26 « Who are you? »

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hollywood to duża dzielnica, także gdy wyszłam na spacer, kompletnie sama, miałam nadzieję, że będę miała spokój.
Myliłam się, gdy zaczęłam słyszeć pierwsze szepty w tłumie gdy szlam przed siebie.
Ludzie mnie rozpoznawali mimo tego, że miałam na sobie ciemne okulary i kapelusz.
Szeptali i wskazywali co jakiś czas palcami.
Gdy osoby były młodsze, ich telefonu były wyciągnięte, a dziewczyny z zapałem zapewne tweetowały, wydając moją pozycję.
Gwałtownie skręciłam do jakiegoś sklepu gdy duża czarna terenówka zatrzymała się na poboczu.
- Czy mógłby pan zamknąć drzwi? - zapytałam mężczyznę z plakietką kierownika.
Zaskoczeni klienci patrzyli to na mnie to na rosnący tłum za szybami.
Chciałam tylko jednego normalnego spaceru, czy to tak wiele?
Kierownik zrobił co prosiłam i zakluczył drzwi, odcinając nas od dżungli panującej na ulicy.
Fani dobijali się do środka, a flesz błyskał co jakiś czas.
Wyciągnęłam telefon wybierając numer ktory miałam zapisany pod alarmową jedynką.
- Przeszkadzam? - zapytałam, a po chwili usłyszałam śmiech Jack'a.
- Ty nigdy co się dzieje?
- Uh, zostałam zablokowana w Starbucksie przy piątej alei. - wyjaśniłam szybko. - Wziąłbyś kolegów i mi pomógł?
- Daj mi dwadzieścia minut. - powiedział szybko i się rozłączył, a ja westchnęłam.
- Kim jesteś? - zapytał mały chłopiec, patrząc na mnie zaciekawiony.
Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie, a jego mama posyłała mi lekko zawstydzone spojrzenia.
- Mam na imię Rosie. - przedstawiłam się mu cicho.
- Dlaczego oni wszyscy tak krzyczą?
- Chyba jestem sławna.

- Dzięki za pomoc. - powiedziałam uśmiechając się do mojego ochroniarza gdy jego auto zatrzymało się pod domem moich dziadków.
- Za to mi płacisz. - stwierdził szybko, a ja się zaśmiałam. - Na przyszłość, pamiętaj aby nigdzie nie wychodzić sama.

Popchnęłam drzwi wyjściowe na ogród i dobiegły mnie śmiechy i głośne rozmowy.
Nikt nie zwrócił uwagi na to, że przyszłam co mnie niezmiernie ucieszyło.
Podeszłam do ławki, na której siedział Styles, wesoło rozmawiając z moim wujem.
Cieszyłam się, że się dogadują.
Stanęłam za nią i oplotłam ramiona wokół jego szyi, składając pocałunek na jego policzku.
Uśmiechnął się szeroko.
- Witaj.
Kątem oka zauważyłam błysk, Kate robiąca nam zdjęcie się uśmiechnęła.
- To definitywnie będzie w rodzinnym albumie. - oznajmiła, a ja parsknęłam lekko.
- Twoja rodzina jest bardzo miła. - powiedział szybko.
- Mhm. - mruknęłam. - Poczekaj jeszcze trochę, a zmienisz zdanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro