•sieben•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obojętność to najgorsze co może być, przysięgam.

Od początku treningu Marc mnie ignorował. Szczerze, to chyba nawet mu się nie dziwie. Gdybym był w jego sytuacji to pewnie zachowywałbym się w ten sam sposób.

Coraz bardziej zaczynałem wierzyć w to, że tym głupim pocałunkiem zniszczyłem naszą przyjaźń. Nie wiem co wtedy mną kierowało. Zachowałem się, jak jakaś napalona nastolatka. Miałem nadzieję, że Marc nie powiedział nikomu o wczorajszym incydencie.

Nie potrafiłem skupić się na treningu. Byłem rozkojarzony i chyba każdy to widział. Każdy oprócz Marca, który nawet na chwilę na mnie nie spojrzał. W przeciwieństwie do mnie. Mimo, że też chciałem udawać, że Bartra jest mi obojętny, to nie potrafiłem tego zrobić. Spoglądałem na niego z nadzieją, że może on akurat w tym samym momencie też odwróci wzrok w moją stronę, a nasze spojrzenia niby przypadkiem się skrzyżują, jak w romantycznych filmach. Chyba za dużo sobie wyobrażałem.

Zszedłem z boiska i usiadłem obok, wyraźnie zmęczony całym treningiem i krzykami Tuchela, która wyjątkowo dzisiaj postanowił wyssać z nas wszelkie chęci do życia. Rozumiem, że musiał przygotować nas do kolejnego meczu, ale nie musiał robić tego w tak brutalny sposób. Wydaje mi się, że półtoragodzinny trening by wystarczył, tym czasem trenowaliśmy już chyba drugą godzinę. Mówiąc "trenowaliśmy", mam na myśli chłopaków, którzy starali się coś robić i mnie, który starał się udawać, że coś robi. Przyznaje się.

Około południa mogliśmy wreszcie zakończyć trening. Weszliśmy do szatni i oczywiście niektórzy z nas rozpoczęli bitwę o prysznice. Aż dziwne, że mieli jeszcze na to siłę i chęci.

Ja postanowiłem, że nie będę się spieszył i spokojnym tempem udam się pod prysznic. Zimna woda dawała mi ogromne ukojenie i chyba powoli odzyskiwałem chęci do życia.

Po wzięciu prysznica, ponownie się nie spiesząc, wróciłem do szatni, aby wziąć czyste ubrania z torby. Marc przechodził obok mnie i zachowywał się tak, jakbym dla niego nie istniał. Reus zapewnie już coś podejrzewał, bo wykryłem to w jego wzroku. Na szczęście nie zaczął o nic wypytywać.

Ubrałem się i razem z całą resztą wyszedłem z szatni.

- Ma ktoś z was może numer do Kimmicha? - spytał Marco, przeglądając coś w swoim telefonie. W tym momencie chyba każdy z nas chciał dwuznacznie spojrzeć na Juliana Weigla, którego niestety nie było z nami, bo nie przyszedł na dzisiejszy trening.

- Po co ci? - Auba spojrzał na ekran telefonu blondyna, który szedł obok niego, tak, jakby liczył na to, że dowie się o co mu chodzi. Marco jednak nie udzieli odpowiedzi.

- Ja chyba mam. Z tego co pamiętam, to podał mi na ostatnim zgrupowaniu - odezwałem się.

- W takim razie mi go podaj. Chciałem się z nim skontaktować, a nie odpisuje mi na Facebooku - zacząłem szukać telefonu po kieszeniach, jednak zorientowałem się, że w żadnej go nie mam.

- Chyba zostawiłem telefon w szatni - ciężko westchnąłem i postanowiłem, że po niego wrócę.

Wracałem do szatni poirytowany tym, że nigdy nie potrafię pamiętać o telefonie. Chyba nie mam głowy do takich mały rzeczy.

Wszedłem do pomieszczenia i od razu zauważyłem swoją komórkę, leżąca na ławce. Szybko ją chwyciłem i zauważyłem, że mam kilka nieodebranych połączeń od Marca. Zaskoczyło mnie to. W końcu ignorował mnie od początku dnia. Nie wiedziałem, czy mam do niego oddzwonić, czy po prostu jakoś szczególnie nie zwracać na te połączenia uwagi.

- Dzwoniłem, bo chciałem pogadać, a myślałem, że już poszedłeś - wzdrygnąłem się, gdy tylko usłyszałem znajomy głos Bartry za swoimi plecami. Przyznam, że lekko mnie wystraszył. Nie spodziewałem się, że ktoś może być jeszcze w szatni.

Odwróciłem się i dopiero po chwili zrozumiałem, że nasze twarzy dzieli niezwykle nikła odległość. Przełknąłem ślinę i w myślach powtarzałem sobie, żeby po raz kolejny nie zrobić nic głupiego. Marc zachowywał się jak zupełnie inna osoba. Jeszcze niedawno nie zwracał na mnie uwagi, a teraz stał tak blisko, uważnie mi się przyglądając i chyba nie miał zamiaru się odsunąć. Speszony jego wzrokiem, spojrzałem na swoje buty, mając je aktualnie za najciekawszy obiekt. Oczywiście nim nie był, ale wydawało mi się, że wpatrywanie tępo w dół będzie lepszym rozwiązaniem, niż wpatrywanie się w Marca.

Bartra momentalnie zbliżył swoją twarz do mojego ucha, a ja nie wiedząc jak się zachować, czekałem, aż cokolwiek zrobi.

- Wczoraj chyba czegoś nie dokończyliśmy - szepnął po chwili ciszy. Podniosłem wzrok i spojrzałem na niego zaskoczony, gdy tylko odsunął lekko swoją twarz.

Marc bez większych przeszkód położył dłoń na moim policzku i mnie pocałował.

Nie wierzyłem w to co się dzieje, do momentu, gdy Marc po raz kolejny musnął moje usta.

Nasz pocałunek był delikatny i subtelny i chyba właśnie to sprawiało, że dla mnie był wyjątkowy.

Przyznam, że przez chwilę przeszło mi przez myśl, że Marc sobie ze mnie żartuje i całuje mnie tylko po to, żeby za chwilę się pośmiać. Chwilę poźniej stwierdziłem jednak, że moje przypuszczenia są głupie.

Zapomniałem o wczorajszym feralnym pocałunku i skupiłem się na tym trwającym teraz, który był dla mnie czymś nierealnym, wręcz graniczącym ze snem.

Oderwaliśmy się od siebie i od razu spojrzeliśmy sobie w oczy. Ja przyglądałem mu się całkowicie zdziwiony, ale jego łagodny wzrok połączony z delikatnym uśmiechem natychmiast dał mi do zrozumienia, że to co przed chwilą się stało, było prawdą.

- Ja już cię nie rozumiem... - pokręciłem głową, będąc dalej wpatrzony w Marca.

- Zepsułeś romantyczny moment - Marc parsknął śmiechem i teatralnie wywrócił oczami - Lekko mnie zaskoczyłeś tym wczorajszym pocałunkiem - zastanawiałem się, czy wspomnieć jak bardzo on zaskoczył mnie dzisiejszym pocałunkiem -Po tym, co się stało, musiałem sobie wszystko na spokojnie poukładać w głowie i doszedłem do wniosku, że chyba jesteśmy dla siebie kimś więcej niż tylko znajomymi.

- Jesteśmy? - uniosłem brew i cierpliwie czekałem na odpowiedź Hiszpana. Marc jedynie się uśmiechnął, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że on też traktuje mnie jako kogoś ważniejszego.

Po raz kolejny nasz "romantyczny moment" musiał zostać przerwany dzwoniącym telefonem. Spojrzałem na ekran komórki i momentalnie wywróciłem oczami na widok imienia dzwoniącej osoby.

- Przez to wszystko zapomniałem, że Reus prosił mnie o jedną rzecz i zapewne teraz czeka przed stadionem - zignorowałem połączenie i wsunąłem telefon do kieszeni - Chyba już pójdę - uśmiechnąłem się w stronę Marca i speszony zacząłem powoli odchodzić.

Będąc już przy wyjściu poczułem uścisk na swoim nadgarstku. Odwróciłem się i po raz kolejny poczułem, jak usta Marca stykają się z moimi. Chłopak zaraz po tym odsunął się i pożegnał.

Wyszedłem z terenu stadionu w lepszym humorze niż tu przyszedłem, co nie umknęło uwadze Reusa. Zignorowałem tym razem jego pytania i bez większych tłumaczeń podałem mu numer Kimmicha, o który prosił.

Po tym wszystkim, pełen pozytywnych emocji udałem się do domu.

                             •••
idk ale wierzę pastelmarble , która mówi, że nie zepsułem tego rozdziału i mam nadzieję, że serio jest ok a inhalatory się przydały

buźka dziubaski

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro