•zwölf•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Durtra taka, że was z sandałów wywali ziomeczki

Dasz radę, Bartra. Dasz radę, Bartra. Dasz radę, Bartra.

Powtarzałem te słowa w swojej głowie jak jakąś mantrę, licząc, że w końcu dodadzą mi odwagi. Tak się jednak nie działo. Kilka razy wyciągałem dłoń w stronę dzwonka, jednak za każdym razem cofałem ją, zastanawiając się, co zrobię gdy wreszcie ujrzę Erika. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że najlepszym rozwiązaniem byłoby uciec, ale od razu po tej myśli przychodziły następne, w których nazywałem siebie tchórzem i idiotą.

Po raz kolejny zbliżyłem dłoń do dzwonka i sam nawet nie wiem kiedy go nacisnąłem. Gdy przez chwilę nikt nie otwierał, odetchnąłem z ulgą. Pomyślałem, że może Erika nie ma w domu i że nie będę musiał z nim teraz rozmawiać.

To nie tak, że nie chciałem.

Chciałem, ale w tym momencie nie byłem na to gotowy. Miałem pustkę w głowie i kompletnie nie wiedziałem co mam mu powiedzieć, jak się zachować... Nie spodziewałem się, że "szczera" rozmowa z Erikiem, podczas której będę chciał powiedzieć mu wszystko co leży mi na sercu, nastąpi tak szybko. A nastąpi, bo już słyszałem jak ktoś od drugiej strony przekręca klucz w drzwiach. Już nie miałem drogi ucieczki.

Dasz radę, Bartra...

ERIK

Będąc pod prysznicem usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. Przez chwilę zastanawiałem się, czy powinienem się kogoś spodziewać. Ostatecznie nie doszedłem do żadnych wniosków. Gdyby nie to, że i tak miałem już wychodzić spod prysznica to zapewne nie pofatygowałbym się nawet o otwarcie drzwi.

Szybko wytarłem swoje ciało w ręcznik i narzuciłem na siebie pierwszy lepszy t-shirt i spodenki. Przeczesałem mokre włosy palcami, tak, aby wyglądały w miarę normalnie. Schodząc po schodach, zastanawiałem się czy ów gość dalej czeka aż otworzę mu drzwi czy po prostu odpuścił i sobie poszedł.

W miarę szybko zszedłem na dół i otwarłem drzwi. Zaraz po tym stwierdziłem, że muszę zamontować sobie przed domem jakieś kamery, aby wiedzieć komu otwierać drzwi, a komu nie.

Nie zdziwiłem się za bardzo, gdy zobaczyłem Marca przed drzwiami. Szczerze to nawet przyszło mi do głowy, że to akurat jego zobaczę.

Przyglądając się dłużej chłopakowi, zorientowałem się, że trochę się zmienił. Nie pod względem ubioru czy wyglądu. Był trochę zdziwiony i zdenerwowany, smutek próbował zamaskować nieszczerym uśmiechem, a w jego oczach nie błąkały się już te iskierki radości, które jak do tej pory miałem okazję oglądać. Chyba za długo stałem bez słowa i wpatrywałem się w niego, bo Hiszpan cicho odchrząknął i spuścił wzrok na swoje buty.

- Wiesz....ja.... Chciałem pogadać...znowu - jego zakłopotanie było w pewien sposób urocze, dobrze, że nie zacząłem się śmiać, bo mogłoby to być trochę nie na miejscu.

Bez słowa wpuściłem Marca do środka. Sam nie wiem czy z grzeczności czy po prostu rzeczywiście miałem ochotę z nim porozmawiać. Weszliśmy do salonu i usiedliśmy w znacznej odlegości od siebie, dopiero wtedy poczułem jak niezręcznie jest między nami. Marc bawił się swoimi palcami, nie podnosząc wzroku ani na chwilę.

- Pewnie nadal nie chcesz ze mną rozmawiać, prawda? - wreszcie podniósł wzrok i wpatrywał się we mnie.

Wzruszyłem ramionami, starając się aby moja obojętność wyglądała wiarygodnie. Marc jeszcze przez chwilę patrzył na mnie, po czym wziął głęboki wdech i znacznie się wyprostował.

- Chciałbym, żebyś ze mną pogadał, naprawdę - zależało mu na tej rozmowie. Sam nawet nie wiem kiedy skinąłem głową, tak jakbym się na nią zgadzał - Mimo, że to wszystko działo się tak szybko - mówił dalej, biorąc moje skinienie jako pozwolenie do kontynuacji - to nie zakochałem się w tobie tak od razu. To był dość długi spacer przez uczucia, tajemnice i szczegóły. Musiałem uporać się z tym wszystkim co się zdarzyło. Była to dla mnie nowa sytuacja i nie byłem pewny swoich uczuć do ciebie. To może wydawać się śmieszne, no bo hej, mam 26 lat i nie wiem co czuję. Dopiero po jakimś czasie sobie to uświadomiłem.
Najpierw pokochałem twoje oczy,bo było w nich coś czego od dawna szukałem - przerwał, aby podejść do mnie i przykucnąć przy moich kolanach. Przyglądałem mu się ze spokojem, mimo, że w środku aż gotowałem się z tych wszystkich emocji. - Następnie twój uśmiech, którym po raz pierwszy obdarowałeś mnie na tej pamiętnej imprezie u Marco. Nigdy nie poznałem nikogo z takim uśmiechem ja ten twój. To tak jak spojrzeć w nocne, gwieździste niebo. Piękne, magiczne i jedyne w swoim rodzaju, że czasami brakuje słów, żeby je opisać. - delikatnie się uśmiechnął, a ja dalej wpatrywałem się w niego w ciszy, nie mając pojęcia co powiedzieć. Na szczęście Marc nie kazał mi nic mówić, ponieważ kontynuował swoją wypowiedź - Później pokochałem to jak przytulasz, bo każdy uścisk był wyjątkowy. Czułem wtedy, że jesteś obok, że mam przy sobie tak cudowną osobę, która aktualnie nie zasługuje na kogoś takiego jak ja. Pokochałem twoje roztrzepane, nieułożone włosy z rana. Twój śmiech, rumieńce, dołeczki w policzkach, sposób w jaki na mnie patrzyłeś i w jaki splatałeś nasze palce razem. Nawet tą śmieszną zmarszczkę na czole, która była widoczna, gdy się denerwowałeś lub próbowałeś na czymś skupić. Pokochałem nawet te twoje teksty, którymi próbowałeś mi dorównać - uśmiechnął się po raz kolejny. Sam miałem ochotę zacząć się uśmiechać na wspomnienie tego wszystkiego -  Na końcu... Na końcu zrozumiałem, że nie chcę więcej całować innych ust... Erik, wiem, że jestem kretynem. Oszukuje dwie osoby jednocześnie i wcale nie czuję się z tym dobrze. Chciałbym tylko, żebyś wiedział, że zależy mi na tobie i mimo, że brzmi to jak jakiś pusty tekst z romantycznego filmu to nim nie jest.

Po raz kolejny trwaliśmy w ciszy. Przetwarzałem w głowie wszystkie słowa jakie wypowiedział Marc, ale ciężko jest cokolwiek zrozumieć, gdy targają tobą emocje.

- Erik, odezwij się... Możesz powiedzieć nawet proste "spierdalaj", ale powiedz cokolwiek...

- Zaskoczyłeś mnie...i....ja.... - spojrzałem mu w oczy, ale po chwili wiedziałem, że to był błąd. Położył dłoń na moim karku i przyciągnął mnie do pocałunku. Nie protestowałem.

Całowaliśmy się delikatnie i niepewnie, tak jakbyśmy na nowo badali powierzchnie swoich ust. Obydwoje zatraciliśmy się w tym pocałunku, którego szczerze pragnęliśmy.


- Co teraz będzie z Melissą? - spytałem, niepewnie patrząc mu w oczy, gdy się od siebie odsunęliśmy.

- Pogadam z nią, obiecuję - posłał mi jeden z tych swoich pogodnych uśmiechów, który był w stanie rozjaśnić każdy mój dzień. Ponownie wtuliłem się w jego tors i zaciągnąłem się zapachem jego perfum. Wierzę mu, wierzę, że teraz będzie już tylko lepiej - Kocham cię - szepnął i delikatnie pogładził dłonią moje plecy. Zdecydowanie mi go brakowało.

                              •••
Nie pytajcie co właśnie odwalił Marcin bo sama nie wiem
Wszelkie skargi kierujcie do niego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro