Only Moon Can Torment the Sun

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Noc była spokojna, a przynajmniej taką się wydawała. Minął zaledwie miesiąc od walki z Lady Bone Demon, i wszyscy w Megapolis wrócili już do swojego normalnego trybu życia. Lady stopniał, a niebo było przejrzyste. Zwierzęta żyjące w okolicznych lasach zdawały się już zapaść w spokojny sen, a miasto było już na tyle daleko by dobiegające z niego odgłosy dłużej nie przeszkadzały wędrującej małpie.

      Macaque tego potrzebował. Krótkiego, spokojnego spaceru. Samotnie, z dala od wszystkich. Żeby pomyśleć o wszystkim co się ostatnio wydarzyło i dojść do tego co właściwie teraz zamierza robić. Pierwszym tematem, który zatruł jego umysł było odkupienie. To wydobyło z niego krótki chichot. To było tak... nierealne i naiwne. Pomysł brzmiał kusząco, ale doskonale wiedział, że rzeczywistość to kurwa. Jeśli zgodziłby się na ofertę MK, oznaczałoby to konfrontacje z pewną osobą, a raczej małpą, z którą po prostu nie potrafił sobie wyobrazić dogadywania się na nowo. Ani teraz, ani w żadnym innym czasie. Nienawidził go, zresztą z wzajemnością. Miał jedną, piękną pamiątkę, przecinającą jego twarz przypominającą by nawet odrobinę nie ufać drugiemu. Nawet odrobinę. Nie po raz drugi.

      Jego ogon drgnął niespokojnie na tę myśl, a serce przyspieszyło na chwilę. Z drugiej strony, naprawdę polubił tego dzieciaka. Chciał jakoś zrekompensować wszystkie krzywdy jakie wyrządził MK'owi i jego przyjaciołom. Czuł jak poczucie winy zatapia go coraz głębiej i głębiej w tych wszystkich niechcianych myślach. Nawet jeśli nie było to nic osobistego, a jego czyny były wymierzone w Monkey King'a, był jeszcze na tyle przy zdrowych zmysłach, by dostrzegł jak skrzywdził osoby postronne w tym wszystkim i żałował postępowania pod wpływem emocji.

      Wędrował przez las, coraz głębiej w leśną głuszę. Gwiazdy migotały na bezchmurnym niebie. Księżyc w pełnej swej chwale oświetlał jego drogę w zaprawdę magiczny sposób. Normalnie, w takich warunkach Macaque poczułby się zrelaksowany i spokojny, ale coś tej nocy było nie tak. Coś po prostu było w powietrzu. Ta myśl była już z tyłu jego głowy od dłuższej chwili, ale zajęło mu jeszcze trochę by się zatrzymać i pozwolić tej sensacji dość do słowa. Nie widział w okolicy żadnych konkretnych przeciwników, czy innych zagrożeń, mimo że jego walcz-lub-uciekaj instynkt wręcz krzyczał na niego.

      Zmarszczył brwi i nastawił sześć uszu, ruszając nimi lekko w każdym możliwym kierunku, by lepiej wyłapać dźwięki i ich lokalizację.

      Szybkie, urywane oddechy, bolesne pojękiwanie i, mimo że zdecydowanie przyspieszone, to zadziwiająco znajome, bicie serca. Czyżby ponownie jego uszy nasłuchiwały przeszłości? To musiało być to. Nazbyt zagłębił się we własne myśli i teraz słyszał jedynie stłumione wspomnienie. To zdecydowanie było to. Powinien to po prostu zignorować. Minie chwila i to wszystko ucichnie.

      Oczywiście, że nie mógł tego zignorować. Przynajmniej nie na dłużej niż marne parę sekund. Cholernie chciałby się teraz oszukiwać i po prostu oddalić się od źródła tego dźwięku ile tylko jest w stanie, ale... Cholera. MK po prostu musiał obudzić w nim te część, nie? Ona nie mogła po prostu umrzeć z jego byłym życiem? Ach, pobożne życzenie. Powoli przeniósł się przez cieniste portale, bliżej i bliżej źródła tych dźwięków, już mniej więcej pewien co zobaczy na miejscu. Jedynie nie potrafił zrozumieć, dlaczego...

      Zatrzymał się ledwie parę metrów dalej. Jak zamrożony, nie wiedząc, jak zareagować. W pierwszej chwili, instynktownie chciał podbiec, ochronić, pomóc. Jednak jego instynkty zostały zatrzymane przez nigdy nie przepracowany gniew i blizny, które przez setki lat nigdy nie przestały boleć. Pozostawione do gnicia i rozrywania coraz głębiej. Czarno futrzasta małpa zacisnęła pięści mocno, przez moment jedynie obserwując w ciszy.

      Macaque skupił się na otoczeniu nieco bardziej, wszystkie jego sześć uszu czujne i skupione. Ale wyglądało na to że w okolic byli jedynie oni dwaj. On i Monkey King we własnej osobie zwijający się na ziemi w wyraźnym bólu. Ale w takim razie, jeśli nie było tu nikogo więcej, co doprowadziło go do takiego stanu?

      Po paru chwilach, które zdawały się trwać o wiele dłuższe niż były w rzeczywistości, w końcu połączył kropki. Była tylko jedna rzecz, która mogła złamać Oh-Jakże-Wielkiego-Mędrca Równego Niebu tak bardzo, by pozostał z niego jedynie płaczący, drżący bajzel. Oh, ale tym razem, Macaque nie zamierzał pomagać. Nie ma szans. Wredny uśmieszek rozciągnął jego usta, kiedy opuścił cienie, ukrywając swe uszy pod warstwą glamuru i powolnym krokiem zbliżając się do cierpiącego Wukong'a.

- A ja sądziłem, że już nigdy nie będę miał okazji oglądać cię w tak żałosnym stanie. -

      Czarna małpa obwieściła swoją obecność, zatrzymując się zaledwie parę kroków przed tą skuloną na ziemi.

     Bolesny pomruk potowarzyszył Wukong'owi, kiedy uniósł głowę, a czerwone, pozbawione glamuru oczy napotkały te postaci górującej nad nim.

- Macaque... - jego głos był zachrypnięty - Nie mogłeś wybrać gorszego momentu, kolego. - chciał wymusić krótki śmiech, ale zamiast tego jego usta opuścił gardłowy kaszel - Co tutaj robisz..? - starał się jakoś pozbierać, by nie wyglądać  tak żałośnie słabo przed swoim byłym przyjacielem/kochankiem/księżycem/rywalem/wrogiem.

- Cóż, spacerowałem w okolicy, kiedy dobiegł mnie jakiś żałosny płacz z tej okolicy... - Sześciouszny zaczął iść na około niego, niczym sęp krążący nad wypatrzoną padliną - Może ty wiesz, gdzie ktoś tak żałośnie bezsilny się tu kręci? - zapytał nonszalancko, kucając przed nim. Satysfakcja widoczna na czerwono naznaczonej twarzy.

- Pierdol... się. - wymusił drżący uśmiech na twarzy.

- Mmm, ostro. Widzę, że wciąż masz w sobie jeszcze jakąś siłę walki. - 

     Macaque wsunął palce między sierść na głowie Monkey King'a i zacisnął dłoń w pięść, by złapać dobry uchwyt. Następnie pociągnął za nie, by ich głowy były na tym samym poziomie i spojrzeć w wypełnione bólem spojrzenie, tym samym wyrywając z ust drugiego bolesne, zdławione jęknięcie.

- Ugh... -

     Wukong złapał ciemny nadgarstek, desperacko próbując się odsunąć od drugiego. Bez powodzenia. Macaque uśmiechnął się jedynie szerzej widząc jak słaby był Król, ledwo będąc w stanie chociażby go zadrapać. Ah, cóż to była za wyśmienita okazja na zemstę, czyż nie? Cóż, jednak, wykończenie Wukong'a, kiedy był w tak słabym stanie, jakoś nie brzmiało w jego głowie już tak przyjemnie, jak to sobie wyobrażał.

- Cóż, oboje wiemy, że nie potrwa to długo, czyż nie~? - zaśmiał się mrocznie.

- Czego... ngh... chcesz? - Wukong zawarczał wściekle tylko po to by ponownie skulić się bardziej i wyrzucić z siebie stłumiony szloch.

- Oh, niczego wielkiego, naprawdę. Tylko ponapawać się trochę twoim cierpieniem. Pewnie znudzę się za parę minut. - czarno futrzasta małpa wzruszyła ramionami, nieco się odchylając - Później po prostu wrócę do mojego spaceru. - 

- Ugh... Idź już po prostu! - krzyknął, furia widoczna w boleśnie wykrzywionej twarzy. Jego futro najeżyło się, a ogon zwinął niespokojnie.

- Tak czy inaczej, będąc szczerym, myślałem, że zdjęli ci ten diadem dawno temu. - Macaque zignorował żądanie drugiego i kontynuował własny monolog - Ale z drugiej strony rozumiem, dlaczego nie chcieliby spuścić swojego kundla ze smyczy~. - jego ton był okrutny i jadowity, ale brakowało w nim typowej dla niego pasji. Jak gdyby jedynie powtarzał niegdyś zapamiętane linijki, bez władania serca w to swoje małe przedstawienie. Nie żeby drugi był to w stanie zauważyć, ale to po prostu nie dawało tej satysfakcji, którą powinno. Tej, której był przekonany, że powinno.

- Jeśli... ja jestem psem... ugh! co czyni to z ciebie... Cieniu. - 

     Wukong syknął, nawet w tej pozycji nie potrafił stłumić swojej niepokornej natury. Niektórzy mogliby powiedzieć że to było Heroiczne, nie poddawać się nawet w obliczu tak wielkiego cierpienia, próbując tak wytrwale nie pokazać przeciwnikowi swojej słabości. Cóż, Macaque miał na to nieco inny pogląd. Wszystko co on słyszał do przemawiającą dumę Monkey King'a, nie było w tym nic heroicznego.

- Nie jestem już dłużej twoim Cieniem Sun Wukong. - zawarczał, zaciskając mocniej uścisk. Rdzawo futrzasta małpa zasyczała pod kolejną warstwą bólu, przeklinając swoją nieumiejętność do ugryzienia się czasem w język. - Lepiej powiedz co się stało. Guan Yin wysyła cię na kolejną Wyprawę?  Znów zamierzasz zostawić Mk'a?  Porzucić, nie mówiąc nikomu gdzie i na ile znikasz? - gorycz w jego głosie jedynie rosła, kiedy puścił futro drugiego. Oh, to przywołało na nowo całą wściekłość i nienawiść jaką trzymał w środku.

- Zostaw mnie w spokoju Macaque! - warknął na tyle głośno i groźnie na ile był w stanie. Ale jedyne co uzyskał w odpowiedzi to znudzone przewrócenie oczu od Sześciouchego.

    Kolejna fala tej bolesnej sensacji przeszyła jego ciało i na nowo zredukowała go do łkającej futrzastej kuli. Macaque mierzył wzrokiem ten obraz pozornie niewzruszony. Ponownie łapiąc żelazny uchwyt na rudym futrze i zmuszając drugiego by na niego spojrzał.

- No weź. Czy naprawdę tyle wystarczy, by zmienić Oh-Jakże-Wielkiego-Mędrca w tak żałosny bajzel? - 

     Czerwone oczy nie miały już siły powstrzymywać napływających wciąż łez. Zdawało się im nie być końca. Całe jego ciało drżało, pomimo tego jak usilnie Król starał się spiąć i usztywnić je. Jego ogon owinął się wokół jednej z jego nóg, ciasno w poszukiwaniu najmniejszego komfortu. Ale nic nie pomagało i on lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że nic nie pomoże. Nie było wybawienia od tej agonii. I wtedy się złamał, ból był już po prostu tak wielki, a on chciał by wszystko to się skończyło.

- IDŹ! PROSZĘ! IDŹ JUŻ! JEŚLI JESTEŚ TU TYLKO BY- AGH!!! SIĘ CHEŁPIĆ?! ODEJDŹ!!! BŁAGAM, JEŚLI NIE MOŻESZ TEGO PRZERWAĆ- UGH!!! PO PROSTU MNIE ZOSTAW!!! PROSZ- AGH!!! KURWA! - i sześć uszu poruszyło się, wyłamując się z pod iluzji i niesione dźwiękiem tego agonalnego szlochu powróciło do przeszłości.

/ - MISTRZU PROSZĘ! PRZERWIJ TO! BŁAGAM CIĘ! JA- AGH!!!! BĘDĘ DOBRY! BĘDĘ LEPSZY! POPRAWIĘ SIĘ, PRZYSIĘGAM! PROSZĘ! PROSZĘ! PROSZĘ, PRZERWIJ TO!!! - /

     Złość widocznie wzrosła w spojrzeniu Macaque'a. Poczuł jak coś wyburza ściany, które zbudował naokoło swego już nie bijącego serca. Ta jego mała cząstka, która miał nadzieję umarła wraz z jego dawnym życiem, okazała się być całkiem duża. Na tyle duża nawet by na moment odstawił na bok całą tę nienawiść, złość i zgorzkniałość, które zatruły jego dusze i umysł w Diyu.

- Kto ci to zrobił? - pytanie było dziwnie znajome, splecione do przeklętej przeszłości, ale teraz to nie miało znaczenia.

    Nawet jeśli Macaque by chciał, wiedział że oszukiwanie samego siebie nigdy nie było dobrym pomysłem. Więc nawet jeśli to wkurzało go bardziej, bo cholernie chciałby naprawdę umieć się cieszyć z widoku przed nim, nie mógł już teraz się wycofać. Prawdopodobnie nie miałby tego problemu, gdyby to on sam stał za stanem, w którym bym teraz jego były przyjaciel, ale... Myśl, że to ktoś inny tak krzywdził Wukong'a/jego Króla/jego Słońce doprowadzał go do szału na granicy stracenia zdrowego rozsądku.

- Ja... - odwrócił wzrok zawstydzony - Ja nie wiem... -

- Świetnie. Po prostu pięknie. - mruknął pod nosem i rozejrzał się ponownie. Nikogo w zasięgu wzroku; dobrze. - Możesz iść? - 

- co? - 

- Jesteś też teraz głuchy? - 

- Nie. Po prostu- Agh! ...głupie pytanie. Oczywiście, że mogę iść. Ostatecznie jestem Wielkim Mędrcem... - przerwało mu bolesne syknięcie, kiedy próbując się podnieść, padł na kolana - Cholera. -

- Tak, tak, duma kroczy przed upadkiem. - wyśmiał Macaque, ale następnie jedynie pochylił się i podniósł Wukong'a w stylu na pannę młodą. Rdzawa małpa była w zbyt wielkim bólu, by dostrzec delikatność gestów drugiego - Domyślam się, że jesteś tu bo nie chciałeś żeby Dzieciak widział cię w takim stanie, hm. - to właściwie nie było pytaniem, ale w odpowiedzi pojawiło się powolne skinienie - Te sekrety będą kiedyś gwoździem do twojej trumny, Sun Wukong. - zastrzegł ponuro, otwierając cienisty portal - Ale jeszcze nie tym razem. - przeszedł przez niego wraz z Królem, wyłaniając się w swoim Dojo.

      O Monkey King'a można było powiedzieć naprawdę wiele. Był nie odpowiedzialny, dziecinny, zakłamany, impulsywny, i długo by tak jeszcze można. Ale Monkey King nie był głupi i wiedział, że lepiej nie ufać Sześciouchemu. Więc dlaczego nawet nie próbował się wyrywać? Ugh, to na pewno wina całego tego bólu, że nie myślał teraz jasno.

    Macaque położył go na kanapie, ostrożnie, nie żeby mógł sprawić by cierpiał bardziej, ale była to bardziej kwestia dawnego nawyku. Chciał się odsunąć, ale jego ręka została złapana w słabym uścisku drugiego. Napotkał oczy Wukong z niewypowiedzianym pytaniem.

- Nie prosiłem- Ugh! o twoją pomoc. - wymamrotał, niezrozumienie i upór widoczne były w jego wciąż wściekle czerwonych oczach.

- Ta, domyśliłem się, że by ci to przez gardło nie przeszło. - czarnofutrzasty wzruszył ramionami, wyswabadzając się z uścisku.

     Przeciągnął się i zmierzył rudego spojrzeniem w głębokim zamyśleniu, nie pewien co właściwie robi i co chce zrobić. Ugh, powinien był go po prostu tam zostawić i udawać, że nic się nie stało. Z pewnością byłoby to dla niego mniej problematyczne. Widząc wciąż wyraźną niepewność w karmazynowych oczach, Macaque postanowił kontynuować.

- Nie poprosisz o pomoc MK'a, bo nie chcesz go martwi. Jego przyjaciele też odpadają, bo wciąż czujesz się winny wszystkiemu co się wydarzyło dookoła Lady Bone Demon i nie chcesz być dla nich większym ciężarem niż już uważasz, że jesteś. I nie masz nikogo innego, kogo mógłbyś właściwie prosić o pomoc. Albo martwi, albo teraz cię nienawidzą. - przeanalizował na głos, zauważając szok malujący się na twarzy Wukong'a nim zdążył schować go pod maską irytacji - Jednak zostawienie cię samemu sobie, mogło by sprowadzić jedynie kolejną katastrofę, więc... Jestem twoją jedyną opcją. - podsumował

    Minęło parę chwil, a jedynymi dźwiękami wypełniającymi pomieszczenie były bolesne pomruki i stłumiony szloch. Dyskomfort jedynie rósł, kiedy karmazynowe oczy pozostawały wręcz przyklejone do ciemniejszej małpy. Żadna głębsza myśl się w nich nie skrywała. Jedynie puste, zszokowane spojrzenie, jakby Wukong.exe przestało działać.

- Nie gap się tak. - Macaque zmarszczył brwi - Nie musisz się martwić o swoją dumę, nie będziesz musiał mnie prosić o pomoc. - "I tak nigdy nie musiałeś." pomyślał jedynie z gorzkim uśmiechem - Wepchnę ci ją do gardła, jeśli będzie trzeba. - powiedział zamiast tego, przybierając sarkastyczny wyraz twarzy, licząc że rozmówca nie wyłapał wcześniejszego, o wiele zbyt łagodnego tonu. Wyłapał go.

- Ale... dlaczego? - Wukong zapytał cicho i gdyby drugi nie posiadał swych słynnych sześciu uszu, mógłby tego nie usłyszeć.

      Znał Macaque'a lepiej niż ktokolwiek inny, a przynajmniej kiedyś tak było. Zawsze był jakiś powód, motyw za jego czynami. Nie pomógłby komuś kogo nienawidzi, jeśli miałby wybór. A dla niego dobrobyt świata nie był wystarczającym powodem do działania. Więc co tym razem go motywowało? Wukong nie potrafił odgadnąć, ale w niewiedzy nie pozostawał sam, bo Macaque również nie potrafił odnaleźć powodu własnych działań.

      To było po prostu abstrakcyjne. Powinien był pozostawić Mędrca tam gdzie go napotkał i dać zna MK'owi, lub komukolwiek innemu, by coś na to zaradzić. To wszystko powinno przestać być jego sprawą w momencie, kiedy ten cholerny badyl przebił jego czaszkę. Cóż, najwyraźniej nauka na własnych błędach również nie była jego mocną stroną.

- Też chciałbym to wiedzieć. - powiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy - Więc po prostu miejmy to już za sobą. - zadecydował, nie chcąc tego bardziej rozgrzebywać, już czując że to jedynie zaprowadziłoby go do pewnych nie do końca wygodnych wniosków - Co jest ostatnim co pamiętasz przed.... uhm, bólem? - 

- Uhm... - próbował się skupić, ale ból doprowadzał go już do szaleństwa, nie pozwalając uformować nawet najprostszego, sensownego zdania - Ja... poszedłem do- Agh! - mała przerwa na złapanie na nowo ulotnej myśli - Tam gdzie... pokonaliśmy Lady Bone Demon... - 

- Dlaczego tam poszedłeś? -

- Mk poprosił...  żebym sprawdził tamten teren jeszcze raz- Ngh! Wciąż się boi... że nie umarła... - 

- ...czy to mogła być ona? - 

- Nie... Jestem pewien, że już po niej. - Wukong pokręcił głową - Ale był tam ktoś... Szybki, trzymający się cienia... Usłyszałem jedynie jakiś szept i poczułem... UGH! Ból. Spanikowałem czując to znowu... - przyłożył drżącą dłoń do złotego diademu - Nie mogłem myśleć logicznie i jedynie przywołałem Nimbus'a... Ale kiedy ból się nasilił, straciłem kontrolę i spadłem... - przyznał z wyraźnym wstydem, uciekając spojrzeniem w ziemię - Resztę już znasz... - 

- Więc nawet trochę nie domyślasz się, kto to mógł być? Jakichś podejrzeń? - 

- Mam wielu wrogów, we wszystkich wymiarach... - Wukong zacisnął pięści.

- No tak, ale kto śmiałby się tak do ciebie zbliżyć? - po tym pytaniu ponownie cisza zapadła na parę chwil.

- ...Na początku myślałem... że to ty... kolejny spisek. - powiedział, kuląc się bardziej, wiedząc że jeśli by skłamał, jego rozmówca i tak by wiedział, le jednocześnie świadom że wypowiedzenie tej prawdy na głos mogło oznaczać koniec jego pomocy - Ale teraz... już tak nie myślę... - dodał zaskakując tym czarnofutrzastego.

- Nie żebym mógł mieć ci to za złe. Prawdopodobnie byłbym do tego zdolny - wzruszył ramionami na posłane mu iście mordercze spojrzenie, które otrzymał w odpowiedzi na swoje słowa - Ale skąd ten ktoś w ogóle wytrzasnął ten staroć? I jakim cudem udało się im to na ciebie wcisnąć? Nie mogli być przecież aż tak przebiegli. - Sześciouchy zastanawiał się na głos

      Ponownie zapadła cisza. Macaque spojrzał na drugiego czekając na jakieś rozjaśnienie, bo to wszystko jakoś nie do końca składało się w logiczną całość. Żeby ktoś był w stanie tak zakraść się do Króla. Nawet dla niego, z całym zapleczem jego sztuczek i podstępów było to cholernie trudne. Więc jak potężny był ich przeciwnik, by nie tylko zakraść się do Wukong'a, ale i dokonać tego w taki sposób, że ten nie zauważył go także i po założeniu Diademu?

     Czarno futrzasta małpa zmarszczyła brwi, kiedy cisza zdała się nazbyt przeciągać. Przestudiował drugiego w zamyśleniu i dopiero wtedy dotarło do niego co miało tam miejsce. Sposób w jaki serce Wukong'a przyspieszyło, jak jego wzrok powędrował pusto w ziemię, jak jego ogon okręcił się wokół jego nogi, widocznie zbyt ciasno, a drżenie jego ciało przybrało na intensywności. Macaque wziął głęboki oddech chcąc się uspokoić.

- Wukong... - powiedział, zbliżając się i kucając przy głowie drugiego - Wukong. - powtórzył, kiedy nie otrzymał żadnej odpowiedzi od szlochającej małpy - Musisz się skupić. - powiedział zmęczonym tonem. Ostatnie czego teraz chciał to bycie oparciem dla Monkey King'a. To oznaczałoby zbliżenie, a to z kolei prowadziło do jednego zakończenia. Ale... Oh, ależ on nienawidził tego do czego doprowadzała go ta cholerna, ruda małpa - Hej, Wukong, spójrz na mnie. - wziął mokre policzki w swoje dłonie, by ich spojrzenia mogły się spotkać. Tym razem jego wzrok złagodniał - Słuchaj, wiem że nie jesteśmy... w najlepszych stosunkach. Nienawidzę cię, tak jak ty mnie. Ale. Pomogę ci z tym, okej? - zapewnił, widząc jak karmazynowe oczy, w końcu, zaczęły tracić tę niepokojącą pustkę. W zamian zaczęły w nich kwitnąć niepewność, zdziwienie i... coś jeszcze, coś zbyt bliskiego nadziei by mogło być prawdziwe. Cóż, lepsze to niż nic, z tym mógł już pracować - Nie poproszę ci byś mi zaufał. Oboje dobrze wiemy, że to i tak nie możliwe. Ale potrzebuję, żebyś się uspokoił i zaufał temu, że wszystko będzie w porządku. Jesteś w stanie to wytrzymać. Wiem, że jesteś. Jesteś silny Wukong, i nie jesteś już sam. -

     Małpi Król wziął parę głębszych, drżących oddechów, rytm jego serca zwolnił odrobinę i nieco odsunął się z uchwytu drugiego.

- Możesz mi powiedzieć, jak ten ktoś się do ciebie zbliżył? - Sześciouchy zapytał, kiedy panika Króla nieco opadła.

- Nie musiał... Nhg-! Nigdy go nie ściągnięto. - Wukong wyznał patrząc gdzieś w bok i teraz to drugi zaniemówił.

- Co masz na myśli przez 'Nigdy go nie ściągnięto'? -  zmarszczył brwi - Wyprawa skończyła się wieki temu. - jego ton nieco naprał na ostrości, czując jak wściekłość wzrasta w nim na nowo, chwiejąc się na cienkiej linii rozsądku.

- Co cię to obchodzi? - rdzawa małpa zasyczała, naprawdę nie chciał o tym rozmawiać dłużej niż było to koniecznie. Szczególnie z Macaque'kiem.

- Racja. - "Racja..." spojrzał gdzieś w bok - Nie obchodzi mnie to. - "Nie chcę żeby mnie to obchodziło. Nie powinno." zacisnął dłonie w pięści - W takim razie potrzebne było jedynie zaklęcie. To ani trochę nie pomocne. - mruknął pod nosem. Kolejne bolesne jęki ze strony Monkey King'a jedynie drażniły go bardziej - Cóż wychodzi na to że mamy większy teren do przeszukania w takim układzie. - podszedł do komody i wyciągnął z niej mapę Chin - Znajdziemy tę osobę. - nie był do końca pewien kogo do stwierdzenie miało uspokoić.

      Macaque spojrzał na Wukong'a, naprawdę wprawiało go w dziwny dyskomfort obserwowanie tej cholernej małpy w takim stanie. Krew w nim się gotowała, zupełnie jak te stulecia temu... Agh, nie powinien o tym teraz myśleć, mieli misję do wykonania.

- Ale najpierw dam ci coś do picia. Spróbuj... uhm, się nieco odprężyć, na tyle na ile jest to możliwe? - powiedział nieco skrępowany i opuścił pokój w celu zaparzenia jakiejś herbaty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro