•vier•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do czwartku nie wychodziłem z domu. Koniecznością były jedynie treningi, na których musiałem być. Poza tym nie miałem ochoty na jakiekolwiek wyjścia, więc może dlatego nie poszedłem na kolację do Marca, mówiąc, że musiałem jechać do rodziców na drugi koniec miasta.

Każdy mój dzień wyglądał dokładnie tak samo. Z trudnością wstawałem z łóżka, jeździłem na trening, wracałem do domu i resztę dnia siedziałem dosłownie nic nie robiąc. Straciłem chęci na cokolwiek. Widocznie przeżywałem całe to rozstanie z Mią.

Dzisiaj po raz kolejny musiałem wyjść z domu, ponieważ graliśmy mecz. W sumie król wymówek mógłby wymyślić, że na przykład, jest chory, ale wyjątkowo chciałem zagrać w tym meczu. W końcu futbol stał się teraz najważniejszą rzeczą w moim życiu. Zdarzało się, że dzięki grze mogłem zapomnieć o trapiących mnie sprawach. Wychodziłem na boisko i jedyną rzeczą o jakiej myślałem był mecz. Zawsze starałem się dać z siebie wszystko.

Po raz kolejny zaparkowałem samochód pod stadionem i ruszyłem w kierunku wejścia. Z szatni było słychać już krzyki Reusa i Aubameyanga oraz śmiechy reszty zawodników.

Wszedłem do szatni i rzuciłem swoje rzeczy na ławkę. Momentalnie wszyscy będący w środku uciszyli się i spojrzeli na mnie. Usiadłem i również skierowałem swój wzrok na nich, nie rozumiejąc o co im chodzi.

- Erik, dobrze się czujesz? - odezwał się Reus. Uniosłem brew zastanawiając się czemu akurat o to zapytał.

- Raczej tak - wzruszyłem ramionami i rozejrzałem się po szatni. Wzrok każdego z piłkarzy dalej był skierowany w moją stronę, co było dla mnie niezwykle niezręczne.

- Możemy pogadać na korytarzu? - po raz kolejny zapytał Marco. Bez większych przeszkód zgodziłem się i wyszedłem z szatni razem z blondynem.

Marco zamknął drzwi do szatni, aby nikt nie słyszał naszej rozmowy.

- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda?

- Marco, co tym razem sobie uroiłeś? - zmarszczyłem brwi i oparłem się o ścianę.

- Zarówno ja, jak i chłopaki widzimy, że od kilku dni coś jest nie tak. Niby jesteś na treningach, ale wydajesz się nieobecny, tak jakbyś był w innym świecie. Do tego cały jesteś blady, masz worki pod oczami, nie odbierasz telefonu i nie odpisujesz na wiadomości. Co się stało?

Podczas monologu Reusa zdążyłem wywrócić oczami minimum trzy razy. Byłem pewny, że już nie odpuści skoro zapytał co jest nie tak.

- Martwimy się o ciebie, Durmi - położył dłoń na moim ramieniu.

- Zerwałem z Mią, okej? To wszystko - udawałem, że jest mi to obojętne, jednak Marco znał mnie za dobrze. Wiedział jakie uczucie łączyło ją i mnie.

- Przykro mi - byłem mu wdzięczny, za to, że nie zadawał miliona pytań. Marco mimo wszystko był dobrym przyjacielem, potrafił mnie zrozumieć, pomóc mi, ale wiedział też kiedy powinien się nie wtrącać.

Staliśmy jeszcze chwilę na korytarzu, aż w końcu zdecydowaliśmy, że wrócimy do szatni. Tym razem każdy był zajęty sobą, a nie skupiał swojej uwagi na mnie. Mogłem przebrać się w spokoju, a potem udawać, że w jakimś stopniu interesują mnie rozmowy moich znajomych.

~~
- Rozwalamy Wolfsburg minimum 3:0 i lecimy na miasto. Wiecie jaki super klub ostatnio mijałem? - zaśmiał się Reus, sądząc, że w ten sposób zmotywuje nas do wygranej.

- W takim razie zgadnijcie kto ustrzeli dzisiaj hat-tricka - Auba strzepnął niewidzialny kurz z ramienia.

- Ten gość - Marco wskazał na siebie, drocząc się w ten sposób z Gabończykiem.

Kilka minut później wyszliśmy na murawę. Miło było widzieć wszystkich kibiców, którzy jak zwykle bardzo nas wspierali. Przez cały mecz dawali znak, że są obecni jako "dwunasty zawodnik".

Do przerwy bezbramkowo remisowaliśmy z naszymi rywalami. Żaden z nas nie potrafił znaleźć sposobu, aby wcisnąć się pomiędzy defensywę "wilków". Ostatecznie udało nam się to dwukrotnie dopiero w drugiej połowie. Cieszyłem się, że trener dał mi szansę rozegrania całego meczu.

Schodziliśmy do szatni w świetnych humorach. Nie można tego oczywiście powiedzieć o naszych przeciwnikach. Ich kłótnie było słychać na całym korytarzu, obwiniali się o dosłownie wszystko. Dobrze, że w naszej drużynie nie panowała taka atmosfera. Gdy przegraliśmy to Tuchel tylko trochę darł mordę, potem Reus wyzywał nas od łamag i na tym się kończyło.

- Zajmuje środkowy prysznic! - oznajmił Pierre i pobiegł w stronę części łazienkowej połączonej z szatnią.

- To ja zajmuje ten drugi środkowy! - krzyknął Reus i pobiegł za Aubą.

- Jak dzieci.. - Łukasz pokręcił głową z niedowierzaniem. Szatnia momentalnie rozbrzmiała śmiechem.

Zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę pryszniców. Marco i Pierre będąc w prysznicach na przeciwko siebie zaczęli śpiewać, wymyślając własny tekst do piosenek. Zdjąłem swoje ubrania i owinąłem ręcznik wokół bioder. Podszedłem do pierwszego lepszego prysznica. Wchodząc do kabiny dość późno zorientowałem się, że woda jest już odkręcona. Odwróciłem się i jak się okazało, nie byłem sam. W myślach przeklnąłem kilka razy i szybko wyszedłem z kabiny, czując, że moje policzki stają się czerwone. Skarciłem sam siebie za moją nieuwagę i oparłem się o ścianę. Co się właśnie wydarzyło, ja pierdole?

Z kabiny wyszła osoba, z którą przez dosłownie ułamek sekundy tam byłem. Liczyłem na to, że mnie nie zauważy i pójdzie do szatni, ale hej, zawsze kiedy na coś liczysz, musi się spierdolić.

- Jesteś głupi czy głupi? - Marc podszedł do mnie i przeczesał dłonią swoje mokre włosy. Kropelki wody opadały na jego ciało i powoli spływały wzdłuż wyrzeźbionych mięśni. Przyglądałem się temu zjawisku przez chwilę, jednak po chwili podniosłem wzrok na Bartrę.

- Czy - odpowiedziałem - Chyba - Marc chyba miał ochotę przybić sobie facepalma, ale tego nie zrobił.

- Spotykamy się w dość dziwnych miejscach, nie sądzisz? - Bartra przygryzając wargę oparł się o ścianę obok mnie. Czułem przez chwilę, jakby nagle odebrało mi dech w piersiach - Chyba czas to zmienić - spojrzałem na niego. Po raz kolejny zobaczyłem jego szarmancki uśmiech, dokładnie ten sam, co na imprezie u Marco - Chłopaki mówili coś o jakimś klubie w pobliżu.

- Wiesz, nie jestem przekonany, czy chcę iść - zmusiłem się do dłuższej wypowiedzi.

- Ale ja jestem przekonany. Podjadę po ciebie wieczorem, rozerwiemy się trochę, Durmi - zaśmiał się Marc i poklepał mnie po plecach. Zaraz po tym odszedł w stronę szatni.

Dopiero po chwili dotarło do mnie każde słowo wypowiedziane przez Marca. Może i ma rację, że przyda mi się trochę rozrywki. W ostatnich dniach jakoś w ogóle jej nie doświadczałem.

Na dzisiejszy wieczór nie planowałem żadnej wymówki. Wyjątkowo chciałem wyjść z domu. I to w towarzystwie Marca.



                               •••
                 fuck this shit i'm out

ogólnie to chciałam tylko powiedzieć, że pisałam do sexmasti żeby mi pomogła napisać rozdział ok, nie pytajcie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro