Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zapisywałem datę w zeszycie, kiedy to akurat rozbrzmiał dzwonek na przerwę. W przeciwieństwie do innych uczniów, zostałem i skończyłem przepisywać do samego końca. Gdy wszyscy wyszli poza pomieszczenie, dopiero zacząłem się pakować. Westchnąłem cicho, podnosząc się z krzesła.

— Jeszcze chyba się nie spotkałam z uczniem, który z własnej woli spędziłby nieco przerwy na dokończeniu pisania notatki — odezwała się kobieta siedząca przy swoim biurku. — Dam ci materiały. Prosiłabym, żebyś nadrobił to jak najszybciej. Wiem, że to raczej nie jest normalne dla chłopaka w twoim wieku i to zapewne jakiś problem, ale...

Przerwałem jej.

— To żaden problem. Ze znajomymi się nie spotykam, bo praktycznie żadnych nie mam, w domu wykonuję obowiązki domowe, ale nie zajmują mi całego dnia, więc do końca tego tygodnia powinienem to sobie samemu przerobić. Tylko siostra może przeszkadzać, ale raczej siedzi cicho u siebie w pokoju. — Odebrałem plik kartek.

— I ja i wszyscy twoi nauczyciele w szkole zostaliśmy poinformowani o twoim przypadku i stanie psychicznym. Na pewno nie jest ci z tym łatwo, dlatego gdybyś potrzebował na moment wyjść z klasy, to tylko powiedz. Jestem opiekunem twojej klasy, dlatego w razie czego możesz do mnie przyjść i porozmawiać. Postaram się pomóc, jak tylko będę mogła. — Podniosła się i położyła mi dłoń na ramieniu. — Jest okej?

— Ujdzie. Nie narzekam — powiedziałem, na co ona się lekko uśmiechnęła.

— Kolejne zajęcia macie w sali trzysta dwanaście. To na tym piętrze na końcu korytarza. W lewo, jak się wychodzi z tej sali — wytłumaczyła, zakładając ręce na klatce piersiowej.

— Do widzenia — rzuciłem na odchodne, po czym ruszyłem w kierunku drzwi.

Za sobą zamknąłem drzwi, po czym zgodnie z instrukcją nauczycielki ruszyłem w stronę klasy. Po drodze włożyłem ręce do kieszeni i lekko spuściłem głowę. Nie lubiłem nawiązywać kontaktu wzrokowego z drugą osobą. Wolałem być uznany za samotnika, chociaż zapewne tutaj się tak nie da. Kilka osób zainteresowało się moją osobą, a ja nie miałem pojęcia dlaczego. Nie uważałem się za ciekawego człowieka. Mało co o sobie mówiłem, bo inaczej mogłem wyciągnąć informacje odnośnie mojej choroby i problemów z agresją.

W poprzedniej szkole zostałem przez to wszystko odepchnięty jeszcze bardziej, a nie chciałbym powtórki z rozrywki. Wolałem siedzieć cicho, chodzić po prostu do szkoły i wytrzymać do egzaminu SAT.

Wypuściłem nadmiar powietrza. W tej samej chwili ktoś zawiesił na moim karku swoje ramię, dlatego spojrzałem na tę osobę zaskoczony. To był jakiś chłopak, a obok niego szła dwójka dziewczyn.

— Jestem Theo — przedstawił się, po czym wskazał na dziewczynę po swojej prawej. — To Sara, a tamta to Monica. — Pokazał na drugą dziewczynę. — Jesteśmy w tej samej klasie, więc powinniśmy cię chyba wprowadzić, żebyś lepiej zaaklimatyzował się w szkole...

On w ogóle wie co znaczy to słowo? – pomyślałem, krzywiąc się z niechęci.

Zrzuciłem jego ramię ze swojego karku i przyśpieszyłem nieco kroku. Wydał się wyraźnie zaskoczony, czego dowodziło jego zwolnienie kroku.

— Dzięki, ale dam sobie radę samemu.

Nawet się do niech nie odwróciłem i po prostu szedłem przed siebie. Słyszałem, że rozmawiali ze sobą odnośnie mojego zachowania.

— W klasie wydawał się bardziej rozmowny — zauważył chłopak, jednak nie zwróciłem na niego zbytniej uwagi.

— Może musi się przyzwyczaić do nowego środowiska — odezwała się Sara, a ja stanąłem pod salą.

Opuściłem ponownie wzrok i oparłem się o ścianę. Wyjąłem telefon, gdzie zacząłem sprawdzać spam wiadomości od Neele.

Znalazłam koleżanki, które też czytają mangi
UwU
Damien!
One też czytają taką tematykę jak ja!
OwO
Mogę umierać!
Chociaż nie...
Nie mogę...
Nic więcej nie przeczytam...
Damien...
Masz ładowarkę do telefonu?
Już nie ważne
Koleżanka miała UwU

Złapałem się za głowę.

Za jakie grzechy musiałem dostać rodzeństwo? – Potarłem swoją skroń palcem środkowym i wskazującym.

Wcisnąłem okienko do pisania wiadomości, po czym zacząłem jedną tworzyć.

Skup ty się na lekcjach
Ja ci z matmą nie będę pomagał

Wygasiłem wyświetlacz z lekkim westchnięciem. Przechyliłem głowę w prawą stronę, by rozejrzeć się po korytarzu. Wszyscy się z jakiegoś powodu cieszyli. Mieli uśmiechy na twarzach, tymczasem ja tylko zaburzałem harmonię w tym budynku. Nie umiałem się przystosować do atmosfery w tej placówce. W poprzedniej szkole widziałem tylko szarych ludzi, którzy najchętniej całe dnie by spędzali na Tik Toku i nagrywaniu siebie śpiewających do jakichś głupich piosenek.

Opuściłem wzrok.

Nie byłem w stanie cieszyć się życiem jak oni. Pomimo brania antydepresantów, nic nie mogłem poradzić na swój posępny, codzienny humor. Nic tylko niszczyłem nastroje drugich osób.

— Nie jesteś zbyt rozmowny — odezwał się nagle ktoś z mojej lewej, dlatego spojrzałem na tę osobę.

Zobaczyłem chłopaka, obok którego zostałem usadzony na poprzedniej lekcji. Nie wyglądał stricte jak większość chłopaków w naszym wieku. Miał niecodzienny styl ubioru, a o uczesaniu nawet nie wspomnę. Jego włosy były czarne, grube, długie i związane w dość wysokiego koka, który się nieco rozwalał. Ciuchy to kremowy sweter z golfem, z podciągniętymi nieco rękawami. Spodnie to nic innego, jak jeansowe ogrodniczki – jedno ramiączko było tylko zawieszone na ramieniu. Na stopach miał zawiązane ciemne trzewiki.

Zignorowałem go, a on się lekko zaśmiał. Z powrotem na niego spojrzałam, dzięki czemu zobaczyłem, jak poprawia swoje włosy i odsuwa jedno krótsze pasemko do tyłu. Szeroko się uśmiechał, a tym samym uwydatniał nieco swoje dołeczki w policzkach.

Uważnie mu się przyglądałem, dzięki czemu mogłem dostrzec więcej detali w jego wyglądzie. Jego skóra miała dość jasny odcień – prawie biały – a na niej wyróżniało się kilka pieprzyków – pod prawym okiem i lewym kącikiem ust. Szczęka nie była mocno zarysowana, nos prosty, pełniejsze usta i „wesołe", zielone oczy, okrążone długimi rzęsami. Na jego szyi wisiał srebrny łańcuszek bez jakiejkolwiek zawieszki, a na lewym uchu zauważyłem kolczyk na połowie małżowiny.

Założył ręce na klatce piersiowej.

— Jestem samotnikiem — wytłumaczyłem krótko.

— Samotnikiem można być tylko w momencie narodzin i śmierci. W ciągu życia to nie wychodzi, chyba że bylibyśmy w średniowieczu i zostali pustelnikami — zażartował, czym mnie zaskoczył. Wyciągnął w moim kierunku prawą rękę. — Jestem Curtis. Curtis Simon Brighton.

Spojrzałem na jego dłoń, po czym zwróciłem wzrok z powrotem na jego oczy.

— Brighton? — spytałem. — Jak to miasto w Michigan?

Kiwnął głową i zacisnął lekko powieki zniesmaczony.

— No wiem, ale trochę mnie zaskoczyłeś. Pierwszy raz ktoś porównał moje nazwisko do miasta niedaleko Detroit, a nie do tego w Wielkiej Brytanii — zauważył, szeroko się uśmiechając.

— Jestem z edycji limitowanej — rzuciłem, czym go nieco rozśmieszyłem.

Z takiej przeterminowanej edycji limitowanej – pomyślałem, odwracając wzrok.

— Uściśniesz moją dłoń czy będziemy stać jak dwa patrzące na siebie głąby? — spytał żartobliwie.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Cały czas miał wyciągniętą w moim kierunku rękę. Uśmiechał się do mnie szeroko i życzliwie, choć na pierwszych zajęciach miał mnie w głębokim poważaniu. Zmarszczyłem lekko brwi, po czym odsunąłem się od ściany i stanąłem do niego przodem. Był nieco niższy ode mnie i miał dość wątłą posturę. Ruszyłem ramieniem, by ścisnąć jego dłoń. Zdziwiłem się, kiedy poczułem praktycznie lodowatą skórę.

— Uparty jesteś — zauważyłem, na co się lekko zaśmiał.

— Nie jesteś pierwszą i zapewne nie ostatnią osobą, która mi to mówi. — Wzruszył ramionami, delikatnie potrząsając moim ramieniem.

— Damien Heckmann — przedstawiłem się ponownie.

— Mówiłeś coś, że masz niemieckie korzenie, co nie?

Kiwnąłem głową, kiedy ponownie oparłem się o ścianę. Stanął obok mnie.

— Masz mocniejszy akcent, kiedy mówisz. — Opuścił lekko głowę. — Uczyłeś się kiedyś niemieckiego? — Podniósł na mnie wzrok, a ja tylko wzruszyłem ramieniem.

Lekko posmutniał, kiedy nie dałem mu odpowiedzi słownej. Nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę, ale w tym momencie chyba musiałem. Niezbyt posiadałem tu wybór, bo jednak usta mu się nie zamykały i cały czas mnie zagadywał. Wolałem spędzać czas samemu. Nie umiałem rozmawiać z innymi ludźmi, z rówieśnikami zwłaszcza, bo wystarczyło, żebym powiedział tylko coś o swoich problemach i już się ode mnie odwracali.

W jego przypadku prawdopodobnie potoczy się to identycznie. Wytrzyma ze mną co najwyżej tydzień.

Westchnąłem zrezygnowany, gdy lekko opuścił wzrok.

— Dziadek jest narodowości niemieckiej i no, mówi po niemiecku. Uczył mnie trochę, ale zrezygnowałem. Nie szło mi najlepiej, więc stwierdziłem, że nie będę się niepotrzebnie męczył — wytłumaczyłem, czym ponownie sprawiłem, że poprawiłem mu humor.

— A umiesz coś powiedzieć?

Przytaknąłem.

— Znam całą gramatykę, więc no. Gorzej ze znajomością słówek. — Założyłem ręce na piersi.

— Rodzice muszą być chyba zadowoleni, że umiesz coś ponadprogramowo. — Uśmiechnął się.

Wzdrygnąłem się, kiedy tylko wspomniał cokolwiek o tych osobach. Szerzej otworzył oczy, a wygięte w łuk usta opadły lekko. Na jego twarzy powstał zauważalny niepokój.

— Coś się stało? — zapytał zmartwiony.

— Nie, to nic takiego — odpowiedziałem krótko, a dokładnie w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.

Oboje spojrzeliśmy w kierunku sali, gdzie uchyliły się drzwi. Nauczyciel musiał zostać w sali na przerwie.

W sumie to nasza opiekunka roku też nie wychodziła z klasy...

Chłopak na mnie zerknął. Wziął torbę, którą położył na ziemi, po czym powolnym krokiem ruszył w stronę pomieszczenia.

— Możemy usiąść razem, jeśli chcesz. Na każdej lekcji siedzę sam, więc jeśli chcesz, to możesz zająć miejsce obok — zaproponował, lekko drapiąc się po karku.

— Nie musisz być dla mnie miły — powiedziałem cicho.

— Czemu mówisz coś takiego? — Zwolnił, aby przepuścić kilka dziewczyn.

— Jestem pesymistą. Nie umiem patrzeć na relacje międzyludzkie pozytywnie.

Zaśmiał się, a w tym samym momencie weszliśmy do sali, gdzie poszedłem za nim do ławki na samym końcu pod oknem. Usiedliśmy na krzesłach. Ponownie wyjąłem swój zeszyt, by w kolejnej chwili spojrzeć na mężczyznę, który układał równo dokumenty, uderzając plikiem papieru o swoje biurko. Był pierwszy dzień po przerwie świątecznej, a on wyglądał koszmarnie, jakby nie spał co najmniej dwa dni. Miał nieco rozczochrane włosy, sweter z golfem, jeansy i trapery. Lewy nadgarstek zdobił srebrny zegarek, palec serdeczny obrączka, a nos okulary, które w tym momencie podniósł, aby założyć je na głowę.

— No dobrze, witam po przerwie. Wszyscy obecni? — spytał dźwięcznym głosem, w którym dało się usłyszeć, że mężczyzna musiał być szczęśliwy. — Jak tam? Wydarzyło się coś ciekawego? Ktoś doszedł do wniosku, że chciałby grać na jakimś instrumencie? A może ktoś by chciał nauczyć się śpiewać lub dołączyć do chóru szkolnego?

Poczułem, jak Curtis mnie lekko szturchnął w ramię. Spojrzałem na niego kątem oka. Delikatnie pochylał się w moim kierunku.

— To Pan Shepart. Wszyscy uważają go za nieco narwanego. W szkole gada tylko o muzyce, jakby to była jedyna uciecha na tym świecie — wyszeptał, na co ja tylko pokiwałem głową.

— Większość osób żyjących muzyką tak ma. To jest całkowicie normalne, tak jak wybijanie rytmu długopisem albo ustawianie palców jak na gryfie od gitary — zauważyłem, a on przytaknął głową, prawdopodobnie zastanawiając się nad moimi słowami.

— Nikt nic? — dopytał nauczyciel, a ja zacząłem bazgrać coś na marginesie. — Tak? — Wskazał na jakiegoś chłopaka, tym samym dając mu głos.

— Ja chciałem tylko powiedzieć, że mamy nowego kolegę w klasie — powiedział, na co się lekko wzdrygnąłem.

Przy tym wypadł mi z dłoni długopis z czarnym tuszem. Spojrzałem na niego kątem oka. Zmarszczyłem brwi.

Próbował zamienić lekcję w pogadankę za pomocą mojej osoby? Nie byłem rzeczą, którą można sobie ratować tyłek, bo ktoś chciał zagadać nauczyciela.

Czułem gotujący się we mnie gniew, dlatego zacisnąłem dłoń w pięść, wbijając sobie przy tym swoje długie – jak na chłopaka – paznokcie. Skóra powoli się przez nie rozrywała, krew w żyłach płynęła szybciej, serce biło z całej siły po żebrach. Miałem także wrażenie, że skoczyła mi temperatura, przyśpieszył oddech i jakbym się trząsł.

Damien, spokój – próbowałem się uspokoić. – Mantra, no już! – Położyłem na swoim karku prawą dłoń. – Tafla jeziora, lekki wiatr, czyste niebo, świecące słońce. Wyobraź sobie las i te wszystkie rzeczy w nim. Malutkie, powstające fale na wodzie, chłodną wodę okrążającą twoje kostki i ciepłe promienie słońca ogrzewające twoją twarz. Oddychaj spokojnie i miarowo, a gniew minie. Nie ma niczego, oprócz ciebie i twojego cienia. Wdech i wydech...

Przełknąłem ślinę, gdy nie czułem żadnej poprawy. Moja lewa dłoń cały czas się trzęsła od buzującej w żyłach adrenaliny, która bardzo chciała je rozsadzić. Nagle na mojej ręce pojawił się chłód, dlatego spojrzałem, co to takiego. Curtis dotknął mojego nadgarstka, kiedy zapewne zauważył, że sytuacja powoli wymyka mi się z rąk. Podniosłem wzrok na chłopaka, który przyglądał mi się zaniepokojony, jednak już po chwili się delikatnie uśmiechnął i zabrał swoje palce.

— „Nowego kolegę", mówicie? — dopytał, po czym rozejrzał się po klasie.

— Siedzi z Curtisem — odezwała się dziewczyna, której imienia już nie pamiętałem, choć dopiero co mi ją ktoś przedstawiał.

Mam słabą pamięć do imion...

Mężczyzna spojrzał na mnie, ale ja odwróciłem wzrok na kartkę.

— Emo czy goth? — spytał, dlatego podniosłem na niego oczy zaskoczony.

— Słucham? — dopytałem, nie rozumiejąc.

— Czarne ubrania, glany, niezałożone szelki i napis na bluzie. Wnioskuję po wyglądzie, choć nie jestem w stu procentach pewny, dlatego pytam — wytłumaczył.

Spojrzałem na swoją bluzę z napisem „Fuck this shit I'm OUT", po czym z powrotem na nauczyciela.

— Ani jedno, ani drugie — wyjaśniłem krótko.

— Jasne, mój błąd. Przedstawisz się? Chyba nie zaktualizowali jeszcze listy obecności. Słyszałem o jakimś uczniu, że ma dojść — powiedział, podchodząc do biurka.

Ja za to kreśliłem jakieś wzorki na kartce, kiedy to on coś sprawdzał.

— Tak, nadal nie wpisali cię na listę obecności. Przedstawiłbyś się? I możesz też powiedzieć, czy interesujesz się muzyką, czy na czymś grasz i jaki jest twój ulubiony gatunek muzyczny oraz ulubiony muzyk. — Założył ręce na piersi, stając na środku sali.

— Damien Heckmann — przedstawiłem się po raz czwarty dzisiaj. — Lubię muzykę. Kiedyś grałem na gitarze, pianinie i śpiewałem. Lubię słuchać rocka, metalu i post hardcore. Ulubione zespoły to Skillet, Green Day, Linkin Park i Black Veil Brides.

Zaniemówił na moment, a ja nawet nie podniosłem na niego wzrok. Po chwili ciszy uniosłem swoje tęczówki na nauczyciela, który przyglądał mi się lekko wzruszony, czym mnie mocno zaskoczył. Szerzej uchyliłem powieki na ten widok.

— W końcu jakiś uczeń, który dał odpowiedź twierdzącą odnośnie gry na jakichś instrumentach i podał inny gatunek muzyczny niż pop i rap. Mówiłeś, że grałeś. Już nie grasz? — dopytał.

— Skończyłem z tym jakieś pół roku temu. Powód wolę zachować dla siebie. — Wróciłem do mazania marginesu w zeszycie.

— Nic już nie robisz w kierunku muzyki? — spytał, na co wziąłem głębszy wdech.

Pokręciłem głową.

— Nic. Straciłem do tego jakiekolwiek chęci — powiedziałem, starając się już zakończyć ten temat.

— Rozumiem. Zostań po zajęciach, chciałbym z tobą jeszcze przez moment porozmawiać.

Przytaknąłem lekko, a on wziął marker i podszedł do tablicy. Czułem na sobie wzrok kilku osób – w tym mojego sąsiada z ławki – jednak starałem się to zignorować.


Dajcie znać koniecznie, czy wam się podobało!Do kolejnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro