem delikatnie całować jego usta. Z bitą śmietaną jednak wszystko jest lepsze. Ściągnąłem jego koszulkę i zacząłem rękami jeździć po jego nagim torsie. Nie był przesadnie umięśniony, ale mięśnie miał i były one piękne jak cały on. Pogłębiłem pocałunek. Pragnąłem go. Ostatni raz kiedy się kochaliśmy to był nasz pierwszy raz u niego w domu. Już trochę minęło, a ja od tamtego momentu całym sobą tęskniłem za jego ciałem. Dotykiem, oddechem. Nic innego się wtedy nie liczyło. 

Kiedy zdążyliśmy się na całego rozkręcić. Nikt z nas nie usłyszał, że ktoś wszedł do domu. Oboje byliśmy już tylko w samych bokserkach i podnieceni do granicy możliwości. Jeszcze chwila abym go posuwał na tej kanapie. Usłyszałem głos. Dobrze znajomy mi głos. 

- Błażej! Co tu się dzieje?! - piskliwy głos mojej matki rozniósł się po całym domu. 

W jednej sekundzie zrzuciłem z siebie Oliviera i stanąłem przed swoją rodzicielką. 

Kurwa mać.   




* używam tego przepisu na naleśniki i wychodzą smaczne :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro