Wprowadzenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Była trzecia w nocy, gdy to wszystko się rozpoczęło. I teraz, z perspektywy czasu, można stwierdzić, że sam diabeł maczał w tym palce. Jednak chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że rozpęta prawdziwą apokalipsę.

Czasami nie możesz uwierzyć w coś, co właśnie się dzieje, ponieważ wydaje się to tak niedorzeczne i nieprawdopodobne, że nie dopuszczasz do siebie myśli, że to jest prawdziwe, nawet wtedy, gdy właśnie doświadczasz tego na sobie. I tak właśnie było z Opal. W chwili, gdy w wiadomościach podali informacje o wybuchu, była właśnie lekko wstawiona, więc z uśmiechem na twarzy wyłączyła telewizor i z radością przywitała się z Morfeuszem. Po kilku godzinach obudziły ją syreny strażackie, ale jej ogólny stan nie był jeszcze na tyle komfortowy, aby zainteresowała się tym w stopniu, w jakim powinna. Zasunęła rolety antywłamaniowe i włączyła muzykę, która do reszty zagłuszyła uciążliwy hałas. Obudził ją dźwięk telefonu, jednak również to zignorowała. Mógł to być jedynie Pete, a z nim nie chciała rozmawiać. Mimo wszystko rozbudziła się na tyle, że nie mogła już ponownie usnąć. Z ociąganiem wstała i poszła od razu pod prysznic. Chłodne strumienie wody otrzeźwiły ją. Była niedziela, prawdopodobnie południe. Wizja poniedziałku nie nastrajała ją zbyt radośnie. Z samego rana musiała jechać do pracy. Staż w jednym z największych szpitali był zarówno spełnieniem marzeń, jak i początkiem koszmarów.

Weszła do salonu ubrana jedynie w bieliznę i zerknęła na wyświetlacz telefonu. Była godzina piętnasta. Miała sześć nieodebranych połączeń od Pete'a i dwa od ojca, co nieco ją zdziwiło. Ojciec dzwonił rzadko. Wyjęła z szafy dżinsy i bawełniany podkoszulek. Włączyła telewizor i zmarszczyło czoło. „No Signal" na każdym kanale. Przez chwilę zastanawiała się czy na pewno opłaciła rachunek za kablówkę, ale przecież robiła to regularnie, a gdyby nawet o jakimś zapomniała, to na pewno przyszłoby najpierw upomnienie. Nieco zaniepokojona podeszła do okna i odsłoniła rolety. W jednej chwili do jej uszu dotarł potworny hałas, a oczy ujrzały widok, jakiego nie spodziewałaby się nawet w najgorszych snach. Nowy Jork oszalał. A miał to być dopiero początek.


Kilka miesięcy później.

To wszystko narastało stopniowo, jednak posuwało się nieubłaganie i choćby ktokolwiek próbował, nie można było mieć już na nic wpływu. Informacji w sumie nie dostarczono zbyt wiele. Wiedziała jedynie tyle, że był to konflikt polityczny. Rząd Rosji nie planował aż tak wielkiego zniszczenia, ale coś poszło nie tak. Pocisk miał trafić bezpośrednio w Biały Dom, a rozpylonego materiału miało być niewiele, zakażonych jedynie kilku, również skala choroby wymknęła im się spod kontroli. Prawdopodobnie nie mieli pojęcia jak bardzo zaszkodzą zarówno wrogom, jak również sobie. Całkowita śmierć mózgu, i gwałtowne wyniszczanie organizmu, zgon następował w ciągu najbliższej doby. Choroba, na którą nie było leku. Choroba, którą nie można było się zarazić. Choroba, która nie miała prawa bytu. A jednak...

Nigdy nie pasjonowała jej literatura zombie, nie lubiła tego gatunku kina i ogólnie prędzej uwierzyłaby, że obok mieszka wampir, niż w to, że na świecie zaroi się od tego typu istot. Od zombie.

Wybuch uszkodził elektrownię. Wirus rozprzestrzenił się w całym mieście, a po kraju rozniósł zaledwie w kilka godzin. W ciągu dni opanował cały kontynent. W Ameryce było jeszcze gorzej i szybciej. Do Nowego Jorku dotarł po dwóch dniach. Ludzi ogarnął starach. Ofiar było więcej niż ocalałych, a z chwili na chwilę jeszcze ich przybywało.

Zainfekowani mieli nie zarażać ‒ zarażali. Mieli umierać w ciągu doby ‒ nie umierali. Jedyne, co się zgadało, to fakt, że na tą chorobę nie było lekarstwa. Początkowo. Do momentu, gdy okazało się, że takim lekarstwem może być ona sama. Od tamtej chwili życie Opal uległo kompletnej zmianie. Nie musiała ukrywać się jedynie przed zarażonymi. Od czasu, gdy odkryła, że jest odporna na wirusa, musiała ukrywać się również przed Rządem Stanów Zjednoczonych.

W budynku, w którym schroniła się wraz z kilkudziesięcioma osobami wdarli się zakażeni. Również i ona została ugryziona, jednak zdołała uciec. Była pewna, że to jej koniec, jednak poza gorączką i halucynacjami nic jej się nie stało, a rana dość szybko się wygoiła. Uznałaby to za przypadek, jednak takie zdarzenie miało miejsce po raz kolejny. Również i tym razem przeżyła. W imię myśli, że do trzech razy sztuka, umyślnie pozwoliła się ugryźć, choć bała się wręcz panicznie. Jednak chciała mieć pewność. Zdobyła ją po upływie doby, gdy również tym razem wyszła z tego cało.

Początkowo nie wiedziała, co o tym sądzić, jednak była to raczej pozytywna opcja, szczególnie, gdy z czasem powracała nadzieja. Ciała zainfekowanych przestawały pracować po upływie kilkunastu dni. Wyglądało na to, że nie wyginie cała ludzkość i jedyne, co teraz się liczyło, to przetrwanie. A ona jako jedyna miała na to największe szanse. Wystarczyło dobrze się ukryć i przeczekać. Nie przewidziała jednak jednego. Tego, że mężczyzna, który był świadkiem jak przeżyła ugryzienie, będzie pracownikiem Amerykańskiego rządu i poinformuje o niej przełożonych. Na szczęście podsłuchała rozmowę i miała przewagę. Mężczyzna nie domyślił się, że o wszystkim wie, a to dało jej czas na ucieczkę.

Od tamtej pory wciąż się przemieszczała, nie mogła ryzykować. Było to trudne, ponieważ w jej przypadku najbezpieczniejszym było znalezienie miejsca, w którym by to wszystko przeczekała, jednak było to jedynym, czego nie mogła zrobić. Z jednej strony brak łączności i komunikacji utrudnił władzom poszukiwania, z drugiej również i jej samej przysporzył zmartwień. Miała dość oglądania się za siebie i samotności. Nie wiedziała, jaki jest dzień i w którym miejscu w danej chwili się znajduje. Unikała ludzi, ale jedyne, o czym marzyła, to stały kąt i ktoś, z kim mogłaby po prostu porozmawiać.

Gdy któregoś dnia przeszukiwała splądrowany sklep, wpadł jej do głowy szalony pomysł. Stojąc przed lustrem z ulgą ścinała długie, blond włosy, na które już po chwili nakładała brązową farbę. Szukano długowłosej blondynki, mając jedynie opis. Czy ktoś w tych okolicznościach zwróciłby uwagę na krótkowłosego szatyna? Musiała spróbować. I spróbowała. Miała drobną budowę ciała, była szczupła i nie miała typowo kobiecych kształtów. Brali ją za nastolatka. Teraz najważniejsze było jedno. Nie dopuścić, aby ktoś zorientował się, że jest odporna na wirusa.

Ludzie byli nieufni, nie tak łatwo było dostać się do jakiejś grupy. Każdy chciał przeżyć. Nie było też łatwo natrafić na porządnych ludzi, którzy nie stanowiliby zagrożenia, jednak teraz wędrówka nie była już ucieczką, była sposobem na przetrwanie.

Toksyny rozpylone przez Rosjan dokonały niszczących zmian w organizmach ludzkich, które po zarażeniu do złudzenia przypominały mityczne zombie. Jednak była to jedynie śmiertelna choroba, która wyniszczała świat. Mimo wszystko okazało się, że istnieje szansa przetrwania. Unikać zakażonych, przeczekać aż organizmy chorych wyczerpią się jak zużyta bateria, a rząd usunie resztę zanieczyszczeń.

O etapie w jakim znajdowało się ciało zakażonego, świadczyły oczy. Po ugryzieniu prawie natychmiast bledły, po zaledwie kilku sekundach kolor tęczówki nie był już widoczny. Z czasem ich oczy szarzały, po tygodniu coraz bardziej ciemniały, a gdy stawały się czarne, ciało zakażonego przestawało funkcjonować. Przez trzy dni po zarażeniu chorzy byli niezwykle aktywni i był to najgorszy etap. W tym stadium stanowili dla Opal największe zagrożenie. Byli dość silni i dość szybcy, aby dopaść człowieka i rozerwać go na strzępy, a w zasadzie jedynie to stanowiło w jej przypadku niebezpieczeństwo. Po trzech dniach chorzy słabli i stawali się na tyle powolni, że walka z nimi nie była groźna. Po tygodniu następował etap, gdy ich ciała funkcjonowały jedynie na resztkach baterii. A gdy oczy stawały już czarne, wiadome było, że została im zaledwie doba, góra dwie. Istotne było też to, że w takim stanie nie zarażali. Ugryzienie chorego, którego oczy były już czarne, nie przenosiło na ofiarę choroby, gdyż w jego ciele nie było już toksyn, mimo wszystko było śmiertelne. Ugryziony umierał, jednak nie zachodziła w nim żadna zmiana.

Wizja przetrwania w tych okolicznościach przedstawiała się dla Opal wyjątkowo pozytywnie. Jednak miała też świadomość, że być może większe niebezpieczeństwo stanowi dla niej Rząd, ponieważ gdyby wpadła w ich ręce, stałaby się królikiem doświadczalnym i niekoniecznie działoby się to w dobrej sprawie. Wynalezienie lekarstwa było dla Rządu mniej ważne, niż kontrola nad tak potężną bronią. Ponieważ każdy wirus przestaje być groźny, gdy ma się w posiadaniu antidotum. Nadal jednak pozostaje niszczycielską bronią, którą można podporządkować sobie cały świat.

Starała się o tym nie myśleć, ponieważ teraz najważniejszym było przeczekanie tego szaleństwa, które ogarnęło cały naród. Problem był jednak w tym, że trwało to dość długo, siły obronne kraju były zdziesiątkowane, a Opal miała przytłaczającą świadomość tego, że mogą minąć lata, zanim sytuacja się ustabilizuje. Pozostało jej jedynie czekać i nie dać się złapać. A w swym nowym kamuflażu była bezpieczna. 

____________________________

Tekst pierwotnie napisany został na potrzeby antologii tematycznej Godzina Diabła, jednak po namyśle zdecydowałam się na dołączenie do zbioru innej pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro