Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dawno nie było, ale proszę bardzo!

Z okazji nowego roku, macie na miłe jego rozpoczęcie rozdział!



Przeciągnąłem się nieco obolały. Uniosłem się do siadu, przetarłem swój kark, po czym roztargałem włosy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym nadal było nieco szaro. Zerknąłem na godzinę w telefonie, dzięki czemu dowiedziałem się, że dochodziła szósta rano.

Zasnąłem ledwo trzy godziny temu. Kompletnie nie mogłem spać, bo cały czas przyglądałem się jednemu narzędziu, którym następnym razem, gdy już nie wytrzymam psychicznie, zamierzałem ukrócić swoje bóle. Wiedziałem, że po prostu nie mogłem tego zrobić teraz. Jak o tym wspomniała lekarka, chwilowo byłem stabilny.

Westchnąłem, po czym spojrzałem na przedmiot znajdujący się pod moim telefonem. Ponownie wziąłem do ręki żyletkę i przyjrzałem się jej ostrej krawędzi. Przerzuciłem wzrok na swój lewy nadgarstek, jednak nim przyłożyłem brzytwę do skóry, odsunąłem dłoń.

Uchyliłem szufladę, wrzuciłem do środka przedmiot, po czym wstałem z łóżka. Wziąłem z szafy jakieś pierwsze lepsze ubrania, by w kolejnej chwili zacząć się przebierać. Włożyłem na siebie czarny sweter z golfem, w tym samym kolorze spodnie z lekko przetartymi kolanami. Na plecy zarzuciłem jeansową kurtkę. Na stopy wciągnąłem skarpetki. Złapałem za swoją torbę, by w kolejnej chwili wyjść z pomieszczenia, roztrzepując swoje włosy. Jak zwykle rozłożyły się na boki, tworząc przy tym przedziałek na środku.

Zszedłem na dół, a podczas tej czynności zobaczyłem Neele, która właśnie skręcała, aby iść do kuchni. Przy jej nodze szła Ginger, która już od samego rana cieszyła się na kolejny dzień, który w głównej mierze spędzi na śnie – czyli to co zawsze.

Ginger miała już siedem lat, od kiedy z nami była. Dziadkowie ją przygarnęli, gdy rodzice zniknęli z dnia na dzień. Chcieli nam poprawić humor, przyjmując szczeniaczka pod dach. Neele od razu się ucieszyła. Miała jeszcze pięć lat, więc się nie dziwiłem, że tak łatwo o tym wszystkim zapomniała. Ja wtedy skończyłem ledwo dziewięć. Nieco więcej przez to pamiętałem z tego okresu.

Dogoniłem ją, potarmosiłem po włosach, które miała związane w kucyka, a przy tym uniosła na mnie wzrok. Po chwili razem weszliśmy do kuchni, gdzie spotkał nas widok dziadków, którzy widocznie się nie wyspali. Czułem, czego to mogła być kwestia, przez co odwróciłem wzrok. Oni jednak nic nie zrobili i po prostu, najzwyczajniej w świecie, zachowywali się tak, jakby kompletnie nic się nie stało. Uniosłem lekko zaskoczony brwi, kiedy dziadek potargał mnie po włosach. Zerknąłem na niego, a on się uśmiechnął.

— Jest okej? — spytał szeptem, na co przytaknąłem lekko.

Już po chwili zająłem miejsce przy stole, a babcia podała nam śniadanie. Dzisiaj w postaci jajecznicy. Do tego, jak zawsze, herbata i dla mnie dodatkowo leki. Nie miałem szczególnie apetytu, przez co przez większość czasu głównie jeździłem widelcem po jedzeniu. Dało się oczywiście to wszystko zauważyć, ale nikt nic nie mówił.

Gdy tylko Neele skończyła jeść, oboje wstaliśmy od stołu, by w kolejnej chwili ruszyć do drzwi.

— Damien — zawołała mnie jeszcze na moment babcia, dlatego na nią spojrzałem. — Pozwól na sekundkę.

— Ubierz się — powiedziałem w kierunku swojej siostry, po czym podszedłem do dziadków. — O co chodzi?

— Ledwo ruszyłeś jedzenie. Coś się dzieje? — spytała zaniepokojona, na co pokręciłem głową.

Założyłem przy tym ręce na piersi.

— Nic się nie dzieje. Po prostu nie mam apetytu — odpowiedziałem, a przy tym kompletnie nie patrzyłem jej w oczy.

— Co się dzieje? — wtrącił się dziadek, na którego spojrzałem.

— Nic...

— A według mnie coś się dzieje.To ma związek z tym, czego się dowiedziałeś wczoraj? — spytał spokojnie, a przy tym uważnie mi się przyglądał, przez co nie wytrzymałem.

— Boję się, co może wyjść z tamtych wyników. To wszystko, serio — wyznałem, a babcia do mnie podeszła, trzymając w jednej ręce drugie śniadania dla mnie i Neele.

Pogłaskała mnie po plecach.

— Wszystko będzie dobrze, na pewno — próbowała podbudować mnie na duchu, ale nic to nie dało.

Pokiwałem głową, odebrałem od niej jedzenie, po czym ruszyłem do wyjścia, gdzie Neele próbowała założyć swojego buta bez wcześniejszego rozplatania sznurówki. Westchnąłem, a w kolejnej sekundzie do niego podszedłem. Włożyłem jej do plecaka drugie śniadanie, przyglądając się przy tym jej próbom wciśnięcia stopy do obuwia. Złapałem się za głowę, widząc, co ona wyprawiała.

— Weź ty rozwiąż tego buta i załóż go po ludzku, a nie — zwróciłem jej uwagę, a w tym samym czasie w końcu udało jej się wcisnąć nogę do środka. — Już nie ważne...

Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, by następnie podejść i się do mnie przytulić. Naparła na mnie na tyle, że musiałem zrobić krok do tyłu, żeby się nie przewrócić. Przez moment stałem, nie wiedząc co zrobić z rękoma, ale ostatecznie także ją objąłem i pogłaskałem przy tym po głowie. Poczułem, jak wzmocniła uścisk. Po chwili wróciła do ubierania się, a ja nie rozumiałem, co właśnie zaszło. Bez niczego postanowiła się do mnie przyczepić jak glonojad do akwarium, po czym bez słowa odeszła.

Wziąłem głębszy wdech, ubrałem się, po czym spojrzałem na Neele, której zostało założenie czapki. Chwyciłem za klamkę.

— Wychodzimy! — powiadomiłem dziadków, a oni wyjrzeli z kuchni i pomachali nam na pożegnanie.

Wypuściłem swoją młodszą siostrę jako pierwszą. Wyszedłem zaraz za nią, a przy tym widziałem, jak ostrożnie schodziła z nieco oblodzonych schodów, które pokryła dodatkowo kolejna warstwa śniegu, który padał w nocy. Sprawdziłem godzinę na telefonie, dzięki czemu dowiedziałem się, że mieliśmy około dwunastu minut do autobusu, o ile oczywiście się nie spóźni, co miał w zwyczaju.

Wyszliśmy z posesji, a w tym samym momencie zobaczyłem Curtisa, który właśnie wychodził z domu, który zamknął na klucz. Odwróciwszy się, nie patrzył w naszym kierunku, a na swój telefon, gdzie zawzięcie coś pisał.

— Nie zawołasz go? — odezwała się Neele, a ja spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami. — No co? W towarzystwie raźniej.

Wypuściłem powietrze z płuc, przez co przy moich ustach powstała para. Lekko oblizałem wargi.

— Curtis! — zawołałem go, a on podniósł wzrok znad ekranu na mnie i się uśmiechnął.

Podszedł do ulicy, rozejrzał się, a w kolejnej chwili do nas przebiegł. Identycznie jak wczoraj, uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja poczułem, że aż mnie policzki zabolały, gdy to zobaczyłem.

— Czyli rano też jeździmy tym samym autobusem — zauważył. — Cześć, Łyżwiareczko — przywitał się z moją siostrą, a przy tym uniósł rękę, aby przybić z nią piątkę.

Musiała stanąć na palcach, aby to zrobić.

— Masz ładny kolor oczu — skomplementowała Neele, a Curtis się lekko zaśmiał.

— Cóż, dziękuję — odpowiedział, a przy tym podrapał się po karku.

Odwróciłem wzrok, kiedy chłopak na mnie zerknął. Już w kolejnej sekundzie westchnąłem załamany, kiedy nie odwracał ode mnie swoich tęczówek.

— Chodźmy, bo nam ucieknie autobus, a nie chce mi się stać na chłodzie kolejnych dwudziestu minut, aż łaskawie przyjedzie następny — wymruczałem pod nosem.

— Jasne! — odpowiedzieli jednocześnie, a przy tym zasalutowali jak w wojsku.

Pokręciłem głową, nie mogąc sobie samemu odpowiedzieć na pytanie, czemu spotkało mnie takie „szczęście" i musiałem żyć z tą dwójką.

— Poznam cię dzisiaj z kimś. — Pchnął mnie ramieniem.

— Z kim? — Spojrzałam na niego z niechęcią.

— Z moją przyjaciółką. Wraca dzisiaj do szkoły po dość długiej przerwie, bo pochorowała się jeszcze przed świętami, czyli prawie miesiąc ma do nadrobienia — wytłumaczył, a ja wróciłem wzrokiem na drogę.

Kątem oka zauważyłem, jak Neele zaczęła ziewać.

— Ktoś się chyba nie wyspał — zauważył chłopak idący po mojej prawej.

— Damien ma strasznie głośny budzik — stwierdziła, a ja pstryknąłem jej ucho.

— Jakoś się obudzić trzeba, chociaż czasami lepiej byłoby tego nie robić — rzuciłem bez namysłu, a przy tym dostrzegłem, że Curtis ponownie zmarszczył brwi na moje słowa.

Identycznie jak wczoraj, gdy wracaliśmy. Ugryzłem się w język, aby przestać nim mielić i rzucać dwuznacznymi tekstami. Curtis może się taki wydawał, bo uśmiechał się bez przerwy, ale nie był idiotą i mógł się domyślić, że coś ze mną nie tak.

— Czemu mówisz takie rzeczy? — spytał zaniepokojony.

— Nie wyspał się i jest bardziej gburowaty, niż jest zazwyczaj. — Wyprzedziła nas nieco Neele. — Poza tym jest emo.

— Nie jestem! — podniosłem nieco głos.

Curtis się zaśmiał z mojej małej sprzeczki z Neele, która uśmiechnęła się i pokazała mi język.

— Gdyby nie fakt, że nosisz okulary i aparat na zęby, oberwałabyś śnieżką — powiedziałem pod nosem.

— I tak mnie kochasz — stwierdziła, na co ponownie westchnąłem.

— Czasami kocham, czasami nienawidzę — rzuciłem sam do siebie, a Curtis ponownie się roześmiał.

— Czasami żałuję, że jestem jedynakiem — wtrącił się chłopak.

— Nie masz rodzeństwa? — dopytała Neele.

— Nie, ale mam kota. Chyba jest równie humorzaste co brat albo siostra — zażartował. — Poza tym nie ma raczej opcji, żebym miał kiedyś rodzeństwo...

Posmutniał nagle, co oczywiście zauważyłem. Nie wiedziałem, o co chodziło, ale nieco zaniepokoiła mnie ta nagła zmiana jego humoru. Minęło ledwo pięć sekund, a wrócił mu wcześniejszy entuzjazm. Spojrzał na mnie.

— Wszystko okej — powiedział, kiedy uchyliłem usta, żeby upewnić się, że wszystko dobrze.

— Nagle posmutniałeś — zauważyłem.

— To nic takiego. Nie ma się co martwić — dodał.

Przytaknąłem głową. Niespełna pięć minut później znaleźliśmy się na przystanku. Spojrzałem na komórkę, aby sprawdzić możliwe opóźnienie i, jak słusznie podejrzewałem, miało ono nastąpić. Przetarłem swoje oczy, a już w kolejnej chwili ziewnąłem. Oparłem się o znak, kiedy czekaliśmy na pojazd, który miał nas zawieźć do szkoły.

Zerknąłem na Neele, która ocieplała dłonie swoim oddechem. Zwróciła oczy na mnie.

— Zapomniałam rękawiczek — wytłumaczyła, a ja pogrzebałem w swojej kieszeni.

Rzuciłem jej parę swoich, a ona od razu je założyła i zaczęła pocierać dłonie o siebie, aby bardziej je ogrzać. Odwróciłem swoje tęczówki na chłopaka stojącego obok mnie. Miał założone ręce na piersi i podejrzanie się uśmiechał.

— Powiesz, o co ci chodzi? — spytałem, na co wzruszył ramionami.

— Czyli, jak chcesz, to potrafisz być miły i empatyczny dla drugiego człowieka — rzucił.

Zamrugałem kilkukrotnie, po czym pokręciłem głową. Zaśmiał się na moje zmieszanie jego komentarzem, a Neele mu zawtórowała. W tym momencie na przystanek zajechał pojazd, na który czekaliśmy. Wsiedliśmy do środka, jednak dzisiaj nie znaleźliśmy żadnego wolnego miejsca, przez co byliśmy zmuszeni do tego, aby stać przez całą drogę. Wyjąłem telefon, wszedłem na dysk, a tam zobaczyłem cały folder z moimi starymi piosenkami, które ponownie zacząłem przeglądać.

W czasie tego słyszałem jednym uchem, jak Neele rozmawiała z Curtisem, który został zapytany o swoje hobby.

— Lubię sztukę. Rysuję, maluję, próbowałem coś z rzeźbą, ale nie wychodziło tak, jak chciałem, więc to sobie odpuściłem — powiedział, a Neele się zafascynowała.

— Jakim stylem rysujesz? — dopytała, a ja spojrzałem na nich kątem oka.

No i wywołał wilka z lasu... Albo yaoistkę z jej azylu...

— Zależy, na co mi przyjdzie pomysł. Staram się raczej rysować bardziej realistycznie, ale czasami zdarzy mi się stworzyć coś w stylu komiksowym, czasami coś bardziej w styl mangi lub anime — wytłumaczył.

On nie wie, na jak głęboką wodę się wpakował...

Przez całą trasę byłem zmuszony słuchać, jak wypytywała się go o wszystko, co rysował, malował, w ogóle tworzył. Mojej młodszej siostrze właśnie włączył się mózg zafiksowanej yaoistki.

Widząc, że zatrzymujemy się już na przystanku pod szkołą, poczułem lekką ulgę. Przynajmniej za – może – pięć minut tryb „otaku" u mojej siostry się wyłączy.

Autobus stanął. Wysiadłem z pojazdu, by w kolejnej sekundzie podać rękę mojej siostrze. Przeskoczyła zaspę. Po niej przyszła kolej Curtisa, który stając na chodniku, poślizgnął się i wylądował na tyłku.

— No to trzeci do kompletu — rzuciłem, a on na mnie spojrzał zaskoczony, że mimowolnie zażartowałem.

— Bardzo śmieszne...

Podszedłem do niego i podałem mu rękę, żeby się podniósł. Od razu złapał za moją dłoń, a przy tym wyraźnie go zdziwiło, że miałem praktycznie gorące dłonie, pomimo minusowej temperatury na dworze, braku czapki, szalika i rękawiczek. Stając na prostych nogach, przetarł swój tyłek.

— Dzisiaj ciebie będzie bolał, Łyżwiarzu figurowy. — Uśmiechnęła się triumfalnie Neele, która założyła ręce na klatce piersiowej.

Spojrzał na nią.

— Widać, że jesteście rodzeństwem — stwierdził, a moja młodsza siostra się zaśmiała.

— A u ciebie, jak zawsze, brak skoordynowania ruchów na lodzie.

Usłyszeliśmy głos jakiejś dziewczyny. Curtis się szeroko uśmiechnął i obejrzał za siebie, dzięki czemu zobaczył ją za sobą. Sam także przyjrzałem się nieznajomej.

Miała rude włosy, o dość sporej objętości, które skręcały się w loki bądź fale, a do tego były rude. Oczy przybierały barwę złota, a jej – dość dziecięcą – twarz zdobiły rozsypane po całości piegi. Mimika dość spokojna, przyjazna, miła. Uśmiechała się delikatnie, a w oczach dało się widzieć czyste szczęście.

— Ktoś się chyba wykurował — rzucił, na co się zaśmiała i do niego podeszła, żeby przytulić. — Damien, to jest Skylar Fletcher. Moja najlepsza przyjaciółka, z którą znam się od przedszkola. Mieszka w naszej okolicy, ale nie jeździ autobusami — przedstawił ją, a dziewczyna uważnie na mnie spojrzała.

Widziałem, jak przełknęła ślinę, a jej twarz zrobiła się nieco bardziej zarumieniona, ale zrzuciłem to na zimno.

— Skylar, to jest Damien Heckmann. Od wczoraj jest w mojej klasie. A ta młoda, to jego siostra.

Neele stanęła obok mnie.

— Neele Heckmann — przedstawiła się i podała jej rękę.

Nie przyjęła dłoni, ale zamiast tego do niej podeszła, a w kolejnej chwili przytuliła i wydała się wyraźnie podekscytowana.

— Jaka ty jesteś urocza! — krzyknęła, a przy tym przyjrzała się jej z każdej strony, na co westchnąłem.

— Dziwna jesteś — stwierdziła moja młodsza siostra. — Pasujesz na przyjaciółkę Curtisa.

— A myślisz, że czemu się z nim przyjaźnię prawie całe życie? Swój swego rozpozna. — Spojrzała na niego z zadziornym uśmiechem.

— Jak widać na załączonym obrazku, można być bardziej upierdliwym ode mnie — powiedział, stając obok mnie.

— Wiesz, że właśnie sam się przyznałeś do tego, że jesteś upierdliwy? — zapytałem, a on szerzej uchylił powieki.

— Cofam to — wyszeptał, a ja wypuściłem więcej powietrza, na co on uważnie mi się przyjrzał. — Zaśmiałeś się?

— Przywidziało ci się — rzuciłem, po czym ruszyłem do przejścia dla pieszych. — Jest siódma czterdzieści osiem. W takim tempie, w jakim się guzdrzecie, nie zdążymy na lekcje — zauważyłem, a oni szybko zerknęli na swoje telefony, by w kolejnej sekundzie mnie dogonić.


Macie ode mnie dodatkowo karty postaci!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro