Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Daria podenerwowana przekroczyła próg mieszkania. Z impetem odłożyła klucze na stojącą w korytarzu komodę. Brzęk kluczy był tak głośny, że Kinga i Patrycja wyszły z kuchni, zobaczyć, co się dzieje. Patrzyły, jak Lewicka zdejmuje kurtkę i niedbale wiesza ją na wieszaku, a następnie zrzuca buty ze stóp. Zrobiła to tak energicznie, że bliźniaczki miały wrażenie, że najchętniej kopnęłaby je z całych sił. W końcu Ruda spojrzała w kierunku dziewczyn, które mrużyły oczy, patrząc na nią. Daria miała wrażenie, że nie dość, że wyglądają identycznie, to zachowują się tak samo, jakby były ze sobą połączone. Te same ruchy, te same gesty. Po prostu siostry Ksero, jak zwykle się na nie mówiło.

— Co się stało? — zapytała Kinga. Po chwili dostrzegła ubrudzone spodnie przyjaciółki.

— Jakiś facet mnie staranował — odpowiedziała Ruda. 

Przeszła do łazienki, żeby umyć ręce, a następnie weszła do kuchni, gdzie bliźniaczki kończyły jedzenie. Daria chwyciła dzbanek z sokiem i nalała do szklanki. Piła, żałując, że to nie wino, bo miała ochotę się upić. Postanowiła, że zrobi to w przyszły weekend, który miała mieć wolny.

— Gdzie cię przewrócił? — dopytywała Patrycja.

Daria zastanawiała się chwilę, co odpowiedzieć. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jak wypowie nazwę ulicy, to wyda się, że znowu zabłądziła i dlatego tak długo nie wracała ze spaceru. Postukała palcem wskazującym po blacie i cicho wypuściła powietrze.

— Przy Dürnerstrasse. — Bliźniaczki spojrzały na siebie, gdy przyjaciółka wypowiedziała nazwę ulicy.

— Znowu się zgubiłaś? — zapytała Kinga, a Daria tylko wzruszyła ramionami. Brunetki parsknęły śmiechem.

— Szedł z nosem w telefonie i wpadł na mnie na zakręcie.

— A pani Lewicka nie mogła go wyminąć? — zagadnęła Patrycja.

— Nie, bo pani Lewicka szła zamyślona i też go nie zauważyła. — Roześmiały się wszystkie, gdy padły te słowa.

— I co było dalej?

— No cóż... Oberwało mu się trochę. Chyba nawet za bardzo — odpowiedziała Daria, drapiąc się za uchem, po czym streściła całe zdarzenie, podkreślając, że mężczyzna, który ją przewrócił, był kierowcą samochodu, pod który wpadła, biegnąc na rozmowę kwalifikacyjną. Przyjaciółki patrzyły na nią, kręcąc głowami z niedowierzaniem.

— Co cię tak wyprowadziło z równowagi, że tak go potraktowałaś? Bo jakoś nie uwierzę w to, że to wszystko przez zwykły upadek na tyłek — odezwała się Kinga, biorąc do ręki szklankę z herbatą.

— Chwilę wcześniej rozmawiałam z Michałem. Zadzwonił do mnie — odparła Daria, a brunetka w tym samym momencie zakrztusiła się herbatą.

Spojrzała na swoją siostrę, a następnie obydwie przeniosły pytający wzrok na rudowłosą przyjaciółkę. Lewicka wzięła głęboki wdech i zaczęła streszczać całą rozmowę. W jej głosie słychać było niepewność. Przyjaciółki miały wrażenie, jakby Ruda miała się zaraz popłakać. Nie wiedziały, jak silne emocje targały Darią po rozmowie z byłym chłopakiem. Gdy tylko usłyszała jego głos, wróciły wszystkie wspomnienia. Te dobre, ale też to jedno najgorsze, które sprawiło, że ich związek legł w gruzach, a ona stała się nieufna w stosunku do mężczyzn. Gdy widziała jakąś szczęśliwą parę, zastanawiała się, jak długo jeszcze potrwa ich sielanka? Kiedy on zdradzi swoją ukochaną, z którą teraz idzie za rękę? A może już zdradza? To dlatego tak emocjonalnie zareagowała na propozycję kawy od Richarda. Uważała, że w domu zapewne czeka na niego dziewczyna albo żona, a on jak gdyby nigdy nic zaprasza inną.

— Chyba nie uwierzyłaś temu palantowi w ani jedno słowo? — zapytała Patrycja. Daria w odpowiedzi pokręciła głową, po czym zaczęła nerwowo uderzać palcami o blat kuchennego stołu.

— Ruda, możesz spraszać sobie do tego mieszkania, kogo chcesz, ale tej gnidy nie chcemy tu widzieć. Nie wierzę w ani jedno jego słowo i nie obraź się, ale wątpię w to, że żałuje tego, co się stało. Takie typy, jak on się nie zmieniają. Po roku nagle go olśniło, że to, co zrobił, było podłe? Przyjedzie tu, żeby się z tobą spotkać i co? Wrócicie do siebie, jakby nie zdradzał cię wcześniej na prawo i lewo?

— Patrycja! — Strofowała ją siostra, gdy zauważyła łzy w oczach Darii.

Lewicką zabolały słowa przyjaciółki, chociaż wiedziała, że miała całkowitą rację. Michał chciał przyjechać do niej, żeby porozmawiać, a ona wiedziała, że jeśli się na to zgodzi i on faktycznie ją odwiedzi, a potem poprosi, żeby dała mu jeszcze jedną szansę, to ona zgodzi się bez wahania. Źle się czuła, będąc samą. Brakowało jej męskich ramion, w które mogłaby się wtulić. Dużej i silnej dłoni, w którą schowana byłaby jej dłoń w czasie spaceru. Tańca późnym wieczorem, po wspólnym opróżnieniu butelki wina i rozmów do rana. Leżeniu w objęciach na łóżku oraz dreszczy pożądania, które wywoływałaby męska dłoń, sunąca po jej rozgrzanym, nagim ciele w namiętną noc. Nie potrafiła być sama.

— Co, Patrycja!? Co, Patrycja!? Prawdę mówię! — Uniosła się brunetka.

— Przepraszam, pójdę już do siebie. Jestem zmęczona — odparła cicho Daria, po czym wstała z krzesła i skierowała się w kierunku pokoju.

Do jej uszu dobiegała rozmowa sióstr na temat Michała. Miała dosyć dzisiejszego dnia. Chciała zniknąć. Gdy weszła do sypialni, opadła na łóżko, a następnie chwyciła komórkę w dłoń i wybrała numer Igi – starszej o trzy lata siostry. Słuchając nawiązywania połączenia, zastanawiała się, od czego zacząć rozmowę. Miała jej tyle rzeczy do powiedzenia.

— Cześć, siostra. Co słychać? — odezwała się Iga.

— Tęsknię za wami — odpowiedziała Daria nostalgicznym głosem.

***

Ruda obudziła się we wtorek w trochę lepszym nastroju. Rozmowa ze starszą siostrą jej pomogła. Iga miała takie samo zdanie na temat Michała jak Patrycja. Daria miała jak najszybciej wyrzucić z głowy to, że do niej dzwonił i to, że złożył jej propozycję spotkania. Próbowała, ale nie wyszło. Minie kilka dni, nim znów zacznie żyć, nie myśląc o nim non stop. Zwlokła się z łóżka i przeszła do kuchni, gdzie nastawiła wodę na kawę, po czym weszła do łazienki, umyła się, rozczesała włosy i wróciła do kuchni. Zalała kawę w kubku, a następnie usiadła przy stole i powoli ją wypiła.

Pół godziny później wychodziła z mieszkania. Do pracy szła na piętnastą, więc postanowiła, że wybierze się jeszcze w góry. Do miejsca, które przypadkowo odkryła podczas ostatniego spaceru, gdy zeszła ze szlaku. Siedziała tam wtedy dwie godziny, w ciągu których nikt się nie pojawił. Od tamtej pory wiedziała, że to będzie jej azyl. Samotnia, w której może pomyśleć, a także wykrzyczeć się do woli. Tak właśnie robiła. Stała na skraju góry i krzyczała wniebogłosy, czując, jak uchodzą z niej wszystkie emocje. Nie mogła pojąć tego, co się z nią działo od jakiegoś czasu. Czuła się przytłoczona i zmęczona. Ciągle chciało jej się płakać. Wystarczył niewielki impuls do tego, żeby w jej oczach pojawiły się łzy. Winę o taki stan rzeczy zrzucała na przesilenie wiosenne. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że mogła to być po prostu tęsknota za rodziną, znajomymi i wielkomiejskim życiem we Wrocławiu. Nie potrafiła się odnaleźć w nowym miejscu zamieszkania.

Po kilkudziesięciu minutach w końcu dotarła na miejsce. Usiadła nad urwiskiem i patrzyła przed siebie. W jej głowie kłębiły się najróżniejsze myśli. Przez kolejną godzinę wpatrywała się w góry, słuchając muzyki. Próbowała przywołać pozytywne myśli, ale one jakby zniknęły. Uciekły gdzieś od niej i nie chciały wracać, a zostały tylko te złe. W końcu wstała i zaczęła wsłuchiwać się w słowa piosenki zespołu Coma.

­— Ile jeszcze we mnie wiary, ile jeszcze we mnie samym sił, na nowe dni, ile szans. Ile jeszcze we mnie wiary, ile jeszcze we mnie samym sił, by dalej żyć w taki czas. — Zaśpiewała razem z Piotrem Roguckim. Gdy utwór się skończył, zdjęła kaptur z głowy, a następnie ściągnęła słuchawki, które przewiesiła sobie przez szyję, po czym zaczęła krzyczeć, nie zdając sobie sprawy z tego, że była obserwowana.

***

Richard obudził się, zastanawiając się, co będzie robił dzisiejszego dnia. Musiał na nowo przyzwyczaić się do innego, posezonowego rozkładu dnia. Przetarł twarz, leżąc w łóżku, po czym chwycił w dłoń komórkę. Zero wiadomości. Usiadł i przeciągnął się, a następnie przeszedł do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Kilkanaście minut później, siedział przy stole, zajadając się śniadaniem. Pomyślał o tym, żeby od rana pojeździć na rowerze. Dzisiaj nie miał treningu, więc musiał sam zaplanować sobie czas. Kiedy wyszedł na zewnątrz, otrząsnął się lekko. Poranki o tej porze roku były jeszcze wyjątkowo chłodne. Zapiął kurtkę pod samą szyję, założył kask na głowę, po czym wsiadł na rower i ruszył przed siebie. Jechał w kierunku gór, gdzie były świetne trasy. Lubił swoje miejsce zamieszkania. Górzyste tereny robiły wrażenie, poza tym w takim otoczeniu mógł naprawdę odetchnąć pełną piersią i wypocząć. To był jego azyl. Pędził przed siebie kompletnie pustą szosą, a chwilę później pokonywał pierwsze wzniesienie. Zimne powietrze uderzało w jego twarz, przez co czuł się rześko. Tak, jak po przebudzeniu się był znużony, tak teraz absolutnie nie odczuwał już zmęczenia.

Godzinę później zmierzał do miejsca, w którym lubił odpoczywać. To polana na jednej z gór, z której rozpościerał się niezwykły widok. Nigdy nie spotkał na niej żadnej osoby. Zastanawiał się, dlaczego tak wspaniałe miejsce, nie zostało przez nikogo odkryte. Chociaż z drugiej strony, cieszyło go to. Im mniej osób tym lepiej. W czasie zawodów zawsze otaczał go tłum ludzi, więc po sezonie lubił pobyć czasem sam. W tamtym miejscu mógł posiedzieć na skale lub stanąć na skraju góry i odciąć się od wszystkiego. Po prostu patrzeć przed siebie na rozpościerające się widoki.

Zatrzymał się i zsiadał z roweru, gdy dotarł na miejsce. Był zaskoczony i niepocieszony, kiedy zauważył, że ktoś go uprzedził. Nie sądził, że kiedykolwiek spotka tu kogoś. Cicho wypuścił powietrze i z przekąsem patrzył na osobę, która stała odwrócona do niego plecami. Kilka minut później usłyszał melodyjny, kobiecy głos. Dziewczyna wyśpiewała kawałek piosenki w obcym dla niego języku. Jednak spodobał mu się ten głos. Nie usłyszał choćby cienia fałszu. Freitag schował ręce do kieszeni od kurtki i dalej z zaciekawieniem ją obserwował. Dziewczyna po chwili zdjęła kaptur z głowy, a następnie słuchawki z uszu. Brunet uniósł brwi, gdy zauważył burzę rudych włosów. Dokładnie taką samą, jak tą, którą widział wczoraj dwa razy. Zaczął się zastanawiać, skąd wzięła się ta dziewczyna. Nigdy nie widział jej na oczy w tych okolicach, a teraz spotykał ją kolejny raz. Po chwili zreflektował się, że przecież przez ostatnie kilka miesięcy był gościem w Breitenbrunn, przez odbywający się sezon w skokach narciarskich. Patrzył z ciekawością na odwróconą tyłem Darię, przypominając sobie ich wymianę zdań. Mówiła z dziwnym akcentem, co utwierdzało go w przekonaniu, że nie była rodowitą Niemką.

Ciekawe skąd pochodzi? — pomyślał sobie.

Nagle dziewczyna zaczęła krzyczeć na całe gardło, a po chwili skryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Richard zastygł w bezruchu, robiąc wielkie oczy, gdy obserwował jej zachowanie. Nie wiedział, co ma zrobić. Podejść do niej i zapytać, co się stało? Czy może lepiej stąd odjechać jak gdyby nigdy nic? Bił się z myślami, a gdy w końcu zdecydował się odjechać z miejsca, żeby jej nie przeszkadzać, ona nieoczekiwanie odwróciła się w jego kierunku. Na twarzy Rudej malowało się zaskoczenie. Wpatrywała się we Freitaga zapłakanymi oczami, z których starła ostatnie łzy, a on nie miał pojęcia co zrobić. Gdy już w końcu zebrał się na odwagę, żeby zapytać, czy w czymś jej pomóc, rudowłosa po prostu ruszyła biegiem przed siebie. Minęła go, a on kolejny raz odprowadzał ją wzrokiem, głęboko wzdychając i zastanawiając się, co złego mogło ją spotkać.

Odstawił rower, po czym podszedł do miejsca, w którym przed chwilą stała Lewicka. Przymknął oczy, zrobił głęboki wdech, a następnie spojrzał przed siebie.

— Świetny widok — powiedział, wyciągając telefon.

Zrobił zdjęcie, a chwilę później usiadł na pobliskiej skale. Miał się wyciszyć, ale jego myśli nie chciało opuścić zdarzenie, którego świadkiem był wcześniej. Zastanawiał się, co takiego wydarzyło się w życiu tej dziewczyny, że tak się zachowywała. Żałował, że nie zdążył się odezwać. Posiedział jeszcze kilkanaście minut, po czym wstał, żeby ruszyć w drogę powrotną do mieszkania. Gdy wyjechał na lokalną szosę, w oddali zauważył Darię. Chwilę później wyminął ją, ale mimo wszystko, po przejechaniu kawałka drogi odwrócił głowę w jej kierunku. To było silniejsze od niego. Zauważył, że ocierała łzy. Jej dłonie raz po raz lądowały na twarzy.

***

Gdy Richard przekroczył próg mieszkania, zdążył tylko odwiesić kurtkę na wieszak, kiedy to rozległ się dźwięk jego telefonu. Wyciągnął komórkę z kieszeni i głęboko westchnął, gdy spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Karin, dziewczyna, z którą ostatnio się spotkał. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, ale mimo wszystko odebrał połączenie. Stwierdził, że po prostu powie jej, żeby więcej do niego nie dzwoniła. Wolał wyjaśnić wszystko, niż chować głowę w piasek i udawać, że jej nie znał.

— Halo? — odezwał się, przechodząc do kuchni. Wstawił wodę na herbatę i oparł się o szafkę.

— Cześć, Richard. Co robisz wieczorem? Może wyskoczylibyśmy do jakiejś restauracji? — Chłopak przewrócił oczami na te słowa.

— Wiesz, nie mam ochoty na kolejne spotkanie. Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko, gdy się żegnaliśmy — mówił, wyciągając z górnej szafki kubek, do którego wrzucił saszetkę herbaty.

— Oj no, Richi. Tak szybko się poddajesz? Jak można ocenić kogoś po pierwszej randce? 

Gdy padły te słowa, Freitag wiedział, że dziewczyna tak szybko nie odpuści. Powinna wiedzieć, że najważniejsze jest pierwsze wrażanie, a ona wypadła fatalnie.

— Przykro mi, ale nie — odpowiedział zdecydowanie.

— Richi, nie będziesz żałował. — Usłyszał kokieteryjny głos.

Oj tam, mogłeś się z nią chociaż trochę zabawić.
— Przypomniał sobie słowa Huberta, które wypowiedział, kiedy o niej rozmawiali.

— To, o której chcesz się spotkać? — odezwał się po chwili.

— O dziewiętnastej? W tej restauracji na obrzeżach miasta?

— Może być.

— Świetnie. Do zobaczenia, przystojniaku.

— Cześć — odpowiedział i się rozłączył.

W tym samym momencie zagotowała się woda w czajniku. Zalał wrzątkiem herbatę, a potem usiadł z kubkiem w ręku na kanapie w pokoju dziennym, zastanawiając się, jak potoczy się dzisiejsza randka. Miał nadzieję, że będzie bardziej udana niż ostatnia.

***

Freitag wyszedł z domu kwadrans przed dziewiętnastą. Wsiadł do taksówki, podając kierowcy adres, pod który miał go zawieźć. Punktualnie stanął obok lokalu i czekał na dziewczynę. Obserwował wchodzących do restauracji ludzi. Wszyscy byli radośni. Miał wrażenie, że będzie jedyną osobą w tym pomieszczeniu, która będzie siedziała tam, jak za karę. I to na własne życzenie. Jednak nie było już możliwości odwrotu. Od razu poprzysiągł sobie, że dzisiaj definitywnie zakończy tę znajomość. Po jakimś czasie zerknął na zegar w telefonie. Cicho westchnął, widząc, że była już dziewiętnasta dwadzieścia, a po Karin nie było śladu. Niby miał tę świadomość, że kobiety zawsze się spóźniają, ale on mimo wszystko wolał, gdy zjawiały się punktualnie. Nie rozumiał, skąd w ogóle wzięło się to przyzwolenie na przychodzenie o późniejszej porze. Od razu mogła powiedzieć, żeby spotkali się o dziewiętnastej trzydzieści.

W końcu doczekał się jej. Wysiadła z taksówki, która zatrzymała się po drugiej stronie ulicy. Musiał przyznać, że wyglądała świetnie. Długie blond włosy opadały na plecy, a spod czarnego, krótkiego płaszcza dało się zauważyć czerwoną sukienkę, która opinała jej szczupłe, jędrne ciało i była tak krótka, że spowodowała, iż Freitag naprawdę miał ochotę się z nią zabawić.

Nie będziesz żałował. — Przypominał sobie jej słowa, mając nadzieję, że tak właśnie będzie.

Gdy obserwował, jak zbliża się do niego, zastanawiał się, czy nie jest jej zimno w tym stroju, bo wieczór był dość chłodny. Jednak dostrzegając jej pełne usta pomalowane czerwoną szminką i głęboki dekolt ukazujący piersi, nie pamiętał już, o czym myślał wcześniej.

— Cześć, Richard. — Przywitała się z nim, całując w policzek.

— Cześć — odpowiedział, a następnie otworzył drzwi i przepuścił ją przodem.

Po przekroczeniu progu restauracji podeszła do nich osoba odpowiedzialna za rezerwacje i poprowadziła do stolika. Richard szedł za Karin, skupiając wzrok na jej krągłych pośladkach. Chwilę później zajęli miejsca przy stoliku i zaczęli rozmowę. W tym momencie cały czar prysł. Chłopak wypuścił cicho powietrze, słuchając jej relacji z zakupów. Przez jego głowę przebiegła myśl, że gdyby milczała, to spotkanie mogłoby być nawet udane. Odetchnął z ulgą, kiedy blondynka zamilkła na moment, bo podeszła do nich kelnerka. Richard przeniósł wzrok na dziewczynę, która przyniosła menu i zaniemówił. Przy ich stoliku stała Daria. Mimowolnie posłał jej delikatny uśmiech, którego ona nie odwzajemniła. Klepała wyuczoną regułkę, którą wypowiadał każdy kelner w tym lokalu do swoich gości. Freitag znał ją już praktycznie na pamięć. Nawet nie skupiał się na tym, co mówiła Ruda, tylko przyglądał się jej z uwagą.

— Kochanie, może być czerwone wino? — wyrywał go z zamyślenia głos Karin.

— Tak — odpowiedział mechanicznie. 

Zaraz, zaraz. Czy ona powiedziała do mnie kochanie? — Oprzytomniał nagle, zerkając na blondynkę.

Daria zostawiła parze menu i odeszła dając chwilę na wybranie dań. Wróciła po kilku minutach, żeby przyjąć zamówienie, a Richard znowu przyglądał się jej gorliwie. Po wejściu do restauracji większą uwagę skupiał na kelnerce niż towarzyszce, z którą przyszedł.

Uroczo wygląda z tymi piegami — pomyślał sobie, unosząc lekko kąciki ust.

Oprzytomniał, gdy musiał powiedzieć, co zamawia, po czym znowu został sam na sam z Karin.

— Co będziemy robić po kolacji? — Zapytała, spoglądając na niego zalotnie spod długich rzęs. Wstrzymał oddech, gdy poczuł jej dłoń na swoim udzie, która niebezpiecznie pięła się ku górze. Brunet nawet nie musiał się wysilać, żeby zaciągnąć ją do łóżka.

— Zobaczymy — odpowiedział, chwytając jej dłoń i ściągając ją ze swojego uda, nie spoglądając na towarzyszkę.

— Przecież wiem, że masz na mnie ochotę — wyszeptała mu do ucha. W tym samym momencie podeszła do nich Daria, podając zamówione dania. Życzyła smacznego i oddaliła się od pary.

***

Po trzech godzinach Richard i Karin opuszczali restaurację. Freitag przez cały ten czas spędzony w lokalu dyskretnie spoglądał na Darię. Obserwował, jak z gracją chodziła między stolikami, nosząc po kilka talerzy z zamówieniami jednocześnie oraz uśmiechała się do gości. Zastanawiał się, dlaczego jemu nie posłała takiego uśmiechu.

— To co? Jedziemy do mnie, czy do ciebie? — zapytała blondynka. Richard spojrzał na nią zmrużonymi oczami i chwilę pomyślał nad odpowiedzią.

— Może do ciebie? — Zaproponował, przeczesując włosy ręką.

— Świetnie — zaszczebiotała dziewczyna, spoglądając na niego kokieteryjnie.

Blondynka uśmiechnęła się lekko, gdy wyłapała, jak Richard kolejny raz spojrzał w jej dekolt. Wiedziała, że w końcu jej ulegnie. Liczyła, że zostaną parą i dzięki jego popularności będzie mogła w końcu dumnie wkroczyć do celebryckiego świata. Marzyła o tym od dawna. Wsiadła z Freitagiem do taksówki, nie będąc świadomą tego, że po wspólnie spędzonej nocy, Richard planował opuścić jej mieszkanie nad ranem bez pożegnania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro