Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Właśnie wychodzę ze szkoły, a z mojego ciała schodzi cały stres związany z egzaminem, który dzisiaj pisałam. Nie był jakoś super trudny, ale bez nerwów by się nie obeszło. Nie rozglądając się dookoła, idę prosto w stronę domu i myślę tylko o ciepły i miękkim łóżeczku w który zaraz będę leżeć. Od poniedziałku ani razu nie widziałam się z Sebastianem, przez co jestem trochę nie w humorze, ale staram się tego nie pokazywać.

W uszach mam słuchawki w których leciała jakaś piosenka AC/DC, ostatnio nie mam ochoty słuchać polskich piosenek. Delikatny wiaterek owiewa moją twarz, przy okazji plącząc mi włosy. Gdy w pewnym momencie jedna słuchawka wypada mi z ucha, przez to, że zaczęłam poprawiać włosy, słyszę za sobą ciężkie kroki. Jak z jedną słuchawką w uchu, w której leci rock, mogę usłyszeć coś takiego? Albo ktoś ma bardzo ciężkie buty, albo specjalnie tak klapie nogami żebym go usłyszała. Wszystkie moje mięśnie automatycznie się spinają, ale nie obracam się, ani nie przyśpieszam kroku, przecież to może być zwykły przechodzień.

Jedna słuchawka dalej zwisa na kablu, wzdłuż mojego ciała, gdy po chwili moje mięśnie trochę się rozluźniły, wkładam ręce do kieszeni ciemnoniebieskiej bomberki i w jednej z nich odnajduje telefon, więc wyczuwając palcem przycisk do zmiany głośności, ściszam muzykę do zera, tak na wszelki wypadek, żeby słyszeć osobę ze sobą. Gdy przez kolejne, około dwieście metrów, nie usłyszałam za sobą ani jednego szmeru, westchnęłam i z powrotem włączyłam muzykę, oczywiście druga słuchawka dalej zwisała na mojej piersi.

Jezu, ja już popadam w jakieś paranoje.

Włożyłam ręce do kieszeni, nucąc pod nosem melodie piosenki. Jestem ostatnio strasznie przemęczona, to pewnie dlatego mój mózg wymyśla niestworzone rzeczy. Gdy już miałam wkładać drugą słuchawkę do ucha, poczułam na swoich plecach nagle uderzenie powietrze, jakby ktoś obok mnie przebiegł. Nie, tego już za wiele. Bez większego namysłu, obróciłam na pięcie w drugą stronę i mocno zacisnęłam pięści ze złości. Nim zdążyłam coś powiedzieć, męska dłoń zakryła mi usta, zaś druga chwyciła mnie w talii i szybko przyciągnęła do twardego torsu. Strach sparaliżował moje ciało tak mocno, że ledwo mogłam wziąć oddech.

— I co, teraz? Nie ma z tobą twojego księcia z bajki, więc nikt cię nie obroni – usłyszałam szept tuż przy moim uchu, ale to wystarczyło, żebym wiedziała kto to. Jackson. – Wnioskując po siniaku na twojej ręce, lubisz na ostro, więc przygotuj się, bo będę cię pieprzył tak mocno, że nie będziesz mogła chodzić przez kolejne trzy dni.

Jego dłoń dalej zakrywała moje usta, nie pozwalając na to, żeby chociaż jeden krótki dźwięk wydobył się z mojego gardła. Z całych sił zaczęłam się szamotać, próbując wyrwać się z jego silnych ramion.

— Przestań się rzucać, bo później tego pożałujesz – warknął i zaczął prowadzić mnie przez ziemistą drogę, prowadząca do pobliskiego lasu.

Gdy już tracę siły i jakiekolwiek nadzieje związane z ucieczką, udaje mi się, niezauważalnie, włożyć jedną dłoń do kieszeni, w której znajdują się klucze. Mam tylko jedną szansę. Nie czekając dłużej, wzięłam szybki zamach nogą i z całej siły nadepnęłam mu na stopę, blondyn syknął wściekle i skupił się, tym samym luzując uścisk oplatających mnie ramion. Gdy w końcu udało mi się trochę od niego odsunąć, wyciągnęłam dłoń, z kluczami powkładanymi między palce, z kieszeni i wykorzystując większość siły jaka mi została, zamachnęłam się i uderzyłam go w brzuch. Mężczyzna jęknął głośno, przez prowizoryczny kastet, który wbił się w jego ciało. Nie czekając dłużej, odsunęłam się od niego dalej i zaczęłam biec ścieżką, którą mnie tu zaciągnął. Za plecami słyszałam przekleństwa i odgłos upadania na ziemie, mimo to, nie obróciłam się za siebie, tylko jeszcze bardziej przyspieszyłam. Nigdy w życiu nie biegłam jeszcze tak szybko jak teraz.

Po chwili byłam już przy drodze głównej, ale wolałam się nie zatrzymywać, bo skąd mam niby pewność, że przypadkiem nie wstał i nie pobiegł za mną, albo jego kumple gdzieś tu są? Gdy po, około pięciu, kolejnych minutach pierwszy raz obróciłam się za siebie i nie zobaczyłam za sobą kogoś kto chciałby mi coś zrobić, zwolniłam i głębiej odetchnęłam, a raczej starałam się to zrobić.

Dopiero teraz popatrzyłam na swoje dłonie i klucze znajdujące się w jednej z nich, były ubrudzone krwią. O Jezu, mam na rękach jego krew. Mój oddech przyśpieszył jeszcze bardziej, co wydawało mi się już nie możliwe. Szybko poklepałam dłońmi po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu, który na szczęście był na swoim wcześniejszym miejscu, drżącymi dłońmi wyciągnęłam go z kieszeni i odblokowała, co było niezwykle trudne, i wybrałam jeden z ostatnich numerów z jakim rozmawiałam. Po trzech sygnałach osoba po drugiej stronie odebrała.

Cześć, kochanie – niski, uspokajający głos dotarł do moich uszu, przez co byłam w stanie nabrać więcej powietrza, które było mi teraz tak bardzo potrzebne, a niedostępne. – Kochanie?

Powtórzył gdy nie odpowiadałam przez dłuższą chwilę, teraz tylko i wyłącznie, marzyłam, żeby znaleść się w jego silnych i bezpiecznych ramionach, żeby usłyszeć obok siebie jego kojący głos. Ale teraz zostało mi się modlić, żeby sam się domyślił, że coś jest nie tak i do mnie przyjechał. Po kolejnych dwóch próbach wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku, poddałam się, bo nic oprócz ciche świadczenia mi nie wychodziło i tylko marnowałam tlen, który tak ciężko było mi teraz nabrać.

Mia, kochanie, jeśli coś jest nie tak, wyślij mi swoją lokalizacje lub jakaś inna wiadomość – ton jego głosu, nagle stał się bardziej zdenerwowany i zdeterminowany.

Po jego słowach, w końcu udało mi się nabrać większy wdech, ale dalej ani jedno słowo nie chciało przejść mi przez gardło. Gdy nagle przed oczami cały świat mi zawirował, powoli kucnęłam podtrzymując się zielonej trawy, należącej do podwórka jednego z domów. Po chwili z potworem widziałam w miarę normalnie, odsunęłam od ucha telefon i trzęsącymi się palcami, weszłam w wiadomości, gdzie wyszukałam konwersacji z Sebastianem i wysłałam mu swoją lokalizacje. Gdy to zrobiłam, z potworem przyłożyłam urządzeniu do ucha, gdzie dalej było słychać oddech mężczyzny.

— Seb – w końcu udało mi się wydobyć z siebie jakiś dźwięk, mój głos się załamał i był strasznie cichy, przez co nie byłam pewna czy mężczyzna mnie usłyszała.

Nie ruszaj się stamtąd, kochanie, zaraz tam będę – jego głos z powrotem stał się łagodny i kojący.

Później wszystko dzieło się już szybko, starałam się oddychać spokojnie i miarowo, co coraz lepiej mi wychodziło, a Sebastian cały czas coś do mnie mówił i nie było to wypytywanie mnie co się stało, tylko opowiadał mi co robił przez po naszej porannej rozmowie. Teraz siedziałam to trawniku, którego jeszcze przed chwilą się podtrzymywałam. W między czasie przejechało obok mnie kilka samochodów, co za każdym razem trochę mnie stresowało, bo nie wiedziałam jakim samochodem jeździ Jackson albo jego kumple. Po około piętnastu minutach, zatrzymał się przede mną pomarańczowy mustang i wysiadł z niego wysoki, bardzo dobrze mi znany, mężczyzna.

Brunet przykucnął przy mnie i dokładnie zlustrował moje ciało, od czubków palców u stup, aż do najbardziej wystającego włosa na mojej głowie, jednak jego wzrok najdłużej zatrzymał się na mojej, brudnej od krwi, dłoni. Bez słowa, objął mnie delikatnie ramionami i podniósł, jakbym ważyła tyle co piórko.

Po chwili już siedziałam w samochodzie po stronie pasażera. Sebastian siedział zaraz obok mnie, za kierownica i patrzył uważnie na drogę, jego jedna dłoń leżała na moim udzie, dając mi poczucie bezpieczeństwa.

— Chusteczki masz pod siedzeniem – odezwał się w końcu, zerkając na mnie kątem oka. – Jeśli...

— Jackson – palnęłam głupio, przerywając mu. Mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony, a jego brwi ściągnęły się do środka.

— Co? – zapytał, nie za bardzo wiedząc o czym mówię.

— Ten Jackson, co był w tedy w kawiarnii, jak poznałeś Klaudię. – powiedziałam cichym głosem, wycierając sobie dłonie mokrymi chusteczkami.

— Ale co on?

— To jego dźgnęłam kluczami – po co ja to w ogóle mówię, powinnam siedzieć i się nie odzywać, dziękując w duszu, że Sebastian nie drąży tematu.

— Dlaczego to zrobiłaś? I nie kłam, bo wiem, że tak po prostu byś tego nie zrobiła i musiałaś mieć do tego dobry powód – westchnął, zjeżdżając z głównej drogi, na drogę poboczna prowadzącą do jego domu.

— Sebastian, ale musisz mi obiecać, że nie zrobisz nic głupiego – wymamrotałam pod nosem, przyglądając się swoim dłoniom, które nagle zrobiły się bardzo ciekawe. Mężczyzna w odpowiedzi kiwnął głowa, na znak, że rozumie, a ja nabrałam więcej powietrza. – Chciał mnie zgwałcić – mowie szybko i niedbale, jakbym się tego wstydziła.

Słyszę jak brunet zatrzymuje powietrze w płucach i mocno zaciska pięści na kierownicy, aż jego knykcie są białe jak papier. Przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia samym sobą, a myśli zapełniają się jednym pytaniem, a co jeśli Sebastian będzie się mnie teraz brzydził, bo inny facet próbował zaciągnąć mnie do łóżka? Na sama myśl o tym, że mógłby mnie zostawiać, chce mi się płakać, a do moich oczu napływają łzy, których nie daje rady zatrzymać. Zaczynam szybko mrugać, próbując się ich pozbyć, co rączkę średnio mi wychodzi, bo pojedyncze krople, którym udało się uciec, spływają mi po policzku.

— Mia, jestem z ciebie dumny, że sobie z nim poradziłaś i dźgnęłaś go tymi kluczami – uśmiechnął się w moja stronę i delikatnie ścisnął moje uda. – Tylko proszę cię, nie płacz, nie mogę na to patrzeć, bo sam się popłacze. – poprosił, robiąc smutną minkę.

Otarłam dłonią mokre policzki i delikatnie się uśmiechnęłam. W tym samym czasie podjechaliśmy pod jego dom, lekko się spięłam na samą myśl o tym, że znowu będę mogła spotkać jego ojczyma, który raczej za mną nie przepada.

— Moi rodzice wczoraj pojechali, więc mamy cały dom dla siebie – uśmiechnął się zadziornie i zaparkował w garażu na wolnym miejscu, parsknęłam śmiechem na jego słowa, a on wysiadł z pojazdu i obszedł go dookoła, żeby otworzyć mi drzwi.

Gdy tylko wysiadałam z samochodu, od razu zostałam do niego przyciśnięta placami, a na moich ustach pojawiły się te mężczyzny, który trzymał dłonie na moich biodrach, nie pozwalając mi się ruszyć. Jęknęłam w jego usta zaskoczona, ale położyłam ręce na jego barkach i przyciągnęłam jeszcze bliżej siebie.

— Chodź, mam dla ciebie niespodziankę – powiedział, gdy się od siebie odsunęliśmy i zanim zdarzył otworzyć usta, pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi wejściowych do domu.

— Sebastian...

— Kochanie, uwielbiam jak mówisz, albo krzyczysz moje imię, ale proszę bądź przez chwile cicho i zakryj oczy – przerwał mi, otwierając drzwi kluczami. 

Westchnęłam na jego słowa i posłusznie zakryłam dłońmi oczy, dając mu się prowadzić. Gdy weszliśmy do środka, usłyszałam za plecami dźwięk zamykania drzwi i silne dłonią na mojej talii, które zaczęły mnie delikatnie pchać do przodu. Po chwili zatrzymaliśmy się, a po ciepłych rękach na mojej talii, zostały tylko wspomnienia. Nagle poczułam jak mężczyzna delikatnie bierze moje dłonie z twarzy, dlatego mocniej zacisnęłam powieki i wystawiłam ręce przed siebie. Po chwili poczułam jak położył na nim coś lekkiego, na pewno zrobionego z papieru.

— Możesz otworzyć oczy – szepnął, tuż przy moim uchu, przez co przeszedł mnie przyjemny deszczyk.

Powoli wykonałam jego polecenie, co trochę trwało, bo musiałam na nowo przyzwyczaić się do światła. Gdy już wszystko widziałam, zamrugałam kilka razy, starając się wyostrzyć obraz. Popatrzyłam na swoje dłonią i zobaczyłam białą kopertę. Nie za bardzo wiedząc, co mam z nią zrobić popatrzyłam na Sebastiana, który uśmiechał się jak głupi i kiwnięcia głowy pokazał przed nas, szybko przeniosłam tam swój wzrok i otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Co ten mężczyzna znowu wymyślił?


Wesołych świat!
1840 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro