Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłej lektury!

Przyglądałem mu się zaskoczony jego widokiem. Żegnaliśmy się pod szkołą, więc nie spodziewałem się go spotkać w autobusie. Myślałem, że raczej już wrócił do domu. Zamrugałem kilkukrotnie, po czym odbiłem bilet i wziąłem głębszy wdech, by do niego podejść. Przesunął się na wolne miejsce obok, tym samym ustępując mi miejsca. Usiadłem.

Przez chwilę – do kolejnego przystanku – siedzieliśmy w ciszy.

— Nie spodziewałem się, że cię spotkam w autobusie — zauważył, dlatego spojrzałem na niego kątem oka.

— I vice versa. — Wzruszyłem ramionami. — Strzelałem, że wróciłeś do domu.

Uśmiechnął się.

— Bo wróciłem, ale rodziców nie było, tak samo jak prowiantu w lodówce, a zostawili mi wiadomość, żebym zrobił sobie obiad. Miałem tylko jedną zupkę instant, dlatego zaraz po powrocie złapałem za swój portfel, rzuciłem gdzieś w kąt torbę i z powrotem do miasta — wytłumaczył pokrótce. — A ty? Masz przy sobie torbę, więc zakładam, że nie wróciłeś nawet do domu.

Opuściłem wzrok.

— I gdzie zgubiłeś „łyżwiareczkę"?

Z powrotem spojrzałem na niego zaskoczony, a on się wygodniej rozsiadł, lekko zjeżdżając na fotelu i opierając się nogą o grzejnik na boku. Westchnąłem lekko.

— „Łyżwiareczkę"? — spytałem, nie rozumiejąc, na co się lekko zaśmiał.

— Siostrę. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, jak będę ją tak nazywał...

Pokręciłem głową.

— Jest ok. Jest w domu. Dziadek nas odebrał, mnie podrzucił, bo miałem pewną sprawę do załatwienia, ją zabrał. — Założyłem kaptur na głowę i wygodniej się rozsiadłem, bo jednak czekała mnie nieco długa podróż.

— Jesteś raczej mało rozmowny — zauważył, starając się chyba utrzymać pogawędkę.

— Dla mnie norma... — Ponownie wzruszyłem ramionami.

— Zauważyłem, że w szkole też taki jesteś. I łatwo się denerwujesz — wytknął, na co się lekko wzdrygnąłem.

— Długo by tłumaczyć... — Odwróciłem wzrok.

— Jasne, nie naciskam. Jak będziesz chciał, to sam powiesz. — Położył palec wskazujący na brodzie i założył ręce. — Choć w sumie, to poznaliśmy się dzisiaj, to jeszcze trochę czasu minie...

Westchnąłem załamany. Powoli mnie irytował, co oczywiście sprawiało, że skakało mi ciśnienie. Średnio się dogadywałem z ekstrawertykami, tymczasem on nim był pełną gębą. Ja za to znajdowałem się całkowicie po stronie introwertyków z dodatkową aspołecznością na karku. Wziąłem głębszy wdech, po czym oblizałem dolną wargę, lekko zagryzając jej prawą stronę.

Zwróciłem swój wzrok na chłopaka. Zaczął przeglądać coś na telefonie, a przy tym dostrzegłem, że wszedł w aplikację Netflixa i zaczął coś przeglądać. Pewnie szukał jakiegoś serialu do obejrzenia, gdy wróci do domu. Oparłem się głową o koniec zgięcia fotela i przymknąłem powieki.

— Nie śpij, bo cię okradną — zauważył, na co wypuściłem powietrze z płuc.

— Siedzisz obok, więc raczej nic takiego się nie stanie...

Zaśmiał się lekko. Na kilka minut ponownie zapadła cisza między nami, jednak przerwał ją jego gest, którym był podstawienie mi swojej komórki nad twarz. Uchyliłem powieki zirytowany i spojrzałem na to, co mi pokazywał. Za ekranie znajdował się jakiś najbardziej pospolity mem mówiący o burczącym brzuchu w czasie egzaminu. Wywróciłem oczami.

Kątem oka dostrzegłem, jak się naburmuszył.

— Kompletnie nic cię nie śmieszy — odezwał się z pretensją, na co założyłem ręce na klatce piersiowej. — Co ty, robot jesteś? W ogóle się nie uśmiechasz. Uważaj, za moment coś znajdę, co na stówę cię rozwali. — Zaczął przeszukiwać coś na swoim telefonie.

Strzelam w Pinteresta...

Ziewnąłem. Kompletnie się dzisiaj nie wyspałem, a sprawa z nową szkołą, terapią i kolejnymi zaburzeniami tylko bardziej mnie wykańczała. Miałem dość na dzisiaj całego świata. Najchętniej bym się po prostu położył i już nie podnosił. W jakimś sensie można to podpiąć pod tak zwane przez moją terapeutkę „niebezpieczne myśli", co jednak w jakimś sensie to podchodziło do myśli o własnej śmierci.

Nie zamierzałem tego powtarzać. I tak już wystarczająco problemów nagromadziło mi się po poprzedniej próbie, kiedy nie wytrzymywałem psychicznie pomimo terapii i silnych leków. Próbowałem ze sobą skończyć, ale mi się nie udało. Nie żałowałem tamtej decyzji. Gdyby nie zmiana lekarki i miesięczny pobyt w psychiatryku, to zapewne ponownie targnąłbym się na samego siebie, ale tym razem w jakiś bardziej pewny sposób.

Ponownie pokazał mi swój telefon, ale tym razem leciał na nim jakiś głupi filmik, na którym kot sturlał się ze schodów. Spojrzałem na chłopaka obok, dzięki czemu zauważyłem, jak bardzo mi się przyglądał. Wypuściłem z płuc powietrze, by w kolejnej chwili oddać mu komórkę.

— Śmieszne, ale mało rzeczy jest w stanie mnie rozśmieszyć — wytłumaczyłem, na co pokiwał głową i nieco posmutniał.

— Dziwny jesteś — powiedział nagle.

— A ty uparty jak osioł — rzuciłem pod nosem, kiedy ponownie pokazał mi coś na komórce.

Nie rozumiałem go. Dlaczego tak bardzo starał się do mnie dotrzeć? Raczej widział, że nie byłem zbytnio chętny do nawiązywania kontaktów międzyludzkich. Choć bardziej bym powiedział, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a mimo wciąż miał to wszystko gdzieś, i dalej się mnie uczepiał. Miałem naprawdę wielką ochotę mu coś wygarnąć, ale – o dziwo – cała moja wściekłość nie brała góry. Zamiast tego, czułem spokój. Nie wiedziałem, co powinienem o tym myśleć. Pierwszy raz od nieco ponad roku niczym się nie martwiłem.

To dziwne... – pomyślałem, odwracając nieco wzrok.

— Gdzie będziesz wysiadał? — spytał nagle, dlatego zerknąłem na niego kątem oka.

— Trochę tym autobusem pojadę, temu powinniśmy siedzieć chyba na odwrót, ale już kij... — odpowiedziałem, mając już dosyć jego ciekawskiej natury.

— Jasne — rzucił luźno.

Wyjąłem swój telefon z kieszeni, by w kolejnej chwili samemu zacząć coś przeglądać, ale spotkał mnie widok kilkunastu wiadomości od Neele, następnych pięciu od babci i identyczna ilość od dziadka.

Neele 17:41
Daaamien!
Kup mi coś słodkiego
Umiesz ułamki?
Damien!
Odpisz mi!
Halo!
...
Kradnę ci laptopa
ZMIENIŁEŚ HASŁO
Jakie masz nowe
Gadaj
Gadaj
Gadaj
Mendo
Mów
Już
Aaaa
...
Już nie ważne...
Capslocka włączyłam...

Złapałem się za głowę i przetarłem swoją skroń. Pokręciłem głową, po czym sprawdziłem kolejne wiadomości.

Babcia 17:28
O której kończysz?
Daj znać, kiedy skończysz
Mam nadzieję, że wszystko w porządku
Kupiłam ci twoje ulubione ciastka z orzechami i czekoladą
Będziesz musiał wytłumaczyć Neele ułamki

Wróciłem do wiadomości, po czym wszedłem w ikonkę, gdzie pokazywał mi się dziadek.

Dziadek 17:53
Byliśmy na zakupach, wzięliśmy ci kilka rzeczy, które lubisz
Neele nie może dostać się do twojego laptopa, odpisz jej
Będziesz musiał wytłumaczyć jej ułamki
Wychodzę z Ginger na spacer
Wyjdziemy ci na spotkanie, bo za długo się nie odzywasz

Westchnąłem załamany.

Rozumiałem, że się o mnie martwili, ale nie mieli powodu. Już wracałem, a do tego z czymś, co raczej nie sprawi, że skakaliby pod sufit. Musiałem wymyślić, jak w ogóle do nich podejść i zacząć tę rozmowę. Neele wolałbym o tym chwilowo nie informować. Dopiero poszła do nowej szkoły, a taka wiadomość mogłaby ją tylko załamać. Tego nie chciałem.

Poprzednio, gdy chciałem się zabić, nie dawała mi żyć i nie odchodziła na krok. Teraz prawdopodobnie byłoby podobnie.

Przez większość czasu patrzyłem na ekran telefonu, czytając te stare fragmenty moich piosenek, które w jakiejś ilości trafiły do śmieci lub do szuflady. Co jakiś czas je czytałem. Starałem się sobie przypomnieć, co czułem kiedyś, zanim cała moja depresja się u mnie pojawiła. Jaki byłem te pół roku temu. Zapomniałem o tym sobie. Miałem wrażenie, że tamta stara część mnie po prostu zniknęła i już raczej nie powróci.

Kątem oka widziałem to, jak Curtis cały czas mi się przyglądał, jednak ja uniosłem wzrok dopiero w momencie, gdy trasa trwała już około czterdzieści minut. Ziewnąłem nieco, widząc moją okolicę. Na ekranie pojawiła się nazwa przystanku, dlatego powoli zacząłem się zbierać. Zauważyłem przy tym, jak chłopak obok też brał swoje rzeczy w postaci zakupów. Oboje podnieśliśmy się z miejsc, stanęliśmy przy drzwiach, a przy tym wcisnęliśmy przycisk, aby pojazd zatrzymał się na zjeździe na Lake Street.

Drzwi się uchyliły, a ja czułem, że chłopak cały ten czas mi się przyglądał zaskoczony, że wysiadamy w tym samym miejscu. Wyszliśmy z autobusu, przystanęliśmy na moment. Włożyłem ręce do kieszeni, gdy już z powrotem założyłem kaptur na głowę. Spojrzałem na Curtisa spoglądającego na mnie.

— Okej, jeździmy tym samym autobusem, wysiadamy na tym samym przystanku, jeszcze powiedz, że mieszkasz na Keystone Avenue, to polecę w kosmos — zażartował, a przy tym zamrugałem kilkukrotnie. — No nie rób se jaj! — Podszedł do mnie, by kolejno pchnąć delikatnie moje ramię.

Ponownie już westchnąłem, po czym ruszyłem dość żwawym jak na mnie krokiem. Chłopak dogonił mnie, a przy tym starał się uważać, aby przez przypadek nie wywinąć orła. Uśmiechnął się do mnie, gdy na niego zerknąłem w jego stronę. Szybko odwróciłem wzrok, żeby nie patrzeć na niego zbyt długo.

— Nie spodziewałem się, że mieszkamy prawie w tym samym miejscu. — Założył siatki z zakupami na swoim nadgarstku i schował dłonie do kieszeni swojej kurtki. — Jakim sposobem nigdy cię nie zauważyłem? — dopytał.

— Nie lubię wychodzić z domu... — wytłumaczyłem krótko.

— Rozumiem, ale jednak...

Przerwało mu szczekanie psa. Oboje unieśliśmy wzrok w tamtym kierunku, jednak nim zdążyłem cokolwiek zrobić, zostałem pchnięty na zaspę śniegu. Curtis spojrzał na mnie spanikowany, jednak uspokoił się, kiedy zobaczył, jak pies polizał mnie po twarzy. Odsunąłem od siebie zwierze, próbując się przy tym podnieść. Podał mi rękę, dlatego zerknąłem na niego zaskoczony.

— Skoro tak bardzo lubi cię ten pies, to chyba jest twój — stwierdził, a ja chwyciłem jego dłoń.

— Moich dziadków — wytłumaczyłem pokrótce. — Skoro ona tu jest, to...

— Mówiłem, że wyjdę ci na spotkanie — powiedział ktoś dla mnie, dlatego odwróciłem się do tej osoby.

— Dziadku, czy ty możesz ją trzymać na smyczy? — Złapałem ją za obroże, gdy chciała podejść do Curtisa, który lekko się cofnął.

— Nie gryzie — powiadomił starszy mężczyzna, a przy tym zapiął zwierzęciu pasek.

— Mam kota, więc Pan rozumie — wytłumaczył, a dziadek kiwnął głową.

Tym razem ruszyliśmy wszyscy razem, jednak ja nadal szedłem nieco z tyłu. Obok mnie znajdował się Curtis, a przed nami dziadek. Szliśmy raczej w ciszy, a przy tym miałem wrażenie, jakby co rusz chłopak mi się przyglądał.

— Jak na młodzież, to jesteście strasznie cicho — stwierdził mój dziadek.

— Nie ma o czym rozmawiać, to nie gadamy — powiedzieliśmy jednocześnie, dlatego na siebie spojrzeliśmy zaskoczeni.

Curtis parsknął śmiechem, jednak uspokoił się, kiedy mnie to kompletnie nie rozbawiło.

— Naprawdę trudno jest cię rozśmieszyć — rzucił.

— Uśmiechniętego Damiena to ja od roku nie widziałem, więc, jak ci się to uda zrobić, to proszę mi wysłać dowód w postaci zdjęcia — wtrącił się dziadek.

— Dziadku! — zwróciłem mu uwagę, na co się lekko zaśmiał.

Zauważyłem, jak Curtis zmarszczył lekko brwi przez słowa mężczyzny, po czym na mnie spojrzał, ale ja odwróciłem wzrok.

— Musiałbym chodzić z cały czas włączonym aparatem — zauważył, a przy tym wszyscy się zatrzymaliśmy.

— Czekam w domu — oznajmił dziadek. — Pożegnaj się z kolegą.

Kiwnąłem tylko głową. Zerknąłem na chłopaka, który spoglądał, jak mężczyzna odchodzi do domu wraz z Golden Retrieverem. Wziąłem głębszy wdech.

— Do zobaczenia jutro — rzuciłem krótko.

— Damien — zawołał mnie, a tym samym jeszcze zatrzymał. — Nie masz żadnych aktywnych mediów społecznościowych typu Facebook i tak dalej.

— Przestałem z nich korzystać z jakieś pół roku temu — wytłumaczyłem krótko.

— To może wymienimy się numerami, żeby w razie czego łatwiej było się czegoś dowiedzieć? No wiesz. W razie nieobecności czy coś. — Podrapał się po głowie.

Widziałem, że nie wiedział, jak w ogóle zacząć ten temat, więc przymknąłem powieki i wyjąłem telefon, by po chwili mu podać jak na tacy swój numer. Szybko go spisał, po czym do mnie zadzwonił, żebym dostał jego. Zapisałem go w telefonie jako „Gaduła".

— I już. — Pokazał mi ekran swojego telefonu, gdzie widziałem napis „Smutas".

Gwałtowniej wypuściłem powietrze, na czego widok szerzej uchylił powieki i podejrzanie się uśmiechnął. Zakrył sobie usta czubkami palców.

— Czy ty się właśnie ledwo co zaśmiałeś? — odezwał się nieco skrzekliwym w tym momencie głosem, co znaczyło, że go lekko zmodulował.

— Odmawiam zeznań bez obecności adwokata — rzuciłem, na co Curtis się roześmiał i szeroko wykrzywił usta, pokazując swoje białe zęby. — Na razie...

— Do jutra! — Pomachał mi na odchodne, po czym przebiegł na drugą stronę ulicy.

Dzięki temu się dowiedziałem, że mieszka po drugiej stronie ulicy, zaraz naprzeciwko mojego domu. Opuściłem nieco wzrok, a w kolejnej chwili przeskoczyłem przez zaspę i ruszyłem w stronę drzwi. Wszedłem do środka, gdzie niemal na wejściu podbiegła do mnie Neele i się do mnie przytuliła. Uniosła na mnie wzrok, a ja poklepałem ją po głowie.

— Już cię tyłek nie boli? — spytałem, a przy tym dałem jej swoją torbę.

Zacząłem zdejmować swoją kurtkę. Następnie glany. Odłożyłem swój plecak na schody, spojrzałem na Neele, której włosy były związane w kucyka. Miałem wrażenie, jakby czegoś bardzo ode mnie chciała, bo dosłownie nie odstępowała mnie na krok.

— Ułamki? — dopytałem po chwili.

Uśmiechnęła się szeroko, ukazując tym samym swój aparat na zębach. Westchnąłem głośno.

— Weź moją torbę na górę i przynieś do mnie swój zeszyt. Wezmę sobie coś do jedzenia i przyjdę — powiedziałem, a ona ponownie się do mnie przytuliła.

Po chwili złapała za mój plecak, by następnie wbiec po schodach niczym ninja. W połowie oczywiście poplątały jej się nogi i prawie zleciała z powrotem na dół, jednak udało jej się wstać. Wypuściłem powietrze, a obok mnie przebiegła Ginger, która pobiegła za moją siostrą.

Ruszyłem w kierunku łazienki na parterze, gdzie umyłem ręce i dopiero po tym ruszyłem do kuchni, gdzie spotkałem dziadków rozmawiających ze sobą o fakcie, że wracałem z „kolegą" do domu.

Żeby Curtis nim był...

— Jestem — oznajmiłem, wchodząc do pomieszczenia.

Babcia od razu podeszła do blatu, aby nałożyć mi obiad. Opuściłem wzrok, zagryzając dolną wargę. Oparłem się o futrynę, jednak szybko zrezygnowałem z tej pozycji.

— Coś się stało, Damien? — spytał dziadek, widząc moją zakłopotaną postawę.

Poczułem nagłe fale gorąca uderzające w moją osobę, dlatego złapałem palcem wskazującym za kołnierz mojej bluzy, aby wpuścić pod nią nieco chłodniejszego powietrza. Po chwili jednak opuściłem rękę, którą złapałem za krawędź dolną mojej bluzy, jednak szybko schowałem ją do kieszeni bluzy, tak jak to trzymałem wcześniej obie. Pod materiałem skubałem sobie skórki przy paznokciach.

— Damien, powiedz, co się dzieje — odezwała się teraz babcia.

— Terapeutka... — Przełknąłem ślinę. —Powiedziała, że ponownie przejrzała wszystkie moje dokumenty odnośnie choroby i... — zaciąłem się.

— I? — dopytał dziadek, podnosząc się z krzesła.

— Wyszło jej, że...

Nie przechodziła mi ta informacja przez gardło, a już tym bardziej, że oboje uważnie mi się przyglądali.

— Da...

— Wyszło jej, że mam Zaburzenia Osobowości Borderline... — wyznałem, mając opuszczoną głowę, aby nie zobaczyć ich reakcji.

Po chwili, gdy nie usłyszałem od nich żadnych odpowiedzi, zerknąłem na nich. Babcia akurat do mnie podeszła i przytuliła tak, jakby od dawna mnie nie widziała. Przy tym szeptała mi słowa typu „wszystko będzie dobrze" lub „to nic takiego, poradzimy sobie". Przy tym cały czas głaskała mnie po plecach bądź po głowie.

Kilka minut minęło, zanim się uspokoiła. Potem podszedł do mnie dziadek.

— A przynajmniej mogę mieć te zaburzenia. Jeszcze nie jest potwierdzone, ale pomyślałem, że chyba byłoby lepiej, żebyście już teraz wiedzieli i w razie czego się przygotowali... Czy coś — dodałem, a mężczyzna roztargał mi moje i tak rozwichrzone nieco włosy, po czym przyciągnął do siebie.

Tym samym mnie zmusił, żebym się do niego nieco przytulił. Tym samym chyba starał się mnie uspokoić, żebym sam się tym za bardzo nie przejmował, bo jednak o samym podejrzeniu bałem się powiedzieć, a co by było, gdybym mówił o pewniaku.

— Nie mów na razie o niczym Neele. Załamałaby się, gdyby o tym się dowiedziała — powiedział, na co pokiwałem głową.

Wziąłem sobie jedzenie – babcia pogłaskała mnie ponownie po głowie, gdy brałem talerz. Ruszyłem piętro wyżej i skręciłem w prawo wchodząc na pośrednią klatkę schodową. Skręciłem w prawo, obszedłem całe wgłębienie w podłodze i wszedłem do mojego pokoju. Wszedłem do środka, gdzie zobaczyłem Neele siedzącą na krześle przy moim biurku, a także leżącą na nim. Przy tym wydychała więcej powietrza i odrzucała jeden krótszy kosmyk włosów. Musiał ją denerwować.

Podszedłem do niej, tym samym zwracając na siebie uwagę. Szeroko się uśmiechnęła na mój widok.

— Czego nie rozumiesz? — Przysunąłem sobie krzesło od keyboarda stojącego zaraz obok.

— Tego. — Pokazała swój zeszyt, jednak bardziej skupiłem się na jej mimice.

Była szczęśliwa, że miała mnie obok, bo pomimo moich niektórych słów, gdy mówiłem, że nie będę jej pomagał z lekcjami, i tak to robiłem. Opuściłem wzrok przygnębiony, że chciałem kiedyś ze sobą skończyć. Wtedy by się nie uśmiechała, tak jak teraz. Wszystko pamiętam, każdą jej łzę wylaną w tamtym momencie, a przez tamto postanowiłem sobie jedno.

Nigdy więcej nie pozwolę, aby płakała z mojego powodu... 

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro