Only Moon Can Torment the Sun

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

        Kiedy czekał aż woda się zagotuje, Macaque zyskał odrobinę czasu na przemyślenia. Cała ta sytuacja była dla niego cholernie niekomfortowa i niezręczna. Sam nie potrafił zrozumieć własnego zachowania. Pomagał Wukong'owi, jak gdyby dalej mu zależało, jak gdyby wciąż byli przyjaciółki gotowymi skoczyć za sobą w ogień, jak gdyby nigdy nie zdarzyła się między nimi tamta tragedia... Cóż, może wciąż mu zależało i może wciąż kochał swoje Słońce. Ale jednocześnie był pewien swojej równie wielkiej nienawiści do niego. Ugh, ostatecznie nic z tego nie miało znaczenia, był Wojownikiem na nowo i to był jego obowiązek by kryć plecy tego pożal się boże Bohatera. Jeśli przeznaczenia tak chciało sobie z nim pogrywać, pokarze mu jak świetnym Wojownikiem potrafi być.

      Tak. Wepchnie swoją pomoc w Monkey King'a tak głęboko, że pożałuje porzucenie go i wybranie tego pierdolonego Mnicha. Zobaczy co tak naprawdę stracił spuszczając ten kij w dół... Macaque zacisnął jedną dłoń w pięść, a drugą przystawił do swojego ślepego oka. "Na co ja w ogóle liczę? Nie żałował tego wieki temu, teraz też nie będzie. Nie ważne czego bym nie zrobił, dla nas nie ma już nadziei..." zamrugał szybko po chwili "Nas?" przez jego twarz przemknął szok wywołany własnymi myślami "O czym ja kurwa myślę? Nie ma 'nas'. Nigdy nie będzie i patrząc wstecz - nigdy nie było." uśmiechnął się gorzko na wspomnienia wesołych pogawędek odbijających się w jego uszach "Pomogę mu po prostu ten jeden, ostatni raz. Jedynie przez wzgląd na dawne dni... To jest mój powód. Tak."

      Przygotował dwa kubki herbaty i pokroił nieco owoców do miski. Macaque spojrzał w stronę pokoju i z jego ust uciekło niezadowolone westchnienie. Powinien przestać już analizować tę sytuację, skupiało to jego uszy zdecydowanie nadto na przeszłości, a to zdecydowanie nie był na to dobry czas. Położył wszystkie potrzebne rzeczy na tackę i udał się do niewielkiego salonu, gdzie pozostawił małpiego kompana. Wukong wciąż leżał na kanapie kuląc się i szlochając w bólu. Sześciouchy nie miał pojęcia, jak czuć się z tym widokiem. Naprawdę chciałby się nim cieszyć, ale wyglądało na to, że nie było na to szans.

- Myślisz, że dasz radę usiąść? - zaczął, kładąc tackę na ciemny, drewniany stoliczek do kawy.

      Wukong ledwo dał radę podnieść na niego wzrok. Więc nie. Macaque podszedł bliżej i ponownie wziął Monkey King'a w ramiona, przenosząc go na fotel dla lepszego wsparcia w siedzeniu.

- Pomogę ci z jedzeniem i piciem, postaraj się skupić na przełykaniu - jedynym co otrzymał w odpowiedzi było małe skinienie i ledwo wypowiedziane 'okej'.

      Trochę to zajęło i było zdecydowanie bardziej niechlujne niż Cień miał nadzieje że będzie, ale jakoś udało się wcisnąć w Wukong'a pół kubka herbaty i parę kawałków banana i brzoskwini.

- Ja... - Macaque spojrzał na ukonga unosząc brew wyczekująco - Ja- ngh! Powinienem mieć... trening z MK'em... jutro..." powiedział z wyraźną trudnością. Jego wzrok przepełniało też teraz zmartwienie.

- Co w związku z tym? - 

- Nie sądzę byśmy- Agh! Zdążyli z tym... przed jutrem. - przyciągnął kolana do swojej klatki piersiowej mocniej, jak gdyby to miało jakkolwiek mu pomóc. Cóż, nie pomogło.

- Więc mówimy dzieciakowi o 'tym'? - Macaque założył, krzyżując ręce na piersi.

- NIE! - zabrzmiało nieco nazbyt desperacko - Znaczy się- nie... Jak mówiłeś... On nie musi wiedzieć. - dodał już nieco spokojniej, ale wciąż widocznie na granicy jakiegoś załamania.

- Więc... czego ode mnie oczekujesz? - Sześciouchy zapytał z westchnieniem.

- Mógłbyś... pójść do Pigsy's i- agh! I powiedzieć MK'owi, że- Ugh! Sam nie wiem... - dało się zauważyć, że ból nie pomagał w układaniu jakichś dłuższych zdań i myśli.

    Zapadła chwila ciszy, ale to nieznacznie uspokoiło Wukong'a. Mógł zobaczyć w oczach drugiej małpy, że ten właśnie myślał nad odpowiednią wymówką dla nich obojga. I nie mylił się, bo w głowie Macaque'a właśnie rodził się plan. Jakkolwiek źle by to nie brzmiało, kłamanie było jego mocną stroną i w było to raczej przydatne, zarówno w przeszłości, jak i teraz.

- Powiem, że idziemy na jakąś wyprawę by zakopać topór wojenny. Ucieszy się że próbujemy się dogadać. - w końcu powiedział.

- ...Okej. Brzmi dobrze... - ruda małpa poparła pomysł po paru sekundach.

     Ponownie zapadła cisza. Oboje jeszcze myśląc o tym czy jest to wystarczająca wymówka. Cóż, nie było to właściwie aż tak dalekie prawdzie, kiedy się o tym pomyśli. Wybierali się na wyprawę i wybierali się na nią we dwoje. Jedynym kłamstwem był cel, bo nie było nim zakopanie topora wojennego.

     Ogon Wukong'a powoli odwinął się z jego nogi, jednak wyglądało jakby ślad po nim miał się trzymać jeszcze przez jakiś czas. Ból zniknął. Wciąż pozostał sztywny przez parę chwil i stres czaił się z tyłu jego umysłu. Wiedział że ból wróci. To była jedynie kwestia czasu. Ale z jakiegoś czasu, na razie zniknął.

- Ból zniknął. - Wukong poinformował wciąż nieco niepewnie.

- Oh, cóż, zakładałem, że ktokolwiek za tym stoi nie będzie powtarzać inkantacji w kółko nie mogąc nawet obserwować rezultatów. - Macaque przeciągnął się , przenosząc wzrok na rozmówcę w zamyśleniu.

- Racja, ma to sens. - przytaknął - W takim razie powinniśmy wyruszyć od razu. - Wukong podniósł się, tylko po to by poczuć dokładnie jak osłabione wciąż było jego ciało i jak miękkie wciąż miał nogi. Upadł ponownie na fotel równie szybko co się z niego podniósł - Cholera. - warknął zdenerwowany, jednak jego głos wciąż był słaby i zachrypnięty od krzyków i szlochów.

- Ta, na pewno nie. - Sześciouchy powiedział - Ja idę do Pigsy'ego, a ty się położysz i spróbujesz odpocząć i się zregenerować, póki w ogóle masz na to szansę, zrozumiano? - zasugerował z lekko sarkastycznym uśmieszkiem.

- Oh. Okej, okej. - cóż Wukong i tak był zbyt zmęczony, aby to zauważyć. Zbyt zmęczony by nawet odrobinę się buntować.

- Dobrze. - czarno futrzasta małpa podłapała to - To wstawaj, tym razem powoli, wariacie. - Wukong chciał coś powiedzieć w swojej obronie, ale ostatecznie po prostu zastosował się do instrukcji drugiego - Możesz się na mnie wesprzeć dla stabilizacji. - ponownie Monkey King zawahał się.

      Czy to na pewno był dobry pomysł by pozwalać swojemu rywalowi/księżycowi pomagać mu w czymś jeszcze czymś tak małym? Nie byli już przyjaciółmi. W próbujemy-się-nie-pozabijać relacji co najwyżej. Zdecydowanie nie wystarczyło to by pozwolić sobie na słabość, ale... Macaque i tak już pomagał mu z tą.... sytuacją. Widział go w tak żałosnym stanie. Tak słabego i bezbronnego. Wukong był właściwie zaskoczony, że jego były przyjaciel nie wykorzystał jego stanu. Nie wiedział co właściwie myśleć o tej nagłej zmianie. To po prostu nie współgrało z jego charakterem. Nie?

/Lub może Wukong po prostu chciał myśleć, że stojąca przed nim małpa nienawidziła go równie mocno, jak nienawidził on samego siebie./

Cóż, nie miał czasu na dłuższe rozmyślania, kiedy Macaque, będąc bardziej niecierpliwym z ich dwójki, po prostu przyciągnął go bliżej zmuszając go tym samym, by wsparł się na nim tak czy inaczej.

- Proszę. Widzisz? Tak trudno~? - skomentował sarkastycznie, ale nie otrzymawszy nic w odpowiedzi zrozumiał, że to nie pora na przekomarzanki - Kiedy wrócę, postaram się zlokalizować te osobę - zaczął, wspierając drugiego w drodze do sypialni, nie mając do zaoferowania innego miejsca gdzie rdzawa mała mogłaby komfortowo wypocząć - Ale na wypadek, jeśli ból by wrócił, a mnie jeszcze nie będzie, zostawię z tobą jednego Cienistego Klona. Co o tym sądzisz? - zagadnął, starając się nie wybrzmieć nazbyt na zmartwionego.

- W porządku. - odpowiedział mu Monkey king, jego głos brzmiał już odrobinę lepiej. Ostatecznie był nieśmiertelną istotą, raczej oczywistym było, że jego regeneracja będzie ponadprzeciętna.

      Pokój był ciemny i panował w nim lekki bałagan. Ciemnofioletowe ściany i zabite dechami okna dawały wrażenie nieskończonej ciemności, zupełnie jak wnętrze Cienistych Portali, których używał Macaque. Parę ubrań walało się po pomieszczeniu. Jedne na krześle, kilka na podłodze i trochę na łóżku... lub raczj gnieździe, wnioskując po wszystkich kocach i poduszkach tworzących całkiem miękko wyglądające legowisko.

      Cóż, Sześciouchy pomógł Wukong'owi się położyć i cienista małpa nawet przykryła go paroma kocami. Ale zaraz po tej jakże czułej czynności odsunął się bez słowa. Można by się pokusić, że wywołało to zrozumienie co właśnie robił. Cóż pokusić się można o wiele. Na szczęście dla czarnofutrzastego nie było nikogo kto mógłby potwierdzić tak głupie i bezpodstawne teorie.

    Jeden klon wyłonił się z pochłaniającej wszystk w pokoju ciemności. Macaque nie spiesznie podszedł do biurka i zapalił małą lampkę, Wiedział, że Wukong nigdy nie był fanem całkowitej ciemności, nawet jeśli nigdy nie przyznałby się do tego na głos. Nie żeby druga małpa potrzebowała zapewnienia o swojej racji. Co nie znaczy, że nie zamierzał go tym podrażnić później. Po prostu, później, kiedy skończą już s tą sprawą. To po prostu nie był czas na takie prowokacje i spiski.

- Macaque! - ruda małpa prawie krzyknęła, kiedy drugi był już gotowy do wskoczenia w cienie.

- Hm? - spojrzał na niego przez ramię.

- Uhm... Dziękuję... Ja- Wukong mówił z trudem, ale tym razem to nie fizyczny ból był przeszkodą.

- Nir rozwijajmy tego. - przerwał mu - Śpij dobrze. - dodał.

      Macaque zniknął w cieniach portalu otwartego pod nim.

      Wyleciał zaraz przed sklepu Pigsy'ego. Dał sobie mentalnego plaskacza, starajac się nie myśleć o słowach Wukong'a. To po prostu brzmiało tak... szczerze. I paliło go to, w cholernie dziwny sposób, wykręcając jego wnętrzności do góry nogami. Cóż, nie miał casu o tym rozmyślać, więc zapukał do drzwi chcąc skupić się na tym co działo się aktualnie. Miał nadzieję że nie przyszedł zbyt późną porą, ale widząc zapalone światło za oknem nabrał nieco pewności.

- Oh! Pan Makłak! - z zaskoczeniem zmierzył wzrokiem dużego, niebieskiego mężczyznę w rudym irokezie. Sandy, tak mu było, nie?

- Ma'kak' jak już. Jest MK'ej? - przeszedł od razu do sedna, chcąc mieć te część za sobą tak szybko, jak było to tylko możliwe.

- Oh, przepraszam. Tak, jest w środku, wejdź. - Sandy zrobił mu przejście, a czarnofutrzasty niezwłocznie wszedł do restauracji.

- Dzięki. - rozejrzał się po pomieszczeniu. W środku byli MK, Mei, Tang, Pigsy i masa małych kociaków. Cóż, sądząc po napojach i przekąskach obecni tu mieli jakąś niewielką imprezę. Cóż, to był jedynie kolejny powód by załatwić to szybko. Podszedł więc prosto do następny Monkey King'a  - MK! Hej. Mogę cię prosić na słówko? -

- Hej Macaque. Uhm, jasne! - MK był wyraźnie zaskoczony ale i tak odszedł z nim na bok - O co chodzi? -

- Chodzi o Wukong'a. - młody chłopak widocznie się ożywił, zmartwiony wyraz przemknął po jego twarzy - Obiecuje, że to nic kłopotliwego. - Macaque zapewnił - Po prostu my... znaczy się ja i on chcieliśmy wyjaśnić między sobą parę rzeczy i wybrać się jutro z rana na wspólną wyprawę. Ale wspomniał coś o tym, że macie trening i zastanawiałem się czy miałbyś coś przeciwko przełożeniu go?  - uśmiechnął się w najbardziej zakłopotany i niepewny sposób, jak potrafił.

- Ou Uhm, nie mam z tym problemu, ani nic, ale... Czemu ty mi o tym mówisz? Jestem w pełni za tym by wasza dwójka wróciła do czegokolwiek mieliście w przeszłości... po prostu to tak nagłe-, przepraszam, ale to po prostu brzmi... nie jak pełna prawda. - MK powiedział drapiąc się po karku w szczerym zakłopotaniu.

- Co masz na myśli? - Sześciouchy uniósł brew sceptycznie.

- To nie tak, że... ci nie ufam. Nie zrozum mnie źle. Ale... - zaczął niepewnie i Macaque westchnął zrezygnowaniu. Wiedział, że dzieciak nie był tak naiwny i ciemny, jak jego, wątpliwej jakości, mentor. Zdecydowanie powinien był lepiej przemyśleć swoją wymówkę, coś pokroju magiczno-małpiego przeziębienia.

- Słuchaj młody. Okej. Nie idziemy na jakąś przyjacielską wycieczkę. To trochę bardziej skomplikowane, ale wolałbym nie wchodzić w szczegóły bez Wukong'a, a on... - zaczął wyjaśniać, nie wchodząc nazbyt w szczegóły - Można powiedzieć, że nie do końca jest zdolny do pogawędek. - kiedy skończył zdanie, dopiero zauważył jak kiepsko dobrał swoje słowa - Ej, ej! Nie patrz tak na mnie. Ja nic mu nie zrobiłem. - Sześciouchy od razu uniósł ręce w poddańczym geście - Chodzi o to, że... że idziemy na wyprawę, by naprawić coś, ale nie chcę teraz wchodzić w szczegóły. Wypytasz go o wszystko, jak to załatwimy, 'kej? - zaproponował - Możesz mi zaufać, młody. Ostatecznie, wiesz że pracuję nad tym całym odkupieniem, o którym mi mówiłeś, nie? - jego uśmiech poszerzył się tylko odrobinę sarkastycznie.

- ....Okej. Ale przekaż mu, że jeśli potrzebuje pomocy, to może na mnie liczyć... - MK odpowiedział po chwili, nieznacznie przygaszony.

- On wie, młody. Ale to bardziej misja dla mnie i dla niego. Jest to trochę związane z naszą przeszłością. - wyjaśnił lekko - Dam sobie z tym radę. - zapewnił.

- Powiedz temu hultajowi, że lepiej żeby poprosił o pomoc, jeśli znów ma jakieś kłopoty. Nie potrzebujemy powtórki z ostatniej historii. - Pigsy wtrącił się z przekąsem, podchodząc do dwójki, zresztą jak cała reszta obecnych. Wyglądało na to, że nikt z nich nie miał poszanowania dla prywatnych konwersacji.

- Ta, przekażę, że się martwicie. - Macaque machnął na nich ręką lekceważąco - Ale serio. Ja i on wystarczymy na tę sprawę. -

- A jaką mamy pewność, że możemy zaufać tobie? - ah, okularnik - Dlaczego on nam tego nie mówi, hmm? -Tang mógłby być czasem mniej spostrzegawczy dla własnego dobra, według Macaque'a.

- Cóż, MK mi ufa. To chyba jest wystarczające. Nie ufacie intuicji własnego przyjaciela? - Sześciouchy odezwał się sarkastycznie, jedynie z odrobiną złośliwości w głosie. Był już i tak na skraju cierpliwości przez sytuację z przeklętym diademem, a fakt że ta rozmowa niepotrzebnie się przedłużała jedynie dolewał oliwy do ognia.

- MK, naprawdę mu ufasz? Bo jak dla mnie to wszystko jest trochę naciągane. - Mei odezwała się ze zmartwieniem. Położyła dłoń na ramieniu przyjaciela, widząc jak chłopak jest w całej sytuacji zagubiony.

- ...Tak. - posłał jej nieco niepewne spojrzenie, ale kiedy jego wzrok powrócił do czarno futrzastej małpy nabrał pewności na nowo - Macaque jest w końcu Wojownikiem. Da sobie radę, wiem to. Jeśli istnieje ktoś odpowiedni do pilnowania pleców Monkey King'a, to jest to on. - Sześciouchy był w niemałym szoku słysząc takie twierdzenie, ale jego maska zniknęła jedynie na parę sekund, by szybko wrócić do jego nonszalanckiej postawy złoczyńcy/ anty-bohatera. -

- Skoro tak uważasz. Dajmy im z dwa dni, zanim dołączymy do akcji. - dziewczyna wzruszyła ramionami i wróciła do swojej herbatki, pozostawionej na ladzie. Było w jej wypowiedzi coś na kształt obietnicy, lub może bardziej groźby.

- Ah, Panie Makłak, skoro wyruszacie w podróż, proszę, weź trochę. Herbata jest dobra na rozgrzewanie, a noce są teraz coraz chłodniejsze. - Sandy podał mu paczkę domowych herbat. Czy ten koleś naprawdę wszędzie nosił ze sobą te herbaty? Cóż, Macaque'a nie interesowało to na tyle by pytać, lub nawet ponownie poprawiać wymowę własnego imienia.

- Huh, dzięki wielkoludzie. - przyjął paczuszkę i posłał grupie krótki uśmiech - Będę już leciał, nie każmy staremu Słońcu czekać~. - zatopił się w cieniu pod sobą, nie czekając już na żadną odpowiedź.

      Cienisty demon wciąż nie czuł się jeszcze zbyt komfortowo w towarzystwie grupki bohaterów. Cóż, przy Wukong'u też nie było jakoś świetnie, ale na jego obecność był chwilowo skazany. Więc Macaque starał się nie myśleć o tym za długo. Może powinien. Oczywiście, MK musiał przypomnieć mu powód dla którego musiał doprowadzić te sytuację do końca. Wciąż był Wojownikiem, jak te stulecia temu. I nienawidził szczerze i głęboko, kiedy ktoś bawił się jego Królem.

/Księżyc był jedynym, który mógł dokuczać, krzywdzić i irytować Słońce./

      Więc kiedy wrócił i zobaczył, jak Wukong spokojnie śpi, zwinięty w kłębek w jego gnieździe, nie powstrzymywał dłużej małego, melancholijnego uśmiechu. Nie było zresztą takiej potrzeby. Jego cienisty klon był jedynym światkiem tego fenomenu i wtopił się on ponownie w ciemność. Chwilę zajęło nim Macaque odwrócił wzrok od tego widoku i skupieniu się na tym co powinien zrobić w międzyczasie.

      Sześciouchy zaczął przygotowywać rzeczy na ich wyprawę. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka, który miał nieść. Inne mniej potrzebne zebrał na jednym stoliku w kuchni, by w razie czego sięgnąć po nie przez cienisty portal.

     Skończył z przygotowaniami dość szybko i właściwie nie miał nic więcej do roboty. Postanowił więc także pozostały czas przeznaczyć na odpoczynek, przed nadchodzącą wyprawą. Przez cienisty portal przerzucił z salonu do sypialni fotel, by być bliżej rudego w razie potrzeby. Zwinął się w kłębek i dość szybko zapadł w lekki sen. Był ostatecznie cholernie zmęczony, głównie emocjonalnie, ale to też potrafiło być równie, jak nie bardziej, wykańczające co wysiłek fizyczny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro