Only Moon Can Torment the Sun

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sielanka nie trwała jednak długo. Sześciouchy podchwycił przyspieszony oddech i szelest pościeli, w której ktoś wiercił się, przewracając z boku na bok niespokojnie. Macaque uchylił powoli oczy, wciąż zamglone przez sen. Zmarszczył brwi, kiedy dźwięki nie ustały, chcąc wrócić w objęcia Morfeusza, ale... "Mieszkam sam!" jego umysł krzyknął. Szybko podniósł się do siadu, prawie spadając z fotela. "Chwila. Fotela?" Sześciouchy spojrzał w kierunku swojego gniazda "Wukong..? Ah, racja, diadem." westchnął cicho, najwyraźniej ruda małpa miała właśnie po prostu zły sen.

Macaque wstał i podszedł do drugiego. Pocieszanie Wukong'a nie stało na szczycie jego marzeń, ale jeśli chciał mieć trochę ciszy i spokoju, nie miał a wielu wyjść z tej sytuacji. Uklęknął przy gnieździe i delikatnie położył dłoń na ramieniu Małpiego Króla, by przytrzymać go w miejscu - Wukong. - powiedział twardo, szturchając go lekko.

Na szczęście nie musiał się specjalni wysilać, jako że już po pierwszej próbie kontaktu, Wukong otworzył oczy. Jego oddech wciąż był przyspieszony, a oczy zaczęły biegać niespokojnie po pomieszczeniu w widocznej panice. Macaque wyraźnie słyszał jak głośno i szybko biło mu serce i jeśli Wukong nie byłby nieśmiertelny, zacząłby się martwić, czy to w ogóle zdrowe.

Kiedy złote oczy spoczęły na czarnofutrzastej małpie, nastąpiła niewielka zmiana w jego spojrzeniu. Nim jednak Sześciouchy miał szansę cokolwiek powiedzieć, został przyciągnięty do szczelnego uścisku. Oddech został skradziony z jego płuc i w pierwszych paru sekundach obudził się w nim instynkt walcz-lub-uciekaj. Chwilę nawet się szarpał, nim zrozumiał, że to co się działo to uścisk, a nie próba morderstwa...

- Wukong. Miałeś tylko koszmar. Wszystko jest w porządku. - wymamrotał, spoglądając na wciąż niespokojną małpę, przyczepioną do jego torsu, jak gdyby zależało od tego jego życie.

- NIE! - Monkey King krzyknął, na co Macaque mruknął cicho w niezadowoleniu na to jak zabolały go od tego uszy - Nie! Nic nie jest w porządku! Ból- Ból wróci! Znowu będzie bolało! Tak bardzo, bardzo! Cholernie bolało! - zacisnął palce boleśnie na kruczoczarnym futrze, ale w odpowiedzi drugi wzmocnił jedynie ich jak dotąd jednostronny uścisk - Nie chcę tego! Nie chcę żeby bolało! Ja- Ja już zapłaciłem! Nauczyłem się! Naprawdę! Naprawdę nie ma już potrzeba mnie karać! Byłem dobry. Byłem dobry... Ja- Ja starałem się być dobry... - trząsł się, a z jego oczu wylewały się potoki łez. Naprawdę zapłacił już za błędy przeszłości. Naprawdę nauczył się wtedy, wyciągnął wnioski. Naprawdę nie był w stanie ponownie przez to wszystko przechodzić.

- Hej, spokojnie. - Macaque odsunął się nieco, na tyle by móc spojrzeć drugiemu w oczy - Dorwiemy tego kogoś. Kimkolwiek i gdziekolwiek jest. - zapewnił, biorąc jego policzki w dłonie. Poczuł jak jego własne serce rwie się, na widok z jaką desperacją Wukong od razu zatopił się w jego dotyku - I nie będzie już bolało. I nikt cię już nie skrzywdzi... - Sześciouchy otulił go ponownie - Nie zasłużyłeś na takie cierpienie. - szepnął "Nigdy nie zasługiwałeś." wybrzmiało cicho zza jego słów.

- Macaque. - Wukong spojrzał na niego w szoku, nie wierząc w słowa, które właśnie od niego usłyszał. W fakt, że ten właśnie starał się go w ogóle uspokoić... Nie zasługiwał na jego pomoc, gdzieś w środku zdawał sobie z tego sprawę...

- Jestem śpiący. Tylko dlatego jestem tak miły. Nie popsuj tego. - zaczął wstawać, ale jego ręka została mocno złapana. Na twarzy Sześciouchego wymalowało się pytanie.

- Mógłbyś..? No wiesz... - ruda małpa uciekła spojrzeniem w bok. Na ustach Macaque'a zagościł psotny grymas.

- Czy mógłbym 'co'? - zapytał sarkastycznie, ale zatrzymał się i nie opuścił gniazda,

- Ugh, nie udawaj głupiego. Doskonale wiesz 'co' mam na myśli. - Wukong fuknął, wracając do swojej walecznej i nieustępliwej pozy. Wstyd zamienił się w obronną postawę.

- Ależ Mój Królu, doprawdy nie mam pojęcia~. - Sześciouchy kontynuował drażnienie się lekko, widocznie czerpiąc z frustracji małpiego króla satysfakcję.

- ...po prostu chcesz żebym to powiedział... - złote oczy krótko spotkały się z tymi ciemniejszymi, by ponownie uciec, tym razem w dół na nierówną powierzchnię kołdry.

- O niczym innym nie marze~. - czarnofutrzasty przyznał z szerokim uśmiechem. Nastąpiła chwila ciszy, rudy ogon niespokojnie majtał się z boku na bok po podłodze.

- ...Macaque. - Wukong spojrzał na niego, w palcach bawiąc się dłuższym kosmykiem własnej sierści - Proszę, zostań... - w końcu padło.

Macaque zamrugał szybko parę razy nim znaczenie tego co usłyszał do niego dotarło. Wywołały w nim one mieszankę emocji. Złość, stres, gorycz, ale także pewnego rodzaju spokój. Miał ochotę wydrzeć się na drugiego, bądź wyjść, zostawiając za sobą jedynie jakieś bolesne słowa, by ten w końcu poczuł to samo co on, kiedy Wukong go porzucił. Ale jednocześnie było w nim to dawno zapomniane poczucie obowiązku; obowiązku Wojownika, który nie zginął tamtego dnia. I z tego wykwitła pewna rozkosz z poczucia bycia potrzebnym. "Jestem silny. Mogę być większy niż moje emocje." zacisnął dłonie w pięści "Ale on mnie zostawił. On nie miał problemu z porzuceniem mnie. On mnie zabił! Teraz mam okazję się odegrać! Sprawić by poczuł jak to naprawdę jest być zdradzonym! Ja-! Ja-. Ja... nie mogę..." podwinął swój ogon nieco "On mnie teraz potrzebuje... Nie mogę go tak po prostu teraz zostawić. Nie z tym." jego uwadze nie umknęło, jak ruda małpa ucieka ponownie wzrokiem, jak gdyby już wyczuwając nadchodzące odrzucenie "Wygląda tak żałośnie i słabo... To do niego nie pasuje." westchnął cicho pozwalając wszystkim emocjom uciec w tym jednym wydechu.

- Jasne, nie ma problemu. - powiedział, kładąc się przy nim, obserwując jak złote oczy zdają się błyszczeć jaśniej, spoglądając na niego z czymś czego od dawna nie potrafił nazwać. "Cholera., dlaczego on patrzy na mnie w ten sposób." Macaque odwrócił wzrok - Ale to będzie nasz sekret. - dodał, zbliżając do niego swój ogon i splatając go z jego.

Sześciouchy obrócił się do Monkey King'a i otrzymał niewielkie skinienie, a następnie został momentalnie zamknięty w szczelnym uścisku Wukong'a. Silny uścisk został szybko odwzajemniony z tą samą, jak nie większą mocą. Księżyc zaczął przeczesywać rdzawe futro Słońca, rysując palcami najróżniejsze kształty i wyciągając ze swego jasnego towarzysza lekki, cichy pomruk zadowolenia. Chwilę tak trwali. Po prostu pozwalając sobie na moment oddechu. I jakimś cudem było jak wieki temu, kiedy mieli tylko siebie, młodzi i niewinni. Bez najmniejszego zmartwienia w tym co przyniesie przyszłość. Bez wiedzy, jaka tragedia na nich czeka.

- Więc... rozmawiałeś z MK'em? - Wukong w końcu jako pierwszy przerwał ciszę.

- Ta. Z nim i jego przyjaciółmi. - odpowiedział, nie zaprzestając ruchu dłoni - Mieli niewielkie przyjęcie z masą małych kotków. - kontynuował z łagodnym uśmiechem - MK mi nie uwierzył, więc po prostu powiedziałem, że ni mogę powiedzieć za wiele, ale idziemy na małą misję, która jest zbyt związana z naszą przeszłością, byśmy wzięli kogoś więcej ze sobą. Powiedział, że ufa mi w zapewnieniu twojego bezpieczeństwa i żebym ci przekazał, że możesz na nim polegać jeśli potrzebujesz pomocy."  przyglądał się uważnie wyrazowi twarzy Wukong'a, kiedy ta przybrała słodko-gorzki odcień.

- Hah, mogłem się tego podziewać... - niewielki uśmiech wykwitł na jego ustach.

- Ta. Naprawdę dobry z niego dzieciak. - Macaque skomentował.

- Racja... - Monkey King przytaknął - Czasem mam wrażenie że jest za dobry dla własnego dobra. - 

- Obawiasz się, że ktoś mógłby to wykorzystać? - zapytał sarkastycznie.

- Nie... Obawiam się, że ja mógłbym... - ponownie uciekł gdzieś spojrzeniem i Macaque mógł wręcz posmakować zmartwienia i poczucia winy emanującego od drugiej małpy.

- Nah, możesz nie mieć głowy na karku i spierdolić nie jedną sprawę... - zaczął, wzmacniając uścisk - Ale nie popełniasz tego samego błędu dwa razy. Uczysz się na błędach i dojrzewasz. Kiedyś bardzo to w tobie lubiłem. - dodał, z satysfakcją obserwując w jakim szoku obserwują go złote oczy i to po raz kolejny tej nocy. Uśmiechnął się lekko i poprawił w objęciach drugiego.

- Ty naprawdę musisz myć bardzo zmęczony. - skomentował z cichym chichotem i zadziornym spojrzeniem.

- Ta, na to wygląda.  - zmierzwił futro na głowie Monkey King'a psotliwie - Sugerowałbym więc spanie. - dodał i ziewnął, jakby chcąc poprzeć tym swoją sugestię.

- Racja. Jeszcze trochę i pomyślę że ktoś podmienił- "Mój Księżyc" chciał powiedzieć, ale powstrzymał się - ciebie. - dokończył.

- Bardzo zabawne. Teraz śpij. Musimy być dobrze wypoczęci przed wyprawą. - 

- Racja. - zgodził się Wukong - Śpij dobrze. - dodał po paru sekundach.

- Ty również. - padło, nim oboje zasnęli.

~*~

Ponownie nie minęło długo, nim Macaque został obudzony. Tym razem przez rozrywający uszy krzyk. Podniósł się do siadu w sekundzie i zasłonił usta drugiego dłonią. Wukong spojrzał na niego, łapiąc kontakt wzrokowy. Czerwone, pozbawione glamuru oczy były pełne łez, błagając w nowonastałej ciszy o pomoc.

- Shh, daj mi chwilę. Muszę się skupić. - Sześciouchy powiedział łagodnie i ściągnął iluzje ze swoich uszu.

Lśniące lekko sześć uszu w kształcie kwiatowych płatków ukazało się w całej swej okazałości. Różowy, błękitny i zielony błyszczały w oczach małpiego króla. Nie widział ich od tak dawna... Zapomniał, jak piękne były. I zabolało go jakoś mocniej, kiedy uświadomił sobie, że widok ten był mu odebrany na tyle stuleci. Że stracił przywilej oglądania księżyca od tej strony. A co najgorsze, że mógł winić jedynie siebie za to wszystko.

Macaque zamknął oczy, skupiając się w pełni na nasłuchiwaniu. Jego uszy poruszały się lekko, by wyłapać słowa inkantacji. Mógł zasłyszeć ją zaledwie parę razy i to wieki temu, ale kiedy coś jest tak związane z agonalnymi krzykami najbliższego ci przyjaciela, po prostu nie zapominasz.

Wyłapał głos całkiem szybko. Zacisnął pięści i otworzył oczy, teraz wypełnione wrzącą wściekłością.

- Mam go. - jego głos był chłodniejszy od nicości, jaka ugościła do w Diyu. Nawet Słońce wzdrygnęło się, nie potrafiąc odnaleźć ogrzać czegoś tak odległego - Jeden z moich klonów cię poniesie. - dodał, pozwalając jednemu wyłonić się z cienia.

- Kto..? - Wukong zapytał, podniesiony z komfortowego gniazdka. Uczepił się klona, wciąż drżąc i nie potrafiąc powstrzymać jęków bólu.

- Mayor. - Oh, jego głos ociekał furią. Monkey King z początku był zaskoczony, ale nie trwało to długo. Zaczęło to układać się jakoś w jego głowie we w miarę logiczną całość. Jako, że ból zaczął się tam gdzie pokonali LBD, a znajomy chłód nie opuszczał go tam nawet na chwilę. Był też w miarę jasny motyw, właściwie całkiem oczywisty.

- Agh! A to skurwysyn! - wywarczał przez zaciśnięte zęby.

- Ta, kościstej kurwy. - skomentował chłodno Macaque.

~*~

Sześć uszu było widoczne przez całą drogę. Poruszały się żywo i lśniły lekko od czasu do czasu, wskazując im drogę przez cienie. Wukong zawiesił na nich swoje spojrzenie, starając się skupić nie na agonalnym bólu a tym w jaki sposób one błyszczały i drżały. Mógł być właśnie w bólu nie do opisania, najgorszym rodzaju, jakiego kiedykolwiek doświadczył, ale wciąż pozostawał oczarowany tym, jak majestatyczne były te delikatne płatki. Cóż, w innych warunkach pewnie czułby się naprawdę wyróżniony widząc je po tylu stuleciach. Może, kiedy będzie już po wszystkim, schowa dumę do kieszeni i zapyta Macaque'a, czy dałby mu je znów pogłaskać chociaż przez chwilę. Pamiętał jak w młodości jego Księżyc uwielbiał, kiedy ten delikatnie bawił się nimi między palcami. Słaby uśmiech przepłynął przez jego usta, kiedy przed oczyma zawitało stare wspomnienie.

Macaque jednak w tej chwili był skupiony na tym co tu i teraz. Skakał między cienistymi portalami, z jednego w kolejny, ciągnąc za sobą swojego klona, który w ramionach chował skulonego Wukong'a. Droga zdawała się długa, a głos odległy. Sześciouchy jednak był wkurwiony i nie zamierzał obierać spokojnej ścieżki. Nawet jeśli to oznaczało nadwyrężenie własnej mocy do granic możliwości, on zamierzał dorwać się do nie-Burmistrza, tak szybko, jak się dało. Tak, gniew był teraz odpowiednią emocją do skupienia się na niej. Skupiał się na niej przez ostatnie wieki. Wcześniej koncentrował ją dookoła Wukong'a, ale teraz to Mayor miał jej zasmakować. Oh, i on już wiedział, że Mayor nie skończy dobrze, kiedy on położy na nim swoje ręce. Wszystkie bolesne szlochy i agonalne jęki Wukong'a utwierdzały go w tym jedynie.

Dzięki temu jego pośpiechowi byli już blisko w ciągu zaledwie paru godzin. Stanęli przed starą świątynia. Nie za dużą, drewnianą i utrzymaną w zaskakująco dobrym stanie. Była umieszczona między górami, skryta przed wzrokiem okolicznych podróżnych.

Sześć uszu stało teraz w napięciu, każde w inny kierunku. Byli blisko. Tak blisko, że Macaque nie potrafił ukryć zadziornego uśmieszku na myśl, że już niebawem będzie po wszystkim. Mieli przewagę dzięki elementowi zaskoczenia.

Dał znać klonowi, by wraz z Monkey Kingiem zaczekali z tyłu i by postarał się stłumić jego bolesne odgłosy. Zamierzał wejść do środka, spuścić Mayor'owi porządny wpierdol, dorwać się do inkantacji i... i będą mogli wrócić do bycia niby-to-wrogami-niby-sprzymierzeńcami. Ta, to było w porządku.

Wszedł do świątyni cicho, dzięki cieniom, starając się być tak niezauważalnym jak tylko było to możliwe. Rozejrzał się, oczywiście była to świątynia LBD. Lekki dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy usłyszał powolne, niosące się echem klaskanie.

- Brawo! Bravo~! - Mayor odezwał się, stając na środku pomieszczenia - Spodziewałem się że Sun Wukong nie uda się moim śladem sam w obecnym stanie. - jego głos był tak wkurzający, jak zwykle - Ale nie spodziewałem się, że to ty upadniesz tak nisko, by mu pomagać. -

- Nie przyszedłem tu po twoją opinię. - Macaque powiedział z niewzruszonym wyrazem twarzy - Oddaj inkantację. - zażądał od razu, marszcząc brwi.

- Moja Pani byłaby tak zawiedziona. - Mayor zignorował jego słowa, a dystans między nimi robił się mniejszy i mniejszy - Ocaliła cię, wyciągnęła z Diyu  i kiedy tylko trafia się okazja w sekundzie wracasz z podkulonym ogonem do tego, który cię tam wpakował. Tego, który cię zdradził. - na te słowa Macaque zawarczał cicho, z trudem trzymając emocje na wodzy.

- Widzę że obsesja na tej Kościstej Wiedźmie jeszcze ci nie przeszła. - odgryzł się z zadziornym uśmieszkiem.

- Nie mów w ten sposób o mojej Pani! Znaj swoje miejsce bezczelny demonie! - tym razem to nie-burmistrz zaczynał tracić spokój. I właśnie na to miał nadzieję Macaque. Wyciągnął z cienia swój kostur i cierpliwie czekał na idealny moment by zadać pierwszy cios.

Wymienili parę uderzeń i kopnięć. Cienisty kostur o ciemnofioletowej aurze skrzyżował się parę razy ze srebrzystą kataną o błękitnej rękojeści. Sześciouchy zaśmiał się głucho pod nosem chcąc kontynuować wyprowadzanie przeciwnika z równowagi. 

- Ale muszę przyznać, twoja lojalność robi wrażeni. - zaczął, kiedy zbliżyli się ponownie - Jej już nie ma, a ty mimo wszystko chcesz dokończyć jej misję. - och to zdecydowanie zabolało, patrząc na to jak wykrzywiła się twarz Mayor'a w bólu i żałobie, ale niedługo później oczy zabłysły mu złowrogim błękitem - To doprawdy poruszające~. - dodał sarkastycznie w końcu mając okazję zadać porządny cios, posyłając przeciwnik prosto w jedną z kolumn.

- Zazdrosny? - Macaque uniósł na to pytanie brew - Ciebie twój chłopak porzucił, zostawił po śmierci, której on sam był przyczyną. - zadrwił. Stanął na nogi, akurat by obronić się przed kolejnym uderzeniem.

- On nie był moim chłopakiem! - głos czarnofutrzastego był głośny i wyraźnie zdenerwowany, co jedynie poszerzyło rozbawiony uśmiech mężczyzny. Oh jak szybko role się odwróciły

- Och, racja, to właściwie czyni to jeszcze bardziej żałosnym, jak tak o tym myślę. - powiedział, nieco zwiększając dystans między nimi. - Spójrzmy. Gość, którego kochasz, przedkłada wszystkich ponad ciebie. Porzuca cię. Ty próbujesz mu pomóc, a on zabija cię bez nawet najmniejszego zawahania. Potem najzwyczajniej w świecie zapomina o tobie. Ponownie porzuca. A kiedy powracasz do życia wita cię, jak jakiegoś byle demona, którego trzeba sprzątnąć nim zbytnio narozrabia. - podsumował z satysfakcją obserwując, jak w Sześciouchym widocznie narasta wściekłość - Ale w chwili, kiedy jego życie zostaje faktycznie zagrożone, stajesz w jego obronie, jak gdyby nic z tego wszystkiego nie miało znaczenia. - zaśmiał się, jakby opowiedział właśnie jakiś dobry kawał, kiedy ich bronie krzyżowały się raz po raz - Oh, jak fatalnie, jak żałośnie. Prawie ci współczuję, małpo. - powiedział z kpiną w głosie, tak wyraźną, że czarnofutrzasty mógł ją poczuć na własnym języku.

- Zamknij się! Nie masz pojęcia o czym mówisz! - w końcu odpowiedział, bo z początku cały ten monolog odebrał mu zdolność mowy - Miał prawo wybrać własne życie. Miał swoje marzenia i podążał za nimi! Nie wiedział co do niego czułem, bo nigdy mu nie powiedział! - rzucił się na mężczyznę chcąc dorwać go w swoje ręce, kiedy ten wciąż odskakiwał jak pchła od jego ataków -  A później zagroziłem życiu jego przyjaciół, podszyłem się pod niego, nie miał innego wyboru poza.. - zamilkł, sam zaskoczony własnymi słowami - Nie miał innego wyboru, poza zbiciem mnie... - jego wzrok stracił ostrość na parę sekund i na taki właśnie moment Mayor miał właśnie nadzieję.

Od razu zmniejszył dzielący ich dystans praktycznie do zera i jednym, silnym uderzeniem przerzucił Macaque'a przez jedną ze ścian, tak że ten przeleciał jeszcze parę metrów na zewnątrz świątyni. Wylądował niedaleko miejsca, w którym czekał Wukong. Wciąż w ramionach cienistego klona zwijał się z bólu i szlochał cicho. Podniósł jednak wzrok na Sześciouchego zaniepokojony, kiedy dostrzegł jak ten podnosi się ledwo na czworaka i kasła krwią.

- Macaque!  - krzyknął zachrypniętym głosem i wyrwał się z cienistych ramion, próbując doczołgać się do ciemniejszej małpy. Bezskutecznie.

- Nic mi nie jest... - wymamrotał, sam nie wiedząc kogo starł się tym okłamać. Powinien był dziś nieco bardziej oszczędzać swoje moce. Poczuł jak jego klon zatapia się na powrót w cieniach.

- Nie na długo~. - Mayor zbliżył się, nie marnując cennego czasu i kopnął Sześciouchego w brzuch, tak że ten przeturlał się dobre parę metrów.

- Skopiemy agh-!... tę twoją zlodowaciałą dupę tak czy inaczej! - Wukong zagroził, starając się podnieść, ale ponownie bez skutku. Denerwowało go jak żałosny i bezbronny teraz był. Chciał podbiec do /swojego Wojownika/ Macaque'a, przywalić temu durnemu nie-burmistrzowi w te jego durnowatą twarz i obronić /jego najdroższy Księżyc/ Sześciouchego. Ale nie mógł zrobić nic.

- Ach, Wukong. - odezwał się mężczyzna, a jego szyderczy uśmiech poszerzył się  - Podziwiam twój upór. - kucnął przy Macaque'u. Katana zabłysła niepokojąco w jego dłoni, kiedy zbliżyła się do głowy małpy.

Oczywiście, Sześciouchy odsunął się od razu tak daleko jak tylko był w stanie w swojej aktualniej pozycji. Chciał zatopić się w cieniach, ale świat dookoła wirował, a całe jego ciało zdawało się dziwnie tkliwe. Ale w chwili, kiedy podjął próbę wyrwania się oberwał ponownie w głowę, tak mocno, że prawie stracił przytomność.

- A, a, a~. Zaakceptuj to, przegrałeś. Jak zawsze zresztą, nie ważne po której stronie staniesz. - wyszeptał do uszu Macaque'a - Zawiodłeś po raz kolejny. - dodał, wstając. Mayor spojrzał w kierunku rudej małpy i uśmiechnął się widząc jak jej wzrok skupiony był na tym co działo się z czarnofutrzastym.

Macaque zacisnął pięści, zawiódł swojego Króla po raz kolejny. Smak porażki był mu dobrze już znany, ale nie było to coś do czego mógłby się przyzwyczaić. On tylko chciał pomóc i teraz wpędzi go to do grobu, ponownie. I ponownie przyjdzie mu zginąć za nic. Taka smutna i żałosna śmierć. Mayor położył stopę na jego plecach, przyciskając ją mocno i wyciskając z niego bolesne sapnięcie, kiedy poczuł jak jedno z jego żeber pęka.

- Co powiesz na to? - odezwał się, spoglądając w kierunku Wukong'a - Ty go dobijesz, - wskazał na leżącą pod nim małpę - a wtedy ja zatrzymam ten ból. - zaoferował z iście szaleńczym grymasem - Co ty na to o Wielki Mędrcze~? - 

Macaque spojrzał na Wukong'a, złote oczy spotkały się z fioletową i ślepą tęczówką. Nastąpiła cicha wymiana myśli. Macaque w tej chwili właściwie nie miałby za złe małpiemu królowi, jeśli ten postanowiłby go teraz wykończyć. Zresztą nie byłby to pierwszy raz, kiedy ten wybrałby coś innego niż on. Tym razem mógłby mu wybaczyć. Miał tę wątpliwą przyjemność bycia świadkiem tego w jak naprawdę potwornej agonii był jego rudy kompan.

I Wukong mógł dostrzec tę cichą akceptację własnego losu w fioletowym oku. I mógł przysiąc, że zadało mu to większy ból niż ten przeklęty diadem. Paliło go to wewnętrznie, świadomość, że drugi nie tylko pomyślał o tym że Wukong byłby zdolny do czegoś takiego, ale fakt że ten już zaakceptował tę opcje, jako jedyne wyjście i dawał mu właśnie ciche przyzwolenie. A najgorsze było to że miał pełne prawo tak myśleć. I Wukong mógł winić jedynie siebie za to jak nisko Macaque o nim myślał.

Sześciouchy pomagał mu cały ten czas, był przy nim przez całe to cierpienie. Jego Wojownik był silny; był większy niż on, zdolny do odstawieniu na bok ich przeszłości i bycia przyjacielem, którego Król teraz potrzebował. I Wukong nie zamierzał sprawiać by ten teraz tego żałował.

- Pierdol. Się. - wysyczał Wukong, a oczy Macaque'a powiększyły się w szoku. 

- A ja naprawdę liczyłem, że jesteś chociaż odrobinę mądrzejszy. - Mayor odczytał inkantację, wyciskając tym kolejny bolesny krzyk z Monkey King'a - Że będzie z ciebie jakikolwiek pożytek, ale wychodzi na to, że po prostu będę musiał się ciebie pozbyć. - wzruszył ramionami, poprawiając katanę w ręce - Wiem, że jesteś nieśmiertelny i w ogóle, ale ciekaw jestem co się stanie, kiedy posiekam cię w kosteczkę~. - wyszczerzył się wrednie, jego oczy skupione na Mędrcu.

Cień spojrzał słabo na Wukong'a. Agonia Słońca dzwoniła w Księżycowych uszach. Wszystkie jego iluzje opadły i cienie w okolicy zdawały się zadrżeć, rozrastając się powoli. Fioletowa poświata zaczęła emanować z jego ciała.

- Zostaw. Mojego. Króla. W. Spokoju.

Wojownik zawarczał, zaciskając pięści i ciężko podnosząc się do pionu. Niedługo po tym ciemność za jego plecami ukształtowała wielkiego potwora i Macaque zapadł się w cieniach pod nim, wyłaniając się pomiędzy Mayor'em a Wukong'iem. Czuł adrenalinę płynącą w jego żyłach i słyszał jak cienie naokoło kipią wściekłością chcąc rozerwać mężczyznę przed nim na strzępy.

-O ho ho~. Koś ma ochotę na powtórkę z rozrywki? - Mayor wydawał się raczej rozbawiony takim rozwoje wydarzeń. Zignorował dreszcz, który przebiegł mu po plechach - Nie wiesz kiedy się poddać, co małpo. - 

Ale Macaque nie odpowiedział. Zbyt pochłonięty wściekłością. Mimo, że dzięki swoim sześciu uszom słyszał znacznie lepiej, w tej chwili nie rozumiał ani słowa z ust mężczyzny. Jego myśli wypełniała rządza rozerwania przeciwnika na strzępy, cienie ich otaczające były coraz bliżej i bliżej, odcinając jakąkolwiek drogę ucieczki.

Było coś dziwnie niepokojącego w ciszy ze strony ciemnofutrzastego. Monkey King znał Macaque'a i w czasie walki był raczej gadatliwym typem, pewnym swoich mocy i zdolności, po prostu nie był w stanie zamknąć gęby. Więc fakt, że teraz był tak skupiony na atakach, nawet nie warcząc, czy wyzywając przeciwnika we wściekłości, był jasnym sygnałem, że jego celem było morderstwo. I Wukong zauważył to zanim Mayor miał chociażby szanse wyczuć że coś było nie tak. Zanim poczuł jak wszystkie jego instynkty krzyczą na niego, by uciekał. 

Mayor był teraz w stanie uderzyć przeciwnika zaledwie parę razy, podczas gdy czarnofutrzasty ani razu nawet nie wzdrygnął się ani nie wycofał. Nawet kiedy na katanie znalazła się jego krew. Po prostu wyprowadził kolejny cios, a za nim następny. I kiedy mężczyźnie udało się wytrącić z jego rąk kostur, zaczął atakować go gołymi rękoma. Uderzając pięściami, szarpiąc rękoma i drapiąc szponami.

Nie-burmistrz czół jak wzrasta strach w jego ciele, panika przyćmiewała jego zmysły i skutecznie zdarła uśmieszek z jego twarzy. Pot spłynął po jego skroni. I w końcu przerażający krzyk opuścił jego usta kiedy ręka Macaque'a przeszła na wylot przez jego pierś, wydostając się po drugiej stronie z wciąż ciepłym i bijącym sercem w dłoni. Krzyk ucichł szybko i kiedy małpa wycofała swoją rękę ciało bezwładnie opadło na ziemię bez życia.

Stał tak przez parę sekund, dysząc ciężko nim spojrzał w dół. Obrzydzenie przemknęło przez jego twarz, kiedy spoglądał na martwe ciało Mayor'a. Maccaque spojrzał pusto na swoją dłoń i wypuścił z niej serce, pozwalając mu upaść na ziemię z głośnym plaskiem. Przykucnął i zabrał zwój z inkantacją, nim ten zdążył się zbrudzić rozprzestrzeniającą się po podłożu posoką. Martwemu się już raczej nie przyda.

Macaque wstał powoli, rozwijając zwój i spoglądając na jego zawartość z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W międzyczasie Wukong również podniósł się niespiesznie, robiąc kilka drżących kroków w kierunku drugiego, kiedy ból w końcu zniknął.

- Macaque... - Wukong spojrzał na niego nieco niepewnie. Dostrzegł jak dłonie czarnofutrzastego lekko się trzęsą, jak wszystkie sześć uszu jest złożone do tyłu blisko głowy i ten wyraz twarzy... Przestudiował najmniejsze elementy tego spojrzenia i jego żołądek ścisnął się. Był przekonany że drugi coś knuje, ale nie potrafił kreślić co dokładnie. Cóż, na pewno nic dobrego; podpowiadało mu doświadczenie - Proszę... Daj mi ten zwój. - powiedział w taki sposób, jakby właśnie podchodził do dzikiego zwierzęcia.

- Huuuh~. -  rozbawienie w tonie Sześciouchego było niczym groźba.

Monkey King mógł przysiąc, że jeszcze chwila i oszaleje. Czuł panikę wędrującą pod jego skórą i jak jego własne bicie serca staje się szybsze i szybsze. Sześciouchy zrobił krok w tył od swojego dawnego przyjaciela i ponownie spojrzał na inkantację. Wukong poczuł dreszcz biegnący mu wzdłuż kręgosłupa i nudności robiące fikołki w jego żołądku, kiedy przeszła go doprawdy dewastująca myśl, że może ufanie Macaque'owi, z czymś tak potężnym, nie było... za dobrym pomysłem.

"Nie. Nie. Nie, nie zrobiłby tego. Nie użyłby tego... nie?" pomyślał podenerwowany, coraz bardziej i bardziej niepewny. Cóż, Macaque sam wcześniej powiedział że byłby zdolny do tego, więc... "Cholera. Kurwa. Mam przejebane. Ha..." i powoli zaczął panikować, bo nie miał pojęcia jak mógłby wyjść z tej sytuacji cało. Powinien podjąć z nim walkę? "Nie. Nie, nie, nie. Nie możemy walczyć. Aktywuje diadem i po mnie. Lub gorzej. Ja go skrzywdzę/Stracę kontrolę i zabiję/ znowu... nie, nie możemy walczyć." Może powinienem błagać? Prosić o jego łaskę? "To będzie tak uwłaczające, ale... Mogę schować dumę do kieszeni. Mogę- Mogę spróbować." Może powinienem przeprosić? Za porzucenie go? Za zamordowanie go? Za wszystko właściwie? "Ale co jeśli źle to odbierze? Jakby nie było to szczere? Ugh, cholera, cholera, co mam robić?"

- Hah. Ha ha. - krótki, niski śmiech opuścił uszy czarnofutrzastej małpy. I Monkey King aż pobladł, przygotowując się mentalnie na powrót swojej agonii, doskonale zdając sobie sprawę że nigdy nie będzie na to wystarczająco przygotowany, kiedy ból faktycznie nadejdzie. I że w pełni sobie zasłużył na takie traktowanie ze strony dawnego przyjaciela, nawet jeśli nie przyznałby tego na głos. Spojrzał z desperacją na Sześciouchego, próbując i ponownie zawodząc w wyczytaniu czegokolwiek z wyrazu jego twarzy.

- Szkoda że ni możesz zobaczyć teraz swojej twarzy. - w końcu parsknął z sarkastycznym uśmieszkiem na ustach, rozrywając zwój na drobne skrawki, jak gdyby był to najbardziej bezwartościowy skrawek papieru, a nie potężne narzędzie dające kontrolę nad Oh-jakże-Wielkim Mędrcem Równym Niebu.

Wukong patrzył na niego w jeszcze większym szoku niż wcześniej. Odjęło mu mowę. Bo na początku był ten przeraźliwy strach, który teraz zamienił się w ulgę tak wielką, jak ta kiedy został wyzwolony spod tamtej góry, wieki temu. Zupełnie jakby narodził się na nowo. Ale również, gdzieś głęboko w środku poczuł ból, mieszankę rozdarcia i... poczucia winy. Winy, która po wiekach w końcu wydostała się na światło dzienne... Jak mógł wcześniej tego nie dostrzec? Czuł jakby wiedział i był nieświadomy jednocześnie, że nie było opcji, aby Macaque go zdradził. Zwłaszcza nie w taki sposób.

Kolory powoli do niego wracały, ale jego oddech i rytm serca pozostawały przyspieszone i nierówne.

- Przestań tak na mnie patrzeć, bo jeszcze zacznę żałować tego co zrobiłem. - burknął, grając urażonego - Jak mogłeś pomyśleć, że użyłbym- nie dał rady dokończyć, bo drugi podbiegł do niego i przytulił go mocno, prawie łamiąc mu kolejne żebro... Był tak zszokowany, że musiało minąć parę minut nim zauważył, że wtulająca się w niego małpa drży i płacze jak nigdy przedtem. Nawet bardziej niż przez diadem...

-Dziękuję, Dziękuję, Dziękuję. - mieszały się z - Przepraszam, tak bardzo przepraszam, przepraszam. - w koło i w koło, zlewając się w chaotyczną mantrę i jeśli Macaque nie miałby swoich sześciu uszu nie byłby w stanie wyłapać pojedynczych słów. Ale miał je. I słyszał każde jedno pojedyncze słowo. Uśmiechnął się pod nosem i odwzajemnił uścisk.

- Byłem twoim przyjacielem Wukong. Nawet jeśli byłby na ciebie wściekły, nigdy bym... nigdy bym ci tego nie zrobił. Nawet teraz, jako wrogowie. Nie zrobiłbym Nigdy... - wyszeptał tuż przy uchu drugiego. Wukong nieco uspokoił się i odsunął głowę na tyle by spojrzeć w oczy rozmówcy, kiedy zaśmiał się krótko.

- Totalnie byś zrobił. -

- Racja, zrobiłbym. - również zaśmiał się i w ciągu paru sekund oboje wybuchneli żywym śmiechem - Ale chciałem zabrzmieć dobrze, jak w jakimś dramacie, ale mi to popsułeś. -

- Och, wybacz, jaśnie królowo dramatu. - zadrwił lekko Wukong - Uznaj to za odwet za to jak mnie wystraszyłeś tym papierem. - spojrzał na stępki zwoju, nawet na chwilę nie wypuszczają z objęć czarnofutrzastego.

- Warto było. Byłeś bledszy od tej Kościstej Wiedźmy. - Macaque zarechotał, ale w znaczni lżejszy i mniej złośliwy sposób.

- Oj, zamknij się już. Dupek. - 

- Nie będę się z tym kłócić. - 

Spojrzeli po sobie i sekundy później leżeli na ziemi. Macaque i Wukong byli najzwyczajniej w świecie wyczerpani. To wszystko było męczącym doświadczeniem i ich ciacha krzyczały błagalnie o moment spokoju.

- Dziękuję... - Wukong zaczął powoli.

- Nie ma o czym mówić. - chciał skończyć temat, jednak druga małpa lekko szturchnęła go w ramię, chcąc zaznaczyć, że to nie koniec i ma coś jeszcze do powiedzenia.

- Nie, naprawdę Macaque. - Wukong odwrócił się na bok, tak by lepiej mógł widzieć Sześciouchego - Naprawdę doceniam co dla mnie zrobiłeś... Zwłaszcza po tym jak cię potraktowałem. Wychodzi na to, że cały ten czas to ty byłeś lepszym przyjacielem... - kontynuował swój monolog - Dziękuję za twoją pomoc, za to, że byłeś przy mnie. Gdyby nie ty, skończył bym na pewno bardzo źle... I przepraszam za zabi-

- Nie ma o czym mówić. To był mój obowiązek tak czy siak. - Wukong zrozumiał, to nie był jeszcze czas dla nich na rozmowę o przeszłości. Było w nich teraz za wiele emocji i na początek powinni skupić się na odpoczynku, a nie zaczynaniu kolejnego, trudnego i cholernie drażliwego tematu - Jako, że jestem Wojownikiem, moim obowiązkiem jest obrona mojego Króla~. - ruda małpa uniosła na niego spojrzenie, czując jak delikatnie brzoskwiniowy rumieniec zakradł się na jej policzki. Komfortowe poczucie bezpieczeństwa i spokoju ogrzało jego wnętrze. Och, ależ on kochał to sformułowanie.

- Ale wolałbym tu nie spać. - dodał po paru chwilach - Chwyć się mnie mocniej. - poinstruował i kiedy poczuł jak ręce wokół niego się zaciskają, pozwolił cieniom pochłonąć ich obojga i wypluć w jego apartamencie, prosto w jego gnieździe - O wiele lepiej~. - ich ogony splątały się ze sobą.

.....

FH:

Done! Miałem to skończyć przed północą, ale przeliczyłem się i jest 3:05 XD
Wrzucam ale rano zajrzę tu jeszcze czy na pewno nie trzeba czegoś poprawić hah

Well to koniec tej historii, ale już biorę się za tłumaczenie kolejnej!
Dam tu znać jak ją dodam, bo będzie to one-shot.

Do Następnego~~

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro