Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły kolejne trzy dni, a ja i Neele właśnie weszliśmy do domu, gdzie od razu poczuliśmy, że babcia przygotowała coś dobrego na obiad. Wyjrzała z kuchni, aby zapewne sprawdzić, kto wszedł do budynku. Uśmiechnęła się, widząc naszą dwójkę, która właśnie zdejmowała kurtki i buty. Już po chwili z salonu znajdującego się zaraz po lewej od wejścia, wybiegła Ginger, która oczywiście chciała się przywitać z naszą dwójką.

— Ginger, nie po twarzy — skarciłem psa, kiedy to polizał mój pliczek.

Podszedł do Neele, która dała się do woli lizać po twarzy. Skrzywiłem się nieznacznie, czym rozśmieszyłem babcię. Podniosłem się, zdjąłem swoje buty.

— Jak wam minął dzień? — dopytała.

— Tak jak zwykle. — Wzruszyłem ramionami.

— Zostałam pochwalona za dobrze wykonane zadania z ułamków.

— Przypominam ci, kto je za ciebie zrobił — zwróciłem uwagę, na co odwróciła wzrok.

Babcia się cicho zaśmiała, po czym ponownie zwróciła do pomieszczenia. Ruszyła do niego, mówiąc w czasie tego:

— Umyjcie szybko ręce! Za chwilę obiad!

Spojrzeliśmy na siebie z Neele, która pchnęła moje ramię, jakby chciała żebym zaczął ją gonić. Przy tym zaczęła wbiegać po schodach, jednak ja się nie ruszyłem. Podniosłem swoją torbę od niechcenia, by kolejno leniwie zacząć się wspinać po schodach. Moja siostra stanęła na ostatnim, spoglądając na mnie naburmuszona.

Widziałem, że chciała mi zwrócić uwagę, ale nie zdążyła. W tej samej chwili rozczochrałem jej włosy, za co oberwałem po raz kolejny w ramię. Westchnąłem cicho, wszedłem do swojego pokoju, gdzie rzuciłem swoją torbę na łóżko. Przeszedłem do łazienki, której wejście znajdowało się w pomieszczeniu.

Stanąłem przy umywalce, przemyłem dłonie. Dodatkowo opłukałem twarz, by nieco się odświeżyć po całym dniu. Odetchnąłem cicho, oparłem się o porcelanę, spoglądając na uciekającą do spływu wodę. Oblizałem wargi.

Od momentu przebudzenia miałem wrażenie, że mój humor był jeszcze bardziej posępny, aniżeli zwykle. Miałem w nosie wszystko, co ktoś do mnie mówił. Skupiałem się na rzeczach, które jedynie powstawały w mojej głowie, a nie na tym, co przykładowo tłumaczył jakiś nauczyciel. O dziwo, nikt nie zwracał mi uwagi, że powinienem się bardziej skupić na zajęciach, a nie myśleć o niebieskich migdałach.

Do tego dochodziły moje przeczucia, że dzisiaj miało się coś stać. Nie potrafiłem wytłumaczyć, co dokładnie, ale przeczuwałem jakieś zdarzenie, którego pewnie pożałuję. Nie wiedziałem tylko w jaki sposób.

Ziewnąłem. Zakręciłem kurek, wytarłem dłonie i twarz. Wyszedłem z pomieszczenia, po drodze zrzucając z pleców czarną, flanelową koszulę, która upadła na podłogę. Machnąłem na to ręką. Wyszedłem na korytarz, przeszedłem do klatki schodowej. Na dole już słyszałem dziadka, który musiał akurat wrócić do domu.

Zbiegłem na parter, przeszedłem do kuchni, przeciągając się lekko. Przechodząc obok dziadka, poklepałem go po ramieniu. Uśmiechnął się delikatnie, sięgając do moich włosów, by je rozczochrać. Zbliżyłem się do babci, odebrałem od niej talerze. Kiwnęła głową w podziękowaniu. Nie odpowiedziałem w żaden konkretny sposób.

Kilka sekund po tym, gdy zatrzymałem się przy stole i zacząłem rozkładać na nim porcelanę, do kuchni weszła Neele. Za nią wbiegła Ginger.

Moja siostra przytuliła się do dziadka. Ten od razu pogłaskał ją po głowie.

— Neele, bierz się za sztućce — zwróciłem jej uwagę.

Zerknęła na mnie, by w kolejnej chwili podejść do kobiety. Odebrała od niej widelce, by następnie stanąć obok mnie. Dziadek rzucił krótko, że za chwilę przyjdzie. Podejrzewałem, iż poszedł umyć ręce i przebrać się z garnituru.

W ciągu kilku kolejnych chwil babcia ułożyła na blacie obiad w postaci zapiekanki ziemniaczanej. Ja, wraz z Neele, podszedłem w tym czasie do szafki, skąd wyjąłem szklanki i podałem je młodej. Mimo wszystko sama do niej nie sięgała. Gdy odeszła, wyjąłem z lodówki picie. Ledwie kilka chwil później siedzieliśmy już wszyscy przy stole, gdzie każdy zajadał się ze smakiem.

— Jak wam minął dzień w szkole? — spytał tym razem dziadek.

I znowu się zaczyna...

Neele odezwała się jako pierwsza. Oczywiście, ponownie wspomniała o sytuacji, gdzie pochwaliła ją nauczycielka. Postanowiłem się chwilowo wyłączyć z rozmowy. Na mało rzeczy zwracałem dziś uwagę, a tym samym nie wiedziałem, o czym mógłbym napomnieć. Curtis i Skylar śmiali się z tylko sobie znanych żartów, mnie próbowały zagadać jakieś dziewczyny i chłopacy z klasy, jednak całkowicie to zlewałem.

Czuję, że uznali, iż nie miałem dziś humoru albo nie byłem do życia...

Westchnąłem cicho, grzebiąc widelcem w jedzeniu.

Na pewno mój posępny humor został przyuważony przez dziadków, Neele, pewnie nawet Curtisa i Skylar, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi słownie. Rozumiałem to. Dopóki nikt nie pytał o powód słabego humoru, nikomu nie niszczyłem nastroju swoim posępny. Choć w przypadku wiecznie uśmiechniętego Curtisa nie byłem taki pewien, czy entuzjazm mu tak po prostu opadł.

W końcu jest chodzącym wulkanem energii i dobrego humoru...

Oczywiście, jak było, tak nadal wytrzymywał moje towarzystwo. Dziwnym trafem w ogóle go nie dotykało, gdy jednego dnia wolałem się rozłożyć na ławce i mieć wszystko w głębokim poważaniu, a drugiego wracałem tak, jakbym narodził się na nowo, chociaż humor i tak spadał w ciągu paru godzin w szkole. To akurat uważałem za najbardziej powszechne w przypadku mojej osoby.

Depresja robiła swoje. Entuzjazm, choć znikomy, mógł mi spaść niemal natychmiast, gdyby ktoś, chociażby, nie przemyślał swoich słów. Jedno głupie zdanie sprawiłoby, że nie chciałbym się podnieść z łóżka. Czasem kładłem się do łóżka, i i pomimo zmęczenia, nie potrafiłem kompletnie zasnąć. W głowie powstawały tylko myśli, jaki był sens w całym życiu i że najchętniej bym się kolejnego dnia nie obudził. Te rozterki najczęściej zabierały mi sen z powiek.

— Damien? — Położyła rękę na moim przedramieniu.

Zerknąłem na kobietę. Widocznie się zmartwiła. Najwyraźniej Neele musiala zakończyć swój wywód. Cóż, nie mogłem ich winić, że się martwili. Siedziałem cicho, patrząc się w talerz. Nie zauważyłem nawet, kiedy Neele odeszła od stołu za sprawą dzwoniącego telefonu.

— Wszystko dobrze? — dopytała spokojnie.

— Jesteś dzisiaj strasznie cichy — zauważył dziadek.

— Nic mi nie jest... — odpowiedziałem niemrawo.

Dziadkowie zerknęli po sobie.

Zdawałem sobie sprawę, że nie mówiąc o niczym, raniłem ich. Z małą ilością osób rozmawiałem otwarcie o uczuciach czy dzieliłem się informacjami, co najchętniej bym sobie zrobił. Jakby się nad tym bardziej dogłębnie zastanowić, to terapeutka należała do tej nielicznej grupy. Dziadkowie wiedzieli tyle, ile ona im mówiła. Ode mnie nie dostawali żadnych informacji. Neele słyszała to, co chciała, czyli, że praktycznie nic.

„Wszystko w porządku", „dobrze się czuję", „zawsze mogłoby być lepiej, ale nie narzekam" i tak dalej... Jedno wielkie kłamstwo...

Bardziej zjechałem na krześle.

— Damien, czy coś się stało? Coś w szkole? — dopytał mężczyzna.

Pokręciłem głową.

— Nic się nie działo — dopowiedziałem. — Po prostu nie mam humoru.

— Co mówiła wczoraj terapeutka? — odezwała się ponownie babcia.

— To samo, co zazwyczaj. Że jestem coraz bliżej pokonania depresji, problemów z agresją, aspołeczności i ta dalej. Nic nowego, nadal czekamy na diagnozę odnośnie Borderline'a. — Spuściłem wzrok, którym uciekłem dodatkowo w bok. — Ze mną jest wszystko dobrze. Zawsze mogłoby być lepiej, ale nie narzekam...

— Kłamczuch...

Odwróciłem się gwałtownie w stronę Neele. Z jej twarzy sływała masa łez, co zaniepokoiło i dziadków, i mnie. Odsunąłem się od stołu, chcąc do niej podejść i sprawdzić, co się stało, jednak przewrał mi dziadek.

— O czym ty mówisz, Neele?

— Damien kłamie! — krzyknęła.

Zamrugałem zaskoczony.

— O czym ty...

Przerwała mi.

— Mówisz, że nie narzekasz i jest wszystko dobrze, ale to nie prawda! Znowu jesteś chory! — Ponownie wybuchnęła płaczem.

Szerzej uchyliłem powieki, uświadamiając sobie, o czym dokładnie mówiła. Odebrała telefon, powiedziała, że „znowu" byłem chory. Wniosek nasuwał się sam. Dzwoniła lekarka, a biorąc pod uwagę słowa, jakimi posłużyła się Neele, potwierdzono u mnie Borderline'a.

Nie wiedziałem, co czułem. Miałem zaburzenie psychiczne, które raczej nie należało do najprostszych. Terapeutka zapewne uzna to za przyczynę, dlaczego leczenie chorób trwało tak długi czas. Podejrzewałem, że mogła to nawet podpiąć pod problemy z agresją. W przypadku Borderline'a częsta była impulsywność. Łatwo mnie wyprowadzić z równowagi i, prawdopodobnie, gdyby nie leki uspokajające, powtórzyłaby się historia z poprzedniej szkoły, skąd zostałem wydalony. W końcu wtedy zostałem doprowadzony do tak skrajnego gniewu, że niemal pobiłem jednego chłopaka do nieprzytomności i została wezwana karetka, bo potrzebował natychmiastowej pomocy.

— Damien niedobry! — krzyknęła, wyrywając mnie z zamyślenia. — Kłamie bez przerwy w żywe oczy!

— Czekaj, Neele... — Wstałem z miejsca. Musiałem jakoś ją przegadać i uspokoić. — Nigdy cię nie okłamałem...

— Cały czas kłamiesz! — przerwała mi. — Ukryłeś przede mną, że znowu jesteś chory i ciągle mówiłeś, że dobrze się czułeś, choć wcale tak nie jest!

Złapała głębszy wdech, nie mogąc spokojnie odetchnąć. Płacz jej to zdecydowanie utrudniał.

— Neele, skarbie, spokojnie. Porozmawiajmy i wszystko ci wytłumacz...

Przerwała kobiecie.

— Nie chcę! — Rozpłakała się jeszcze bardziej. — Nie chcę cię znać, Damien!

Zatrząsłem się.

— Neele! — zwrócił jej uwagę dziadek.

— Nie odzywaj się do mnie! Kłamca!

Dziadek wstał.

— Neele, nie odzywaj się w taki sposób do brata! — podniósł głos. — Do pokoju, ale już!

Skrzywiła się przez ton, jakim mężczyzna się odezwał. Z oczu popłynęło jej więcej łez.

— Więcej się do ciebie nie odezwę! Głupek! — Odwróciła się, by kolejno uciec.

Ginger ruszyła za nią.

— Neele! — zawołałem za nią. — Chole... — zaciąłem się, przypomniawszy sobie, że dziadkowie znajdowali się zaraz obok. — Niech to...

Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Skrzywiłem się lekko na ten hałas.

Nie chciałem, żeby Neele dowiedziała się o zaburzeniach, a już tym bardziej w taki sposób. Sam miałem głupią nadzieję, że to jednak głupi sen. Że cała ta choroba to jedynie wytwór mojej idiotycznej wyobraźni. Że za moment się obudzę...

No dalej, głupi śnie, skończ się....

Nie powiedziałem Neele, choć dzień w dzień pytała, jak się czułem. Zataiłem przed nią coś takiego. Powiedziała, że nie chciała mnie znać, że się więcej nie odezwie i że ja miałem już z nią więcej nie zamienić słowa. Nie potrafiłem sobie wyobrazić dnia, beż chociażby minimalnego dokuczenia tej małej yaoistce, więc to oznaczało jedno.

Muszę jej jakoś zrekompensować tę informację...

Babcia położyła dłoń na moim ramieniu.

—Wiesz, że ona wcale tak nie myśli...

— Wiem — odpowiedziałem, nim zaczęła mówić dalej. — Ale ma rację. Zataiłem przed nią informację, że mogę być chory na coś jeszcze.

Opuściłem wzrok. Było mi głupio, że zataiłem coś takiego przed rodzoną siostrą.

— Przejdzie jej — Stwierdził dziadek.

Przytaknąłem, łapiąc za mój i Neele talerz. Dziadkowie spojrzeli zaskoczeni, gdy odłożyłęm oba przy zlewie.

— Damien?

Odwróciłem się do babci.

— Straciłem apetyt —rzuciłem krótko, by kolejno ruszyć do siebie.

Wszedłem mozolnie po schodach, zatrzymując sie przed pokojem Neele. Słyszałem, jak płakała, a przez to krajało mi się serce. Czułem się coraz gorzej przez to, że jej nie powiedziałem. Rozumiałem, dlaczego się zdenerwowała. Sam bym się rozgniewał – tylko w moim przypadku ktoś by mógł ucierpieć – gdyby ktoś ukrył przede mną tak istotną informację. Miała prawo być na mnie zła, tylko w jej przypadku występowało to przez łzy. Nakręcała się z każdą sekundą, a to przyczyniało się do płaczu.

Powinienem ją przeprosić...

Westchnąłem.

Nie chciała mnie widzieć, więc to będzie trudne. Wątpiłem, że otworzyłaby mi chociaż drzwi. Pewnie podłożyła pod nie krzesło, ponownie zapominając, w którą stronę otwierała się powłoka. Już uniosłem rękę, by zapukać, ale zatrzymałem się, usłyszawszy jej rozmowę z Ginger.

— Ja nie mogę go stracić, Ginger... — powiedziała cicho.

Opuściłem dłoń.

Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie wyleje łez z mojego powodu. Właśnie została ona złamana. Zniszczyłem ją w momencie, gdy razem z dziadkami postanowiliśmy zataić przed nią możliwość występowania u mnie zaburzeń. Powinienem był jej powiedzieć. Rozumiałem, czemu babcia i dziadek nie kazali nic jej mówić. Miała tylko trzynaście lat, ale z drugiej strony pytała czasem o poważniejsze rzeczy. Raczej nikt by nie wpadł na to, że trzynastolatka mogłaby myśleć o średniej krajowej zarobków, sytuacji kraju w czasie wojny i powodach, dlaczego ktoś ją rozpoczął czy chociażby o jakże wielkich planach prezydenta. Niekiedy miewałem poczucie, jakby miała na karku tyle co ja.

Co prawda, między nami istniała różnica trzech lat, ale zdecydowanie oboje zachowywaliśmy się dojrzalej.

Ruszyłem do siebie. W pomieszczeniu, gdy już zamknąłem drzwi, oparłem się o ścianę.

Nie chciałem, żeby spędziła cały weekend na płaczu. Powinienem się przełamać, iść ją przeprosić, ale usłyszawszy jej smutny ton, po prostu straciłem całą werwę. Znowu ją zraniłem. Przed oczami ponownie ukazała mi się ona, gdy cała zapłakana siedziała przy łóżku szpitalnym po mojej próbie samobójczej. Po tamtym nie odstępowała mnie na krok. Uparła się nawet, że będzie ze mną spała i pilnowała, żebym nie zrobił niczego głupiego. Przeszukała cały pokój w poszukiwaniu rzeczy, którymi mógłbym zrobić sobie krzywdę. Schowała gitarę, bojąc się, że spróbowałbym coś zrobić z pomocą strun.

Złapałem się za głowę.

Zawsze przy mnie była. Martwiła się za wszystkich i choć to ja urodziłem się od niej wcześniej, przemycałem jej słodycze, gdy dziadkowie nie patrzyli i opatrywałem każde zbicia po jej upadkach, to tak naprawdę ona zajmowała się mną. Odwracała moją uwagę od tych wszystkich myśli, jakie kotłowały się w głowie, gdy tylko zostawałem sam. Dlatego nigdy nie odstępowała mnie na krok. Nie chciała, bym ponownie wpadł na pomysł odebrana sobie życia...

Pokręciłem głową, uświadamiając sobie, że zjebałem na całej linii.

Co mam zrobić? Przecież bez niczego mi ona...

Oświeciło mnie. Ponownie złapałem za klamkę, wyszedłem z pomieszczenia i praktycznie zbiegłem po schodach. Przeszedłem do kuchni, gdzie zastałem sprzątających dziadków, których zdecydowanie zaskoczył mój widok. A przynajmniej na to wskazywały ich mimiki, choć powodem tego mogła być także moja nadmierna ruchliwość, bo jedna zwykle miałem problem, żeby choćby zwlec się po schodach.

— Damien? — odezwał się dziadek, a równo z nim babcia.

Akurat otworzyłem zamrażarkę.

— Mamy ulubione lody Neele? — dopytałem, a w tej samej chwili je zauważyłem.

— Ostatnio kupiliśmy — powiedziała babcia. — Dziwnym trafem jeszcze ich nie wywęszyła. Tak samo twoich ciastek. — Pokręciła głową.

Wyjąłem kubełek lodów o smaku ciasteczkowym. Po tym podszedłem do dużej szafy za lodówką.

— Chcesz ją przeprosić? — odezwał się dziadek, który usiadł na jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej.

Złapałem za paczkę ciastek z orzechami i czekoladą.

— Płacze w pokoju, a nie chcę, żeby cały weekend spędziła z twarzą w poduszce tylko dlatego, bo nie powiedziałem jej, że coś mi jeszcze może być — złapałem za łyżkę z koszyczka na sztućce.

— Powodzenia — rzucili obydwoje, gdy ruszyłem z powrotem w stronę korytarza.

Gdy ponownie znalazłem się pod pokojem Neele, zapukałem cicho w drzwi. Momentalnie zapadła tam cisza, jednak cieknący nos, który nie pozwalał jej spokojnie oddychać od razu ją zdradził. Już chciałem nacisnąć klamkę, kiedy to usłyszałem, że nie chce ona nikogo widzieć i woli siedzieć sama. Wziąłem głębszy wdech, nacisnąłem na wajchę, a ona puściła zamek. Uchyliłem powłokę, jednak szybko ją z powrotem przymknąłem, kiedy zobaczyłem lecącą w moją stronę poduszkę. Włożyłem przez szparę rękę z jej przysmakami.

— Mam coś dla ciebie, więc opuść broń — powiedziałem spokojnie, starając się nie brzmieć monotonnie.

— Nie chcę...

Zajrzałem do środka. Siedziała plecami do drzwi, opierając się o łóżko i siedząc na podłodze. Obok niej znalazła miejsce Ginger. Ostrożnie wszedłem do środka, kiedy na mnie nie patrzyła. Zostawiłem wszystko na biurku, po czym podszedłem do niej i usiadłem obok. Nie patrzyła na mnie. Zamiast tego wtulała się w futro psa.

Wziąłem głębszy wdech, zastanawiając się, jak w ogóle zacząć rozmowę.

— Posłuchaj, nie chciałem, żeby doszło do takiej sytuacji — zacząłem, ale dalej na mnie nie spojrzała. — Nie chciałem cię okłamać, ale nie chciałem też, żebyś przez to płakała. — Poprawiłem się i bardziej do niej przysunąłem. — Też byłem zaskoczony, kiedy terapeutka mi powiedziała, że mogę mieć zaburzenia Borderline. Nie chciałem na ciebie zrzucać tej informacji. Już się i tak wystarczająco martwisz przez resztę tych wszystkich cholerstw, z którymi muszę żyć. Nie wiedziałem, czy to zrozumiesz, dlatego nie mówiłem. Pamiętasz, jak zareagowałaś na informację o depresji albo na próbę samobójczą. Nie chciałem, żeby to się powtórzyło.

Pociągnęła nosem.

— Przepraszam, Neele. — Niepewnie położyłem rękę na jej plecach. — Powinienem był ci powiedzieć.

Po moich słowach w końcu się do mnie odwróciła i dokładnie przyjrzała. Widziałem, że miała zaczerwienione oczy, pod oczami pojawiły się widoczne zasinienia, nos zrobił się różowy, dolna warga drgała. Wyciągnąłem ramię, żeby mogła się przytulić, co od razu zrobiła. Przy tym weszła mi na kolana. Objąłem ją z całej siły, głaszcząc lekko jej głowę, gdy ponownie wybuchnęła płaczem.

Siedziałem z nią tak przez jakiś czas. Kątem oka zauważyłem, że kubełek lodów oszroniał, dlatego po niego sięgnąłem, co nieco mi utrudniała Neele. Po chwili przyłożyłem zimne opakowanie do rozgrzanego policzka siostry, na co jęknęła i za niego złapała. Kolejno uderzyła z plaskacza moją klatkę piersiową. Wręczyłem jej przysmak, na co ponownie usiadła obok i pociągnęła nosem.

Milczała tak przez chwilę, aż w końcu postanowiła chyba wydusić z siebie coś, co próbowała powiedzieć od momentu, gdy ją przytuliłem.

— Damien...

— Tak?

— Nie zostawisz mnie, prawda?

Uniosłem brwi zaskoczony.

— Nie zostawię...

— Obiecaj... — ponownie zabrzmiała, jakby miała za moment się rozpłakać.

— Obiecuję — odezwałem się pewnie, na co ponownie się przysunęła i wtuliła. 


Po długiej przerwie, ale jest!

Mam nadzieję, że się podobał!

 Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro