Epilog - Alternatywna wersja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

A więc, to znowu ja, jak pewnie widzicie.
I tak, wiem, że nie zaczyna się zdań od 'więc'.
Pewna bardzo miła i urocza osóbka, zaproponowała mi stworzenie alternatywnej wersji prologu, uwzględniając to czego każdy ode mnie oczekiwał, happy end.

LateSunrise bardzo ci jeszcze raz dziękuję za cudowną pracę, a zainteresowanych zapraszam niżej, abyście mogli cieszyć się z zakończenia tej serii xx

******

Zima w Holmes Chapel dawała sine znaki. Pod moimi butami skrzypiał śnieg, kiedy kierowałam się w stronę domu rodzinnego Harrego. Z lekkim wahaniem weszłam do środka domu bez pukania.

Cisza.

Powoli wkroczyłam do salonu, lecz w nim nikogo nie było. Zaczęłam się martwić, ponieważ Harry był z Ryanem, a jak na razie nie zauważyłam żadnych znaków aby znajdowali się w domu. Nie było też wózka dla dziecka.

Cicho wbiegłam na górę na drżących nogach, mając w głowie najgorsze scenariusze dlaczego dwójka najważniejszych dla mnie osób nie jest w miejscu w którym powinna być.

Zaglądałam do każdego pokoju, aż dotarłam do sypialni bruneta. To co tam zobaczyłam rozkruszyło moje serce na kawałki.

Styles siedział na łóżku, z opierając się łokciami na kolanach. Wpatrywał się w nieobecny punkt z lekko otwartymi ustami.

- Harry? -zapytałam ostrożnie, powoli do niego podchodząc.

Mozolnie podniósł głowę, pokazując mi swoje zaczerwienione oczy.

Płakał?

- Co tu robisz? - powiedział.

- Chciałam Ci wszystko wytłumaczyć - usiadłam na rogu łóżka, przeczesując nerwowo dłonią włosy.

- Idź lepiej do Matta - prychnął, poprawiając pozycję na wygodniejszą.

- Daj mi zacząć. - posłałam mu groźne spojrzenie. - To on pocałował mnie, nie ja jego. Od dawna się do mnie przywalał i o tym wiesz. Nie wiem jaki był jego konkretny cel ale chciał zniszczyć nas.

Wpatrywał się chwilę w moje oczy, po czym cicho jęknął:

- To bolało, Rosie. Wiesz, jak to jest widzieć jak osoba którą kochasz jest całowana przez inną osobę? - wymruczał, przecierając zmęczoną twarz dłońmi.

- A żebyś wiedział - odpowiedziałam sarkastycznie.

Styles przewrócił oczami.

- Gdzie Ryan? - spytałam po chwili ciszy.

- Poszedł z moją mamą na spacer, powinni za chwilę wrócić.

Poczułam ulgę, że z moim dzieckiem wszystko w porządku, lecz Harry dalej mi nie wybaczył.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, zauważając, że na łóżku leży otwarta walizka a w niej dużo ubrań. Szafa również była otwarta, na co zmarszczyłam brwi i spojrzałam na mojego narzeczonego, który spuścił głowę. Spostrzegłam też obok niego granatowe pióro, a na łóżku było pełno zgniecionych karteczek. Zaczęłam je wszystkie przeglądać, coraz bardziej nie wierząc co mężczyzna chciał mi zrobić.

- Chciałeś mnie zostawić?! - zawołałam, wstając gwałtownie. Czułam jak moje serce coraz szybciej zaczyna pompować krew.

- Rosie... - powiedział, wstając.

-Nie, nie wierzę! Chciałeś mnie zostawić! - ponownie przeczesałam włosy - Samą! Z dzieckiem!

- Rosie... Może popełniliśmy błąd? Może po zakończeniu trasy powinniśmy się rozstać? Ciągle mamy problemy na głowie które nas wyniszczają.

- Razem byśmy dali radę! Rozumiesz? Razem, ale ty chciałeś stchórzyć! - w moich oczach pojawiły się niechciane łzy.

Nastała cisza, przerywana moim cichym szlochem.

- Nie powinieneś mnie kochać - wyszlochałam cicho.

- Ale to robię.

Gwałtownie do niego podeszłam i z całej siły wymierzyłam cios w policzek.

- Dalej Cię kocham - powiedział, uśmiechając się bezczelnie.

Ponowne spoliczkowanie.

- Dalej Cię kocham.

Kolejne.

- Nadal Cię kocham.

Następne uderzenie.

- Kocham Cię.

- Chcesz odejść! - wykrzyczałam mu w twarz.

Jego mimika twarzy zmieniła postać na... zrozumienie? Uświadomienie?

Westchnął ciężko, przeczesując krótkie już włosy.

- Ale tego nie zrobię - mruknął, powoli się do mnie zbliżając.

Zaczęłam się cofać, nie wiedząc co planuje.

- D-Dlaczego?

Zatrzymałam się, kiedy moje plecy zderzyły się ze ścianą, a brunet był bardzo blisko mnie. Złapał moją twarz w swoje wielkie dłonie i spojrzał mi w oczy.

- Bo Cię kocham - i pocałował mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro